Ale teraz nie chodziło o Astrową Łapę.
— Ćmi Księżycu, proszę, chodź szybko! — Nietoperza Łapa nachyliła się nad wejściem.
— Co się stało? — zapytała zmęczonym, pozbawionym emocji głosem.
— Sza-szary Klif... O-on chyba... — Starsza postawiła uszy pionowo.
"Kolejne nieszczęście..." — mruknęła w myślach, gryząc się w język, aby nie powiedzieć tego na głos.
— Idę — rzuciła i prześlizgnęła się obok czarnego boku. Nie czekała na terminatorkę. Łapy same prowadziły ją w tak dobrze znanym kierunku. Czuła obecność wielu kotów, czuła zapachy, czuła ciepło, które wydobywa się z ich ciał... — Odsuńcie się! — warknęła głośno. Odór lekko zastygłych wymiocin uderzył ją prosto w pysk. Zjeżyła się i położyła po sobie uszy. Obok jej ucha rozległ się znajomy głos.
— N-nic nie słyszeliśmy. — Ledwo umiała w tym tonie, w tej barwie rozpoznać dawne brzmienie matki... Bożodrzewny Kaprys po wygnaniu morderczyni-partnerki stała się taka... słaba. — Obudziłyśmy się, a on już leżał... — Odwróciła się do drugiej córki, czekając na potwierdzenie jej słów, ale szylkretka nie drgnęła. Leżała grzbietem do całej zebranej grupy.
"Mogłaby mu pomóc... Nawet bez ziół..." — pomyślała przez moment Ćma, wpatrując się w bladą iskierkę Wiecznego Zaćmienia. Szybko jednak odsunęła tę możliwość — "Ona zabiła... Nie ma sensu rozważać takiej możliwości. Teraz i tak już nic tego nie zmieni"
— N-nic nie słyszeliśmy. — Ledwo umiała w tym tonie, w tej barwie rozpoznać dawne brzmienie matki... Bożodrzewny Kaprys po wygnaniu morderczyni-partnerki stała się taka... słaba. — Obudziłyśmy się, a on już leżał... — Odwróciła się do drugiej córki, czekając na potwierdzenie jej słów, ale szylkretka nie drgnęła. Leżała grzbietem do całej zebranej grupy.
"Mogłaby mu pomóc... Nawet bez ziół..." — pomyślała przez moment Ćma, wpatrując się w bladą iskierkę Wiecznego Zaćmienia. Szybko jednak odsunęła tę możliwość — "Ona zabiła... Nie ma sensu rozważać takiej możliwości. Teraz i tak już nic tego nie zmieni"
— Zadławił się — rzuciła, podchodząc bliżej i wkładając palec z wyciągniętym pazurem w lepkie wymiociny, które wylewały się z pyska starszego. Poczuła coś. Zmarszczyła ślepe ślepia i zamoczyła łapę głębiej. Usłyszała za sobą oznaki obrzydzenia, ale sama nic sobie z tego nie robiła. Nie została medykiem, aby bać się wydzielin, które produkuje kocie ciało. No i pomagał fakt, że ich nie widziała. W końcu wydobyła z mazi... pióro.
— Czyje to? — zapytał Mroźny Wicher, próbując podejść bliżej.
— T-to chyba mewy... — wydukała Pchełkowy Skok, nachylając się z drugiej strony.
— Parszywe ptaszyska! — warknęła Pikująca Jaskółka, podchodząc bliżej. — Ile jeszcze będą panoszyć się, krzyczeć nam prosto do uszu i atakować?!
— To znaki — mruknęła medyczka. — Nie odlecą same.
— Co masz na myśli? — zapytała zastępczyni.
— Są złem, które na nas czyha. Klan Gwiazdy wciąż jest rozgniewany.
— W takim razie czym? Nie powinnaś nam tego objawić, Ćmi Księżycu? — Jej głos nie był specjalnie wrogi, chociaż kąsał srebrną kotkę niczym węże.
— Czytanie znaków jest prostsze, kiedy nie zasłaniasz... — mruknęła.
— Przeszkadza ci mój cień? Myślałam, żeś ślepa — parsknęła przesłodzonym tonem.
— Twoja obecność... Was wszystkich... — zwróciła się do ogółu. — Weźcie zwłoki. Ja muszę pomyśleć.
— Czyje to? — zapytał Mroźny Wicher, próbując podejść bliżej.
— T-to chyba mewy... — wydukała Pchełkowy Skok, nachylając się z drugiej strony.
— Parszywe ptaszyska! — warknęła Pikująca Jaskółka, podchodząc bliżej. — Ile jeszcze będą panoszyć się, krzyczeć nam prosto do uszu i atakować?!
— To znaki — mruknęła medyczka. — Nie odlecą same.
— Co masz na myśli? — zapytała zastępczyni.
— Są złem, które na nas czyha. Klan Gwiazdy wciąż jest rozgniewany.
