Parę dni wcześniej
Pora Nagich Drzew nie oszczędzała ziemi dookoła. Mróz skuł ją lodem, zabrał zwierzynę i zioła. Jeszcze gdyby dookoła był puszysty śnieg, ale nie — zamiast niego błoto wpełzało pod łapy i do legowisk. Była to zdecydowanie najgorsza pora dla klanowych kotów. Każdy pracował ciężko, przykładając się, by wspomóc swój klan. Jednak wyjątkiem od tego była Motylkowa Łączka. Nadal pogrążona w żalu po wydarzeniach w jej rodzinie, nie opuszczała legowiska medyka. Jedyne, co wydobywało się z jej pyska, to ciągłe „przepraszam”, kierowane w stronę Wdzięcznej Firletki. Wojowniczka nienawidziła się za swoje lenistwo, a gdy próbowała wstać, czuła, jakby ogromny kamień przygniatał ją do ziemi. Czuła się bezużyteczna. Chciała to zmienić, ale wiedziała, że to jeszcze nie czas. Dni mijały, a ona z każdym kolejnym czuła się odrobinę pewniej. Była gotowa spojrzeć klanowiczom w oczy, jednak słowa nie wychodziły z jej pyska tak często, jakby chciały. A dawny uśmiech, jasny jak słońce, gdzieś zniknął. Spoglądała tępo w stronę wyjścia z wieży. Wiatr delikatnie wpadał przez otwarte okno, zachęcając ją do wstania. Mimo że był chłodny, był tak bardzo upragniony… W końcu podniosła się na łapy. Wystawiła głowę z legowiska, ale po chwili usiadła jedynie, obserwując życie w obozie. Od razu wiele kotów spojrzało w jej stronę. Z uśmiechami na pyskach machali do niej łapami. Jednak widząc, że kotka nie odwzajemnia gestu, stawali się smutni. Bliżej niej podszedł jednak Ruda Lisówka. Kocur upuścił na ziemię zająca.
— Motylkowa Łączko! W końcu wyszłaś, nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę — wymruczał rudzielec, siadając obok niej. — Taka atmosfera ostatnio ponura, a ty też się nie uśmiechasz. Mam nadzieję, że już czujesz się lepiej.
Wojowniczka zerknęła na zdobycz, którą przyniósł kocur, a potem na niego, delikatnie skinęła głową.
— Może… — mruknęła, czując, jak głos jej się łamie. Dawno go nie używała, a i tak czuła, że wszystko, co mówi, brzmi jak kłamstwo i bluźnierstwo najgorszego sortu. Serce jej się ścisnęło, podobnie jak żołądek. Odsunęła łapą zająca, którego przyniósł Ruda Lisówka. Kocur patrzył na nią chwilę smutno.
— Dam ci przestrzeń, ale jak coś, to twoje posłanie na ciebie czeka — wymruczał, zabierając ze sobą zdobycz i odchodząc do innych znajomych kotów. Powiedział im coś, kręcąc głową.
Motylkowa Łączka siedziała jeszcze dłuższą chwilę, łapiąc oddech. Chciała się ruszyć, podejść do Przepiórczego Puchu i zaproponować, że pójdzie na patrol. A jednak dalej siedziała. Czuła, jakby mocne pędy oplatały jej łapy i szyję. Czy w ogóle byłaby w stanie o to zapytać? Drgnęła nagle, zwieszając głowę. Złapała się łapą za głowę, a wspomnienie tamtych chwil znów w nią uderzyło. Widziała przed oczami Norniczy Ślad, najpierw uśmiechającą się, a potem wściekłą. Krew ciekła jej z gardła, brudząc wszystko dookoła. Motylka widziała, że to jej własne łapy były brudne.
— Już ci lepiej, jak widzę — wyrwał ją z plątaniny nagły głos. Uniosła spojrzenie, lecz szybko je odwróciła. Obok niej stanął Zawilcowa Korona. Medyka wyjątkowo nie patrzył na nią z pogardą, a politowaniem. Jego ton brzmiał przyjaźnie.
Kotka pokręciła głową na jego słowa.
— Chodź do środka, dam ci zioła uspokajające — zaproponował, odwracając się i wchodząc do wieży.
Szylkretka, nie czekając, ruszyła za nim w głąb wnętrza.
* * *
Sprawy w Klanie Burzy, mówiąc krótko, skomplikowały się. Rozkwitająca Szanta oraz Kozi Przesmyk zostali zamordowani, a sprawca prawdopodobnie pochodził z samego Klanu Burzy — z jej własnego domu. Gdzieś tu, pośród znajomych pysków, był ten splamiony krwią. Kotka od razu pomyślała, że mogła to być jej matka, Przeplatkowy Wianek, lub siostra. Myślała też o bracie, choć w jej oczach Świerszczowy Skok wciąż miał szansę na odbudowanie relacji. Na własne oczy widziała, jak Zawodzące Echo przesłuchuje każdego wojownika i ucznia… poza nią. Było to upokarzające, bo dowodziło, że była na tyle bezużyteczna, że nikogo nie obchodziło, co robiła. A jednak miało to sens — cały dzień przeleżała w legowisku, a jej alibi potwierdzali trzej medycy. Do tego powinna była się cieszyć, że nikt jej nie podejrzewał. Po przesłuchaniach Burzaki głosowały, a ona sama wymigała się od udziału w dyskusji, nie chcąc nikogo oskarżać. Jednak to, co wydarzyło się później, wstrząsnęło nią do głębi. Jej brat został oskarżony, a potem Skowroni Odłamek w amoku przyznał się do zbrodni. Koty Klanu Burzy rozerwały go na strzępy. Bez podstaw. Uznając jego majaczenia za prawdę. To było niesprawiedliwe! Odbierali jej bratu wolność, a medykowi, który ją kiedyś szkolił, życie! Wysunęła się z wieży z nową determinacją. Musiała odrzucić na bok smutek. Musiała ochronić honor brata i znaleźć tego, przez kogo Skowroni Odłamek stracił niewinne życie. Miała wątpliwości, czy jej zniszczona głowa pozwoli jej myśleć jasno. Czy jednak podejmie błędne decyzje? Musiała spróbować. Ten ostatni raz. Musiała wykorzystać nagłe siły i ruszyć się z miejsca. Na jej pysku jednak nie było widać uśmiechu ani determinacji — jedynie żal i strach. Wiatr wiał, smagając jej futro i przypominając o bezlitosnym świecie na zewnątrz. Wszystko wokół wydawało się wrogie, a jednak to właśnie tam, wśród chaosu i krzyku innych kotów, musiała znaleźć swoją siłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz