Tekst został zawinięty ze względu na ilość przekleństw oraz scen brutalności.
Zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Idziesz na polowanie?
- Zajmij się swoim kochasiem i lizaniem mu dupy, a nie mną. - Odparła arogancko, odchodząc w zupełnie innym kierunku. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji z tego, że musi wyjść pod jego nadzorem. Już woli siedzieć na dupie w legowisku.
Jak uznała, tak zrobiła, zostawiając kocura samego sobie.
~*~
Podobno kochaś lidera zachorował. Czuł się jak gówno, brał ziółka i różne takie. Płomień tylko z boku obserwowała, jak Trójka zanosi mu kolejne porcje lekarstw. Próbowała go parę razy zagadnąć, ale zawsze odsyłał ją z tekstem, że ma mnóstwo pracy na głowie. Medyk do rany przyłóż normalnie.
Sama więc starała się wybadać sytuację, gdyż jej ciekawość i różne myśli przynosiły coraz to kolejne scenariusze.
Minęło parę dni. Niektórzy chorowali bardziej, inni mniej. Grupowe przeziębienie. Mimo tego, kochaś lidera wyzdrowiał. Wyszedł któregoś pięknego dnia z legowiska, o własnych siłach. Dziękował Trójce z milion lat.
Nie pocieszył się jednak długo, bo gdy on ozdrowiał, zachorował Wróbel. Ich ukochany wręcz lider, który ogon pod siebie chował, kiedy tylko ktoś coś do niego powiedział. Wiecznie uzależniony od siły własnej siostry.
Płomień widziała, jak lider ledwo się trzymał. Ha, jaki słabeusz! Dużo razy słyszała plotki. Że to podobno przeziębienie, które złapał od Modrzewia. Co, za dużo się lizali, i dlatego teraz zachorował? Jakże jej przykro!
Parę dni później wlazła do legowiska lidera, jakby było jej własnym. Minęła Borsuczy Krok, która wyraźnie była zdenerwowana jej najściem. Nic jednak nie zrobiła, jedynie obserwowała z napiętą miną. Szylkreta podeszła do Wróbla. Jej kita chodziła nerwowo na boki, co tylko pokazywało, jak bardzo była wkurwiona.
- JESTEŚ NICZYM WIĘCEJ, JAK ZWYKŁYM TCHÓRZEM! - Wrzasnęła mu w pysk. Miała serdecznie wszystkiego dość. - Choroba cie dopadła, biedaczku? To samo, co twojego kochasia? Wyolbrzymiasz, bo się boisz brać tych cholernych ziół! JESTEŚ SŁABYM GÓWNEM, ROZUMIESZ?! JUŻ CI TO KIEDYŚ MÓWIŁAM! TRZEBA BYŁO WTEDY ZREZYGNOWAĆ!
Wróblowa Gwiazda widocznie nie miał ani sił, ani chęci na kolejne potyczki z wojowniczką. Choroba poważnie go wykańczała, odbierając jednocześnie energię. Uśmiechnął się krzywo, a jego zmęczone oczy spoczęły na Płonącej. Zakasłał parę razy, co tylko wznieciło ogień płonący w środku szylkretki. Ruszyła jeszcze bliżej niemu, jednak poczuła za sobą przytłaczającą aurę. Odwróciła pysk, dostrzegając Borsuk. Kotka zaciskała zęby, gotowa w każdej chwili zaatakować. Ostrzegała Płomień, co sama pomarańczowooka wiedziała, jednak zignorowała z wielką łatwością. Odsłoniła kły w stronę Borsuk, jeżąc sierść. Bura nie pozostawała jej dłużna, ciężkim cielskiem omijając ją i zasłaniając brata. Prychnięcie Płomień można było usłyszeć poza obozem.
Gdy kotki miały skakać sobie do gardeł, wbiegł zaalarmowany Potrójny Krok. W pysku miał zioła, a jego oczy były rozbiegane. Upuścił kępkę trawy, widząc rozgrywającą się przed nim scenę.
- Co wy wyprawiacie?! - Wrzasnął. - Wyraźnie kazałem wam się izolować! Co ona tu robi?!
- Już wychodzi - warknęła ostrzegawczo Borsuk.
- A właśnie, że nie. Widzę wujaszku, że bierzesz stronę tych oszustów i słabeuszy! - Oznajmiła zdenerwowana. - Ty im na serio ufasz, czy tylko udajesz takiego głupiego?!
- Nie wrzeszcz. - Miauknął nagle Wróbel, dość słabo, jednak wystarczająco, by skupić na sobie uwagę. Odwrócił pysk w stronę siostry. - Borsuk, spokojnie. Nie mam siły na kłótnie.
- Najlepiej by było, jakbyś padł już tu trupem. Twoja siostrunia nie stanowi dla mnie zagrożenia. - Oznajmiła pewna siebie wojowniczka, wysuwając pazury.
- Powiedziałem, żebyś przestała. - Kontynuował lider.
- W dupie mam to, co mówisz. UMRZYJ W KOŃCU! Daj temu klanowi najlepszy prezent, swoje zwłoki! - Krzyknęła, jeżąc sierść. Jej oczy płonęły żywym ogniem, a pazury wbijały się głęboko w ziemię.
- Płomień, dosyć tego! - Wtrącił się medyk.
- NIGDY NIE BĘDZIE DOSYĆ! Czy ty tego nie widzisz?! Jak ten cholerny klan upada!? Nie mogę uwierzyć, że mój dziadek powierzył władzę temu ignorantowi! Najgorszemu z najgorszych! Nie potrafi nic zrobić, nikomu pomóc, nikogo ukarać! - Wrzasnęła na cały głos, sycząc głośno. Nie miała tu więcej sprzymierzeńców. Wszyscy byli po stronie tych oszustów. Cała jej lojalność poszła na marne.
- Mamy pandemię - odparł medyk, próbując załagodzić sytuację.
- W dupie z pandemią! Myślisz, że kto ją zwlókł jak nie oni?! - Zwróciła pysk w stronę Wróbla. Podniosła głowę wysoko. Patrząc na nich z pogardą. - Zemrzyj w końcu jak Twoja ukochana Fasola albo ci pomogę tak jak jej!!!
Oddychała głęboko, a jej myśli były pełne czarnych scenariuszy. Miała kilka pomysłów, jak pomóc liderowi zejść z tego świata szybciej. Musiała je tylko wprowadzić w życie…
- Wynoś się stąd! - Krzyknął, mimo słabego stanu zdrowia bury lider.
Te słowa zadziałały na Płomień jak kolejna iskra, sprawiając, że zapłonęła na nowo. Odsłoniła kły w szerokim, niebezpiecznym uśmiechu. Zgarnęła ziemię pazurami, ogonem uderzając mocno o ziemię.
- Z PRZYJEMNOŚCIĄ! - Wrzasnęła donośnie. - ODCHODZĘ Z TEGO PIEPRZONEGO KLANU! Jesteście kurwa niczym więcej niż wrzodem na dupie i oszustami, mordercami, pieprzonymi tchórzami! Spadnie na was milion nieszczęść!
Zrobiła krok w tył, a jej całe ciało drżało. Nie panowała nad sobą. Straciła kontrolę już dawno temu, wypuszczając z siebie pokłady złości, jaki nosiła w sercu od narodzin. Pieprzone gadanie, kodeks klanu gwiazd, pewnie! Jeszcze czego, jak oni nawet nie potrafili go egzekwować! To na co komu on?! Puste słowa, którym mydlili im oczy!
Ale ona nie dała się nabrać! Przejrzała wszystkie występki, które w jej mniemaniu były ich sprawkami.
Ostatni raz spojrzała na rodzeństwo u władzy. To, że nimi gardziła, było za mało powiedziane. Zrobiła krok ku Borsuk, po czym napluła jej prosto w zakłamany pysk.
Uśmiechnęła się z ogniem w oku, po czym odwróciła na pięcie.
Wybiegła stamtąd, a z jej pyska ciekła ślina od nadmiaru krzyku. Miała szeroko otwarte oczy, kiedy wybiegała z obozu, mijała wszystkie doskonale znane miejsca. Rwała trawę, miażdżyła liście, zrywała pazurami korę z drzew. Szaleńczy amok trwał w najlepsze, w końcu dając upust wszystkim emocjom, jakie posiadała. A miała ich niewiele.
Nawet nie patrzyła, kiedy się ściemniło, a ona zostawiła za sobą granice Klanu Wilka. Po prostu biegła, wykorzystując swoją niemal doskonałą kondycję. Rozglądała się, śmiejąc głośno z własnego sukcesu. Zamknięta w swoim świecie, nareszcie mogła żyć! Jak chciała! Bez z cholery wziętych kotów, które jedyne co robiły, to jej zawadzały. Bez głupiego ucznia, hamujących ją obowiązków, którymi rzygała. Znajomych terenów, na których mogła chodzić z zamkniętymi oczami. Teraz… teraz w końcu poszła na całość. Odeszła z klanu! Uwolniła się, rozwinęła skrzydła!
Nagle usłyszała trzask gałązki. Odwróciła świecące w ciemności oczy, odsłaniając kły, jednak nie mogła nic poradzić. Jasne, liliowe futro, ozdobione w biel mignęło przed jej oczyma, nim straciła grunt pod łapami. Samotnik przewalił ją w biegu, a ona potoczyła się parę długości zająca dalej. Podniosła pysk, otrzepując go, jednak mroczki przed jej oczyma nadal uniemożliwiały ruch. Żółtooki skoczył na nią, długimi, ostrymi pazurami kalecząc.
Wrzasnęła z bólu, czując, jak gałęzie wbijają się w jej plecy. Odzyskała świadomość natychmiastowo. Zaczęła odpowiadać samotnikowi na ataki, drapiąc po pysku, brzuchu, szyi, jednak miał nad nią oczywistą przewagę.
Kocur szamotał się z nią, tarzając w zimnej trawie. Płomień czuła, że walczy o coś więcej, niż tylko przepędzenie go oraz satysfakcję, jednak nie wiedziała o co. Nie znała ceny tego pojedynku. Jedyne co miała w głowie, to zabić go, zabić do cholery! Mogła sobie pluć na władze klanu wilka, wyśmiewać innych wojowników, gnębić uczniów, straszyć kocięta. Zawsze walczyła, by nikt nie wszedł nieproszony, żeby mówiono o nich tylko dobre rzeczy, a mimo tego została znienawidzona. Jedynie brat stał po jej stronie. Klan pełen ignorantów i dupków.
Dlaczego takie myśli naszły ją w tej chwili?
Czyżby przywiązanie dawało o sobie znać? Wyrzuty sumienia? Strach? Przecież w bezpiecznym klanie nigdy by jej to nie spotkało.
Walczyli w świetle gwiazd, a Płomień miała wrażenie, że patrzy na nią ojciec. Może był tam gdzieś w niebie, cholera go wie. Szylkreta była zmęczona długim biegiem, krzykiem, tym wszystkim. Miała zwyczajnie dość.
Syczała drapiąc kocura, gryząc go. Łzy leciały z pomarańczowych oczu, kiedy te złote patrzyły na nią z władzą. Krew w sierści, krew w pysku, na łapach… Gdzieś w tle dało się usłyszeć szum wody oraz śpiewy nocnych ptaków.
Mogła przysiąc, że złamała mu kilka kości, jednak wciąż nie potrafiła nad nim zwyciężyć. Nie wiedziała dlaczego los był przeciwko niej. Czyżby miała oberwać za wszystkie rzeczy, jakie zrobiła w życiu? Przecież to nie było nic złego! Tępienie medyczek z dziećmi należało do jej obowiązków! Trucie innych dziwnymi ziołami, by się mścić… przecież musieli odpowiedzieć za grzechy medyczkę wszyscy. Dopadła nawet ich dzieci. Zrobiła im wodę z mózgu, przynajmniej jednej. Ten drugi i tak jest cholernym debilem.
Nie rozumiała więc, dlaczego? Czemu, na gwiezdnych, nie potrafiła zawalczyć o siebie? Zwyciężyć?
Splunęła krwią na kocura, który z obrzydzeniem odwrócił pysk. Był paskudny. Brudny, podrapany, z wyrwaną sierścią. Mięśnie i doświadczenie, jakie miał przeważały nad wojowniczką.
Kiedy szum wody stał się dziwnie bliski, Płomień uderzyła głową o skały na nadbrzeżu. Samotnik zmusił ją do tego. By leżała spokojnie, wycieńczona, pogryziona, pokonana. Pozwolił, by jej sierść wraz z krwią spłynęła wzdłuż rzeki. Waleczny duch Płonącej Waśni został brutalnie złamany.
Nie czuła nic. Nawet wszechogarniającego bólu, który czuła, kiedy w dalszym ciągu sprawiał jej kocur. Gardziła nim, brzydziła się. Nienawidziła jego, jak i siebie.
Kiedy liliowy skończył, wyjął jej głowę na brzeg. Płomień nie mogła otworzyć oczu, ponieważ były zlepione przez krew ściekającą z jej brwi. Uszy jednak pozostały tak samo czułe.
- Jestem Pazur. - Szepnął do jej prawego ucha, nim nie złapał go zębami i naderwał brutalnie, powodując głośny pisk kotki.
Nowa dawka krwi zabrudziła ich ciała, jednak kogo to obchodziło? Liczyła się wygrana nad Płomień. Zarówno psychiczna, jak i fizyczna.
formatowanie ci się zepsuło jak coś
OdpowiedzUsuńNie, jest dobrze
Usuńteraz już tak
Usuń