— W takim razie czym? Nie powinnaś nam tego objawić, Ćmi Księżycu? — Jej głos nie był specjalnie wrogi, chociaż kąsał srebrną kotkę niczym węże.
— Czytanie znaków jest prostsze, kiedy nie zasłaniasz... — mruknęła.
— Przeszkadza ci mój cień? Myślałam, żeś ślepa — parsknęła przesłodzonym tonem.
— Twoja obecność... Was wszystkich... — zwróciła się do ogółu. — Weźcie zwłoki. Ja muszę pomyśleć.
Pikująca Jaskółka wyznaczyła Gąsienicowy Ogryzek i Promieniste Słońce do kopania grobu, a z kolei Świergoczący Potok wraz z Morświnową Płetwą mieli przenieść ciało Szarego Klifu. Uczniowie zajęli się najgorszym zadaniem, jakim było wymienienie mchu. Ćmi Księżyc siedziała wciąż przy legowisku starszych, dotykając delikatnie pióra. Przerwała, kiedy poczuła zapach jednej z terminatorek.
— Nietoperza Łapo, boli cię gardło? — zapytała, a Psotka zastrzygła uszami zdziwiona.
— N-no, troszkę może tak, ale raczej przejdzie. — Medyczka pokiwała łbem. Wstała i wytarła ubrudzoną łapę w liść. Machnęła ogonem, a czarna kotka potulnie ruszyła na nią.
— Będzie tylko gorzej — pouczyła ją, znikając w składziku. — Brzmiałaś źle.
— Tylko drapie. Pewnie przez zimną wodę. — Uczennica zajrzała za srebrną, która właśnie brała w pysk wrotycz. Wolała używać aksamitki, ale kwiatów brakowało w zimne pory. Położyła małą ilość na posadzce.
— Przeżuj dobrze. Dałabym miód, ale nie ta pora — powiedziała i znów zniknęła w ciemnościach, aby naszykować kolejną dawkę ziół dla Astrowej Łapy. Koteczka powinna niedługo znów się przebudzić. Usłyszała jeszcze tylko, jak córka Mysiego Postrachu żegna się z nią, aby potem wybiec i kontynuować swoje obowiązki.
Ćmi Księżyc nie uczestniczyła w pogrzebie Szarego Klifu, tłumacząc, że musi doglądać podopiecznej Pomocnego Wróbelka. Dodatkowo musiała zająć się Gąsienniczkiem, który nadwyrężył bark, próbując rozkopać zmarzniętą ziemie. Kotka sprawnie nastawiła go, ale kończyna wciąż bolała go, kiedy próbował się ruszać. Podała mu do przeżucia liście wierzby, a następnie kazała odpocząć. Sama nie poszła spać. Rzadko kiedy teraz udawało jej się faktycznie odpocząć. Siedziała przy wejściu do obozu, wsłuchując się w wodospad, który w tym roku nie został skuty lodem; czekała na powrót żałobników. Nie lubiła przebywać w obozie, kiedy był taki opustoszały.
— Nietoperza Łapo, boli cię gardło? — zapytała, a Psotka zastrzygła uszami zdziwiona.
— N-no, troszkę może tak, ale raczej przejdzie. — Medyczka pokiwała łbem. Wstała i wytarła ubrudzoną łapę w liść. Machnęła ogonem, a czarna kotka potulnie ruszyła na nią.
— Będzie tylko gorzej — pouczyła ją, znikając w składziku. — Brzmiałaś źle.
— Tylko drapie. Pewnie przez zimną wodę. — Uczennica zajrzała za srebrną, która właśnie brała w pysk wrotycz. Wolała używać aksamitki, ale kwiatów brakowało w zimne pory. Położyła małą ilość na posadzce.
— Przeżuj dobrze. Dałabym miód, ale nie ta pora — powiedziała i znów zniknęła w ciemnościach, aby naszykować kolejną dawkę ziół dla Astrowej Łapy. Koteczka powinna niedługo znów się przebudzić. Usłyszała jeszcze tylko, jak córka Mysiego Postrachu żegna się z nią, aby potem wybiec i kontynuować swoje obowiązki.
Ćmi Księżyc nie uczestniczyła w pogrzebie Szarego Klifu, tłumacząc, że musi doglądać podopiecznej Pomocnego Wróbelka. Dodatkowo musiała zająć się Gąsienniczkiem, który nadwyrężył bark, próbując rozkopać zmarzniętą ziemie. Kotka sprawnie nastawiła go, ale kończyna wciąż bolała go, kiedy próbował się ruszać. Podała mu do przeżucia liście wierzby, a następnie kazała odpocząć. Sama nie poszła spać. Rzadko kiedy teraz udawało jej się faktycznie odpocząć. Siedziała przy wejściu do obozu, wsłuchując się w wodospad, który w tym roku nie został skuty lodem; czekała na powrót żałobników. Nie lubiła przebywać w obozie, kiedy był taki opustoszały.
Wyleczeni: Astrowa Łapa, Nietoperza Łapa, Gąsienicowy Ogryzek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz