A jednak tym razem chodziło o coś innego. Mirtowe Lśnienie od razu skierował się ze swoim uczniem w stronę niewielkiego lasku niedaleko klifu.
— Nauczysz się dziś wspinać po drzewach — oznajmił chłodno, nawet nie patrząc na Bukową Łapę. Co go dziś ugryzło? Zresztą nie tylko dziś – od dłuższego czasu był jakiś przybity. Może był zazdrosny? Wydawał się niezadowolony z tego, że Pikująca Jaskółka była zastępczynią. Bukowi obiło się o uszy, że Mirt był synem Judaszowcowej Gwiazdy. Ciekawe, czy biologicznym, czy adoptowanym…
— Nauczysz się dziś wspinać po drzewach — oznajmił chłodno, nawet nie patrząc na Bukową Łapę. Co go dziś ugryzło? Zresztą nie tylko dziś – od dłuższego czasu był jakiś przybity. Może był zazdrosny? Wydawał się niezadowolony z tego, że Pikująca Jaskółka była zastępczynią. Bukowi obiło się o uszy, że Mirt był synem Judaszowcowej Gwiazdy. Ciekawe, czy biologicznym, czy adoptowanym…
W końcu łąka się skończyła, ustępując miejsca licznym pniom. Pomarańczowooki nie miał pojęcia, jak wspinać się na drzewa. Gdy ostatnim razem próbował – jeszcze będąc w mieście – źle się to skończyło. Dlatego, choć przed sobą nie chciał tego przyznać, całkiem się obawiał. Żołądek miał nieprzyjemnie ściśnięty, a łapy delikatnie mu się trzęsły, czasem odmawiając posłuszeństwa. Mimo to kroczył dalej z niewzruszonym wyrazem na pysku, sprawiając wrażenie, że wspinaczkę ma już w małym palcu. Miał nadzieję, że tuż przy pniu nagle ten cały Klan Gwiazdy doda mu siły i cudownie obdarzy go umiejętnościami godnymi najlepszego Klifiaka. Wystarczy tylko uwierzyć, prawda?
A jednak nie. Dlatego, gdy Mirtowe Lśnienie zatrzymał się pod jednym z drzew, Buk od razu zalał się potem.
— Proszę, podejdź — mruknął rudy, kładąc łapę na korze. Uczeń przełknął ślinę i, przecinając ogonem powietrze, ruszył zgrabnie do przodu. — Śmiało, możesz spróbować wejść na własną łapę. No, chyba że nie umiesz — dodał. Może nie brzmiał specjalnie złośliwie, lecz w jego tonie brzmiała lekka nuta kpiny. Czyżby Mirtowe Lśnienie przejrzał już swojego ucznia na wylot?
Buk oparł przednie łapy na pniu, wysuwając pazury. Z ukosa rzucił wzrokiem na rudego, który ze zniecierpliwieniem go obserwował.
— Czy coś się stało? — zapytał w końcu. Uczeń pokręcił głową, ponownie skupiając się na drzewie.
— Nie… nie — wymamrotał pod nosem i podciągnął się do góry na przednich łapach, tylnymi odpychając się od ziemi. Potem wyciągnął jedną łapę wyżej, następnie drugą, wspinając się nieco wyżej. Jego uszy przylgnęły mu do czaszki, a ogon zwisał sztywno. Jak wysoko już był? Na Klan Gwiazdy! Gdyby teraz spadł, to pewnie by się połamał!
— Kontynuuj — zażądał Mirtowe Lśnienie. Jego głos odbił mu się echem w głowie, co trochę go zdziwiło. Czyli był jednak niżej, niż myślał.
Zaczął powtarzać swoje poprzednie ruchy, koślawo pnąc się coraz wyżej. W końcu dotarł do pojedynczej gałęzi i wyciągnął w jej stronę łapę. Nie sięgał. Rozciągał się i wyciągał, lecz jego pazury zawsze o milimetr mijały cel. Tak skupił się na tej gałęzi, że aż zapomniał, iż był nad ziemią. W pewnym momencie po prostu stracił równowagę – i spadł. Boleśnie walnął o ziemię, tak mocno, że aż zadrżała. Nawet Mirtowe Lśnienie odskoczył z cichym sykiem.
— Proszę, podejdź — mruknął rudy, kładąc łapę na korze. Uczeń przełknął ślinę i, przecinając ogonem powietrze, ruszył zgrabnie do przodu. — Śmiało, możesz spróbować wejść na własną łapę. No, chyba że nie umiesz — dodał. Może nie brzmiał specjalnie złośliwie, lecz w jego tonie brzmiała lekka nuta kpiny. Czyżby Mirtowe Lśnienie przejrzał już swojego ucznia na wylot?
Buk oparł przednie łapy na pniu, wysuwając pazury. Z ukosa rzucił wzrokiem na rudego, który ze zniecierpliwieniem go obserwował.
— Czy coś się stało? — zapytał w końcu. Uczeń pokręcił głową, ponownie skupiając się na drzewie.
— Nie… nie — wymamrotał pod nosem i podciągnął się do góry na przednich łapach, tylnymi odpychając się od ziemi. Potem wyciągnął jedną łapę wyżej, następnie drugą, wspinając się nieco wyżej. Jego uszy przylgnęły mu do czaszki, a ogon zwisał sztywno. Jak wysoko już był? Na Klan Gwiazdy! Gdyby teraz spadł, to pewnie by się połamał!
— Kontynuuj — zażądał Mirtowe Lśnienie. Jego głos odbił mu się echem w głowie, co trochę go zdziwiło. Czyli był jednak niżej, niż myślał.
Zaczął powtarzać swoje poprzednie ruchy, koślawo pnąc się coraz wyżej. W końcu dotarł do pojedynczej gałęzi i wyciągnął w jej stronę łapę. Nie sięgał. Rozciągał się i wyciągał, lecz jego pazury zawsze o milimetr mijały cel. Tak skupił się na tej gałęzi, że aż zapomniał, iż był nad ziemią. W pewnym momencie po prostu stracił równowagę – i spadł. Boleśnie walnął o ziemię, tak mocno, że aż zadrżała. Nawet Mirtowe Lśnienie odskoczył z cichym sykiem.
Na szczęście nic poważnego mu się nie stało… no, poza tym, że bok trochę bolał.
— Ugh! — burknął, podnosząc się chwiejnie. — Wracajmy już do obozu, nie mogę dłużej patrzeć na te drzewa — ciągnął, jęcząc i charcząc jak stary Potwór Dwunożnych. Gadał tylko i gadał, próbując odwrócić uwagę mentora od tego upokarzającego upadku, który przecież nie powinien był w ogóle mieć miejsca!
W końcu rudy ciężko odetchnął.
— Dobra, dobra! — przerwał mu, strzepując uchem. — Możemy wrócić do azylu, ale wiedz, że nauka wspinaczki cię nie ominie. Może już znasz podstawy, ale brakuje ci rozwagi! — wycedził, mijając pomarańczowookiego.
Ten od razu uśmiechnął się pod nosem i ruszył za nim. “Ha! To było zaplanowane. Spadłem z drzewa, żeby wrócić wcześniej do obozu. Rety, jestem taki świetny… Ci głupcy nie doceniają mojej wysokiej inteligencji, ale nie muszą. Ważne, że ja dobrze znam siebie i swoje zamiary” – myślał.
Wędrował dzielnie wśród wysokich, zielonych traw i płaskich kamieni, gdzieś między tymi źdźbłami usilnie próbując wyszukać choćby najsubtelniejszy znak, który wskazywałby na to, że w pobliżu znajduje się ofiara. A konkretniej – jakaś zwierzyna. Nieważne czy to mysz, wróbel czy drozd. Ważne, by był smaczny i najlepiej tłusty, tak żeby dobrze wyżywił kota, który będzie miał okazję go spróbować.
Był sam, bo tak kazał mu mentor. Bukowi obiło się o uszy coś o testach na wojownika i szczerze miał nadzieję, że Mirtowe Lśnienie nie wysłał go poza obóz bez powodu. Właśnie dzięki tej myśli Buk się nie ociągał. Nie zatrzymywał się, nie stękał i nie zachowywał się tak, jak uczniowi nie przystoi. Poruszał się wręcz jak w zegarku, po cichutku licząc, że rudofutry z ukrycia obserwuje każdy jego ruch i chwali go w myślach.
Gdy tylko usłyszał cichy szmer, obudziła się w nim bestia. Od razu wytężył wszystkie zmysły i napiął mięśnie, gotów do skoku. Rozejrzał się wokół, a wtedy przed jego oczami ukazał się dorodny, grubiutki królik. Bukowej Łapie ślinka napłynęła do pyska, a kufa rozjaśniła się w chytrym uśmieszku.
W jego zębach zwisało wiotkie, pozbawione życia ciało futrzaka. Buk śmiał się pod nosem, bo ten niewielki uszak przypomniał mu o pewnej dwójce braci, którzy – jak największe przegrywy – wciąż nosili człon “Łapa”, podczas gdy on czuł, że niedługo sam uzyska wojownicze imię; szybciej, niż ta dwójka odzyska swoje.
Bukowa Łapa siedział akurat obok Foczej Łapy, gdy nagle dostrzegł, jak Judaszowcowa Gwiazda wspina się na mównicę. “Jak niezgrabnie…” – pomyślał, widząc podstarzałego już lidera. Chwila nieuwagi, a sam ‘wielki przywódca Klanu Klifu’ spadłby na sam dół, kończąc tym swój żywot i… oddając miejsce na szczycie nowym pokoleniom. No… na przykład Bukowej Łapie.
— Niech wszystkie koty Klanu Klifu, rosłe na tyle, by samodzielnie upolować zwierzynę, zbiorą się dziś pod mównicą! — wygłosił.
Srebrny nawet nie musiał się ruszać. Pochylił się jedynie do ucha swojej towarzyszki i szepnął:
— Stawiam dwie nornice na to, że to mnie dziś mianuje!
Focza Łapa uniosła łapę i dla żartu odepchnęła go od siebie.
— A ja stawiam trzy myszy na to, że ja dziś dołączę w szeregi wojowników!
Bukowa Łapa przewrócił oczami i znów skupił wzrok na Judaszu. Wokół zbierało się już mnóstwo pobratymców, wszyscy równie ciekawi tego, co przywódca ma dziś do powiedzenia, co on sam. Gdy szmery i kroki ucichły, posiwiały kocur odchrząknął i zabrał głos:
— Jesteście tu dziś, by towarzyszyć pewnemu uczniowi podczas jego ceremonii — ogłosił, rozglądając się po kotach. Zrobił dramatyczną pauzę, a Buk zdążył szturchnąć Foczą Łapę. — Tym uczniem jest… Bukowa Łapa. Z donosu Mirtowego Lśnienia wynika, że ten młodzik jest gotowy wstąpić w szeregi wojowników, stając się oficjalnie częścią naszego klanu, mimo iż nie przyszedł na świat wśród nas.
W oczach srebrnego zabłysnęła iskra dumy; niebieskofutra natomiast jakby przygasła, jakby właśnie pozbawiono ją wszelkich marzeń i nadziei.
Judaszowiec uniósł wzrok ku górze.
— Ja, Judaszowcowa Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. — Następnie zwrócił się wprost do ucznia:
— Ugh! — burknął, podnosząc się chwiejnie. — Wracajmy już do obozu, nie mogę dłużej patrzeć na te drzewa — ciągnął, jęcząc i charcząc jak stary Potwór Dwunożnych. Gadał tylko i gadał, próbując odwrócić uwagę mentora od tego upokarzającego upadku, który przecież nie powinien był w ogóle mieć miejsca!
W końcu rudy ciężko odetchnął.
— Dobra, dobra! — przerwał mu, strzepując uchem. — Możemy wrócić do azylu, ale wiedz, że nauka wspinaczki cię nie ominie. Może już znasz podstawy, ale brakuje ci rozwagi! — wycedził, mijając pomarańczowookiego.
Ten od razu uśmiechnął się pod nosem i ruszył za nim. “Ha! To było zaplanowane. Spadłem z drzewa, żeby wrócić wcześniej do obozu. Rety, jestem taki świetny… Ci głupcy nie doceniają mojej wysokiej inteligencji, ale nie muszą. Ważne, że ja dobrze znam siebie i swoje zamiary” – myślał.
* * *
Wędrował dzielnie wśród wysokich, zielonych traw i płaskich kamieni, gdzieś między tymi źdźbłami usilnie próbując wyszukać choćby najsubtelniejszy znak, który wskazywałby na to, że w pobliżu znajduje się ofiara. A konkretniej – jakaś zwierzyna. Nieważne czy to mysz, wróbel czy drozd. Ważne, by był smaczny i najlepiej tłusty, tak żeby dobrze wyżywił kota, który będzie miał okazję go spróbować.
Był sam, bo tak kazał mu mentor. Bukowi obiło się o uszy coś o testach na wojownika i szczerze miał nadzieję, że Mirtowe Lśnienie nie wysłał go poza obóz bez powodu. Właśnie dzięki tej myśli Buk się nie ociągał. Nie zatrzymywał się, nie stękał i nie zachowywał się tak, jak uczniowi nie przystoi. Poruszał się wręcz jak w zegarku, po cichutku licząc, że rudofutry z ukrycia obserwuje każdy jego ruch i chwali go w myślach.
Gdy tylko usłyszał cichy szmer, obudziła się w nim bestia. Od razu wytężył wszystkie zmysły i napiął mięśnie, gotów do skoku. Rozejrzał się wokół, a wtedy przed jego oczami ukazał się dorodny, grubiutki królik. Bukowej Łapie ślinka napłynęła do pyska, a kufa rozjaśniła się w chytrym uśmieszku.
Nie będę opisywała śmierci własnych braci >:(
W jego zębach zwisało wiotkie, pozbawione życia ciało futrzaka. Buk śmiał się pod nosem, bo ten niewielki uszak przypomniał mu o pewnej dwójce braci, którzy – jak największe przegrywy – wciąż nosili człon “Łapa”, podczas gdy on czuł, że niedługo sam uzyska wojownicze imię; szybciej, niż ta dwójka odzyska swoje.
* * *
Bukowa Łapa siedział akurat obok Foczej Łapy, gdy nagle dostrzegł, jak Judaszowcowa Gwiazda wspina się na mównicę. “Jak niezgrabnie…” – pomyślał, widząc podstarzałego już lidera. Chwila nieuwagi, a sam ‘wielki przywódca Klanu Klifu’ spadłby na sam dół, kończąc tym swój żywot i… oddając miejsce na szczycie nowym pokoleniom. No… na przykład Bukowej Łapie.
— Niech wszystkie koty Klanu Klifu, rosłe na tyle, by samodzielnie upolować zwierzynę, zbiorą się dziś pod mównicą! — wygłosił.
Srebrny nawet nie musiał się ruszać. Pochylił się jedynie do ucha swojej towarzyszki i szepnął:
— Stawiam dwie nornice na to, że to mnie dziś mianuje!
Focza Łapa uniosła łapę i dla żartu odepchnęła go od siebie.
— A ja stawiam trzy myszy na to, że ja dziś dołączę w szeregi wojowników!
Bukowa Łapa przewrócił oczami i znów skupił wzrok na Judaszu. Wokół zbierało się już mnóstwo pobratymców, wszyscy równie ciekawi tego, co przywódca ma dziś do powiedzenia, co on sam. Gdy szmery i kroki ucichły, posiwiały kocur odchrząknął i zabrał głos:
— Jesteście tu dziś, by towarzyszyć pewnemu uczniowi podczas jego ceremonii — ogłosił, rozglądając się po kotach. Zrobił dramatyczną pauzę, a Buk zdążył szturchnąć Foczą Łapę. — Tym uczniem jest… Bukowa Łapa. Z donosu Mirtowego Lśnienia wynika, że ten młodzik jest gotowy wstąpić w szeregi wojowników, stając się oficjalnie częścią naszego klanu, mimo iż nie przyszedł na świat wśród nas.
W oczach srebrnego zabłysnęła iskra dumy; niebieskofutra natomiast jakby przygasła, jakby właśnie pozbawiono ją wszelkich marzeń i nadziei.
Judaszowiec uniósł wzrok ku górze.
— Ja, Judaszowcowa Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. — Następnie zwrócił się wprost do ucznia:
— Czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika oraz chronić ten klan, nawet za cenę życia?
Bukowa Łapa podniósł się i zrobił kilka kroków w stronę lidera.
— Obiecuję! — wygłosił donośnie, tak aby każdy w promieniu kilku długości drzew na pewno go usłyszał. Jego pysk wyrażał czystą determinację i dumę – taką, jakiej nie widziano jeszcze na mordce żadnego innego ucznia.
Przywódca skinął głową.
— W takim razie mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika: Bukowa Łapo, od tej chwili będziesz znany jako Bukowa Korona. Klan Gwiazdy uznaje twoją szlachetność i wytrzymałość, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Klanu Klifu!
Czekoladowy nawet nie zdążył zastanowić się nad swoim nowym imieniem – jego myśli zostały od razu zagłuszone przez okrzyki:
— Bukowa Korona! Bukowa Korona! Bukowa Korona!
Drugi dzień jako wojownik, a już został wybrany na patrol. Ależ on był rozchwytywany! To znaczyło, że Pikująca Jaskółka – zastępczyni – musi go lubić. A to przecież równało się z tym, że miał większe szanse na zostanie następcą, gdy Judaszowcowa Gwiazda wreszcie wpadnie do grobu! Jednak, z tego, co mu się wydawało, większość kotów nie przepadała za kremową kocicą. Widział ich niezadowolone spojrzenia, gdy na nią patrzyli. Ach, jak oni mogli! Pikująca Jaskółka wiedziała, co dobre. Jaka szkoda, że miała takich głupich poddanych – on na jej miejscu już dawno by się ich pozbył! Jeśli tylko zostanie jej zastępcą, zrobi wszystko, by uciszyć koty, które się jej sprzeciwiają.
Bukowa Łapa podniósł się i zrobił kilka kroków w stronę lidera.
— Obiecuję! — wygłosił donośnie, tak aby każdy w promieniu kilku długości drzew na pewno go usłyszał. Jego pysk wyrażał czystą determinację i dumę – taką, jakiej nie widziano jeszcze na mordce żadnego innego ucznia.
Przywódca skinął głową.
— W takim razie mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika: Bukowa Łapo, od tej chwili będziesz znany jako Bukowa Korona. Klan Gwiazdy uznaje twoją szlachetność i wytrzymałość, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Klanu Klifu!
Czekoladowy nawet nie zdążył zastanowić się nad swoim nowym imieniem – jego myśli zostały od razu zagłuszone przez okrzyki:
— Bukowa Korona! Bukowa Korona! Bukowa Korona!
* * *
Drugi dzień jako wojownik, a już został wybrany na patrol. Ależ on był rozchwytywany! To znaczyło, że Pikująca Jaskółka – zastępczyni – musi go lubić. A to przecież równało się z tym, że miał większe szanse na zostanie następcą, gdy Judaszowcowa Gwiazda wreszcie wpadnie do grobu! Jednak, z tego, co mu się wydawało, większość kotów nie przepadała za kremową kocicą. Widział ich niezadowolone spojrzenia, gdy na nią patrzyli. Ach, jak oni mogli! Pikująca Jaskółka wiedziała, co dobre. Jaka szkoda, że miała takich głupich poddanych – on na jej miejscu już dawno by się ich pozbył! Jeśli tylko zostanie jej zastępcą, zrobi wszystko, by uciszyć koty, które się jej sprzeciwiają.
Wracając do patrolu – przyszło mu polować wraz ze Świergoczącym Potokiem, Foczą Łapą i Rozświetloną Skórą. Białofutry szedł na samym przodzie, zaraz za nim podążał Świergoczący Potok, a na ich ogonie wlókł się Buk wraz ze swoją towarzyszką. Podczas gdy dwójka kocurów starała się skupić i faktycznie coś upolować, srebrny wraz z uczennicą tylko śmiali się i żartowali.
— Chyba nie możemy się już dłużej przyjaźnić! Koleguję się tylko z tymi, co są na tym samym poziomie co ja — mruknął żartobliwie, odsuwając się delikatnie od Foczej Łapy. Młodsza uderzyła go bokiem, marszcząc brwi, lecz z lekkim uśmiechem.
— Ale się z ciebie zrobił ważniak! Jeśli każdy wojownik staje się taki nudny, to wolałabym na zawsze być uczniem!
Bukowa Korona wypuścił powietrze z płuc.
— Oj, nie chciałabyś! Spójrz na Niesforną Łapę i Lekkomyślną Łapę… Co za przegrywy! — fuknął, powoli kręcąc głową. Niebieskofutra przytaknęła.
— Masz rację, ale… czy ty przypadkiem się z nimi nie kolegujesz? — Uniosła jedną brew.
Srebrny odwrócił wzrok, na chwilę milknąc.
— Nie… To znaczy, chodziłem z nimi, gdy byłem samotnikiem. W sensie…! Nie tak chodziłem. Po prostu chciałem tu dołączyć, a oni dali mi okazję. Wcale ich nie lubię i wcale nie muszę ich lubić! Uważam, że to śmieszne, że dostali takie głupiutkie karne imiona i muszą teraz wyciągać kleszcze z futer starszych! — zaśmiał się nerwowo. Pręgowana nie odpowiedziała, ale nie wyglądała na złą. Chyba rozumiała perspektywę Buka, nie?
W pewnym momencie srebrny przypadkowo wpadł na rudego kocura, który akurat przyjął pozycję łowiecką. Oboje zachwiali się i runęli na ziemię z hukiem, płosząc całą zwierzynę z okolicy. Buk po chwili wlepił wzrok w Świergoczący Potok i zamarł, odpychając się delikatnie łapą od starszego. Czy powinien przeprosić? Nie – władca nie przeprasza takich… kotów.
— Ale się z ciebie zrobił ważniak! Jeśli każdy wojownik staje się taki nudny, to wolałabym na zawsze być uczniem!
Bukowa Korona wypuścił powietrze z płuc.
— Oj, nie chciałabyś! Spójrz na Niesforną Łapę i Lekkomyślną Łapę… Co za przegrywy! — fuknął, powoli kręcąc głową. Niebieskofutra przytaknęła.
— Masz rację, ale… czy ty przypadkiem się z nimi nie kolegujesz? — Uniosła jedną brew.
Srebrny odwrócił wzrok, na chwilę milknąc.
— Nie… To znaczy, chodziłem z nimi, gdy byłem samotnikiem. W sensie…! Nie tak chodziłem. Po prostu chciałem tu dołączyć, a oni dali mi okazję. Wcale ich nie lubię i wcale nie muszę ich lubić! Uważam, że to śmieszne, że dostali takie głupiutkie karne imiona i muszą teraz wyciągać kleszcze z futer starszych! — zaśmiał się nerwowo. Pręgowana nie odpowiedziała, ale nie wyglądała na złą. Chyba rozumiała perspektywę Buka, nie?
W pewnym momencie srebrny przypadkowo wpadł na rudego kocura, który akurat przyjął pozycję łowiecką. Oboje zachwiali się i runęli na ziemię z hukiem, płosząc całą zwierzynę z okolicy. Buk po chwili wlepił wzrok w Świergoczący Potok i zamarł, odpychając się delikatnie łapą od starszego. Czy powinien przeprosić? Nie – władca nie przeprasza takich… kotów.
Szybko się odsunął, jakby poparzony. Podniósł się na łapy i skwasił minę.
<Świergoczący Potoku?>
[1638 słów + wspinaczka na drzewa]
buk nie jestes bog judasz by cie w kulki ogral nie podskakuj kto pod kim dolki kopie ten zakopie
OdpowiedzUsuń