skip
Powiedział o tym wszystkim Świergot. Naprawdę niezręcznie się z tym czuł, ale dłużej nie potrafił tego ukryć. Coś było, był tego pewny. Po prostu nie wiedział, jaki zrobić krok i czy w ogóle. Czarny desperacko potrzebował rady względem Łuski.
Siostra jednak nie była tak pomocna. "Zrób to, co podpowiada ci serce", wymruczała na koniec niezrozumiałego przez niego monologu. Co te słowa miały znaczyć? Serce nigdy nie podpowiadało mu nic. Nie był pewny co to znaczy. Czasami czuł się, jakby w te miłosne gierki potrafił grać każdy, jak gdyby wszystkim wytłumaczono dokładnie ich zasady, oprócz jemu. Popatrzył w ciemne niebo z grymasem. Jedyne co odczuwał to wstyd. Nie lubił żyć w niewiedzy, nie rozumieć. Zawsze zdawało mu się, że jest naprawdę inteligentny i trudno go zagiąć...
Eh.
***
Te uczucia uciekały i wracały. W końcu Gęgawa się temu poddał. Był zakochany, nawet jeżeli trudno było mu to sobie uświadomić. Nareszcie czas, pomyślał, patrząc na swoje lekko drżące (już nie wiedział czy ze stresu, czy z zimna) łapy. Dłuższą chwilę już nosiły go po świecie. A jeżeli miał żyć jeszcze dłużej, to nie sam, prawda? Jego przyjaciele od jakiegoś czasu przecież byli w związkach, ciesząc się towarzystwem siebie i swoich małych, słodkich kulek... On też będzie, przekonywał się. To będzie dobra decyzja.
Niewiele wiedział o miłości. Wprawdzie większość swojej wiedzy czerpał z opowieści, tego, co widział w obozie i mglistych wspomnień o rodzicach. Kojarzyły mu się najbardziej z romantyzmem kwiaty. Środek pory nagich drzew nie był jednak najlepszym na ich zbieractwo. Jedynym miejscem, z którego mógł je wziąć było legowisko medyka, lecz czy naprawdę chciał pozbawiać Witkę ziół, gdy potrzebowali ich najbardziej?
— Potrzebujesz czegoś? — spytała siostra, widząc głębokie zamyślenie na pysku Gęgawy, z którego został wyrwany. Speszył się.
— Wiesz... — miauknął, po czym ściszył swój głos do szeptu, przybliżając się do jej ucha. — Zdecydowałem się na wyznanie.
Świergot natychmiast się uśmiechnęła od ucha do ucha, obracając się by spojrzeć prosto w oczy. Widział w nich więcej radości tą wieścią niż u siebie, jednak nic nie powiedział. Z pewnością łatwiej było myśleć o tym z perspektywy trzeciej osoby niż poddenerwowanej pierwszej.
— To świetnie! — Ucieszyła się. — Dzisiaj? Myślałeś już, jak to zrobisz?
— Chcę to zrobić jutro. A co do tego drugiego to muszę przyznać, że niespecjalnie — mruknął, kładąc po sobie uszy. — Planowałem dać jej kwiaty, jednak wszędzie śnieg i mróz, więc...
— Mogę ci dać — nie dała nawet mu dokończyć Świergot, co wywołało u zwiadowcy zaskoczenie. A tak, przecież kocica była zielarką – miała dostęp do składu ziół... Ale to nie było dla Gęgawy moralne.
— Rozumiem, co mówisz, ale nie mogę ich przyjąć — odmówił stanowczym tonem, jednak Świergot nie dawała się przekonać.
— Niektóre zioła nie są nam tak potrzebne. Z resztą, Witka nie zauważy gdy znikną z cztery kwiaty, naprawdę. Nie zrobi nam to większej różnicy, a ta chwila powinna dla was być magiczna! — miauknęła nieco za głośno, jednak poprawiła się. Czarny przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej oczy, przystępując z łapy na łapę. Chyba... miała rację? Nadal mu to śmierdziało, jednak ufał siostrze. Świergot była rozsądna i nie robiłaby nic, co mogłoby skrzywdzić Owocowy Las.
Skinął jej głową, z uciekającym z jego pyska westchnięciem. Pojawił się na nim mały uśmiech.
— Myślisz, że to wypali?
— Na pewno! Będziecie tak słodką parą — zmyła jego wątpliwości Świergot. — Jeżeli chcesz, by ten moment był jeszcze bardziej magiczny, to musisz też wybrać jakieś dobre miejsce, wiesz — mruknęła, szturchając Gęgawę w rozbawieniu. Zwiadowca nie był pewien o czym mówiła. No... na pewno na śmietnisku by tego nie zrobił, ale... jakie miejsce było odpowiednie?
To pytanie jej zadał.
— Upadła Gwiazda jest dobrym miejscem na randkę... tak myślę i słyszałam! — poprawiła się, choć zająknęła. Czyżby coś przed nim ukrywała? Nie był jednak tym zainteresowany, coś go do takich plot nie ciągnęło. — Myślę, że powinieneś je wybrać. Tajemnicze, nie aż tak przysypane śniegiem... Jakby była pora nowych lub zielonych liści można by było oglądać stamtąd gwiazdy, ale no cóż...
Gęgawa skinął siostrze głową. Ta tylko poklepała go po plecach, z mrugnięciem.
— Przygotuję ci bukiecik, a ty się zastanów co jej powiesz. I już od razu... powodzenia, bracie! — przytuliła go, zanim odeszła w stronę swojego legowiska. Gęgawa stał jeszcze chwilę, po czym wdrapał się do swego. Musiał faktycznie o tym pomyśleć...
***
odpis, początek pory nagich drzew
Świergot zostawiła mu ukleconą wiązankę kwiatów. Rozpoznawał w nich nagietek, parę łodyg sitowia i jeszcze jeden gatunek, którego nie znał. Zabrał go bez wahania. Był piękny – zielarka widocznie nie użyła do niego czterech kwiatów, a więcej i spędziła sporo czasu. Doceniał to. Pomagała mu bardziej, niż ktokolwiek inny.
Był nerwowy. Przecież nikt go nie uczył, jak być dobrym podrywaczem. Co jak nie wyjdzie? Powie coś nie tak? Co, jeżeli kotka tego nie czuje? Czy będzie chciała się z nim nadal przyjaźnić, jeśli go odrzuci? Ostatnie, czego chciał to utraty ich relacji. W końcu Łuska była dla niego tak ważna. Gdzieś w środku dusił w sobie myśl, że właściwie odrzucenie nie było tak złą opcją. Bał się nieznanego, tak to sobie tłumaczył. Przełknął nerwowo ślinę.
Czekał w wyznaczonym, poleconym wcześniej przez Świergot miejscu, bijąc regularnie ogonem o metal. Łuska mogła się tu pojawić w każdej chwili, co nie polepszało sytuacji. Miała przyjść kiedy skończy się poranny patrol zwiadowców (na który wyznaczony nie został). Słońce było już w połowie swojej drogi do południa, a zapachu niebieskiej nie było ani śladu w powietrzu. Może coś im się stało, pomyślał, marszcząc brwi. Wkrótce jednak szary łeb wyłonił się z między ośnieżonych drzew i krzewów. Brązowe oczy Gęgawy zalśniły, widząc idącą w jego kierunku kotkę. Czuł rosnącą gulę w jego gardle. Dawno nie odczuwał takich emocji.
— Hej — miauknęła do niego kotka z nieśmiałym uśmiechem, wypuszczając z pyska parę. — Co właściwie chciałeś mi powiedzieć? — spytała, a zwiadowca odetchnął, ale nie z ulgą. To teraz. Ten moment.
— Zanim to powiem, chcę ci powiedzieć, że to jest dla mnie ważne, lecz nie więcej ważne niż nasza więź, więc jakąkolwiek podejmiesz decyzję, chcę pozostać przy twoim boku — powiedział, starając się patrzeć kotce w oczy na tyle, na ile był w stanie. Ta nieco się wzdrygnęła, słysząc te słowa.
— Teraz zaczynam się nieco bać — mruknęła półżartem, machając ogonem. — Wszystko w porządku?
— Tak — odpowiedział natychmiast — Po prostu... myślałem. Myślałem wiele nocy i dni, by mieć pewność, że to wszystko to prawda. Łusko, jesteś jedną z najbliższych mi osób i już od dłuższego czasu duszę w sobie te słowa, które chciałem wypuścić już od księżyców. Przyjaźniliśmy się odkąd Komar wyznaczył nam naszych mentorów, aż do teraz, gdy powoli stajemy się starszymi, coraz bardziej szanowanymi zwiadowcami – czuję jednak, że to nie jest jedynie przyjaźń — jego głos drżał, podobnie jak łapy i końcówka ogona. Obrócił się prędko, by złapać leżące przedtem obok niego, zakryte przedtem futrem kwiaty i położył je przed siedzącą Łuską. Zanim ta zdążyła coś rzec, kontynuował: — Chcę, byśmy byli szczęśliwi i wierzę, że właśnie to nam to przyniesie. Więc, Łusko — przełknął nerwowo ślinę, wpatrując się w jej zielone oczy tak, jak gdyby próbował zobaczyć przez nie jej duszę — czy zostaniesz moją partnerką, czyniąc ze mnie najszczęśliwszego k-kocura w lesie? — zająknął się.
Między nimi zapadła głucha cisza, rozdarta oddalonym krakaniem ptaków.
— J-ja... — Kocica spoglądała raz na ziemię, kwiaty, a raz na Gęgawę, budując w nim pokłady stresu — N-nie wiem co mam powiedzieć, naprawdę –
— Jeśli tylko tego chcesz, zostańmy tym, czym byliśmy — powiedział od razu, nie pozwalając jej dokończyć. Nie odwzajemniała. Nie chciała go znać. Źle to wszystko przeliczył. Mysi móżdżek! — To nie jest tak ważne. Wszystko czego potrzebuję to być, i być obok i nie liczy się nic innego, tylko –
Kotka nachyliła się nad nim, przez co stopniowo ucichł. Była od niego o pół kocięcego kroku wyższa. Patrzył tylko w jej ślepia, samemu nie rozumiejąc, co się w tej chwili dzieje.
— Nie musimy zostawać — wymruczała cicho i niepewnie Łuska. — Myślałam o tym samym — przyznała, uciekając wzrokiem. — Też naprawdę dużo. Ja... chcę być z tobą. Być twoją partnerką — szepnęła. Zwiadowca bez dłuższego namysłu nieśmiale nachylił się tak, by ich mokre nosy się ze sobą zetknęły. Po pewnej chwili oderwali się od siebie. Gęgawa oddychał szybko, porównywalnie do oszalałego bicia jego serca.
— Nie potrafię nic już z siebie wyrzucić — powiedział w końcu, nieco śmiejąc się do samego siebie i drżąc na zimnie. — Nie sądziłem, że to się stanie.
— Ja także — wymamrotała Łuska, patrząc się na Gęgawę, jak gdyby ten miał zaraz rozpłynąć się w powietrzu, a ona wybudzić z jakiegoś snu. — Naprawdę czuję się teraz... lepiej — zaśmiała się delikatnie, owijając wokół łap swój ogon. — Zachowujemy się głupio, prawda? Nie wyobrażałam sobie, że to się stanie tak... teraz...
Czarny uśmiechnął się szerzej. Był lżejszy. Choć nadal pewien niepokój go nie opuszczał, teraz czuł radość. Zrobili to. Brakowało mu słów, by cokolwiek opisać. Nie wiedział, co jeszcze dodać.
Ale nadal czuł, że coś było nie tak.
<Łusko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz