tw: problemy z jedzeniem
Kurka niedługo po powrocie od uzdrowicieli znów do nich trafił. Tym razem jednak nie do końca z jego winy. W Owocowym Lesie zaczęła się pandemia. Zielony kaszel zarażał wszystkich, od najmłodszych, po najstarszych, więc powstała mała izolatka dla chorych.
Guziczek mianował się niedługo przed wybuchem, już byli pierwsi chorzy, ale nie wydawało się to AŻ tak poważne. Jednak gdy nagle zaczęli chorować inni, w tym Kurka i Kajzerka, to sytuacja stała się poważna. Wszyscy zdrowi mieli trzymać się od chorych jak najdalej oraz mieli pomagać w zbieraniu zapasów. Nieważne kto jaką miał role i ile miał księżyców, jeśli był w stanie, to miał polować, albo pomagać uzdrowicielom zbierać zioła. Guziczek wybrał tę pierwszą czynność, chociaż fakt srogiej Pory Nagich Liści wcale nie pomagał. Nagle w mrozie, szukając zwierzyny, był wdzięczny Czerwcowi. Czekoladowy dał mu kiedyś karę, jak biało-czarny był jeszcze uczniem. Musiał zapolować aż na trzy ofiary, no a zwiadowcy wcale aż tak dużo nie polowali. Udało mu się wtedy, chociaż było ciężko. Teraz gdy po drzewach skakał już bezszelestnie, nagłe wyłapanie jakieś biednej zwierzyny, która nie zdążyła się skryć przed chłodem, wydawało się zaskakująco łatwe. To jego polowanie trwało kilka długich dni, a noce wydawały się niezmiernie chłodne. Próbował zachować spokój, gdy uzdrowiciele raz po raz rozkazywali mu odsunąć się od izolatki, gdy po raz kolejny nie widział ani Kajzerki, ani Kurki. Noce też wydawały się długie i zaskakująco zimne, gdy nie mógł wtulić się w liliowe futro. Wszystko wydawało się takie… Inne. Przerażające. Kocur nigdy nie sądził, że będzie się czegoś bał.
Na szczęście, po kilku dobach Kurka wyszedł z izolatki. Wyglądał blado i słabo, jak to kot po chorobie, ale jednak chodził, oddychał i znów mógł leżeć obok Guziczka. To było najważniejsze. Wychodzili też razem na polowania, chociaż Kurka wydawał się potykać o swoje łapy, no i zauważył, że znów jada mniej, więc trochę go przymuszał, nawet jak zwierzyny dla nich było niewiele. Starał się skupić swoją uwagę na nim, aby ta nie uciekała do nadal leżącej w izolatce Kajzerki…
— Jak się czujesz? — zagadnął Kurka pewnej nocy. Leżeli obok siebie, jak zresztą co noc, nawet jeśli zaczynało się robić coraz cieplej.
— Zmęczony — przyznał Guziczek.
Cóż, od świtu do zmierzchu polował, nawet trochę pomagał uzdrowicielom, a gdy miał chwilę dla siebie, to albo zamartwiał się nadal chudym, niechętnym do jedzenia Kurką, albo chorą Kajzerką. Cieszył się, że sam pozostawał zdrowy, jednak czuł ból mięśni po wielu godzinach biegania i skakania.
— A ty? — dopytał po chwili, zarzucając ogon wokół ciała przyjaciela.
— Boję się — wyszeptał. A potem łzy zaczęły lecieć z jego oczu. — Przepraszam…
— To zrozumiałe. — Biało-czarny również szeptał. Nie chciał jednak użyć złych słów, dlatego po prostu przysunął się jeszcze bliżej liliowego, chociaż wydawało się to niemożliwe.
Przez moment leżeli tak w ciszy, przerywanej tylko cichym łkaniem Kurki. Guziczek jednak nie oceniał. Też się bał, był przerażony, nawet jeśli ciężko było mu to przyznać przed nim samym.
— Będzie dobrze — zapewnił, chociaż sam nie wiedział, czy nadal w to wierzy. — Też się boję — przyznał po chwili szeptem. — O mamę. O ciebie. O wszystkich… — dodał, wtulając się w przyjaciela...
<Kurko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz