W końcu przez próg przeszedł umięśniony, długołapny kocur o miękkim, czarnym futerku. Zmierzch – który zazwyczaj wyglądał tak zadziornie, z oczami błyszczącymi z ciekawości – teraz był blady, osłabiony. Miał zmęczony wzrok, pobrudzone futro na klatce piersiowej, brodzie i łapach. Razem z nim w lecznicy pojawił się smród wymiocin, na co Gąbka musiała powstrzymać się, by nie mieć odruchu wymiotnego.
— Zatrułeś się czymś? — zapytała, podchodząc bliżej. Nim kocur się odezwał, ziewnęła. Po chwili otrzepała się, próbując skupić się na słowach pomarańczowookiego.
— Od rana boli mnie brzuch i wymiotuję — przyznał niechętnie, spuszczając wzrok na łapy. Dymna skinęła głową i podeszła powoli do składziku.
— Mogę ci dać miętę wodną — mruknęła i zwróciła głowę w jego stronę. Zmierzchająca Fala zapewne nie wiedział, do czego ona służy, więc posłusznie skinął głową. Gąbka chwyciła zieloną, liściastą roślinę w zęby i podeszła do wojownika. Położywszy zioło przed nim, poleciła:
— Zjedz je, powinno złagodzić bóle brzucha i wymioty. Jeśli jednak mięta nie przyniesie rezultatów, musisz przyjść znowu. Dam ci coś innego — mruknęła. Nim kocur wyszedł, zdążyła jeszcze dodać: — Odpoczywaj dzisiaj! I pij dużo wody, oczywiście!
Zmierzch spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął w podzięce, po czym zniknął w świetle dnia. Gąbka natomiast podeszła do swojego posłania i zwinęła się na nim w kłębek, uprzednio zjadając kilka ziarenek maku. Wtem, gdy miała już zasypiać, do lecznicy wkroczyła Różana Woń.
— Gąbko, pomożesz mi dziś z wyczyszczeniem składziku. Musimy zrobić miejsce na nowe zioła, których teraz będzie coraz więcej — rozkazała pewnym głosem, nawet nie patrząc na dymną.
— Ja… jasne — mruknęła przeciągle brązowooka, zakrywając pysk łapami.
— Na Klan Gwiazdy! Jest środek dnia, nawet mi nie mów, że idziesz spać? — burknęła medyczka, co na chwilę rozbudziło uczennicę. — Co się z tobą dzieje? Ostatnio tylko śpisz i śpisz — westchnęła.
Gąbka nie była jednak w stanie walczyć z makiem wiecznie; w końcu, pomimo niezadowolenia Róży, udało jej się usnąć.
ᶻ 𝗓 𐰁
Wysoko na niebie wisiał księżyc, swoim bladym światłem przebijając się przez tabuny chmur, by posrebrzyć falującą trawę. Gąbka stąpała obok swojej mentorki, a jej futro rozwiewał mroźny wicher. Gdyby była choć odrobinę lżejsza, może i by ją zwiało. Zwiało daleko, daleko stąd… Tak się jednak nie stało, a uczennica wciąż mogła dumnie kroczyć przed siebie. Właściwie dziś czuła się najlepiej od kilku dni. Była dziwnie rozweselona i podekscytowana, choć nawet sama nie wiedziała na co. Dlaczego tu była? Gdzie prowadziła ją Różana Woń? Medyczka milczała, nie kwapiąc się do wyjaśnienia czegokolwiek brązowookiej. Sama kotka jednak nie zamierzała o to pytać; wolała cieszyć się błogą ciszą, jaką zostały obdarowane jej uszy. Wreszcie nie musiała wysłuchiwać żadnych narzekań, skarg i problemów. Tu nikt nie mówił jej, że boli go brzuch, główka czy paluszek. Uczennica miała święty spokój. A przynajmniej do pewnego momentu.
Nie dotarły do żadnego szczególnego miejsca – lecz w pewnym momencie Różana Woń zatrzymała się, jakby właśnie coś znalazła. Gąbka przystanęła obok niej, rozglądając się wokół. Były nad rzeką. Dymna postanowiła wykorzystać to i podejść do brzegu, by zaczerpnąć trochę świeżej wody. Gdy już pochyliła się nad taflą, nagle rozstąpiły się nad nią chmury, ukazując tym samym tysiące gwiazd na nocnym niebie. Wpierw uczennica zadarła brodę, by podziwiać jasne punkciki, lecz wkrótce ją spuściła. Jednak gdy ponownie spojrzała pod swoje łapy, dostrzegła tam pysk… nie swój, lecz Szepczącej Łapy! Przeraziła się, strosząc futro, i szybko cisnęła łapą do wody, próbując rozmyć obraz pointa. Wtedy, zamiast plusku, po polanie rozległ się skrzek mewy. Brązowooka cofnęła się, szemrząc coś pod nosem w przerażeniu i oburzeniu.
— Głupi mewi szpieg! — fuknęła do siebie. Wtedy usłyszała za sobą kroki.
— Gąbczasta Łapo, wszystko w porządku? — rozległ się głos jej mentorki.
Dymna odwróciła się, by spojrzeć na Różaną Woń, lecz zamiast niej dostrzegła niską, puchatą kotkę – Kropiatkową Skórkę. Jej pomarańczowe oczy błyszczały w mroku nocy niczym najprawdziwszy płomień. Księżniczka obnażyła kły, wysuwając pazury.
— Czego ode mnie chcesz! — krzyknęła, a jej głos poniósł się echem wokół. Kropiatka zamrugała, a wtem jej oczy zmieniły barwę na niebieską. Gdy to się już stało, wojowniczka nawet się nie zawahała. Nagle napięła mięśnie, skacząc na Gąbkę i przygniatając ją do ziemi. Obie kotki siłowały się tak przez dłuższą chwilę, dopóki dymnej nie udało się ściągnąć z siebie napastniczki.
Była przerażona. Jej oddech był przyspieszony, a całe ciało rozgrzane. Nie zatrzymując się, zaczęła biec, chcąc przedostać się jak najdalej od tych strasznych zjaw. Jej droga nie była jednak prosta – gdzieś w pędzie Gąbka zauważyła przed sobą ucznia. Przypadkiem wpadła na niego, wtedy rejestrując, że był nim Konwaliowa Łapa. Jego oczy również były błękitne – takie dzikie i obce. Czarnofutra zacisnęła mocno powieki i uderzyła liliowego łapą z całej siły. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że mimo iż przymknęła ślepia, oczy całej tej trójki kotów wciąż ją nawiedzały. Trzy pary oczu – wszystkie niebieskie, i wszystkie patrzyły na nią tak samo; jak wygłodniałe sępy.
ᶻ 𝗓 𐰁
Gąbka obudziła się gwałtownie, niemal z wrzaskiem. Szepcząca Łapa, Kropiatkowa Skórka, Konwaliowa Łapa… oni wszyscy chcieli ją zabić! Odkryła ich sekret, wiedziała, co planują – jak nic chcą ją unicestwić, pozbyć się jej, zanim wyjawi ich zamiary! Nie mogła dopuścić, by ją wyeliminowali. Klan Nocy jej potrzebował. Klan Nocy potrzebował prawdy.
W lecznicy nie było Różanej Woni – kotka musiała wcześniej wyjść, by pozbierać zioła. Gąbka nawet nie była pewna, czy wciąż trwa ten sam dzień, czy może już następny. Wygrzebała się z posłania i wystawiła głowę z lecznicy. Nieopodal dostrzegła srebrną kotkę.
— Psst! Śnieżko, chodź! — szepnęła zachrypniętym, drżącym głosem.
Niebieskooka uniosła uszy i ostrożnie podeszła do wejścia, zanurzając się w półmroku legowiska.
— Śnieżko! Musisz mnie uważnie posłuchać… — zaczęła Gąbka, krążąc nerwowo po lecznicy. Wojowniczka przysiadła, wyciągając delikatnie szyję w jej stronę. W końcu brązowooka zatrzymała się i wbiła w nią przeszywające spojrzenie.
— W Klanie Nocy źle się dzieje… — wymamrotała tak cicho, że nawet szmer wiatru wydawał się głośniejszy. — Klan Gwiazdy… zesłał mi przepowiednię, a ja od wielu księżyców nic z nią nie robię… Przepraszam, Śnieżna Mordko. Przepraszam, Klanie Nocy.
Podniosła wzrok ku sufitowi legowiska.
— Stchórzyłam. To prawda — westchnęła, siadając i wpatrując się w swoje łapy, jakby szukała na nich śladów krwi. — Ta przepowiednia mnie przygniotła. Nie wiedziałam, co robić, dlatego uciekłam do Klanu Wilka… — wyznała cicho. Potem wysunęła łapę i położyła ją na łapie Śnieżki. — Ale do rzeczy… Posłuchaj mnie koniecznie! W Klanie Nocy jest niebezpiecznie. Grasują tu zjawy i potwory gorsze, niż mogłabyś sobie wyobrazić!
Na chwilę przerwała, nabierając powietrza w płuca.
— Szepcząca Łapa jest jednym z nich! — wyrzuciła z siebie gwałtownie. — Jest szpiegiem! I to nie byle jakim; jest mewim szpiegiem! Tak, dobrze słyszałaś. To mewy go tu przysłały, żeby siał zamęt, żeby wyniszczał nas od środka! Lulkowe Ziele, kojarzysz? Oni ze sobą współpracowali! Myślisz, że to przypadek, że ogrodnik zniknął? Bo ja nie.
W oczach Śnieżki pojawił się nagły przebłysk bólu. Otworzyła pysk, lecz nie odezwała się ani słowem. Gąbka uznała to za znak, że powinna mówić dalej.
— Ale to nie wszystko! Jest jeszcze… Kropiatkowa Skórka! Dokładnie ta sama historia. Specjalnie podłożyła się na terenach Klanu Nocy, żebyśmy ją przygarnęli i karmili tym, co nasze. Naszymi zdobyczami! — oburzyła się, a jej ogon uderzył o ziemię. — A gdy do nas dołączyła, miała niebieskie oczy. Niebieskie… tak samo, jak Szept! Tak samo, jak…
Urwała, zdając sobie sprawę, że nie powinna zdradzać treści snów.
— No… w każdym razie. Wszystkich zdrajców łączą niebieskie oczy! — dokończyła z przekonaniem, lecz jej spojrzenie nagle zawisło na pysku Śnieżki. Zawstydzona, odkaszlnęła. — Och… oczywiście nie mówię o tobie. Ta cała… akcja zaczęła się dopiero niedawno. Ty, Śnieżko, jesteś bezpieczna — zapewniła stanowczo i zamilkła na moment, bo w gardle zdążyło jej zaschnąć, lecz jeszcze nie skończyła.
— Pewnie się zastanawiasz… jeśli niebieskie oczy ich zdradzają, to czemu Kropiatka ma teraz pomarańczowe? To oczywiste! Ją też musi nawiedzać jakiś obcy byt. A gdy zorientował się, że go rozgryzłam… zmienił jej oczy, żebyśmy się nie kapnęli! — wyszeptała. — Ale my się nie damy. Prawda?
Uśmiechnęła się i spojrzała wojowniczce prosto w oczy. Potem znów spoważniała.
— I jest jeszcze Konwalia. Ten młody… nic jeszcze nie zrobił, ale nie można mu ufać. Nie, póki jego pysk zdobią niebieskie oczy…
<Śnieżna Mordko?>
Wyleczeni: Zmierzchająca Fala
no głąbka teraz to pojechałaś po bandzie...
OdpowiedzUsuń