Wzrok Miłostki przeszył ją na wskroś. Wyżerał dziurę w piersi. Przepełnione goryczą i jadem oczy wpatrywały się w nią nie jak wróg na wroga, a jak łowca na ofiarę.
Jaśminowiec momentalnie zrzedła mina. Uniesione kąciki pyska zadrżały, powieki uniosły się w grymasie, a uszy powędrowały do tyłu. Przez moment wydawało jej się, że gardłowy, nienawistny warkot pointki ją spętał, uniemożliwił nawet najmniejszy ruch. Nim czekoladowa zdążyła jakkolwiek zareagować, jej własna sierść latała na około zwartych w boju kotkach. Jaśminowiec odruchowo zasłoniła słabe punkty, próbowała się wyrywać, lecz gdyby nie to, że Miłostka została siłą od niej odciągnięta, na samych ranach na udach na pewno by się nie skończyło. Do czekoladowych uszu dotarł jeszcze jadowity głos dawnej przyjaciółki, gdy ta była zaciągana za obóz. Otoczona zatroskanym tłumem Jaśminowiec walczyła o każdy oddech. Nie przez obrażenia fizyczne, a przez szok, który po nagłym zastrzyku adrenaliny powrócił ze zdwojoną siłą. Kotka ledwo trzymała się na nogach, gdy Cierń prowadził ją do uzdrowicieli. Nawet nie zarejestrowała, gdy ktoś zaczął zajmować się jej ranami na udach.
Nie lubiły się z Miłostką, to fakt. Docinały sobie, obrażały nawzajem rodziny, rozpuszczały ohydne plotki - to wszystko przecież była norma. Tak funkcjonowały. Tak Jaśminowiec zdobywała jej uwagę, gdy tylko znalazła do tego okazję. Była przekonana, że Miłostka robi to samo. Nigdy nie przypuszczałaby, że ta się na nią rzuci z chęcią dokonania Wszechmatka wie czego…
Zawsze myślała, że dorównywały sobie w byciu sobie nawzajem wrzodami na zadzie, a teraz? Myliła się co do Miłostki? Miała ją za tę idealną piękność z językiem ciętym jak nikt inny, której nawet najgorsze świństwo by nie ruszyło. Wszystko miało spływać po niej jak po kaczce, a nie dostawać się między niewidoczne szczeliny i wyżerać od środka. Przecież wytykanie jej beczenia po nocach nie odstawało aż tak od ich codziennych dogryzień. Przecież Miłostka nie pękłaby przez coś takiego. Jaśminowiec w próbach uspokojenia się, wmawiała sobie, że to kolejna głupia sztuczka szylkrety. Że na pewno zrobiła to, by ją upokorzyć przed całą społecznością. Przegrana, niewinna bójka, tak na środku obozu, na oczach wszystkich... Tak, to już brzmiało bardziej jak Miłostka, którą znała i której pragnęła uwagi.
Przed legowiskiem Cierń prowadziła ostrą wymianę zdań z zdezorientowaną, wystraszoną Pieczarką. Obok cicho przemknął Len, zostawiając Sajgona na zewnątrz. Kocur dotknął nosem spoconego czoła Jaśminowiec, wybijając ją z wiru zamyśleń.
— Co z Miłostką? — zapytała od razu, wpatrując się wyczekująco w jasnobrązowe ślepia. Kocur prychnął, wzruszając ramionami.
— Zwariowała. Teraz tylko czekać, aż sama się siebie pozbędzie — usadowił się blisko, ale nie za blisko, by czasem nie usmarować się dezynfekującą breją bądź pajęczyną na bokach Jaśminowiec.
— Pilnują jej?
— Ta. I dobrze. Możesz uwierzyć w to, że i na mnie próbowała się rzucić? Co jakby mnie tak podrapała? Bym się nie pokazywał przez następne księżyce ze wstydu — prychnął Len, z obrzydzeniem kładąc po sobie uszy.
— Mhm… — mruknęła pod nosem, myślami znów odbiegając do pointki.
***
Minęły dwa, może trzy wschody słońca od szarpaniny z Miłostką. Jaśminowiec spędziła te dni w legowisku szamanki. Stęskniła się za Purchawką. Przez ostatnie spory z Miłostką miała wrażenie, że zaniedbała przyjaciółkę. A skoro ona i Miłostka chwilowo były przymusowo rozdzielone, Jaśminowiec miała idealną okazję, by wymienić się z Purchawką językami i umówić na wspólne poszukiwanie ziół. Wieczorem tylko w kącie oka mignęły jej dwa znajome ogony. Wszędzie poznałaby te rude kłaki. Uśmiechnęła się pod nosem. Już dały sobie czas, by ochłonąć, a Jaśminowiec niezmiernie kusiło, by wyjaśnić całą tą niezmiernie głupią sytuację, oczywiście na och sposób. Chciała znowu się pożreć z Miłostką, metaforycznie opluć jej ten ładny pyszczek, poczuć piekącą w policzki frustrację, gdy nie może wymyślić dobrej odbitki na jad kotki. Jaśminowiec napięła mięśnie, chcąc wstać, jednak w połowie ruchu się zatrzymała. Przed oczami mignął jej obraz spojrzenia Miłostki, sekundy przed tym, jak się na nią rzuciła. Czekoladowa po chwili namysłu westchnęła i wróciła do leżenia przy Purchawce. Ruda kita niedługo zniknęła jej z oczu. No cóż, nie dzisiaj. Przecież jutro też będzie miała szansę na konfrontację z Miłostką…
Do widzenia, Miłostko… sorry, że odbiłam Ci chłopaka. Kij Ci w oko za to, że uciekłaś. Wracaj szybko.
~XO XO, Jaśminowiec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz