Wojowniczka jeszcze nie doszła do siebie po walce z lisem, była tym wstrząśnięta, tym bardziej, że nie należała już do grona młodszych wojowników. Była lekko zadrapana na prawej łopatce z której małym strumyczkiem leciała krew. Zauważyła Kruczego Wąsa wychodzącego z legowiska lidera, więc podreptała do niego z nadzieją, że wie, gdzie aktualnie znajduje się Fenkułowe Serce.
- Kruczy Wąsie, widziałeś Fenkułowe Serce? - Zapytała zniecierpliwiona kotka.
- Tak, jest u Agrestowej Gwiazdy. - Odparł. - Ale lepiej tam nie idź, dostał białego kaszlu. - Dodał po chwili zastępca. Piaszczysta Mgła spuściła wzrok.
- Mocno jesteś poharatana? - Zapytał obwąchując ranę kotki.
- Raczej nie. - Przyznała wojowniczka obracając się.
- Wytrzymasz, poczekaj w legowisku medyka. - Wyjaśnił zastępca. Po chwili zniknął w norce.
Piaszczysta Mgła leżała spokojnie czekając na zjawienie się medyczki, w wejściu malowała się sylwetka zgrabnej biało czarnej kotki.
- Już jestem, przepraszam, że to tyle trwało. - Mruknęła i wzięła pajęczynę kładąc ją na ranie Piaszczystej Mgły. Po krótkiej chwili pojawił się również Kruczy Wąs prawdopodobnie sprawdzając jak idzie medyczce.
- Makowa Łapo, podasz mi ziarna maku? - Zapytała uśmiechając się do ucznia który skinął łbem i pobiegł po mak.
<Kruczy Wąsie?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
28 lutego 2017
Od Pszczelej Łapy C.D Czarnego Piórka
Kotka uważnie obserwowała swoją mentorkę. Szczerze, była pod wielkim podziwem dla czarnej kotki, ale w życiu by się do tego nie przyznała. Ograniczyła się do milczenia, a potem, gdy Czarne Piórko kazała jej spróbować, uznała to za mega proste. Poczekała chwilę, ale żadne ryby nie chciały przypłynąć. Pszczela Łapa przebierała nogami, by się trochę ogrzać.
-Nie ruszaj się, spłoszysz ryby.-rzekła spokojnie kotka.
-Spłoszę je? Jak tutaj przecież nie ma żadnej ryby do spłoszenia!-krzyknęła zdenerwowana młodsza, która w akcie złości pacnęła mocno taflę wody, tak, że aż powstała fala.
-Ciiicho! Nie zachowuj się tak głośno!-syknęła mentorka.
Młoda fuknęła i jeszcze raz zamachnęła się łapą.
-A właśnie, że będę! Te głupie ryby mają się mnie bać! Powinny wiedzieć, że jestem kilkadziesiąt razy silniejsza od nich! Pff, w ogóle dziwię się, czemu jeszcze nie pozdychały na mój widok.-rzekła Pszczela. Dyszała, wściekła jak osa (nie, nie jej brat), a po chwili stanęła, zamknęła oczy na kilka sekund, po czym zanurzyła pysk w wodzie i wyciągnęła średniej wielkości rybę. Zamachnęła się i rzuciła ją na brzeg- za blisko. Zagryziona ryba wpadła do wody przy brzegu, jednak krwawy ślad pokazywał, gdzie teraz się znajduje. Kotka podeszła i jeszcze raz rzuciła posiłek na ląd. Tym razem trafiła, ponieważ była bliżej brzegu. Zadowolona rzekła:
-Phi! Łatwizna! Może nauczysz mnie czegoś trudniejszego?
Pomarańczowooka mentorka spojrzała na uczennicę uważnie, po czym rzekła:
-Pszczela Łapo, nie było źle jak na pierwszy raz. Musisz jednak popracować nad odkładaniem zdobyczy- robisz to zbyt niedbale. Przede wszystkim jednak skup się na tym, aby się od razu nie denerwować, jak ci coś nie wyjdzie. I nie, to nie koniec. Będziemy łowić tak długo, aż zrobisz to zadowalająco.
-Nie. Ja jestem zadowolona.
-Kto tu jest mentorem? Ty czy ja?-Fuknęła Czarna. Szylkretka nie odpowiedziała.
-Pszczela Łapo, masz odpowiadać kiedy się ciebie o coś pytam!
-Ty.-mruknęła niechętnie.
***
W końcu skończyły łowić. Zaniosły złowione ryby do obozu. Czarne Piórko umówiła się z uczennicą przed obozem, kiedy tylko zacznie świtać.
<Czarna?>
-Nie ruszaj się, spłoszysz ryby.-rzekła spokojnie kotka.
-Spłoszę je? Jak tutaj przecież nie ma żadnej ryby do spłoszenia!-krzyknęła zdenerwowana młodsza, która w akcie złości pacnęła mocno taflę wody, tak, że aż powstała fala.
-Ciiicho! Nie zachowuj się tak głośno!-syknęła mentorka.
Młoda fuknęła i jeszcze raz zamachnęła się łapą.
-A właśnie, że będę! Te głupie ryby mają się mnie bać! Powinny wiedzieć, że jestem kilkadziesiąt razy silniejsza od nich! Pff, w ogóle dziwię się, czemu jeszcze nie pozdychały na mój widok.-rzekła Pszczela. Dyszała, wściekła jak osa (nie, nie jej brat), a po chwili stanęła, zamknęła oczy na kilka sekund, po czym zanurzyła pysk w wodzie i wyciągnęła średniej wielkości rybę. Zamachnęła się i rzuciła ją na brzeg- za blisko. Zagryziona ryba wpadła do wody przy brzegu, jednak krwawy ślad pokazywał, gdzie teraz się znajduje. Kotka podeszła i jeszcze raz rzuciła posiłek na ląd. Tym razem trafiła, ponieważ była bliżej brzegu. Zadowolona rzekła:
-Phi! Łatwizna! Może nauczysz mnie czegoś trudniejszego?
Pomarańczowooka mentorka spojrzała na uczennicę uważnie, po czym rzekła:
-Pszczela Łapo, nie było źle jak na pierwszy raz. Musisz jednak popracować nad odkładaniem zdobyczy- robisz to zbyt niedbale. Przede wszystkim jednak skup się na tym, aby się od razu nie denerwować, jak ci coś nie wyjdzie. I nie, to nie koniec. Będziemy łowić tak długo, aż zrobisz to zadowalająco.
-Nie. Ja jestem zadowolona.
-Kto tu jest mentorem? Ty czy ja?-Fuknęła Czarna. Szylkretka nie odpowiedziała.
-Pszczela Łapo, masz odpowiadać kiedy się ciebie o coś pytam!
-Ty.-mruknęła niechętnie.
***
W końcu skończyły łowić. Zaniosły złowione ryby do obozu. Czarne Piórko umówiła się z uczennicą przed obozem, kiedy tylko zacznie świtać.
<Czarna?>
Od Droździej Łapy CD. Fioletowej Chmury
Kocur popatrzył na wojowniczkę wielkimi oczami. Nie spodziewał się, że była zdolna do takiego posunięcia! Polować na terenach innego klanu? Właściwie, nie byłoby tak źle, gdyby nikt jej nie spotkał, ale znalazła ją sama Malinowa Gwiazda! Ileż problemów uczennica przysporzyła własnemu klanu! Mimo fali negatywnych emocji, Droździa Łapa wiedział, że nie może zostawić kotki. Widać, że czuła sie z tym źle i naprawdę nie zrobiła tego celowo. Na pytanie odpowiedział tylko kiwnięciem głowy. Szara odetchnęła z ulgą.
- Myślę, że to i tak wyjdzie na jaw, zwłaszcza, że Malinowa Gwiazda cię widziała.
Fioletowa Chmura schyliła nisko łeb, po raz kolejny pokazując skruchę.
- Co zrobiła gdy cię spotkała? - spytał terminator po chwili milczenia.
- Zdenerwowała się, ale nie zaatakowała. Zabrała tylko moją zdobycz i odchodząc rzuciła, że jeszcze się doigram.
Uczeń zamruczał ze zrozumieniem. Nie chciał plątać się w tą aferę, ale nie mógł zostawić jej samej. W tej sytuacji może był jej jedynym oparciem. Ciekawe czy zwierzyła się też komuś innemu. Pewnie Iskrzące Futro też tym wie, ale mimo wszystko - został wyróżniony. Ktoś zdradził mu swój sekret, który teraz będzie musiał trzymać w tajemnicy. W jednej chwili trafiła go myśl, że to może na nim od teraz ciążyć przez długi czas. Skrzywił się lekko, ale zdołał to ukryć.
Otarł się pyskiem o bok wojowniczki, chcąc dodać jej otuchy. Ona natomiast polizała go po barku. Poczuł dziwny dreszcz, przebiegający mu po grzbiecie.
- Co robicie? - do uszu ucznia doszedł znajomy głos. Głos jego własnej siostry. Zwykle brzmiał ciepło i miło - teraz jednak niezwykle nieprzyjaźnie. On i Fioletowa Chmura odsunęli się od siebie, spoglądając w stronę kremowej kotki. Kocur zastrzygł uszami.
- N-nic takiego - mruknął cicho, odwracając wzrok. Nie chciał by ich sprawy wyciekły gdzieś na wierzch. Mimo wszystko wiedział, że wkrótce cały klan dowie się o tym co zrobiła Fioletowa. Ostatnio jego relacje ze Słoneczną Łapą zmieniły się. Właściwie, cieszył się z tego powodu, ale wciął nie był zdolny zaufać jej tak jak na przykład matce czy Sroczej Łapie. Terminatorka popatrzyła na nich z zaciekawieniem.
- Rozmawialiśmy tylko o... O pogodzie! Strasznie sucho ostatnio, prawda...? - wojowniczka uśmiechnęła się krzywo. Widać, chciała jak najszybciej zmienić temat.
- Przespałaś chyba cały księżyc! - parsknęła uczennica. - Niedawno padało, teraz też zbiera się na burzę - wszyscy zadarli łby i spojrzeli na niebo. Zasnuły je ciemne, kłębiaste chmury.
<Fioletowa Chmuro? .-.>
- Myślę, że to i tak wyjdzie na jaw, zwłaszcza, że Malinowa Gwiazda cię widziała.
Fioletowa Chmura schyliła nisko łeb, po raz kolejny pokazując skruchę.
- Co zrobiła gdy cię spotkała? - spytał terminator po chwili milczenia.
- Zdenerwowała się, ale nie zaatakowała. Zabrała tylko moją zdobycz i odchodząc rzuciła, że jeszcze się doigram.
Uczeń zamruczał ze zrozumieniem. Nie chciał plątać się w tą aferę, ale nie mógł zostawić jej samej. W tej sytuacji może był jej jedynym oparciem. Ciekawe czy zwierzyła się też komuś innemu. Pewnie Iskrzące Futro też tym wie, ale mimo wszystko - został wyróżniony. Ktoś zdradził mu swój sekret, który teraz będzie musiał trzymać w tajemnicy. W jednej chwili trafiła go myśl, że to może na nim od teraz ciążyć przez długi czas. Skrzywił się lekko, ale zdołał to ukryć.
Otarł się pyskiem o bok wojowniczki, chcąc dodać jej otuchy. Ona natomiast polizała go po barku. Poczuł dziwny dreszcz, przebiegający mu po grzbiecie.
- Co robicie? - do uszu ucznia doszedł znajomy głos. Głos jego własnej siostry. Zwykle brzmiał ciepło i miło - teraz jednak niezwykle nieprzyjaźnie. On i Fioletowa Chmura odsunęli się od siebie, spoglądając w stronę kremowej kotki. Kocur zastrzygł uszami.
- N-nic takiego - mruknął cicho, odwracając wzrok. Nie chciał by ich sprawy wyciekły gdzieś na wierzch. Mimo wszystko wiedział, że wkrótce cały klan dowie się o tym co zrobiła Fioletowa. Ostatnio jego relacje ze Słoneczną Łapą zmieniły się. Właściwie, cieszył się z tego powodu, ale wciął nie był zdolny zaufać jej tak jak na przykład matce czy Sroczej Łapie. Terminatorka popatrzyła na nich z zaciekawieniem.
- Rozmawialiśmy tylko o... O pogodzie! Strasznie sucho ostatnio, prawda...? - wojowniczka uśmiechnęła się krzywo. Widać, chciała jak najszybciej zmienić temat.
- Przespałaś chyba cały księżyc! - parsknęła uczennica. - Niedawno padało, teraz też zbiera się na burzę - wszyscy zadarli łby i spojrzeli na niebo. Zasnuły je ciemne, kłębiaste chmury.
<Fioletowa Chmuro? .-.>
Od Osiej Łapy C.D Fioletowej Chmury
Czyli to ON wszedł na terytorium innego Klanu? To jeszcze gorsze niż wyganianie kogoś ze swojego! Kocurek poczuł, jak jego strach wzrasta. Tylko czekał, aż starsza kotka się na niego rzuci i go zagryzie, ale... to się nie stało. Okazało się, że najwyraźniej nie chciała zrobić mu krzywdy. Zaproponowała, że on nie będzie nic o tym mówił, więc ona też. Kocurek zgodził się, choć niewiele go to uspokoiło.
Potem, tak jak wojowniczka mu powiedziała, żeby zrobił, pozbył się jej zapachu z futra. Następnie zaczął iść w kierunku obozu, nadal brudny od błota i przestraszony, choć starał się tego po sobie nie pokazywać, żeby nikt się z niego nie śmiał. Chyba niezbyt mu to wychodziło. Wszedł do obozu i od razu zaczął iść w kierunku legowiska terminatorów, będąc jak najbardziej z boku, żeby nikt go nie zauważył. Kiedy wreszcie był sam, zaczął lizać swoje brudne futerko.
Potem, tak jak wojowniczka mu powiedziała, żeby zrobił, pozbył się jej zapachu z futra. Następnie zaczął iść w kierunku obozu, nadal brudny od błota i przestraszony, choć starał się tego po sobie nie pokazywać, żeby nikt się z niego nie śmiał. Chyba niezbyt mu to wychodziło. Wszedł do obozu i od razu zaczął iść w kierunku legowiska terminatorów, będąc jak najbardziej z boku, żeby nikt go nie zauważył. Kiedy wreszcie był sam, zaczął lizać swoje brudne futerko.
* * *
Nadszedł czas na trening. Oczywiście Osia Łapa był przerażony i szedł w miejsce, w którym umówił się z ojcem całkowicie przerażony. Był to piękny poranek, ale nawet to nie uspokoiło tego młodego kocurka. Kiedy dotarł na miejsce, stanął przed Płomienną Pręgą i popatrzył na swoje łapy, nie wiedząc co robić. Co, jeśli ojciec będzie zawiedziony?
Płomienny?
Od Kruczego Wąsa CD Piaszczystej Mgły
Walka z lisem była zaciekła, najgorsze było to że Agrestowa Gwiazda, Wilcze Futerko i Lisia dusza otwarcie przyznali ze nie chcą walczyć z lisem. Jakoś daliśmy rade, kilku wojowników jest mocno rannych a za to inni nawet nie zostali draśnięci. Byłem po środku przez połowę bitwy nie zostałem zaatakowany przez lisa, jednak ratując Piaszczystą Mgłę lis zadrapał mi mocno lewe udo, Fenkułowe Serce będzie mieć sporo pracy, dobrze że ma teraz ucznia, kocurek będzie mógł jej pomóc a przy okazji się czegoś nauczy. Wszliśmy do obozu, w norze pod starym drzewem było można zobaczyć podnoszący i opadający bok lidera, jego oddech był przyśpieszony, coś było nie tak. Podbiegłem do lidera i zobaczyłem że z jego nosa cieknie. Kazałem zawołać tutaj Fenkułowe Serce. Medyczka przybiegła po krótkiej chwili, szybko obejrzała kocura i ze smutkiem w oczach spojrzała na zastępce.
- To Biały Kaszel, trzeba go wyleczyć i trzymać w odosobieniu. Narazie tylko ja będę do niego przychodzić żeby jego choroba nie przeobraził się w Zielony Kaszel. Niech kocięta zostaną w kociarni i nie pozwalać im wychodzić. - Kotka miała ton łagodny ale i stanowczy. Pokiwałem głową i kazałem rozejść się klanowi, koty to zrobiły. Została tylko lekko przestraszona Piaszczysta Mgła
<Piaszczyk?>
- To Biały Kaszel, trzeba go wyleczyć i trzymać w odosobieniu. Narazie tylko ja będę do niego przychodzić żeby jego choroba nie przeobraził się w Zielony Kaszel. Niech kocięta zostaną w kociarni i nie pozwalać im wychodzić. - Kotka miała ton łagodny ale i stanowczy. Pokiwałem głową i kazałem rozejść się klanowi, koty to zrobiły. Została tylko lekko przestraszona Piaszczysta Mgła
<Piaszczyk?>
Od Fioletowej Chmury C.D. Osiej Łapy
-Co, przyszedłeś w odwiedziny?- zapytałam sarkastycznie.
-Ja tylko..... Ale.... To ty weszłaś na nasze tereny!
-Nie.- pokręciłam przecząco łebkiem.- To, są terenu Klanu Burzy.- kocurek wyglądał na przestraszonego. Wytrzeszczył swoje niebieskie oczy tak, że wyglądały jakby miały zaraz wylecieć z jego czaszki.
-J-ja... Przep-praszam... Nnnie wiedziałem... Ja....- Aż zrobiło mi się go żal. Dobrze wiedziałam jak się czuje: jeśli ktoś by się dowiedział, miałby duże kłopoty. Wiedziałam jak to jest stanąć przed kotem z innego klanu, i boisz się, że zrobi sobie z twojego mózgu zabawkę.
-Nie stresuj się, nie należę do kablów.- Widać że nadal się bał, więc starałam się go jakoś uspokoić.- Zrobimy tak: ty nie powiesz nikomu w swoim klanie, a ja też zachowam to w tajemnicy, dobra?- Powoli kiwnął głową na ,,tak".
-Super.- mówiąc to wyprostowałam się.- Ale dobrze ci radzę: znajdź sobie coś, co mogło by zamaskować mój zapach, na przykład miętę.- Kocur powoli się wycofał, jakby bał się że to pułapka i jednak zaatakuję, a jego futro targał wiatr. Kiedy był już długość drzewa ode mnie, szybko się umyłam by zmyć zapach kota i poczęłam wędrówkę do miejsca, skąd przybyłam.
<Osia Łapo?>
-Ja tylko..... Ale.... To ty weszłaś na nasze tereny!
-Nie.- pokręciłam przecząco łebkiem.- To, są terenu Klanu Burzy.- kocurek wyglądał na przestraszonego. Wytrzeszczył swoje niebieskie oczy tak, że wyglądały jakby miały zaraz wylecieć z jego czaszki.
-J-ja... Przep-praszam... Nnnie wiedziałem... Ja....- Aż zrobiło mi się go żal. Dobrze wiedziałam jak się czuje: jeśli ktoś by się dowiedział, miałby duże kłopoty. Wiedziałam jak to jest stanąć przed kotem z innego klanu, i boisz się, że zrobi sobie z twojego mózgu zabawkę.
-Nie stresuj się, nie należę do kablów.- Widać że nadal się bał, więc starałam się go jakoś uspokoić.- Zrobimy tak: ty nie powiesz nikomu w swoim klanie, a ja też zachowam to w tajemnicy, dobra?- Powoli kiwnął głową na ,,tak".
-Super.- mówiąc to wyprostowałam się.- Ale dobrze ci radzę: znajdź sobie coś, co mogło by zamaskować mój zapach, na przykład miętę.- Kocur powoli się wycofał, jakby bał się że to pułapka i jednak zaatakuję, a jego futro targał wiatr. Kiedy był już długość drzewa ode mnie, szybko się umyłam by zmyć zapach kota i poczęłam wędrówkę do miejsca, skąd przybyłam.
<Osia Łapo?>
Od Osiej Łapy
Dla większości młodych kotów zostanie terminatorem było czymś niezwykle ekscytującym, a dla Osy strasznym. Co, jeśli sobie nie poradzi na treningu, tata i mama będą niezadowoleni i kocurek jako jedyny z rodzeństwa zostanie najstarszym terminatorem w Klanie Nocy? Chyba by tego nie przeżył, to takie okropne!
Szedł przez tereny swojego Klanu, rozmyślając o tym, co to będzie. Może uda mu się coś upolować? Nie, niemożliwe. Ale gdyby mu się udało, to byłoby wspaniałe. Rodzice na pewno byliby tacy dumni, Osa na pewno nigdy by tego niesamowitego przeżycia nie zapomniał! Nagle coś wyczuł. Mysz! Zaczął się tam powoli skradać. Zobaczył ją. Była niewielka, ale zawsze coś! Kiedy stwierdził, że to odpowiedni moment, skoczył w jej kierunku. Mógłby przysiąc, że przez chwilę jego pazury dotykały jej delikatne ciałko, lecz gryzoń prędko się wymknął i uciekł gdzieś, gdzie nikt by go już nie złapał. Osia Łapa wylądował na ziemi, a dokładniej na ziemi i śniegu, co tworzyło błoto, które ubrudziło rude futerko terminatora. Kocurek podniósł się powoli i spojrzał smutnym wzrokiem na swoje łapy. Oczywiście, że mu się nie udało, dlaczego on w ogóle myślał, że miał jakieś szanse? Zawiedziony samym sobą poszedł dalej, wciąż rozmyślając.
Szedł tak i szedł, całkowicie zamyślony, aż zobaczył przed sobą jakiegoś ciemnoszarego kota. Kotkę. Osa nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział kogoś takiego z obozie. Może to jakaś nowa, ale on jej nie spotkał, bo ciągle siedzi w legowisku? Nie, na pewno by coś o niej usłyszał... To oznaczało, że weszła na ich terytorium. O nie. O NIE. Co robić? Co ma powiedzieć? Przecież to nieznajoma, co jak nie odejdzie, wyśmieje go lub zaatakuje?!
Tak naprawdę to Osia Łapa wszedł na terytorium Klanu Burzy i nie zdawał sobie z tego sprawy, bo był tak zamyślony, a teraz zbyt się bał, żeby na to wpaść. Stanął nieruchomo, patrząc swoimi dużymi z zaskoczenia i strachu oczami na kotkę.
- U... umm... - pisnął tylko, nadal się nie ruszając, choć w środku panikował.
Szedł przez tereny swojego Klanu, rozmyślając o tym, co to będzie. Może uda mu się coś upolować? Nie, niemożliwe. Ale gdyby mu się udało, to byłoby wspaniałe. Rodzice na pewno byliby tacy dumni, Osa na pewno nigdy by tego niesamowitego przeżycia nie zapomniał! Nagle coś wyczuł. Mysz! Zaczął się tam powoli skradać. Zobaczył ją. Była niewielka, ale zawsze coś! Kiedy stwierdził, że to odpowiedni moment, skoczył w jej kierunku. Mógłby przysiąc, że przez chwilę jego pazury dotykały jej delikatne ciałko, lecz gryzoń prędko się wymknął i uciekł gdzieś, gdzie nikt by go już nie złapał. Osia Łapa wylądował na ziemi, a dokładniej na ziemi i śniegu, co tworzyło błoto, które ubrudziło rude futerko terminatora. Kocurek podniósł się powoli i spojrzał smutnym wzrokiem na swoje łapy. Oczywiście, że mu się nie udało, dlaczego on w ogóle myślał, że miał jakieś szanse? Zawiedziony samym sobą poszedł dalej, wciąż rozmyślając.
Szedł tak i szedł, całkowicie zamyślony, aż zobaczył przed sobą jakiegoś ciemnoszarego kota. Kotkę. Osa nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział kogoś takiego z obozie. Może to jakaś nowa, ale on jej nie spotkał, bo ciągle siedzi w legowisku? Nie, na pewno by coś o niej usłyszał... To oznaczało, że weszła na ich terytorium. O nie. O NIE. Co robić? Co ma powiedzieć? Przecież to nieznajoma, co jak nie odejdzie, wyśmieje go lub zaatakuje?!
Tak naprawdę to Osia Łapa wszedł na terytorium Klanu Burzy i nie zdawał sobie z tego sprawy, bo był tak zamyślony, a teraz zbyt się bał, żeby na to wpaść. Stanął nieruchomo, patrząc swoimi dużymi z zaskoczenia i strachu oczami na kotkę.
- U... umm... - pisnął tylko, nadal się nie ruszając, choć w środku panikował.
Fiolet?
27 lutego 2017
Od Bluszczyka C.D. Borsuczka
Jeżeli koty otwierają oczy w późniejszym wieku, to przepraszam.
Powolutku człapałam przed siebie. Pewnie nie zajdę za daleko, ale chciałam go znaleźć. Gdy moja czarna łapka nadepnęła na łapkę pokrytą znajomym futrem, ucieszyłam się. Podniosłam główkę i wydałam z siebie zadowolony pisk. Chyba towarzysz też był zadowolony.
-Borsuczku, zachowujesz się jakbyś był jej ojcem.- usłyszałam głos, ale nie jak liczyłam, Borsuczka, tylko mamy. Wzięła mnie za kark i podniosła do góry. Zaczęłam się wyrywać i kręcić, ja się tak szybko nie poddam. Wydostałam się i wypadłam z pyska na ziemię.
-Bluszczyku, nic ci nie jest?!- Powiedział zmartwiony przyjaciel. Ja nie odpowiedziałam, tylko powolutku wstałam. Nagle coś mi się rozluźniło w pyszczku. Następnie oślepiło mnie światło. Wszystko było rozmazane, dopiero po dłuższej chwili wszystko zaczęło przybierać kształty. Pierwsze co zobaczyłam, to kocur o pięknych, zielonych oczach i czarnej sierści połyskującej w świetle, które wcześniej mnie oślepiło. Borsuczek patrzył na mnie zachwycony.
-Bluszczyk otworzyła oczy!- zawołał. Po chwili podeszła do mnie jakaś kolorowa kotka.
-Och, kochanie....- Pewnie TO była mama. Ja nie zwracałam na nią uwagi tylko obróciłam się do niej tyłem i wtuliłam się w sierść Borsuczka. Ja chce tak zostać!- pomyslałam. Pod niosłam swoje nowo otworzone oczy na niego.
<Borsuk?>
Powolutku człapałam przed siebie. Pewnie nie zajdę za daleko, ale chciałam go znaleźć. Gdy moja czarna łapka nadepnęła na łapkę pokrytą znajomym futrem, ucieszyłam się. Podniosłam główkę i wydałam z siebie zadowolony pisk. Chyba towarzysz też był zadowolony.
-Borsuczku, zachowujesz się jakbyś był jej ojcem.- usłyszałam głos, ale nie jak liczyłam, Borsuczka, tylko mamy. Wzięła mnie za kark i podniosła do góry. Zaczęłam się wyrywać i kręcić, ja się tak szybko nie poddam. Wydostałam się i wypadłam z pyska na ziemię.
-Bluszczyku, nic ci nie jest?!- Powiedział zmartwiony przyjaciel. Ja nie odpowiedziałam, tylko powolutku wstałam. Nagle coś mi się rozluźniło w pyszczku. Następnie oślepiło mnie światło. Wszystko było rozmazane, dopiero po dłuższej chwili wszystko zaczęło przybierać kształty. Pierwsze co zobaczyłam, to kocur o pięknych, zielonych oczach i czarnej sierści połyskującej w świetle, które wcześniej mnie oślepiło. Borsuczek patrzył na mnie zachwycony.
-Bluszczyk otworzyła oczy!- zawołał. Po chwili podeszła do mnie jakaś kolorowa kotka.
-Och, kochanie....- Pewnie TO była mama. Ja nie zwracałam na nią uwagi tylko obróciłam się do niej tyłem i wtuliłam się w sierść Borsuczka. Ja chce tak zostać!- pomyslałam. Pod niosłam swoje nowo otworzone oczy na niego.
<Borsuk?>
Od Malinki do Wilczej Duszy
Czarna kotka została popchnięta przez większego brata. Po chwili do jej małych uszu dotarł syk rozwścieczonej mamy. Malinka się uspokoiła i po chwili była już obok brata. Zaczęła pić mleko, a po skończonym obiedzie udała się na krótki ,,spacer" wokół swojej mamy. Po chwili natrafiła na jakąś przeszkodę. Też była puchata jak mama, ale to na pewno nie była ona. Po chwili to coś liznęła ją po grzbiecie dając uczucie ciepła. Po chwili to coś podniosło Malinkę, a ta zaczęła miauczeć, że nie chce wracać. Po chwili kotka została odłożona na ziemię obok swojego brata.
- Małapordurzniczka podróżniczka - powiedział głos jakiegoś cosia.
Malinka wiedziała, że to na pewno nie jest głos jej mamy, więc kogo? Może to głos tego samego kogoś co przeniósł ją i położył obok brata? Ale... Kim on był? Malinka chciała to sprawdzić, więc jeszcze raz postanowiła wybrać się na ,,wyprawę". Tym razem nie doszła tak daleko jak chciała, ponieważ ktoś znów ją złapał i położył na jej miejsce, ale tym razem tym kimś okazała się jej mama. Malinka grzecznie położyła się obok swojego brata, ponieważ już nie miała siły na dalsze wędrówki.
Wilcza Dusza?
- Mała
Malinka wiedziała, że to na pewno nie jest głos jej mamy, więc kogo? Może to głos tego samego kogoś co przeniósł ją i położył obok brata? Ale... Kim on był? Malinka chciała to sprawdzić, więc jeszcze raz postanowiła wybrać się na ,,wyprawę". Tym razem nie doszła tak daleko jak chciała, ponieważ ktoś znów ją złapał i położył na jej miejsce, ale tym razem tym kimś okazała się jej mama. Malinka grzecznie położyła się obok swojego brata, ponieważ już nie miała siły na dalsze wędrówki.
Wilcza Dusza?
26 lutego 2017
Od Fioletowej Chmury
Czarny pokój. Prawie jak u dwunożnych, ale ten zdawał nie mieć końca. Nagle z pustki wyszedł czarny kot. Wielki, potężny, umięśniony. Z jego zielonych oczu lała się krew, ale nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Zaśmiał się szyderczo. Miał głos typowy dla kocurów, a nie jakiś zmutowany.
-Nareszcie cię mam. Czekałem na ciebie. Wręcz liczyłem godziny.- Z każdym zdaniem pukał długimi pazurami o podłogę. Zaczął chodzić w kółko.- Teraz, gdy cię widzę, zastanawiam się, czy zabić cię od razu, z gwarancją, że nie wrócisz...- przestał się kręcić i obrócił.- Czy powoli, ciesząc się widokiem cierpienia!- Nie atakowałam. Czekałam na lepszy moment. Ale on właśnie nastał. Rzuciłam się na niego. Kocur próbował mnie zrzucić, ale ja się nie poddawałam.
-Au, Fiolet!!!!-zamarłam. To już nie był przerażający głos, tylko melodyjny, dziewczęcy, trochę zachrypnięty przez Porę Nagich Drzew. Pod sobą nie miałam już krwawego kocura, tylko dobrze mi znaną rudą kotkę. Odskoczyłam jak poparzona.
-Iskrzące Futro... Ja.. Ja przepraszam... To nie tak jak myślisz....
<Iskrzące Futro?>
-Nareszcie cię mam. Czekałem na ciebie. Wręcz liczyłem godziny.- Z każdym zdaniem pukał długimi pazurami o podłogę. Zaczął chodzić w kółko.- Teraz, gdy cię widzę, zastanawiam się, czy zabić cię od razu, z gwarancją, że nie wrócisz...- przestał się kręcić i obrócił.- Czy powoli, ciesząc się widokiem cierpienia!- Nie atakowałam. Czekałam na lepszy moment. Ale on właśnie nastał. Rzuciłam się na niego. Kocur próbował mnie zrzucić, ale ja się nie poddawałam.
-Au, Fiolet!!!!-zamarłam. To już nie był przerażający głos, tylko melodyjny, dziewczęcy, trochę zachrypnięty przez Porę Nagich Drzew. Pod sobą nie miałam już krwawego kocura, tylko dobrze mi znaną rudą kotkę. Odskoczyłam jak poparzona.
-Iskrzące Futro... Ja.. Ja przepraszam... To nie tak jak myślisz....
<Iskrzące Futro?>
25 lutego 2017
Od Jaszczurczego Ogona
- Kiedy byłam mała mama opowiadała mi, że kiedyś klany akceptowały w swoich gronie domowe koty - powiedziała Miodowa Gwiazda patrząc w niebo. Jaszczurczy Ogon i Sosnowy Ogon słuchali w zamyśleniu. - Nasz klan jest bardzo słaby. Bardzo, bardzo słaby... Myślałam o zaproszeniu do nas pieszczoszków.
- Nie! - jęknął kocur. Liderka jednak kiwnęła głową.
- Co rozumiesz przez "młodego kota"? - zapytała Sosnowy Ogon. - Kociaka, ucznia, czy wojownika?
- Wojownika w twoim wieku. Najlepiej poszukajcie wśród samotników. I wiecie... Ten kot nie może być po wizycie u obcinacza... To chyba oczywiste.
Jaszczurczy Ogon skinął głową, jednak jego towarzyszka była bardziej niepewna.
- Ojej! Biedne pieszczoszki! - zawołała.
- I taki kot nie może mieć dzieci. Nie ma też na nic ochoty. Jest leniwy i gruby przez cały rok! - dodała Miodowa Gwiazda. - Poproście Widmowego Wilka o zioła i udajcie się do siedliska dwunożnych.
- Mamy iść na północ? - zapytał Jaszczurczy Ogon.
- Nie - mruknęła liderka. - Nie możecie ryzykować spotkania z psami. Idźcie za Drogę Grzmotu. Tak będzie bezpieczniej.
Bezpieczniej przez Drogę Grzmotu! Jak zabawnie to brzmi! Co prawda Jaszczurczy Ogon doskonale pamiętał starą Drogę Grzmotu, tę jeszcze na ich pierwszym terytorium. Przed oczami stanął mu obraz Sowiego Skrzydła. Znów usłyszał pisk, jaki wydał z siebie potwór... Zadrżał zlękniony.
- Idziemy tylko we dwoje? - zapytała Sosnowy Ogon.
- Nie. Wyruszy z wami Słodkie Serce. Poinformowałam ją o tym wcześniej, kiedy byliście zajęci treningiem.
- Kiedy mamy wyruszyć? - jeszcze raz zadała pytanie szylkretka. Miodowa Gwiazda spojrzała na nią przekręcając głowę.
- Jutro o świcie. Chciałabym widzieć was tu wieczorem, ale co prawda wypad może potrwać... Będziemy czekać trzy dni.
Następnego ranka wszyscy troje stawili się u medyka klanu, Widmowego Wilka. Rozczochrane i nieulizane futro medyka wykręcało się na wszystkie strony, kiedy nieporadnie szukał ziół. Był nieco fajtłapowaty i każdy o tym wiedział dlatego nikt też się z niego nie śmiał.
Niechęć Jaszczurczego Ogona do medyków minęła już dawno. Widmowy Wilk stał się jego nowym bratem w miejsce trzech utraconych. Byli teraz sobie bliżsi, choć nie spędzali zbyt dużo czasu. Jako jedyny kocur w klanie Jaszczurczy Ogon nie spuszczał oka z granic. Ktoś w końcu musiał znakować teren...
Klan Wilka w istocie potrzebował kocurów. Jaszczurczy Ogon nie mógł sam znakować terenów klanu. Miał ucznia, co mu tylko utrudniało życie... Na szczęście kolejne pokolenie dostarczy im kocurków. Ale starszym kotkom trudniej będzie znaleźć sobie wybranków... A Klan potrzebować będzie kotek dla dorastających uczniów. Powoli rozumiał tok myślenia Miodowej Gwiazdy.
Kiedy przełknęli zioła od razu wyruszyli ku wyjściu z obozu. Szybko przedarli się na zewnątrz i ruszyli ku granicy z Klanem Burzy. Całej ekspedycji miał dowodzić Jaszczurczy Ogon, jako najstarszy i najbardziej godny zaufania z wojowników. On też prowadził.
Słońce ledwie się wychylało, kiedy grupa dotarła do podnóża wzgórza. Doskonale wiedzieli, ze nie dotrą do poszukiwanych terenów, jeśli nie przejdą przez terytorium wroga.
- Miejmy nadzieję, ze Klan Burzy zacznie dzisiaj patrol od strony terenów Klanu Nocy - mruknął optymistycznie rudy wojownik i zaczął podbiegać pod wzgórze. Grupa szybko znalazła się na szczycie a stamtąd mieli piękny widok na cała okolicę. Zatrzymali się na chwilę, by móc napawać się pięknem swojego domu.
Widzieli odległą wielką i błękitną wodę, klify wznoszące teren wysoko, las Klanu Wilka i rzekę nad którą polował Klan Nocy. Widzieli też polanę, na której wojownicy zbierali się każdej pełni. Zachwycali się chwilę tym pięknym widokiem, ale zaraz potem musieli ruszać dalej. Przed nimi także widziała cudowna sceneria. Po ciemnej Drodze Grzmotu co jakiś czas przebiegały świecące potwory, dalej widzieli bagna ukryte w ciemności i mroku, a jeszcze dalej za nimi, wiedzieli o tym doskonale, jest siedlisko dwunożnych. Także dawało swojego rodzaju światło, co zawsze dziwiło i fascynowało wojowników.
Zbiegli w dół zbocza i szybko znaleźli się przed śmierdzącą ścieżką. Sosnowy Ogon nigdy takiej nie widziała, a Słodkie Serce? Tego Jaszczurczy Ogon nie wiedział. Od razu przeszedł do wykonywania poleceń.
- Kiedy zrobi się cicho Słodkie Serce przebiegnie na drugą stronę - zarządził kocur. - Zaraz po niej ruszy Sosnowy Ogon, a ja na końcu.
Obie kotki skinęły głowami. Musieli chwilę poczekać, gdyż właśnie nadbiegły dwa potwory, a wtedy Słodkie Serce z gracją przebiegła na drugą stronę. Nadal było cicho, więc wojownik nakazał Sosnowemu Ogonowi ruszyć jej śladem. Jego także czekała spokojna przeprawa. Po chwili cała trójka zbiegłą jeszcze niżej, ku podmokłym terenom, bagnom.
<Słodkie Serce? Liczę na ładne opisy :)>
Od Wybladłego Wspomnienia
Opowiadanie zawiera dość brutalny opis śmierci Zapomnienia!
Kotka poczęła węszyć. Złapała trop... sikorki. Tak, to sikorka. Może to nieduża zdobycz, ale dla kociaka takiego jak Węgielek będzie idealna. Wybladłe Wspomnienie zaczęła się skradać. Cztery lisie ogony, trzy lisie ogony, dwa lisie ogony, jeden lisi ogon i... SKOK! Kocica wyskoczyła, wystawiając pazurki i łapiąc bezbronne zwierzę. Gdy tylko opadła na ziemię- zadusiła ptaka. W tym momencie przepełniła ją radość. Nareszcie się przyda. Wzięła ofiarę, po czym wykopała w śnieg dołek, gdzie ją zakopała, i poszła dalej.
Właśnie zaczęła zakopywać chudego nornika, kiedy wiatr zawiał mocniej, a śnieg zaczął sypać gęściej. Wojowniczka wiedziała co nadeszło. Prędko odkopała nornika, a po chwili pobiegła w kierunku innych zdobyczy. Mróz nie dawał jej spokoju, a zaspy blokowały drogę. Wybladłe Wspomnienie spanikowała. Rozejrzała się dookoła. Nic nie widziała, śnieg był zbyt gęsty. Poczęła więc nasłuchiwać, lecz wiatr huczał i słychać nie było nic. Kotka zadygotała, i podskoczyła do góry, opadając lekko na biały puch. Jednak i to nie zadziałało. Po chwili znowu ugrzęzła w zaspie po szyję. Załkała, ale usłyszała kroki. Ktoś... Lub coś się zbliża... Pomyślała. Spojrzała w kierunku odgłosu.
- Wybladłe Wspomnienie!
Usłyszała nawoływanie, jednak tak ciche, że nie zdołała rozpoznać głosu. Próbowała przedrzeć się dalej, ale śnieżne wzgórza skutecznie ją blokowały, oraz krępowały każdy ruch.
- Wybladłe Wspomnienie!
Do jej uszu dobiegło ponownie to samo wołanie. Znacznie bliżej. I kiedy znów to samo się powtórzyło- rozpoznała głos. To Malinowa Gwiazda! Szara przekręciła się w mroźnym puchu, po czym krzyknęła najgłośniej, jak mogła.
- TUTAJ!
Po chwili wyraźnie usłyszała już bieg. Odetchnęła, kiedy zobaczyła przed sobą liderkę Klanu Nocy. Otrzepała się ze śniegu, po czym ruszyła za przywódczynią do Obozu. Gdy tam w końcu dotarły dygotała już cała.
Odłożyła nornika na stertę i czym prędzej ruszyła w kierunku ciepłego legowiska. Prawie siedzieli tam już prawie wszyscy (brakowało Płomiennej Pręgi). Wybladłe Wspomnienie poszła do swojego kącika, gdzie skuliła się w kłębuszek i zasnęła.
Szła po bajecznym polu. Wszędzie kwitły maki, ćwierkały ptaki i biegały obiadki (myszy). Do tego wrzosowe kwiatki pachniały tak pięknie! We śnie Wybladła zobaczyła Zapomnienie, Świadomość i... siebie?! Tak, jak byli kociętami. Bawili się gałązką. Nagle biały kocur się rozpłynął. Dorosła kocica - odrywając wzrok od młodszej wersji siebie oraz siostry - spojrzała w kierunku w którym odbiegł Zapomnienie. To, co tam ujrzała rozerwało jej serce na kawałeczki. Biały kocur leżał z rozprutym brzuchem w kałuży szkarłatnej cieczy. Obok niego były należące do kocura wnętrzności i... jego małe serduszko. Poza tym- dużo sierści, tej lisiej i tej kociej. Nie zamknął nawet oczu- umarł z otwartymi, błagającymi o litość, wystraszonymi ślepiami. Wybladłe Wspomnienie zalała się łzami. To było tak dawno temu... Czemu teraz powróciło?!
Kotkę obudził wiatr, wiejący do legowiska wojowników. Sierść pod jej oczami była mokra. Wywnioskowała jedno- płakała. Ciekawe, czy inni się z niej śmiali? Ale teraz o tym nie myślała. Wstała, przeciągając się i wyszła. Na dworze było naprawdę zimno. Wzięła ze sterty chudą mysz i zaczęła ją wygryzać. Gdy tylko skończyła swój posiłek- zakopała kości i wyszła na polowanie. Szczęście jednak jej nie dopisywało. Nie dała bowiem rady schwytać wiewiórki ani myszy, a drozd jej uciekł. Nie zrezygnowała jednak tak szybko. Wyczuła gołębia i ruszyła jego śladem, ciągle niuchając. Zaczaiła się i... SKOK! Pochwyciła ptaka w zęby, po czym szybko zadusiła, oblizując cieknącą ślinę. Chociaż tyle... Pomyślała na pół radośnie na pół zgorzkniale.
Wtargnęła do Obozu ze zdobyczą i odłożyła ją na stertę. Gołąb był bardzo tłusty. Postanowiła więc, że zamiast dawać go byle wojownikowi, a przywódczyni, w podzięce za to, że wtedy ją uratowała. Wzięła zdobycz ponownie w kły i udała się w stronę legowiska liderki.
- Malinowa Gwiazdo, mogę wejść?
<Mali?>
Kotka poczęła węszyć. Złapała trop... sikorki. Tak, to sikorka. Może to nieduża zdobycz, ale dla kociaka takiego jak Węgielek będzie idealna. Wybladłe Wspomnienie zaczęła się skradać. Cztery lisie ogony, trzy lisie ogony, dwa lisie ogony, jeden lisi ogon i... SKOK! Kocica wyskoczyła, wystawiając pazurki i łapiąc bezbronne zwierzę. Gdy tylko opadła na ziemię- zadusiła ptaka. W tym momencie przepełniła ją radość. Nareszcie się przyda. Wzięła ofiarę, po czym wykopała w śnieg dołek, gdzie ją zakopała, i poszła dalej.
Właśnie zaczęła zakopywać chudego nornika, kiedy wiatr zawiał mocniej, a śnieg zaczął sypać gęściej. Wojowniczka wiedziała co nadeszło. Prędko odkopała nornika, a po chwili pobiegła w kierunku innych zdobyczy. Mróz nie dawał jej spokoju, a zaspy blokowały drogę. Wybladłe Wspomnienie spanikowała. Rozejrzała się dookoła. Nic nie widziała, śnieg był zbyt gęsty. Poczęła więc nasłuchiwać, lecz wiatr huczał i słychać nie było nic. Kotka zadygotała, i podskoczyła do góry, opadając lekko na biały puch. Jednak i to nie zadziałało. Po chwili znowu ugrzęzła w zaspie po szyję. Załkała, ale usłyszała kroki. Ktoś... Lub coś się zbliża... Pomyślała. Spojrzała w kierunku odgłosu.
- Wybladłe Wspomnienie!
Usłyszała nawoływanie, jednak tak ciche, że nie zdołała rozpoznać głosu. Próbowała przedrzeć się dalej, ale śnieżne wzgórza skutecznie ją blokowały, oraz krępowały każdy ruch.
- Wybladłe Wspomnienie!
Do jej uszu dobiegło ponownie to samo wołanie. Znacznie bliżej. I kiedy znów to samo się powtórzyło- rozpoznała głos. To Malinowa Gwiazda! Szara przekręciła się w mroźnym puchu, po czym krzyknęła najgłośniej, jak mogła.
- TUTAJ!
Po chwili wyraźnie usłyszała już bieg. Odetchnęła, kiedy zobaczyła przed sobą liderkę Klanu Nocy. Otrzepała się ze śniegu, po czym ruszyła za przywódczynią do Obozu. Gdy tam w końcu dotarły dygotała już cała.
Odłożyła nornika na stertę i czym prędzej ruszyła w kierunku ciepłego legowiska. Prawie siedzieli tam już prawie wszyscy (brakowało Płomiennej Pręgi). Wybladłe Wspomnienie poszła do swojego kącika, gdzie skuliła się w kłębuszek i zasnęła.
Szła po bajecznym polu. Wszędzie kwitły maki, ćwierkały ptaki i biegały obiadki (myszy). Do tego wrzosowe kwiatki pachniały tak pięknie! We śnie Wybladła zobaczyła Zapomnienie, Świadomość i... siebie?! Tak, jak byli kociętami. Bawili się gałązką. Nagle biały kocur się rozpłynął. Dorosła kocica - odrywając wzrok od młodszej wersji siebie oraz siostry - spojrzała w kierunku w którym odbiegł Zapomnienie. To, co tam ujrzała rozerwało jej serce na kawałeczki. Biały kocur leżał z rozprutym brzuchem w kałuży szkarłatnej cieczy. Obok niego były należące do kocura wnętrzności i... jego małe serduszko. Poza tym- dużo sierści, tej lisiej i tej kociej. Nie zamknął nawet oczu- umarł z otwartymi, błagającymi o litość, wystraszonymi ślepiami. Wybladłe Wspomnienie zalała się łzami. To było tak dawno temu... Czemu teraz powróciło?!
Kotkę obudził wiatr, wiejący do legowiska wojowników. Sierść pod jej oczami była mokra. Wywnioskowała jedno- płakała. Ciekawe, czy inni się z niej śmiali? Ale teraz o tym nie myślała. Wstała, przeciągając się i wyszła. Na dworze było naprawdę zimno. Wzięła ze sterty chudą mysz i zaczęła ją wygryzać. Gdy tylko skończyła swój posiłek- zakopała kości i wyszła na polowanie. Szczęście jednak jej nie dopisywało. Nie dała bowiem rady schwytać wiewiórki ani myszy, a drozd jej uciekł. Nie zrezygnowała jednak tak szybko. Wyczuła gołębia i ruszyła jego śladem, ciągle niuchając. Zaczaiła się i... SKOK! Pochwyciła ptaka w zęby, po czym szybko zadusiła, oblizując cieknącą ślinę. Chociaż tyle... Pomyślała na pół radośnie na pół zgorzkniale.
Wtargnęła do Obozu ze zdobyczą i odłożyła ją na stertę. Gołąb był bardzo tłusty. Postanowiła więc, że zamiast dawać go byle wojownikowi, a przywódczyni, w podzięce za to, że wtedy ją uratowała. Wzięła zdobycz ponownie w kły i udała się w stronę legowiska liderki.
- Malinowa Gwiazdo, mogę wejść?
<Mali?>
Od Świetlikowej Łapy
Będzie dobrze. Musi być dobrze... Ciszę przeszywał mój cichy,
przyspieszony oddech, jedyny dźwięk słyszalny w nocy. Noc... Powoli
odsunęłam się od matki. Usiadłam na trawie podnosząc głowę i patrząc na
gwiazdy. Jestem uczennicą. Moje marzenie się spełniło. Czego więc się
bałam? Mentorki, Srebrnego Pyska. Nie słyszałam o tej kotce wiele, ale
przyznam, że wolałabym się dowiedzieć, że jest okropna i będzie chciała
mnie zabić niż nie wiedzieć nic. Pełna złych przeczuć zamknęłam oczy.
Tu, na zewnątrz słyszałam więcej odgłosów, bliskość rzeki i jej
szemrzącego nrtu mnie uspokajała. Wszystko okaże się nad ranem.
Westchnęłam cicho. Powinnam wrócić...
-Nie oddaliłam sie przecież daleko-szepnęłam do siebie chcąc uspokoić wyrzuty sumienia. Przewróciłam się na bok chcąc za wszelką cenę zasnąć. Otworzyłam oczy. Nie, to się nie uda. Pełna złych przeczuć zasnęłam. Sama nie wiedziałam kiedy, czułam, że oczy mi się zamykają.
Podniosłam się. Nastał ranek. Ruszyłam w poszukiwaniach Pszczółki, teraz Pszelej Łapy. Nie znalazłam kotki, to samo reszty rodzeństwa. Wiedziałam za to gdzie mogę znaleźć matkę.
-Mamo!-zawołałam do Malinowej Gwiazdy.
-Witaj Świetlikowa Łapo. Jak się czujesz teraz, gdy spełniło się twoje marzenie i jesteś uczennicą?
-Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Czemu moją mentorką jest Srebrny Pysk? Ja nic o niej nie wiem...
-Ta kotka jest dla ciebie idealną mentorką Świetliku, Świetliowa Łapo. Uwierz mi, znajdź ją...
Odeszłam. Zaczęłam szukać mentorki. Nie przypuszczałam, że ona znajdzie mnie...
-Świetlikowa Łapa?
Drgnęłam usłyszawszy za sobą głos. Odwróciłam się. Stała za mną długowłosa, szara kotka o żółtch oczach.
-Srebrny Pysk...?-spytałam przestraszona drżącym głosem.
-Tak, Srebrny Pysk, twoja mentorka.
-Czy... Czy ty będziesz mnie szkolić? Kiedy? Ja...-strach przed starszą kotką wzbierał we mnie, czułam, że robi mi sie słabo.
<Mentorko?>
-Nie oddaliłam sie przecież daleko-szepnęłam do siebie chcąc uspokoić wyrzuty sumienia. Przewróciłam się na bok chcąc za wszelką cenę zasnąć. Otworzyłam oczy. Nie, to się nie uda. Pełna złych przeczuć zasnęłam. Sama nie wiedziałam kiedy, czułam, że oczy mi się zamykają.
Podniosłam się. Nastał ranek. Ruszyłam w poszukiwaniach Pszczółki, teraz Pszelej Łapy. Nie znalazłam kotki, to samo reszty rodzeństwa. Wiedziałam za to gdzie mogę znaleźć matkę.
-Mamo!-zawołałam do Malinowej Gwiazdy.
-Witaj Świetlikowa Łapo. Jak się czujesz teraz, gdy spełniło się twoje marzenie i jesteś uczennicą?
-Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Czemu moją mentorką jest Srebrny Pysk? Ja nic o niej nie wiem...
-Ta kotka jest dla ciebie idealną mentorką Świetliku, Świetliowa Łapo. Uwierz mi, znajdź ją...
Odeszłam. Zaczęłam szukać mentorki. Nie przypuszczałam, że ona znajdzie mnie...
-Świetlikowa Łapa?
Drgnęłam usłyszawszy za sobą głos. Odwróciłam się. Stała za mną długowłosa, szara kotka o żółtch oczach.
-Srebrny Pysk...?-spytałam przestraszona drżącym głosem.
-Tak, Srebrny Pysk, twoja mentorka.
-Czy... Czy ty będziesz mnie szkolić? Kiedy? Ja...-strach przed starszą kotką wzbierał we mnie, czułam, że robi mi sie słabo.
<Mentorko?>
Od Wilczej Duszy C.D Bzowy Błysk
Bzowy polizał kocięta między uszami. Kotka zaczęła jeść królika. Rzeczywiście, była naprawdę wyczerpana opieką nad tymi dwoma głodomorami, ale ile one szczęścia jej dawały! Matka oczywiście nie zapomniała o Borsuczku. Nadal go kochała... Gdziekolwiek był. Czy tam wysoko, a może na terytorium jakiegoś Klanu?
Wilcza Dusza obtuliła kocięta ogonem i zamruczała coś pod nosem. Bzowy niedawno znów przyszedł z polowania, zostawiając świeżą zdobycz, w postaci dwóch, chudych myszy, po czym znowu wyszedł. Zakochani bowiem obmyślili pewien plan- zgromadzenie żywności. Wtedy jej partner nie musiałby wychodzić codziennie na polowanie, a co za tym idzie, spędzaliby więcej czasu razem. Podobał im się ten pomysł, nawet bardzo.
Kotka otworzyła oczy. Stał przed nią Bzowy. W pyszczku trzymał drozda i mysz.
- Poczekaj chwilkę. Zaraz przyniosę resztę.- Miauknął, odkładając pożywienie obok Wilczej, a po chwili był już z powrotem. Tym razem w pyszczku trzymał naprawdę wychudłego zająca oraz jakiegoś małego ptaszka, najpewniej sikorkę. Kocica obróciła się na bok.
- Więcej nie udało mi się złapać.- Zamruczał smutno kocur. Wilcza wstała, po czym polizała go po policzku i zamiauczała:
- To i tak dużo.
- Ale za mało.- Odpowiedział.
- Hej, nie martw się!- Parsknęła, wtulając się w futerko kocura. Po chwili zaburczało jej w brzuchu, więc wzięła sikorkę, odgryzając kawałek po kawałku (a wcale tych kawałków dużo nie było). Bzowy Błysk jednak zabrał szkielecik ptaka i miauknął poważnym tonem:
- To za mało.
Kiedy podsunął kocicy mysz ona wyraźnie zaprzeczyła znakiem ogona. Partner w końcu zrezygnował z prób namówienia Wilczej Duszy do zjedzenia większej porcji, kiedy nagle oboje usłyszeli pisk głodu. Czarna kotka podeszła do dzieci, a po chwili leżała już na boku tak, aby było im wygodnie napić się mleka. Malinka chwiejnie podeszła, odpychając brata łapą. Motyl tylko warknął coś pod nosem, po czym odepchnął siostrę.
- Przestańcie!- Syknęła matka karcąco patrząc na dzieci.
<Dzieci?>
Wilcza Dusza obtuliła kocięta ogonem i zamruczała coś pod nosem. Bzowy niedawno znów przyszedł z polowania, zostawiając świeżą zdobycz, w postaci dwóch, chudych myszy, po czym znowu wyszedł. Zakochani bowiem obmyślili pewien plan- zgromadzenie żywności. Wtedy jej partner nie musiałby wychodzić codziennie na polowanie, a co za tym idzie, spędzaliby więcej czasu razem. Podobał im się ten pomysł, nawet bardzo.
Kotka otworzyła oczy. Stał przed nią Bzowy. W pyszczku trzymał drozda i mysz.
- Poczekaj chwilkę. Zaraz przyniosę resztę.- Miauknął, odkładając pożywienie obok Wilczej, a po chwili był już z powrotem. Tym razem w pyszczku trzymał naprawdę wychudłego zająca oraz jakiegoś małego ptaszka, najpewniej sikorkę. Kocica obróciła się na bok.
- Więcej nie udało mi się złapać.- Zamruczał smutno kocur. Wilcza wstała, po czym polizała go po policzku i zamiauczała:
- To i tak dużo.
- Ale za mało.- Odpowiedział.
- Hej, nie martw się!- Parsknęła, wtulając się w futerko kocura. Po chwili zaburczało jej w brzuchu, więc wzięła sikorkę, odgryzając kawałek po kawałku (a wcale tych kawałków dużo nie było). Bzowy Błysk jednak zabrał szkielecik ptaka i miauknął poważnym tonem:
- To za mało.
Kiedy podsunął kocicy mysz ona wyraźnie zaprzeczyła znakiem ogona. Partner w końcu zrezygnował z prób namówienia Wilczej Duszy do zjedzenia większej porcji, kiedy nagle oboje usłyszeli pisk głodu. Czarna kotka podeszła do dzieci, a po chwili leżała już na boku tak, aby było im wygodnie napić się mleka. Malinka chwiejnie podeszła, odpychając brata łapą. Motyl tylko warknął coś pod nosem, po czym odepchnął siostrę.
- Przestańcie!- Syknęła matka karcąco patrząc na dzieci.
<Dzieci?>
Od Słonecznej Łapy CD Bladego Świtu
Słyszałam od wielu kotów że nastała tak zwana Pora Nagich Drzew. Nie wiem co to tak do końca znaczy, urodziłam się gdy wszystko rozkwitało a słodką woń lasu do kociarni przynosił ciepły wiatr. A teraz? Zimno, mokro i nieprzyjemnie. Wolałam kiedy cały obóz był przykryty warstwą liści, można było chować się w nich i straszyć rodzeństwo, teraz moje futerko jest widoczne na tym białym czymś. Taka Biała Mgła to się ma dobrze w Porę Nagich Drzew, jej białą sierść jest bardzo trudno dostrzec. Od kilku kotów dowiedziałam się że brakuje zwierzyny, ale przecież jeszcze niedawno było jej pełno, jeśli tak było to gdzie podziała się teraz? Wiele pytań zaprząta moją głowę. Rozmyślenia przerwał mi mój ojciec, pręgowany kocur przywitał się ze mną polizaniem po barku. Zamruczałam głośno.
- Słoneczna Łapo, Blady Świt prosi byś zjawiła się przy Mysich Gniazdach, radze ci szybko tam biec bo może być już zdenerwowana twoim spóźnieniem. - odpowiedziałam skinieniem głowy i promiennym uśmiechem, kot odwzajemnił gest i odszedł w kierunku legowiska wojowników.
Wyjrzałam poza kopułę z kolcolistu. Białe płatki wirowały w powietrzu, z zachwytem śledziłam je wzrokiem, w końcu jeden spadł mi na nos. Był zimny i pod wpływem ciepła mojego ciała roztopił się, potrząsnęłam głową żeby otrzepać pyszczek z cieczy. Spojrzałam pod łapy, było tam sporo tego białego, zimnego i mokrego czegoś co koty nazywały śniegiem. Nie chce wychodzić z ciepłego legowiska, tutaj jest tak przyjemnie. Obok mnie już nie było Droździej Łapy, Sroczej Łapy ani nawet Kory. W kącie leżał tylko Jałowiec, kocur spał smacznie, pewnie Mysi Nos odpuściła mu dziś trening lub ma po prostu później. Nie będę się wtrącać w jego życie. Gdy tylko moja łapa dotknęła śniegu ogarnął mnie niemiły mróz. Już wiem że będzie to moja znienawidzona pora roku. Znowu położyłam łapę na puchu, mam nadzieje że ta warstwa lodu która go pokrywa utrzyma mnie, myliłam się. Cała moja przednie kończyna została pochłonięta przez to mokre coś, okropne uczucie. Nie poddawałam się, brnęłam dzielnie na przód. W końcu zauważyłam łaciate futro mentorki, gdy tylko podeszłam bliżej wojowniczka skierowała wzrok w moją stronę. Musiało zabawnie wyglądać jak do połowy byłam pod śniegiem.
- Witaj Słoneczna Łapo, Sowi Szpon nie powiedział ci ze masz się tu zjawić zaraz po przebudzeniu? - zdawała wrażenie lekko poddenerwowanej ale pewnie tylko mi się wydaje.
- Dzień dobry Blady Świcie, tak Sowi Szpon powiedział mi że ma się zjawić przy Mysich Gniazdach gdy się obudzę, wstałam przed chwilą więc dopiero teraz się pojawiłam. Jeśli chodziło ci o dokładniejszą porę mogłaś powiedzieć mojemu ojcu by przekazał mi że mam się tutaj zjawić o wschodzie słońca, to że nie byłaś dokładna nie jest chyba moją winą prawda? - Nie do końca rozumiem czemu ma do mnie pretensje, jeśli mówi że mam tu przyjść kiedy się obudzę to chyba ona powinna się dostosować do mojego harmonogramu, prawda?
<Bladuś?>
- Słoneczna Łapo, Blady Świt prosi byś zjawiła się przy Mysich Gniazdach, radze ci szybko tam biec bo może być już zdenerwowana twoim spóźnieniem. - odpowiedziałam skinieniem głowy i promiennym uśmiechem, kot odwzajemnił gest i odszedł w kierunku legowiska wojowników.
Wyjrzałam poza kopułę z kolcolistu. Białe płatki wirowały w powietrzu, z zachwytem śledziłam je wzrokiem, w końcu jeden spadł mi na nos. Był zimny i pod wpływem ciepła mojego ciała roztopił się, potrząsnęłam głową żeby otrzepać pyszczek z cieczy. Spojrzałam pod łapy, było tam sporo tego białego, zimnego i mokrego czegoś co koty nazywały śniegiem. Nie chce wychodzić z ciepłego legowiska, tutaj jest tak przyjemnie. Obok mnie już nie było Droździej Łapy, Sroczej Łapy ani nawet Kory. W kącie leżał tylko Jałowiec, kocur spał smacznie, pewnie Mysi Nos odpuściła mu dziś trening lub ma po prostu później. Nie będę się wtrącać w jego życie. Gdy tylko moja łapa dotknęła śniegu ogarnął mnie niemiły mróz. Już wiem że będzie to moja znienawidzona pora roku. Znowu położyłam łapę na puchu, mam nadzieje że ta warstwa lodu która go pokrywa utrzyma mnie, myliłam się. Cała moja przednie kończyna została pochłonięta przez to mokre coś, okropne uczucie. Nie poddawałam się, brnęłam dzielnie na przód. W końcu zauważyłam łaciate futro mentorki, gdy tylko podeszłam bliżej wojowniczka skierowała wzrok w moją stronę. Musiało zabawnie wyglądać jak do połowy byłam pod śniegiem.
- Witaj Słoneczna Łapo, Sowi Szpon nie powiedział ci ze masz się tu zjawić zaraz po przebudzeniu? - zdawała wrażenie lekko poddenerwowanej ale pewnie tylko mi się wydaje.
- Dzień dobry Blady Świcie, tak Sowi Szpon powiedział mi że ma się zjawić przy Mysich Gniazdach gdy się obudzę, wstałam przed chwilą więc dopiero teraz się pojawiłam. Jeśli chodziło ci o dokładniejszą porę mogłaś powiedzieć mojemu ojcu by przekazał mi że mam się tutaj zjawić o wschodzie słońca, to że nie byłaś dokładna nie jest chyba moją winą prawda? - Nie do końca rozumiem czemu ma do mnie pretensje, jeśli mówi że mam tu przyjść kiedy się obudzę to chyba ona powinna się dostosować do mojego harmonogramu, prawda?
<Bladuś?>
Wyniki Walentynek!
I tak oto skończył się ten Walentynkowy czas w którym każdy przesyłał swojej drugiej połówce walentynki z pięknymi wierszami lub słowami z głębi serca. Szkoda tylko, że za dużo osób nie zrobiło walentynek - jak już widzimy, jednak kot nie może zmienić swoich pręg i większość członków bloga stworzyła coś ze swojego pisarskiego talentu, a nie wtapiała się w plastykę.Jak ogień i deszcz, nie dobraliśmy się?
Ale ten kto zrobił walentynki dostaje ode mnie uściśnięcie ręki i podziękowania za podtrzymanie pierwszego konkursu. Niestety, ale jednak trochę się pozmieniało i... Podpiszemy od kogo jest walentynka, żeby było wiadomo kto dostał nagrodę. Nikt nie podesłał za to obrazka przedstawiającego środek walentynki - no trudno, nie będzie 10 punktów, a jedynie maksymalnie 9
od góry, 7, 7, 7
razem 11 punktów
~od Krula; Kruka
Order najlepszego twórcy walentynek 2017
od góry 9
czyli razem 9
~Od Cebuli
Nie zapominajmy jednak o drugim konkursie, który polegał na napisaniu opowiadania. Oczywiście, nie będą wklejać tu ich całych, ale dam wam linki do tych ciekawych miłosnych lektur. A dlaczego lektur? Bo je trzeba przeczytać!
Słoneczna Łapa - Kocham cie, bracie... yyy, 8, dobrze napisane, ale za mało miłosne + błędy
💜 Od Fioletowej Chmury - Quod dilectio amici 💜 chyba 9, tak
Plus, każdy dostaje dodatkowy 1 punkt za rysuneczek, hihi
Chce móc... Błyszczeć!
Każdy zapewne chciał móc pokazać swój talent i naprawdę trudno wybierało się te wszystkie punkty, które będziecie mogli wymienić na nagrody - wystarczy, że napiszecie na chacie lub w komentarzu jaką nagrodę chcecie, a wtedy... No wiecie, dostaniecie ją. A teraz nie przedłużając wybiorę najlepszą trójkę:
- Krul - brałaś udział we wszystkich konkursach, więc dostajesz order najlepszego twórcy walentynek 2017, a także zostaniesz oficjalnie krulem walentynek 2017 + 10 dodatkowych umiejętności dla wybranej postaci i 5 punktów konkursowych
- Fiolet i Cebula - jesteście egsekwo na 2 miejscu, dobrze się spisałyście. Fiolet dostaje order najpiękniejszego miłosnego opowiadania 2017 + 5 punktów konkursowych dla obydwóch
- Krucza - yyy, nikt więcej się nie zgłosił do konkursu, niestety. Dlatego nie miałam w czym wybierać - Krucza na ostatnim miejscu + kolorowe imię dla wybranej postaci
Nie wiem, czy jesteś moim przeznaczeniem, czy przez ślepy traf miłość nas związała
Krul, punktów 27
Cebula, punktów 14
Krucza, punktów 9
Fiolet, 15 punktów
~ kolorowe imię (5 p.)
~ nowa postać bez spełniania wymagań (10 p.)
~ skrócony limit słów do 100 na tydzień lub 10 opowiadań (5 p.)
~ skrócony limit słów do 120 na zawsze, uuu (10 p.)
~ caaaaały kolorowy formularz (11 p.)
24 lutego 2017
Od Fioletowej Chmury C.D. Droździej Łapy
Zaskoczona, a w ręcz przestraszona, wytrzeszczyłam oczy.
-Klan Nocy? Ale... Phi... To niemożliwe.... Przecież.... To na pewno tylko twoja wyobraźnia....
-Fioletowa Chmuro?- uśmiechnęłam się do niego nerwowo.- Coś się stało?
-Nie.... Skąd.... Kompletnie.... Nic.....- starałam się ukryć stres. Nakrył mnie.
-Ale ja widzę, że coś się stało.- zmrużył oczy.- Powiedz.
Pomyslałam, że nie ma co dalej ukrywać.
-Eh.....-westchnęłam.- Bo.... To wszystko co się dzieje..... Miedzy Klanem Burzy a Klanem Nocy.... To... To tak jakby moja wina.- Droździa Łapa popatrzył na mnie zaskoczony.
-Ale.... Ale.... Jak to?!- rozumiałam jego zdziwienie. Nikomu nie mówiłam.
-Za czasów ucznia, Biała Mgła chciała, bym samodzielnie coś upolowała. Zrobiłam to, ale w zamyśleniu, tak jakby weszłam na tereny Klanu Nocy. Gdyby to był wojownik, to pół biedy, ale spotkałam tam.... Mali....li....- Ze strachu nie byłam w stanie tego powiedzieć.
-I dlatego się wścieka na Klan Burzy?!- zaśmiał się, a ja jakby lekko się.... Zarumieniłam? I znowu to uczucie zająca w brzuchu...- O taką błachostkę?- Łubu.... Dubu....
-A z tymi snami się nie martw. Oddałabym pół ciała za to że nie ześwirowałeś.
ŁUBUDUBUDUUUUUB!
-Ale... Proszę, nie mów nikomu, dobrze?
<Droździa Łapo?>
Heh, można zrobić remiks z ,,Łubudub" Fioletowej XD
Lol?
-Klan Nocy? Ale... Phi... To niemożliwe.... Przecież.... To na pewno tylko twoja wyobraźnia....
-Fioletowa Chmuro?- uśmiechnęłam się do niego nerwowo.- Coś się stało?
-Nie.... Skąd.... Kompletnie.... Nic.....- starałam się ukryć stres. Nakrył mnie.
-Ale ja widzę, że coś się stało.- zmrużył oczy.- Powiedz.
Pomyslałam, że nie ma co dalej ukrywać.
-Eh.....-westchnęłam.- Bo.... To wszystko co się dzieje..... Miedzy Klanem Burzy a Klanem Nocy.... To... To tak jakby moja wina.- Droździa Łapa popatrzył na mnie zaskoczony.
-Ale.... Ale.... Jak to?!- rozumiałam jego zdziwienie. Nikomu nie mówiłam.
-Za czasów ucznia, Biała Mgła chciała, bym samodzielnie coś upolowała. Zrobiłam to, ale w zamyśleniu, tak jakby weszłam na tereny Klanu Nocy. Gdyby to był wojownik, to pół biedy, ale spotkałam tam.... Mali....li....- Ze strachu nie byłam w stanie tego powiedzieć.
-I dlatego się wścieka na Klan Burzy?!- zaśmiał się, a ja jakby lekko się.... Zarumieniłam? I znowu to uczucie zająca w brzuchu...- O taką błachostkę?- Łubu.... Dubu....
-A z tymi snami się nie martw. Oddałabym pół ciała za to że nie ześwirowałeś.
ŁUBUDUBUDUUUUUB!
-Ale... Proszę, nie mów nikomu, dobrze?
<Droździa Łapo?>
Heh, można zrobić remiks z ,,Łubudub" Fioletowej XD
Lol?
Od Droździej Łapy
Lamparci Krok, choć wyszkolił jak na razie tylko Iskrzące Futro, wiedział bardzo dobrze co robi i jak nauczyć terminatora wszystkiego, co potrzebne. Był to stanowczy, momentami chłodny wojownik, do którego z szacunkiem zwracał się cały klan. Miał także w przyszłości duże szanse na objęcie stanowiska zastępcy. W związku z tym uczeń czuł do mentora ogromny respekt.
- Wciąż wychylasz się nad trawę! Ile razy muszę ci powtarzać, byś kładł się na ziemi? - miauknął zrezygnowany kot i podskoczył do Drozda. Skradanie się bez wątpienia przysparzało młodemu najwięcej problemów. Było takie nieprzyjemne. Nie potrafił zapanować nad tym, że ciągle się prostował albo unosił ogon wysoko nad trawę. Pewnie Lamparci Krok uważał go za dość problematycznego ucznia, widząc, że czasami nie stosuje się do jego uwag. Ale Droździa Łapa starał się jak mógł!
Starszy kolejny raz zademonstrował, jak terminator powinien to robić. Po kolejnych kilku próbach mentor zarządził, by wracali już do obozu. Wydawał się zmęczony, więc uczeń przytaknął. Gdy przedzierali się przez krzewy i wysokie trawy, nagle tuż przed nimi pojawiła się Korowa Łapa.
- Szybko! Klan Nocy atakuje! - oczy wojownika zwęziły się w ciasne szparki i kocur zaraz znikł. Pobiegł do obozu. Uczniowie ruszyli za nim. Droździa Łapa, pędząc przez gąszcz, widział tylko pręgowany ogon siostry tuż przed swoim nosem. Gdy dotarli na miejsce zastali okropny chaos. Wszędzie byli wrodzy wojownicy. Lamparci Krok rzucił się przez przejście w kolcoliście prowadzące do legowiska Srebrnej Gwiazdy. Drozd nie zdążył nawet się rozejrzeć, aż runął na ziemię pod ciężarem obcego. Siostra niespodziewanie znikła. Był sam przeciwko silnemu, doświadczonemu kotu z Klanu Nocy. Serce podeszło mu do gardła, ale wiedział, że musi wziąć się w garść. Przypomniał sobie wszystko, co do tej pory powiedział mu mentor. Tak, Droździa Łapa nie jest silny, ale za to szybki i zwinny.
Dużo starszy przeciwnik spojrzał na ucznia z pogardą, wyższością. Rozluźnił uścisk, a młody nie mógł nie wykorzystać sytuacji. Wyślingnął się spod potężnego kocura, zaciskając zęby na jego tylnej nodze. Ten syknął z bólu i przejechał pazurami po pysku Drozda. Krew zalała mu nos i oczy. Odskoczył oszołomiony do tyłu, po czym potrząsnął łbem. Wróg przeszył terminatora morderczym spojrzeniem, gdy szarżował w jego stronę. Nie uskoczył, nie zdążył, nie dał rady. Poczuł uderzenie w klatkę piersiową i padł na twarde, zimne podłoże. Otworzył szeroko pysk, łapiąc dech. Czarny kot uśmiechnął się szyderczo. Oczy Droździej Łapy napełnił łzy. Nagle otoczenie zasnuła gęsta mgła, zrobiło się cicho, a rozbrzmiewał tylko głośny śmiech wroga.
Kocur zerwał się na łapy. Jego serce biło jak szalone, a oddech był znacznie przyśpieszony. Zaczął rozglądać się dookoła ze zdezorientowaniem. Wszystko było w porządku. Zauważył Słoneczną Łapę śpiącą po jego prawej. Więc to był tylko koszmar, znowu. Ostatnio wyjątkowo często je miewał. W związku z tym nie wysypiał się i zwykle nie radził sobie na treningach. W ogóle sobie nie radził. Ciągle był zmęczony i poddenerwowany. Miał nadzieje, że koty z Klanu tego nie zauważyły, a jednak. W porze dzielenia języków usiadł gdzieś z tyłu. Zaraz u jego boku pojawiła się Fioletowa Chmura.
- Ostatnio inaczej wyglądasz - mruknęła szara. - Wszystko dobrze?
Kocur spojrzał nieśmiało na wojowniczkę. Nie do końca czuł, że może się jej zwierzyć. Uważał ją jednak za swoją bliską znajomą, przyjaciółkę, więc emocje szybko z niego uleciały.
- Mam ostatnio dziwne sny - odparł niepewnie.
- A konkretnie? - zamruczała ze zrozumieniem, choć w jej tonie słychać było nutę zaciekawienia.
- Śni mi się, że Klan Nocy napada na nasz obóz. Walczę z wielkim czarnym wojownikiem i... przegrywam.
<Fioletowa Chmuro?>
- Wciąż wychylasz się nad trawę! Ile razy muszę ci powtarzać, byś kładł się na ziemi? - miauknął zrezygnowany kot i podskoczył do Drozda. Skradanie się bez wątpienia przysparzało młodemu najwięcej problemów. Było takie nieprzyjemne. Nie potrafił zapanować nad tym, że ciągle się prostował albo unosił ogon wysoko nad trawę. Pewnie Lamparci Krok uważał go za dość problematycznego ucznia, widząc, że czasami nie stosuje się do jego uwag. Ale Droździa Łapa starał się jak mógł!
Starszy kolejny raz zademonstrował, jak terminator powinien to robić. Po kolejnych kilku próbach mentor zarządził, by wracali już do obozu. Wydawał się zmęczony, więc uczeń przytaknął. Gdy przedzierali się przez krzewy i wysokie trawy, nagle tuż przed nimi pojawiła się Korowa Łapa.
- Szybko! Klan Nocy atakuje! - oczy wojownika zwęziły się w ciasne szparki i kocur zaraz znikł. Pobiegł do obozu. Uczniowie ruszyli za nim. Droździa Łapa, pędząc przez gąszcz, widział tylko pręgowany ogon siostry tuż przed swoim nosem. Gdy dotarli na miejsce zastali okropny chaos. Wszędzie byli wrodzy wojownicy. Lamparci Krok rzucił się przez przejście w kolcoliście prowadzące do legowiska Srebrnej Gwiazdy. Drozd nie zdążył nawet się rozejrzeć, aż runął na ziemię pod ciężarem obcego. Siostra niespodziewanie znikła. Był sam przeciwko silnemu, doświadczonemu kotu z Klanu Nocy. Serce podeszło mu do gardła, ale wiedział, że musi wziąć się w garść. Przypomniał sobie wszystko, co do tej pory powiedział mu mentor. Tak, Droździa Łapa nie jest silny, ale za to szybki i zwinny.
Dużo starszy przeciwnik spojrzał na ucznia z pogardą, wyższością. Rozluźnił uścisk, a młody nie mógł nie wykorzystać sytuacji. Wyślingnął się spod potężnego kocura, zaciskając zęby na jego tylnej nodze. Ten syknął z bólu i przejechał pazurami po pysku Drozda. Krew zalała mu nos i oczy. Odskoczył oszołomiony do tyłu, po czym potrząsnął łbem. Wróg przeszył terminatora morderczym spojrzeniem, gdy szarżował w jego stronę. Nie uskoczył, nie zdążył, nie dał rady. Poczuł uderzenie w klatkę piersiową i padł na twarde, zimne podłoże. Otworzył szeroko pysk, łapiąc dech. Czarny kot uśmiechnął się szyderczo. Oczy Droździej Łapy napełnił łzy. Nagle otoczenie zasnuła gęsta mgła, zrobiło się cicho, a rozbrzmiewał tylko głośny śmiech wroga.
Kocur zerwał się na łapy. Jego serce biło jak szalone, a oddech był znacznie przyśpieszony. Zaczął rozglądać się dookoła ze zdezorientowaniem. Wszystko było w porządku. Zauważył Słoneczną Łapę śpiącą po jego prawej. Więc to był tylko koszmar, znowu. Ostatnio wyjątkowo często je miewał. W związku z tym nie wysypiał się i zwykle nie radził sobie na treningach. W ogóle sobie nie radził. Ciągle był zmęczony i poddenerwowany. Miał nadzieje, że koty z Klanu tego nie zauważyły, a jednak. W porze dzielenia języków usiadł gdzieś z tyłu. Zaraz u jego boku pojawiła się Fioletowa Chmura.
- Ostatnio inaczej wyglądasz - mruknęła szara. - Wszystko dobrze?
Kocur spojrzał nieśmiało na wojowniczkę. Nie do końca czuł, że może się jej zwierzyć. Uważał ją jednak za swoją bliską znajomą, przyjaciółkę, więc emocje szybko z niego uleciały.
- Mam ostatnio dziwne sny - odparł niepewnie.
- A konkretnie? - zamruczała ze zrozumieniem, choć w jej tonie słychać było nutę zaciekawienia.
- Śni mi się, że Klan Nocy napada na nasz obóz. Walczę z wielkim czarnym wojownikiem i... przegrywam.
<Fioletowa Chmuro?>
Od Piaszczystej Mgły CD Kruczego Wąsa
Piaszczysta Mgła skinęła głową do Kruczego Wąsa i zebrała koty wyznaczone do patrolu. Po chwili znikła z obozu razem z innymi.
Wracając do obozu na wojowniczce było widać zniecierpliwienie, przebierała łapami szybciej niż reszta kotów. Kiedy była już w obozie zauważyła Kruczego Wąsa, był najbliżej więc do niego podeszła. Oczy Piaszczystej Mgły przeszywał strach, nie trudno było zauważyć, że coś niebezpiecznego czeka na klan Klifu.
- Zwietrzyliśmy lisa! - Wypluła szybko, serce jej biło strasznie. Zastępca wyglądał na zdziwionego. Jednak inna reakcja była by nie na miejscu.
- Gdzie? - Zapytał zastępca spoglądając prosto w oczy kotce.
- Przy granicy z klanem Nocy. - Mruknęła wdychając nerwowo powietrze. Zastępca obrócił się i pobiegł do legowiska lidera. Czeka nas ciężka walka... - Pomyślała blado ruda wojowniczka mrużąc oczy ze zmęczenia.
Kiedy słońce było już w zenicie, zastępca klanu wybrał wojowników zdolnych wypłoszyć lisa z ich terytorium. W tym Piaszczystą Mgłę. Kotka już pełna powagi opuszczała obóz razem z innymi kotami, wszyscy zaczęli wąchać wokół.
- Jesteś pewna, że to był lis? - Zastępca spojrzał na kotkę z lekką powagą. Piaszczysta Mgła skinęła łbem i odwróciła się by dalej szukać. Nagle wyczuła ostry zapach lisa. Tego była już pewna, ufała swemu węchowi. Automatycznie zjeżyła sierść i wygięła się w łuk, zauważyli to inni wojownicy, którzy podbiegli do kotki i uczynili to samo.
- Jest gdzieś blisko, czuję go! - Warknął Kruczy Wąs.
Nagle Piaszczysta Mgła poczuła uderzenie wielkich łap, nie miała wątpliwości co to mogło być.
- Lis! - Wykrzyknęła, a wszyscy zebrani wojownicy rzucili się na zwierzę. Rudawa wojowniczka zaczęła drapać lisa ostrymi pazurami, jednak zwierzę wzięło ją w zęby i rzuciło o ziemię. Nagle przed nią skoczył Kruczy Wąs zapalony do walki jak nigdy. Rzucił się na lisa drapiąc go po pysku, Piaszczysta Mgła także się przyłączyła razem z innymi wojownikami. Zwierzę pisnęło i zaczęło się wycofywać, może koty nie mogły zabić lisa, ale przepędzić już tak. Lis zniknął razem z swoim odorem. Blado ruda wojowniczka dyszała ciężko, nie wierzyła w to, co przed chwilą przeżyła.
- Dziękuję Kruczy Wąsie. - Nagle się obudziła i zaczęła lizać bez pozwolenia zastępcę po czole, po chwili jednak się wycofała, w końcu to był zastępca lidera!
- Prze... Przepraszam, po prostu... Dziękuję Ci, uratowałeś mi życie...
<Kruczy Wąsie?>
Wracając do obozu na wojowniczce było widać zniecierpliwienie, przebierała łapami szybciej niż reszta kotów. Kiedy była już w obozie zauważyła Kruczego Wąsa, był najbliżej więc do niego podeszła. Oczy Piaszczystej Mgły przeszywał strach, nie trudno było zauważyć, że coś niebezpiecznego czeka na klan Klifu.
- Zwietrzyliśmy lisa! - Wypluła szybko, serce jej biło strasznie. Zastępca wyglądał na zdziwionego. Jednak inna reakcja była by nie na miejscu.
- Gdzie? - Zapytał zastępca spoglądając prosto w oczy kotce.
- Przy granicy z klanem Nocy. - Mruknęła wdychając nerwowo powietrze. Zastępca obrócił się i pobiegł do legowiska lidera. Czeka nas ciężka walka... - Pomyślała blado ruda wojowniczka mrużąc oczy ze zmęczenia.
Kiedy słońce było już w zenicie, zastępca klanu wybrał wojowników zdolnych wypłoszyć lisa z ich terytorium. W tym Piaszczystą Mgłę. Kotka już pełna powagi opuszczała obóz razem z innymi kotami, wszyscy zaczęli wąchać wokół.
- Jesteś pewna, że to był lis? - Zastępca spojrzał na kotkę z lekką powagą. Piaszczysta Mgła skinęła łbem i odwróciła się by dalej szukać. Nagle wyczuła ostry zapach lisa. Tego była już pewna, ufała swemu węchowi. Automatycznie zjeżyła sierść i wygięła się w łuk, zauważyli to inni wojownicy, którzy podbiegli do kotki i uczynili to samo.
- Jest gdzieś blisko, czuję go! - Warknął Kruczy Wąs.
Nagle Piaszczysta Mgła poczuła uderzenie wielkich łap, nie miała wątpliwości co to mogło być.
- Lis! - Wykrzyknęła, a wszyscy zebrani wojownicy rzucili się na zwierzę. Rudawa wojowniczka zaczęła drapać lisa ostrymi pazurami, jednak zwierzę wzięło ją w zęby i rzuciło o ziemię. Nagle przed nią skoczył Kruczy Wąs zapalony do walki jak nigdy. Rzucił się na lisa drapiąc go po pysku, Piaszczysta Mgła także się przyłączyła razem z innymi wojownikami. Zwierzę pisnęło i zaczęło się wycofywać, może koty nie mogły zabić lisa, ale przepędzić już tak. Lis zniknął razem z swoim odorem. Blado ruda wojowniczka dyszała ciężko, nie wierzyła w to, co przed chwilą przeżyła.
- Dziękuję Kruczy Wąsie. - Nagle się obudziła i zaczęła lizać bez pozwolenia zastępcę po czole, po chwili jednak się wycofała, w końcu to był zastępca lidera!
- Prze... Przepraszam, po prostu... Dziękuję Ci, uratowałeś mi życie...
<Kruczy Wąsie?>
Od Kruczego Wąsa CD Piaszczystej Mgły
Piaszczysta Mgła mądrze mówi. Od śmierci Sójczego Pióra zaniedbuje swoje obowiązki, Agrestowa Gwiazda mi zaufał nie mogę go zawieść. Nie miałem nastroju by śmiać się z niewinnego żartu kotki. Odwróciłem wzrok w stronę kociąt, nie mogę przestać patrzeć na te małe kuleczki, chciałbym być ojcem. Może i jest to duży obowiązek ale po prostu mając te maleństwa przy boku nie czułbym się tak samotny. Jest tylko jeden problem... Matka kociąt. Nie mam partnerki, ani nawet najbliższej przyjaciółki. Była tylko jedna kotka z którą umiałem normalnie rozmawiać, była to moja matka, jednak ta zmarła już przeszło 50 księżyców temu. Brak mi czyjegoś ciepła, szczerze, tylko Borsuczek okazuje mi jakiekolwiek miłość. Może i jest to kocie samotniczki, nie obchodzi mnie to, kocham go jak syna. Znowu spojrzałem na kotkę która promiennie uśmiechała się do mojej osoby, nie miałem ochoty oddać uśmiechu. Przymrużyłem oczy i odpowiedziałem bardziej poważnie.
- Piaszczysta Mgło, ty, Zakręcony Wąs, Lisia Dusza i Błyszczący Kamyk pójdziecie na patrol, możecie wziąć Pręgowaną Łapę. Jeśli oczywiście Zakręcony Wąs się zgodzi - mój ton trochę się załamał, nie potrafię być taki poważny.
Jakby nigdy nic, odwróciłem się i wyszedłem z kociarni i skierowałem się w stronę wyjścia z obozu, muszę jeszcze zapolować.
<Piaszcz?>
- Piaszczysta Mgło, ty, Zakręcony Wąs, Lisia Dusza i Błyszczący Kamyk pójdziecie na patrol, możecie wziąć Pręgowaną Łapę. Jeśli oczywiście Zakręcony Wąs się zgodzi - mój ton trochę się załamał, nie potrafię być taki poważny.
Jakby nigdy nic, odwróciłem się i wyszedłem z kociarni i skierowałem się w stronę wyjścia z obozu, muszę jeszcze zapolować.
<Piaszcz?>
Od Borsuczka C.D Bluszczyk
Borsuczek leżał właśnie wtulony w sierść swej koleżanki- Bluszczyk. Chociaż... Czy można było nazwać ją koleżanką? Nie. Raczej przyjaciółką. Kocur bowiem reagował nawet na jej najcichszy pisk. Od razu zrywał się, i doglądał, czy koteczce nic nie jest, a później przez dłuższą chwilę skanował otoczenie w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia.
Deszcz uderzał o sufit kociarni, a wiatr huczał na zewnątrz. Młodziak, mimo tego, że bał się wichru, nie leżał wtulony w Bagienny Dzwonek. Teraz królowa jeszcze bardziej go wkurzała. A wiecie dlaczego? Oczywiście! Zabrała go od Bluszcz! W kociaku wręcz coś zawrzało. Wyrwał się z jej mordki i niezgrabnie upadł na glebę, po czym otrzepał się i odszedł ''daleko'' od ''Bagiennego Śmierdziucha''. Teraz - jak już wiecie - leżał w kącie kociarni. Sam. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale czy był sam? W końcu w całej kociarni było... dużo kotek.
Kocurek ziewnął, i od razu podszedł do swojej małej przyjaciółki.
<Bluuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuszcz?>
Deszcz uderzał o sufit kociarni, a wiatr huczał na zewnątrz. Młodziak, mimo tego, że bał się wichru, nie leżał wtulony w Bagienny Dzwonek. Teraz królowa jeszcze bardziej go wkurzała. A wiecie dlaczego? Oczywiście! Zabrała go od Bluszcz! W kociaku wręcz coś zawrzało. Wyrwał się z jej mordki i niezgrabnie upadł na glebę, po czym otrzepał się i odszedł ''daleko'' od ''Bagiennego Śmierdziucha''. Teraz - jak już wiecie - leżał w kącie kociarni. Sam. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale czy był sam? W końcu w całej kociarni było... dużo kotek.
Kocurek ziewnął, i od razu podszedł do swojej małej przyjaciółki.
<Bluuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuszcz?>
23 lutego 2017
Od Bluszczyka C.D. Borsuczka
Nadal nic nie rozumiałam. Nie wiedziałam, kim był ,,tata" ani ,,mama", ani dlaczego wszyscy w około nazywają mnie ,,Bluszczykiem". Narazie nie dbałam o to, by się tego dowiedzieć, bo było mi tu dobrze. Byłam codziennie kilkakrotnie karmiona, najpewniej przez ,,mamę". Codziennie ktoś do nas przychodził, podziwiając nas. Nie wiem, co było we mnie takiego pięknego. Nawet nic nie widziałam, bo otworzyć oczu nie mogłam. Chodziłam zapewne krzywo, a łapki miałam koślawe. Tak, sama słodycz. Jednak od niedawna zaczął się koło nas kręcić inny kot. Skąd miałam wiedzieć, jak wygląda, przecież nie widzę. Nie to, jak inni, że tylko obok nas przechodzi, zachwala, i idzie dalej: on tu jest codziennie. Ten ktoś nas pilnuje, tak jak to, co mnie karmi. Kiedyś do niego podeszłam, i stwierdzam, że było cudownie. Jakoś tak..... Miło. Nie wiem czemu, ale po prostu uwielbiam go. Tak.... Po prostu.
<Borsiuk?>
<Borsiuk?>
22 lutego 2017
Od Białej Mgły cd. Lamparciego Kroku
Od razu przypomniało mi się spotkanie z Malinową Gwiazdą na granicy. Już
wtedy zachowywała się dość... nieprzyjaźnie. Czyżby już wtedy coś się
działo? Ale nie wierzę, by ktoś miał polować na terytorium innego klanu.
Wydawało mi się to prostu niedorzeczne. Kto byłby tak głupi, by
naruszać granice, skoro nie mamy wcale aż tak wielkiego problemu z
pożywieniem? Ale znikąd by tego pomysłu nie wytrzasnęła...
- Może powinnyśmy... nie wiem, popytać...? Nie żebym kogoś podejrzewała, ale chyba lepiej będzie to wyjaśnić - zaproponowałam. Srebrna spojrzała na mnie.
- Myślisz, że ktoś z naszego klanu byłby w stanie to zrobić? - spytała cicho, choć groźnie. Była to jednak liderka, a ja byłam zastępczynią i nie zwróciłam uwagi na jej ton. W końcu kiedyś zostanę przywódczynią i będę musiała ubiegać się o racje swoje i klanu. Nie mogę bać się każdego niemiłego słowa, ale nie chciałam urazić Srebrnej Gwiazdy.
- Myślę... Myślę, że nie należy zbytnio ufać innym. Nawet jeśli są z naszego klanu. I powinnyśmy to sprawdzić - powiedziałam. Spoglądałam to na Lamparta, to na liderkę, oczekując na ich reakcję. Powiedziałam coś bardzo kontrowersyjnego, ale podkradanie zwierzyny jest chyba sprawą bardziej kontrowersyjną. - W końcu połowa naszych wojowników, w tym również ja, są urodzeni poza klanem.
< Srebrna? Lampart? >
- Może powinnyśmy... nie wiem, popytać...? Nie żebym kogoś podejrzewała, ale chyba lepiej będzie to wyjaśnić - zaproponowałam. Srebrna spojrzała na mnie.
- Myślisz, że ktoś z naszego klanu byłby w stanie to zrobić? - spytała cicho, choć groźnie. Była to jednak liderka, a ja byłam zastępczynią i nie zwróciłam uwagi na jej ton. W końcu kiedyś zostanę przywódczynią i będę musiała ubiegać się o racje swoje i klanu. Nie mogę bać się każdego niemiłego słowa, ale nie chciałam urazić Srebrnej Gwiazdy.
- Myślę... Myślę, że nie należy zbytnio ufać innym. Nawet jeśli są z naszego klanu. I powinnyśmy to sprawdzić - powiedziałam. Spoglądałam to na Lamparta, to na liderkę, oczekując na ich reakcję. Powiedziałam coś bardzo kontrowersyjnego, ale podkradanie zwierzyny jest chyba sprawą bardziej kontrowersyjną. - W końcu połowa naszych wojowników, w tym również ja, są urodzeni poza klanem.
< Srebrna? Lampart? >
Od Piaszczystej Mgły CD Kruczego Wąsa
Piaszczysta Mgła właśnie rozmawiała z karmicielką wpatrując się z zatroskanym wzrokiem w jej kocięta. Widziała jakim ciepłem otacza je ich matka, czasem miała nawet takie poczucie, że jej też brakuje takich małych kulek osładzających każdy dzień. Wiedziała jednak, że kocięta to też obowiązek, ale wojowniczka miała już swoje lata, więc był to najwyższy czas na poszukanie partnera, tylko szkoda, że w taką porę. Przed chwilą do kociarni wszedł Kruczy Wąs - zastępca lider klanu Klifu. Blado ruda kotka popatrzyła na niego przez chwilę, a potem znów wbiła wzrok pełny troski w kociaki.
- Więc Kolorowy Liściu, kocięta zdrowe? - Zapytała z zmartwieniem tak jakby były to jej kociaki.
- Tak Piaszczysta Mgło, nie musisz się martwić, jest z nimi wszystko w porządku. - Wymamrotała karmicielka jakby czytając w myślach Piaszczystej Mgły, a po chwili posłała ciepłe spojrzenie kociakom. Wojowniczka uśmiechnęła się do karmicielki, a później spojrzała na Kruczego Wąsa.
- A ty Kruczy Wąsie? Jak się czujesz? - Zapytała już spokojnym tonem. W końcu zastępca to już nie mały kociak podatny na choroby.
- Wszystko dobrze. - Zamruczał czarny kocur spoglądając na Piaszczystą Mgłę. Nie wiedząc czemu, Piasek przeczuwała, że to nie koniec rozmowy. Więc chciała zacząć pierwsza.
- Wybrałeś już grupy na patrol? - Zapytała Piaszczysta Mgła liżąc łapę i jednocześnie spoglądając na czarnego kocura.
- Dziękuję, że przypomniałaś. - Parsknął i uśmiechnął się.
- No to wyznacz patrole, przecież jesteś zastępcą a chodzisz po obozie jak starszyzna. - Wymamrotała wojowniczka z lekkim śmiechem w głosie.
<Kruczy Wąsie?>
- Więc Kolorowy Liściu, kocięta zdrowe? - Zapytała z zmartwieniem tak jakby były to jej kociaki.
- Tak Piaszczysta Mgło, nie musisz się martwić, jest z nimi wszystko w porządku. - Wymamrotała karmicielka jakby czytając w myślach Piaszczystej Mgły, a po chwili posłała ciepłe spojrzenie kociakom. Wojowniczka uśmiechnęła się do karmicielki, a później spojrzała na Kruczego Wąsa.
- A ty Kruczy Wąsie? Jak się czujesz? - Zapytała już spokojnym tonem. W końcu zastępca to już nie mały kociak podatny na choroby.
- Wszystko dobrze. - Zamruczał czarny kocur spoglądając na Piaszczystą Mgłę. Nie wiedząc czemu, Piasek przeczuwała, że to nie koniec rozmowy. Więc chciała zacząć pierwsza.
- Wybrałeś już grupy na patrol? - Zapytała Piaszczysta Mgła liżąc łapę i jednocześnie spoglądając na czarnego kocura.
- Dziękuję, że przypomniałaś. - Parsknął i uśmiechnął się.
- No to wyznacz patrole, przecież jesteś zastępcą a chodzisz po obozie jak starszyzna. - Wymamrotała wojowniczka z lekkim śmiechem w głosie.
<Kruczy Wąsie?>
Od Kruczego Wąsa
Pora Nagich Drzew. Powoli opadające białe płatki tworzyły na ziemi cieką warstwę puchu, było pięknie. Nagie drzewa przybrały biały kolor, nawet jeśli kolorowe liście opadły dalej niektóre mocno trzymały się gałęzi. Wpatrywałem się w koty przechadzające się po obozie, życie tętniło mimo mroźnego wiatru rozwiewającego moje długie, czarne futro. Trzymałem w pysku niewielką wiewiórkę, krew kapała mi z pyska, była ciepła a na samą myśl o jej wybornym smaku aż kapała mi ślinka. Skierowałem się w stronę stosu zwierzyny, położyłem gryzonia a sam wziąłem małego nornika, większa zdobycz powinna zostać dla karmicielek a zwłaszcza dla Kolorowego Liścia. Będąc w temacie nowych kociąt powinienem odwiedzić żłobek, dawno mnie tam nie było. W sumie nie jestem aż tak głodny, zwierzyna się kończy więc warto ją oszczędzać, odłożyłem nornika na kupkę zdobyczy. Potruchtałem w stronę kociarni. Przecisnąłem się przez kolcolist, już w wejściu przywitał mnie Borsuczek przytulając się do mnie. Polizałem kocurka między uszami i nosem popchnąłem w stronę Bagiennego Dzwonka, kotek popatrzył na mnie z lekkim rozczarowaniem. Skierowałem wzrok na szylkretke leżąca w lewym rogu kociarni. Królowa rozmawiała z Piaszczystą Mgłą, przywitałem się z kotkami i z uczuciem popatrzyłem na kociaki, były takie małe i bezbronne.
<Piaszczek?>
<Piaszczek?>
Od Borsuczka C.D Piaskowej Mgły
Kocurek poczuł ciepło, bijące z opiekuńczego tonu Piaskowej Mgły. Owinął swoje łapki ogonkiem i miauknął:
- Nie, to wszystko. Dziękuję.
Kociak powrócił do kociarni, gdzie leżały dwie, brązowe kociaki. Były od niego dużo mniejsze. Młodziak zamrugał i podszedł do nich, patrząc na Kolorowy Liść.
- Czy to twoje dzieci?- Spytał niepewnie malec. Kotka pokiwała głową. Borsuczek spojrzał na dwie kuleczki dokładniej. Jedna z nich miała na sobie czarne plamki. Kocurek obwąchał obie.
- A ja się nazywają?
Kotka dotknęła nosem tej łaciatej,- To jest Bluszczyk- a potem tej drugiej- a to jest Śnieżynka.- Miauknęła radośnie, wpatrując się w małe kuleczki.
Kociaka obudziły piski. Czy to te małe? Spytał w myślach samego siebie, chociaż znał odpowiedź. Cicho odszedł od Bagiennego Dzwonka (co swoją drogą go cieszyło, bo nie specjalnie ją lubił) i usiadł przy piszczących kluseczkach, patrząc na nie. Po chwili do kociarni zawitał chłodny wiatr. Borsuczek otrząsnął się z zimna i położył przy Kolorowym Liściu, którą lubił znacznie bardziej, niż Bagienny Dzwonek. Tak przespał noc. Kiedy się zbudził, zobaczył obok siebie Bluszczyk. Ich futerka dotykały się, nawet dość mocno. Koteczka ruszyła łapką przez sen, a kocurek uśmiechnął się, widząc, iż kotka ma się dobrze. Wstał, po czym wyszedł z kociarni, aby spotkać jakiegoś wojownika. Przemaszerował kilka kroków, aż w końcu zauważył Kruczego Wąsa. Podszedł do niego szybko i spojrzał mu w oczy.
- Kruczy Wąsie, lubisz mnie?- Spytał szybko.
- Tak, lubię.- Odparł kocur, schylając się do młodziaka, i podając mu małą mysz. Borsuczek od razu zabrał się za jedzenie.
Nastała noc. Kocurek podszedł do Bluszczyk i Śnieżynki, aby odbyć ''nocne czuwanie'' nad kociętami.
<Bluszczyk?> <Śnieżynka?>
- Nie, to wszystko. Dziękuję.
Kociak powrócił do kociarni, gdzie leżały dwie, brązowe kociaki. Były od niego dużo mniejsze. Młodziak zamrugał i podszedł do nich, patrząc na Kolorowy Liść.
- Czy to twoje dzieci?- Spytał niepewnie malec. Kotka pokiwała głową. Borsuczek spojrzał na dwie kuleczki dokładniej. Jedna z nich miała na sobie czarne plamki. Kocurek obwąchał obie.
- A ja się nazywają?
Kotka dotknęła nosem tej łaciatej,- To jest Bluszczyk- a potem tej drugiej- a to jest Śnieżynka.- Miauknęła radośnie, wpatrując się w małe kuleczki.
Kociaka obudziły piski. Czy to te małe? Spytał w myślach samego siebie, chociaż znał odpowiedź. Cicho odszedł od Bagiennego Dzwonka (co swoją drogą go cieszyło, bo nie specjalnie ją lubił) i usiadł przy piszczących kluseczkach, patrząc na nie. Po chwili do kociarni zawitał chłodny wiatr. Borsuczek otrząsnął się z zimna i położył przy Kolorowym Liściu, którą lubił znacznie bardziej, niż Bagienny Dzwonek. Tak przespał noc. Kiedy się zbudził, zobaczył obok siebie Bluszczyk. Ich futerka dotykały się, nawet dość mocno. Koteczka ruszyła łapką przez sen, a kocurek uśmiechnął się, widząc, iż kotka ma się dobrze. Wstał, po czym wyszedł z kociarni, aby spotkać jakiegoś wojownika. Przemaszerował kilka kroków, aż w końcu zauważył Kruczego Wąsa. Podszedł do niego szybko i spojrzał mu w oczy.
- Kruczy Wąsie, lubisz mnie?- Spytał szybko.
- Tak, lubię.- Odparł kocur, schylając się do młodziaka, i podając mu małą mysz. Borsuczek od razu zabrał się za jedzenie.
Nastała noc. Kocurek podszedł do Bluszczyk i Śnieżynki, aby odbyć ''nocne czuwanie'' nad kociętami.
<Bluszczyk?> <Śnieżynka?>
Od Bzowego Błysku C.D Wilczej Duszy
Minęło kilkanaście wschodów i zachodów słońca od urodzenia naszych kociąt. Byliśmy tak szczęśliwi, że prawie zapomnieliśmy o Borsuczku, a przynajmniej ja. Teraz miałem do wykarmienia 2 ciągle głodne pyszczki. Co do dzieci urodziła się czarna kotka, którą nazwaliśmy Malinka oraz czarno-biały kocurek o imieniu Motylek. Były na, prawdę naprawdę (srsly Cleo? -,-) urocze i rosły bardzo szybko.
Wróciłem z popołudniowego polowania. Wilcza Dusza leżała z dziećmi w rogu dziupli. Malinka i Motylek spali. Położyłem dużego królika przed moją partnerką. Było widać, że jest zmęczona. Nie spała nocami, ponieważ musiała karmić dzieci. Ta dwójka dawała się jeszcze bardziej we znaki niż Borsuczek.
- Zjedz coś. Jesteś słaba. - powiedziałem do partnerki, kładąc się przy niej.
- Przed chwilą zasnęły. Ja jestem skonana. - mruknęła wtulając się we mnie.
Polizałem Wilczą między uszami. Po kilku uderzeniach serca kotka zaczęła jeść mięso. Wstałem i spojrzałem na nasze kocięta, które spały po drugiej stronie Wilczej Duszy. Mniejszy, czarny kociak był wtulony w większego, czarno-białego. Były takie słodkie. Polizałem obydwa delikatnie.
<Wilcza?>
Wróciłem z popołudniowego polowania. Wilcza Dusza leżała z dziećmi w rogu dziupli. Malinka i Motylek spali. Położyłem dużego królika przed moją partnerką. Było widać, że jest zmęczona. Nie spała nocami, ponieważ musiała karmić dzieci. Ta dwójka dawała się jeszcze bardziej we znaki niż Borsuczek.
- Zjedz coś. Jesteś słaba. - powiedziałem do partnerki, kładąc się przy niej.
- Przed chwilą zasnęły. Ja jestem skonana. - mruknęła wtulając się we mnie.
Polizałem Wilczą między uszami. Po kilku uderzeniach serca kotka zaczęła jeść mięso. Wstałem i spojrzałem na nasze kocięta, które spały po drugiej stronie Wilczej Duszy. Mniejszy, czarny kociak był wtulony w większego, czarno-białego. Były takie słodkie. Polizałem obydwa delikatnie.
<Wilcza?>
Od Wilczej Duszy
Kotka wylizała maluchy, po czym obtuliła je ogonem, jedząc wcześniej upolowanego przez jej partnera królika. Czuła jednak, że maluchy o tej porze to niedobry znak. Zaraz zaczyna się pora nagich drzew. Co wtedy zrobią? Wzięła głęboki wdech, po czym rozluźniła się lekko. Nawet nie nazwała jeszcze swoich dzieci. Przypomniała sobie porę zielonych liści i wpadła na pomysł- Motyl i Malinka. Spojrzała jeszcze na wejście do Dziupli, ponieważ Bzowy niedawno wyszedł na polowanie, po czym ziewnęła i przygarnęła pełzające kluseczki do siebie oraz polizała je czule.
- Dajcie mamusi się wyspać.- Zamruczała i zamknęła oczy. Kiedy tak drzemała Malinka poruszyła łapką ogon Wilczej, aż w końcu odkryła jak przesuwa się ''blokadę''. Wygramoliła się i podeszła do szczątek królika, których matka nie zdążyła jeszcze zakopać. Wtem do Dziupli wszedł Bzowy Błysk i, widząc zachowanie swojej pierworodnej, wziął ją delikatnie, układając przy boku matki i polizał partnerkę między uszami.
Wilcza Dusza ziewnęła i spojrzała na swoje puchate kuleczki, uśmiechając się. Pamiętała jeszcze jak sama była takim małym, bezbronnym futrzakiem, skłonnym do zabaw i nie myślącym o okrutnym świecie oraz codziennościach. Ze świata wspomnień wyrwał ją głos partnera.
- Idę na polowanie.- Miauknął.
- Nie idź jeszcze.- Pisnęła kotka szybko, aby na pewno zatrzymać partnera w Dziupli.- Zostań. Nie jestem głodna, a ty?- Dodała nieco wolniej.
- Też nie jestem.- Odparł, po czym zawrócił w stronę Wilczej i ułożywszy się u jej boku zamruczał czule.- Kocham cię.
- Ja ciebie też...- Odparła, mrużąc oczy, kiedy język kocura przejechał po jej policzku. Jak mogła wcześniej nie zauważyć, że świat oferuje również tak piękne doznania jak miłość i szczęście? Czy była zaślepiona gniewem kierowanym do morderców ojca oraz matki? A potem także brata? Możliwe. Kiedy otworzyła oczy, usłyszała ciche popiskiwanie. Spojrzała w stronę swojego potomstwa. To Motyl, domagał się właśnie mleka. Wilcza obróciła się na bok, aby dać synkowi dostęp do pożywienia, a ten zaczął pić.
Słońce rozpoczęło szczytowanie. Bzowy Błysk wyszedł coś upolować, jednak przed tym zawarł z partnerką umowę- będzie blisko Starego Drzewa. Teraz kotka tuliła kociaki do siebie, mrucząc cicho jakieś nie zrozumiałe rzeczy, które miały za zadanie je uspokajać. Kiedy Malinka wydała z siebie dźwięk głodu (a był on dość donośny u tej kotki...) matka obróciła się, aby ją wykarmić, gdy do Dziupli wszedł jej partner. Bzowy położył przed kotką królika i takiego samego (no może trochę chudszego) przed sobą. Wilcza zamruczała w podziękowaniu, po czym odgryzła duży kawałek zwierzęcia i rozpoczęła proces żucia, wtulając się w ciepłe futro kocura po lewej i posłała mu łagodny wzrok swych zielonych oczu.
<Motyl? Malinka?>
- Dajcie mamusi się wyspać.- Zamruczała i zamknęła oczy. Kiedy tak drzemała Malinka poruszyła łapką ogon Wilczej, aż w końcu odkryła jak przesuwa się ''blokadę''. Wygramoliła się i podeszła do szczątek królika, których matka nie zdążyła jeszcze zakopać. Wtem do Dziupli wszedł Bzowy Błysk i, widząc zachowanie swojej pierworodnej, wziął ją delikatnie, układając przy boku matki i polizał partnerkę między uszami.
Wilcza Dusza ziewnęła i spojrzała na swoje puchate kuleczki, uśmiechając się. Pamiętała jeszcze jak sama była takim małym, bezbronnym futrzakiem, skłonnym do zabaw i nie myślącym o okrutnym świecie oraz codziennościach. Ze świata wspomnień wyrwał ją głos partnera.
- Idę na polowanie.- Miauknął.
- Nie idź jeszcze.- Pisnęła kotka szybko, aby na pewno zatrzymać partnera w Dziupli.- Zostań. Nie jestem głodna, a ty?- Dodała nieco wolniej.
- Też nie jestem.- Odparł, po czym zawrócił w stronę Wilczej i ułożywszy się u jej boku zamruczał czule.- Kocham cię.
- Ja ciebie też...- Odparła, mrużąc oczy, kiedy język kocura przejechał po jej policzku. Jak mogła wcześniej nie zauważyć, że świat oferuje również tak piękne doznania jak miłość i szczęście? Czy była zaślepiona gniewem kierowanym do morderców ojca oraz matki? A potem także brata? Możliwe. Kiedy otworzyła oczy, usłyszała ciche popiskiwanie. Spojrzała w stronę swojego potomstwa. To Motyl, domagał się właśnie mleka. Wilcza obróciła się na bok, aby dać synkowi dostęp do pożywienia, a ten zaczął pić.
Słońce rozpoczęło szczytowanie. Bzowy Błysk wyszedł coś upolować, jednak przed tym zawarł z partnerką umowę- będzie blisko Starego Drzewa. Teraz kotka tuliła kociaki do siebie, mrucząc cicho jakieś nie zrozumiałe rzeczy, które miały za zadanie je uspokajać. Kiedy Malinka wydała z siebie dźwięk głodu (a był on dość donośny u tej kotki...) matka obróciła się, aby ją wykarmić, gdy do Dziupli wszedł jej partner. Bzowy położył przed kotką królika i takiego samego (no może trochę chudszego) przed sobą. Wilcza zamruczała w podziękowaniu, po czym odgryzła duży kawałek zwierzęcia i rozpoczęła proces żucia, wtulając się w ciepłe futro kocura po lewej i posłała mu łagodny wzrok swych zielonych oczu.
<Motyl? Malinka?>
Od Czarnego Piórka
Czarne Piórko wyszła z legowiska wojowników. Kilka kotów wypytywało się jej gdzie była, lecz ona odpowiadała, iż goiła rany w dziupli. Nie miała zamiaru zdradzać komukolwiek, co zaszło podczas jej nieobecności. Kotka swe kroki od razu pokierowała w stronę wyjścia z obozu. Gdy już miała przekroczyć jego granicę, ktoś krzyknął do niej.
- Czarne Piórko! - wrzasnęła córka Malinowej Gwiazdy.
Wojowniczka stanęła, spoglądając na kotkę. Szylkretka podbiegła do niej niezgrabnie.
- Co się stało, Pszczółko? - zapytała spokojnie.
Uczennicy najwyraźniej nie podobało się to, co właśnie powiedziała pomarańczowooka. Tupnęła łapką, a jej źrenicy się zwęziły.
- Pszczela Łapa! Moje imię to Pszczela Łapa! - odparła niezadowolona.
Dorosła kotka zamrugała leniwie oczami. Jeszcze do końca się nie wybudziła, dlatego ziewnęła. Następnie spojrzała spod wpółprzymkniętych powiek.
- Tak... Tak Pszczela Łapo... Nie powinnaś mieć teraz treningu? Kto jest twoim mentorem? - dopytywała.
Terminatorka wydała pomruk niezadowolenia. Wbiła swój wściekły wzrok w Czarne Piórko.
- Ty! To ty jesteś moim mistrzem! Argh!
- Malinowa Gwiazda nie poinformowała mnie o tym, że będę miała ucznia. W takim razie chodź. Idziemy nad rzekę. Dotrzyj tam jak najszybciej - nakazała, po czym zniknęła w zaroślach.
Wojowniczka prędko pobiegła przed siebie, w stronę wody. Postanowiła wzorować się na tym, czego uczyła ją Srebrny Pysk. Pomyślała, iż na pierwszym treningu nauczy ją łapania ryb, później ewentualnie podstaw walki. Według niej samoobrona była najważniejsza.
Po kilkudziesięciu uderzeniach serca, czarna kotka dotarła do rzeki. Całkiem długą chwilę później doszła do niej Pszczela Łapa.
- To od czego zaczniemy? Poznamy tereny? Kodeks? Granicę? - pytała gorączkowo.
Czarne Piórko pokręciła głową.
- Tereny oraz granicę poznasz w trakcie patrolów, a kodeks z czasem - odpowiedziała.
Wojowniczka podeszła bliżej przeźroczystej tafli, dotykając jej łapą. Tak jak tłumaczyła Srebrny Pysk, woda była ciepła w zimne okresy i na odwrót. Kotka popatrzyła na swą szylkretową uczennicę.
- Wskakuj.
Pszczela Łapa, choć niepewnie, powoli wkroczyła do wody. Jej krótkie futerko zjeżyło się, a po grzbiecie przeszły dreszcze. Czarne Piórko weszła tuż za swoją terminatorką.
- Brr! - miauknęła.
- Przyzwyczaisz się - stwierdziła ze stoickim spokojem. - Próbowałaś kiedyś ryb?
Młoda kiwnęła głową na znak, iż to robiła. Mistrzyni skinęła łbem. Poczęła przypominać sobie, jak ona sama się tego uczyła. Trzeba być szybkim i przede wszystkim nieruchomym, czając się na to pływające stworzenie.
- Po pierwsze: zaczekaj aż ryba sama podpłynie do ciebie. W tedy złap ją szybko w zęby, ponieważ spod pazurów może się wyślizgnąć - wytłumaczyła. - Spójrz jak ja to robię.
Kotka poczekała aż coś do niej się zbliży. Dostrzegła trzy długości od siebie srebrny błysk. Po kształcie i rozmiarze stwierdziła, że to łosoś, czyli jej przysmak. Była bardzo wybredna, gdyż za innymi rybami za specjalnie nie przepadała. Czekała, aż ryba bliżej podpłynie i... PLUSK! Czarne Piórko zanurzyła pysk w wodzie, chwytając zwierzę. Następnie podniosła głowę, mocno zaciskając zęby. Stworzenie miotało się na boki, lecz nie zdołało się uwolnić. Wyrzuciła rybę na brzeg.
- Teraz twoja kolej.
<Pszczela Łapo? Beznadzieja wyszła, ale piszę to o drugiej w nocy... Poza tym trzeba w końcu zacząć trening>
- Czarne Piórko! - wrzasnęła córka Malinowej Gwiazdy.
Wojowniczka stanęła, spoglądając na kotkę. Szylkretka podbiegła do niej niezgrabnie.
- Co się stało, Pszczółko? - zapytała spokojnie.
Uczennicy najwyraźniej nie podobało się to, co właśnie powiedziała pomarańczowooka. Tupnęła łapką, a jej źrenicy się zwęziły.
- Pszczela Łapa! Moje imię to Pszczela Łapa! - odparła niezadowolona.
Dorosła kotka zamrugała leniwie oczami. Jeszcze do końca się nie wybudziła, dlatego ziewnęła. Następnie spojrzała spod wpółprzymkniętych powiek.
- Tak... Tak Pszczela Łapo... Nie powinnaś mieć teraz treningu? Kto jest twoim mentorem? - dopytywała.
Terminatorka wydała pomruk niezadowolenia. Wbiła swój wściekły wzrok w Czarne Piórko.
- Ty! To ty jesteś moim mistrzem! Argh!
- Malinowa Gwiazda nie poinformowała mnie o tym, że będę miała ucznia. W takim razie chodź. Idziemy nad rzekę. Dotrzyj tam jak najszybciej - nakazała, po czym zniknęła w zaroślach.
Wojowniczka prędko pobiegła przed siebie, w stronę wody. Postanowiła wzorować się na tym, czego uczyła ją Srebrny Pysk. Pomyślała, iż na pierwszym treningu nauczy ją łapania ryb, później ewentualnie podstaw walki. Według niej samoobrona była najważniejsza.
Po kilkudziesięciu uderzeniach serca, czarna kotka dotarła do rzeki. Całkiem długą chwilę później doszła do niej Pszczela Łapa.
- To od czego zaczniemy? Poznamy tereny? Kodeks? Granicę? - pytała gorączkowo.
Czarne Piórko pokręciła głową.
- Tereny oraz granicę poznasz w trakcie patrolów, a kodeks z czasem - odpowiedziała.
Wojowniczka podeszła bliżej przeźroczystej tafli, dotykając jej łapą. Tak jak tłumaczyła Srebrny Pysk, woda była ciepła w zimne okresy i na odwrót. Kotka popatrzyła na swą szylkretową uczennicę.
- Wskakuj.
Pszczela Łapa, choć niepewnie, powoli wkroczyła do wody. Jej krótkie futerko zjeżyło się, a po grzbiecie przeszły dreszcze. Czarne Piórko weszła tuż za swoją terminatorką.
- Brr! - miauknęła.
- Przyzwyczaisz się - stwierdziła ze stoickim spokojem. - Próbowałaś kiedyś ryb?
Młoda kiwnęła głową na znak, iż to robiła. Mistrzyni skinęła łbem. Poczęła przypominać sobie, jak ona sama się tego uczyła. Trzeba być szybkim i przede wszystkim nieruchomym, czając się na to pływające stworzenie.
- Po pierwsze: zaczekaj aż ryba sama podpłynie do ciebie. W tedy złap ją szybko w zęby, ponieważ spod pazurów może się wyślizgnąć - wytłumaczyła. - Spójrz jak ja to robię.
Kotka poczekała aż coś do niej się zbliży. Dostrzegła trzy długości od siebie srebrny błysk. Po kształcie i rozmiarze stwierdziła, że to łosoś, czyli jej przysmak. Była bardzo wybredna, gdyż za innymi rybami za specjalnie nie przepadała. Czekała, aż ryba bliżej podpłynie i... PLUSK! Czarne Piórko zanurzyła pysk w wodzie, chwytając zwierzę. Następnie podniosła głowę, mocno zaciskając zęby. Stworzenie miotało się na boki, lecz nie zdołało się uwolnić. Wyrzuciła rybę na brzeg.
- Teraz twoja kolej.
<Pszczela Łapo? Beznadzieja wyszła, ale piszę to o drugiej w nocy... Poza tym trzeba w końcu zacząć trening>
21 lutego 2017
Od Piaskowej Mgły CD Borsuczka
Blado ruda już starsza wojowniczka uśmiechnęła się do kociaka, choć ten spoglądał w stronę Kruczego Wąsa. Zastępca klanu już miał coś powiedzieć, lecz wojowniczka go do tego nie dopuściła.
- No... Znam nieco historię klanu Klifu. - Mówiła przyjaźnie. - Wiesz kto był pierwszym liderem naszego klanu? - Zapytała kociaka, wiedziała, że raczej nie będzie wiedział, więc ciągnęła dalej. Oczy kociaka się powiększyły z ciekawości. - Pierwszym liderem klanu Klifu była Niespodziewana Gwiazda, niestety nie wiele o niej wiem, byłam za jej panowania kociakiem. - Borsuczek wydawał się być zaciekawiony.
- A kto był później liderem? - Zapytał już bardziej pewny siebie niż do tej pory.
- Cóż... Po śmierci Niespodziewanej Gwiazdy na krótko przejęła władzę Ametystowa Chmura, moja matka. Niestety zginęła w wypadku... - Oczy Piaszczystej lekko się zamgliły, lecz postanowiła odrzucić gorycz na bok. - Liderem został Onyksowy Łowca, znany później jako Onyksowa Gwiazda. Był to mój ojciec, a równocześnie najznakomitszy lider ze wszystkich. Dzięki niemu klan Klifu był honorowym klanem. Nie to co za czasu jakiegoś słabego sojuszu. Onyksowa Gwiazda zdobył nam nowe terytoria i rządził dość twardą łapą, choć uważam, że to aż tak nie było. - Piaszczysta Mgła lekko się zamyśliła. Po chwili ponownie zaczęła przedstawiać historię klanu Klifu wspominając o Spopielonej Gwieździe.
- A naszym aktualnym liderem jest Agrestowa Gwiazda. - Kotka uśmiechnęła się i spojrzała na zastępcę lidera.
- Coś jeszcze chcesz wiedzieć Borsuczku? - Zapytała opiekuńczo wpatrując się w ślepka kociaku.
<Borsuczek?> <Kruczy?>
- No... Znam nieco historię klanu Klifu. - Mówiła przyjaźnie. - Wiesz kto był pierwszym liderem naszego klanu? - Zapytała kociaka, wiedziała, że raczej nie będzie wiedział, więc ciągnęła dalej. Oczy kociaka się powiększyły z ciekawości. - Pierwszym liderem klanu Klifu była Niespodziewana Gwiazda, niestety nie wiele o niej wiem, byłam za jej panowania kociakiem. - Borsuczek wydawał się być zaciekawiony.
- A kto był później liderem? - Zapytał już bardziej pewny siebie niż do tej pory.
- Cóż... Po śmierci Niespodziewanej Gwiazdy na krótko przejęła władzę Ametystowa Chmura, moja matka. Niestety zginęła w wypadku... - Oczy Piaszczystej lekko się zamgliły, lecz postanowiła odrzucić gorycz na bok. - Liderem został Onyksowy Łowca, znany później jako Onyksowa Gwiazda. Był to mój ojciec, a równocześnie najznakomitszy lider ze wszystkich. Dzięki niemu klan Klifu był honorowym klanem. Nie to co za czasu jakiegoś słabego sojuszu. Onyksowa Gwiazda zdobył nam nowe terytoria i rządził dość twardą łapą, choć uważam, że to aż tak nie było. - Piaszczysta Mgła lekko się zamyśliła. Po chwili ponownie zaczęła przedstawiać historię klanu Klifu wspominając o Spopielonej Gwieździe.
- A naszym aktualnym liderem jest Agrestowa Gwiazda. - Kotka uśmiechnęła się i spojrzała na zastępcę lidera.
- Coś jeszcze chcesz wiedzieć Borsuczku? - Zapytała opiekuńczo wpatrując się w ślepka kociaku.
<Borsuczek?> <Kruczy?>
Od Lamparciego Kroku C.D. Białej Mgły
Uśmiechnął się nieśmiało. Nie był za bardzo w nastroju do żartów. Dzisiejszy dzień go bardzo przytłaczał. Kładł się na nim ciężarem, jakby chciał go udusić...
- Biała Mgło, mam dziwne przeczucia - mruknął cicho.
- Co do czego? - spytała z troską kotka.
- Nie wiem. Może gdybym był medykiem to bym rozumiał, ale... Czuję jakby miało się stać coś złego - wyjaśnił jak najdokładniej. - Oby to nie były poważne kłopoty...
- Masz na myśli wojnę?
- W najgorszym wypadku.
Biała Mgła skinęła głową w zadumie. Oboje milczeli przez chwilę, choć nie była to cisza wprawiająca w zakłopotanie. Była pełna powagi i chłodu, których nie powinno się zamącać rozmową. Jednak kiedy jej czas minął Lamparci Krok powiedział cicho:
- Nie powinniśmy nad tym rozważać. To zadanie dla Kwiecistego Wiatru.
Zastępczyni potwierdziła te słowa cichym mruknięciem. Kiedy kłopocząca cisza dobiegła końca rozluźniła się i z uśmiechem zwróciła się do dawnego ucznia.
- Powinieneś sobie dzisiaj zapolować leniuszku - zachichotała. Lamparci Krok przewrócił oczami i wstał.
- Źle to robisz Droździa Łapo! Musisz leżeć na ziemi! Pamiętaj, że trawa nie wszędzie jest taka wysoka! - pouczał Lamparci Krok swojego drugiego ucznia. Droździa Łapa był już dojrzałym uczniem i na nieszczęście mentora straszną niezdarą! Ale nadrabiał to intelektem i staraniami, które Lamparci Krok próbował sobie wmówić jako najlepsze cechy ucznia. Ale on był bez porównania w stosunku do Iskrzącego Futra! Była uczennica miała w sobie więcej życia!
Droździa Łapa przyległ do ziemi i zaczął się skradać, ale gdy tylko robił pierwsze kroki wynurzał się cały ponad trawę. Zrezygnowany Lamparci Krok kręcił tylko głową.
- Nie zachowuj się jak kaczka! Jeżeli duże kroki sprawiają ci kłopot rób małe! - skarcił go znowu. Uczeń ze strachem się skulił.
O Klanie Gwiazdy, pomyślał Lamparci Krok. Dlaczego pokarałeś mnie takim uczniem?
Nagle zjawiła się Iskrzące Futro. Wyskoczyła zza kępy trawy i skoczyła na Lamparci Krok. Oboje przeturlali się po trawie, a kotka chichotała.
- Zaskoczyłam cię! - zamruczała. Kocurowi nie było jednak tak do śmiechu.
- Czy mrówki wyżarły ci mózg? - warknął zrucając z siebie młodą wojowniczkę.
- O! Widzę, że macie trening! - powiedziała kotka, jakby nie zauważając nastroju wojownika. Podbiegła do zaskoczonego ucznia i mruknęła do niego: - Nie martw się Droździa Łapo, on od zawsze był urodzony pod burzową chmurą! Ale ty jesteś z Klanu Burzy! Nie musisz się bać jego grzmienia!
- Widzę, że dzisiaj jesteś w wyjątkowo radosnym nastroju - zauważył Lamparci Krok. Iskrząca Łapa zwróciła do niego swój szeroki uśmiech.
- Bo to bardzo radosny dzień! - zawołała. - Wyobraź sobie, że dzisiaj Srebrna Gwiazda wybrała się na patrol!
- Ona? Na patrolu? Nie może być! - zdziwił się kocur. - Kiedy ostatni raz widziałem ją na patrolu... to było jakieś kilka księżyców przed tym jak urodziła kocięta. Ale już wtedy zaczynała chorować...
- Dzisiaj jej przeszło. Od rana tryska energią! Och, jak wyszliście zawołała mnie i Fioletową Chmurę i poszłyśmy na patrol wzdłuż granic i...
- Dobrze, już dosyć! - zaśmiał się Lamparci Krok. - Droździa Łapo, chodźmy do obozu! Wypadałoby pogadać z naszą kochaną liderką w ten wyjątkowy dzień.
Srebrna Gwiazda rzeczywiście wyglądała lepiej niż zazwyczaj. Czyste, ułożone futro i jakiś świeży błysk w oku... Tego błysku od dawna jej brakowało. Na zebraniach klanów, kiedy przychodziła w jako takim ładzie nie było widać w niej tyle życia.
- Co za przemiana! - zawołał Lamparci Krok ze śmiechem, podbiegając do liderki. Stara kotka także się zaśmiała.
- Och, Lamparci Kroku! Gdybyś wiedział jak wspaniale się dzisiaj czuję! - mówiła kotka. - Klan Gwiazdy dał mi siły na ten dzień!
Kocur z uśmiechem polizał liderkę po głowie. W istocie, ten dzień zapowiadał się naprawdę interesująco! Jednak najciekawsze miało nadejść. I właśnie się zbliżało.
- Klan Nocy! - zawołała Korowa Łapa wbiegając do obozu. - Klan Nocy na naszym terytorium!
- Klan Nocy? Co ty wygadujesz Korowa Łapo! - zawołała wystraszona Srebrna Gwiazda.
- Widział... Widzieliśmy trzy koty jak szły od granicy z Klanem Nocy...
- Tylko trzy? - dopytał Lamparci Krok.
- Ttak.
- Skoro jest ich tak mało obawiam się najgorszego... - mruknęła Srebrna Gwiazda odchodząc w kierunku podwyższenia, na którym zwykła siadać kiedy zwoływała koty na ceremonię. Lamparci Krok chwilę zastanawiał się o co chodzi, kiedy do obozu wkroczył orszak Klanu Nocy eskortowany przez Rozmyty Pył. Kocur był wyraźnie spięty.
- Czego tu szukasz, Malinowa Gwiazdo? - mruknęła Srebrna Gwiazda ze swojego miejsca. Słysząc imię liderki Klanu Nocy Lamparci Krok lepiej przyjrzał się trójce. Rzeczywiście, była tam sama Malinowa Gwiazda, a także królowa, Srebrny Pysk i jakaś czarna kotka, której imienia nie znał.
- Przybywam w pokoju by przypomnieć wam Kodeks Wojownika! - prychnęła tamta. - Koty z Klanu Burzy polują na naszym terytorium!
- To wykluczone!
- Skąd wiesz?
- Na Klan Gwiazdy! Nasi uczniowie nigdy nie polowali poza naszym terytorium! Z resztą większość z nich jest jeszcze zbyt niedoświadczona by dobrze polować, a o tym, że moi wojownicy honorowo przestrzegają Kodeksu Wojownika jestem tak samo pewna, jak tego, że Klanem Nocy rządził kiedyś Czarna Gwiazda! Może widziałaś samotnika?
- Zapachy nie mylą. To był wasz kot - powiedziała Malinowa Gwiazda wyzywającym tonem. - Niech Klan Burzy się przyzna, a pójdziemy bez problemów.
- A jeśli się nie przyznamy? Bardzo dużo zaryzykowałaś wchodząc na nasze terytorium Malinowa Gwiazdo! Powinnaś wysłać zastępcę... - Z gardła liderki wydarł się cichy pomruk, ostrzeżenie. Inni obecni wojownicy Klanu Burzy również nabrali ostrożności.
- Przybywam w pokoju, ale mogę wrócić. Wtedy jednak przyjdę z wrogimi zamiarami.
Wtedy wtrącił się Lamparci Krok. Normalnie by się nie odzywał, ale po pierwsze nie było w obozie Białej Mgły, a po drugie to Klan Nocy przyszedł z wizytą. Nie wybaczyłby sobie milczenia.
- Chcecie nam zrobić wojnę o dwie płotki? - zakpił. Malinowa Gwiazda wysunęła pazury ale szybko je schowała.
- Tu nie chodzi o płotki. Tu chodzi o zasady. Skoro Klan Burzy łamie Kodeks Wojownika, to dlaczego Klan Nocy miałby to robić?
- Powinnam cię spytać o to samo! - prychnęła Srebrna Gwiazda. - Wynoś się stąd! Nie zawracaj mi głowy takimi głupotami!
- Malinowa Gwiazdo, wracajmy do obozu... - mruknęła nieśmiało Srebrny Pysk. Liderka rzuciła jej oburzone spojrzenie.
- Dobrze - mruknęła w końcu. - Ale nie myśl, ze ujdzie wam to płazem Srebrna Gwiazdo!
Wszystkie trzy kotki uniosły ogony i z dumą opuściły obóz Klanu Burzy. W przejściu musiały się minąć z Biała Mgłą, gdyż po chwili kotka wbiegła do obozu. Od razu udała się do Srebrnej Gwiazdy.
- Wszystko w porządku? Czego one tu szukały? - zapytała kotka.
- Były z najgłupszymi pretensjami, jakie słyszałam! - prychnęła Srebrna Gwiazda. - Ktoś polował na ich terytorium! I "wielka" Malinowa Gwiazda musiała przyjść do nas z górą pretensji!
<Biała Mgło? Srebrna Gwiazdo?>
- A jeśli się nie przyznamy? Bardzo dużo zaryzykowałaś wchodząc na nasze terytorium Malinowa Gwiazdo! Powinnaś wysłać zastępcę... - Z gardła liderki wydarł się cichy pomruk, ostrzeżenie. Inni obecni wojownicy Klanu Burzy również nabrali ostrożności.
- Przybywam w pokoju, ale mogę wrócić. Wtedy jednak przyjdę z wrogimi zamiarami.
Wtedy wtrącił się Lamparci Krok. Normalnie by się nie odzywał, ale po pierwsze nie było w obozie Białej Mgły, a po drugie to Klan Nocy przyszedł z wizytą. Nie wybaczyłby sobie milczenia.
- Chcecie nam zrobić wojnę o dwie płotki? - zakpił. Malinowa Gwiazda wysunęła pazury ale szybko je schowała.
- Tu nie chodzi o płotki. Tu chodzi o zasady. Skoro Klan Burzy łamie Kodeks Wojownika, to dlaczego Klan Nocy miałby to robić?
- Powinnam cię spytać o to samo! - prychnęła Srebrna Gwiazda. - Wynoś się stąd! Nie zawracaj mi głowy takimi głupotami!
- Malinowa Gwiazdo, wracajmy do obozu... - mruknęła nieśmiało Srebrny Pysk. Liderka rzuciła jej oburzone spojrzenie.
- Dobrze - mruknęła w końcu. - Ale nie myśl, ze ujdzie wam to płazem Srebrna Gwiazdo!
Wszystkie trzy kotki uniosły ogony i z dumą opuściły obóz Klanu Burzy. W przejściu musiały się minąć z Biała Mgłą, gdyż po chwili kotka wbiegła do obozu. Od razu udała się do Srebrnej Gwiazdy.
- Wszystko w porządku? Czego one tu szukały? - zapytała kotka.
- Były z najgłupszymi pretensjami, jakie słyszałam! - prychnęła Srebrna Gwiazda. - Ktoś polował na ich terytorium! I "wielka" Malinowa Gwiazda musiała przyjść do nas z górą pretensji!
<Biała Mgło? Srebrna Gwiazdo?>
Od Bluszczyka
Poczułam zimny wiatr na mojej jeszcze posklejanej sierści. Było niebywale zimno, więc pisnęłam prosząc, bym mogła wrócić tam gdzie byłam. Ten, kto mnie z tamtąd porwał pożałuje.
-Już po wszystkim, Kolorowy Liściu.- usłyszałam. Przestraszyłam się. Kim ten ktoś jest i czego ode mnie chciał?!
-Moje maleństwa....- Miły głos napłynął do moich uszu. Coś szorstkiego, ale i ciepłego, zaczęło wycierać mój kark z mazi.- Szkoda że tata was nie widzi.....
Nie bardzo się zastanawiałam, kim był ,,tata", tak samo kim był ten ktoś, kto cały czas pocierał o mnie to ciepło. Coś, co inny ,,ktoś" nazywał ,,Kolorowym Liściem" podstawił mi coś pod nos, a ja grzecznie zaczęłam ssać. Było niebywale dobre. Cieplutkie, i słodkie, ale nie przesadnie. Czyli ten cały ,,Kolorowy Liść" jest pewnie dobry. Albo mnie lubi, ale kto wie? Nagle coś innego mnie zepchnęło, nie pozwalając żebym się dobrała do smacznego. Próbowałam się do tego dostać jakby od góry, ale też się nie udało.
<Śnieżynko?>
Ile tu cośi......
-Już po wszystkim, Kolorowy Liściu.- usłyszałam. Przestraszyłam się. Kim ten ktoś jest i czego ode mnie chciał?!
-Moje maleństwa....- Miły głos napłynął do moich uszu. Coś szorstkiego, ale i ciepłego, zaczęło wycierać mój kark z mazi.- Szkoda że tata was nie widzi.....
Nie bardzo się zastanawiałam, kim był ,,tata", tak samo kim był ten ktoś, kto cały czas pocierał o mnie to ciepło. Coś, co inny ,,ktoś" nazywał ,,Kolorowym Liściem" podstawił mi coś pod nos, a ja grzecznie zaczęłam ssać. Było niebywale dobre. Cieplutkie, i słodkie, ale nie przesadnie. Czyli ten cały ,,Kolorowy Liść" jest pewnie dobry. Albo mnie lubi, ale kto wie? Nagle coś innego mnie zepchnęło, nie pozwalając żebym się dobrała do smacznego. Próbowałam się do tego dostać jakby od góry, ale też się nie udało.
<Śnieżynko?>
Ile tu cośi......
Od Rozmytego Pyłu CD Bladego Świtu
Kiedy Blady Świt wychodziła kiwnąłem głową i miauknąłem nieznacznie "do zobaczenia". Blady Świt bardzo wyraźnie nie za bardzo lubiła kontakt z medyczką.
Kwiecisty Wiatr dokończyła wcieranie mazi w moje rany i odeszła. Co by teraz zrobić? Rany wciąż były świeże, odrobinę bolały kiedy próbowałem wstać. A każdy podobny ruch Kwiecisty Wiatr przerywała mówiąc, że muszę odpoczywać. Jak ona może siedzieć tak cały dzień? Co na co dzień robią królowe, liderzy i starszyzna w obozie? Jakie to wszystko jest nudne. Co jakiś czas widziałem któregoś z wojowników wracającego z patrolu lub z kilkoma zdobyczami.
Było coraz zimniej Pora Opadających Liści już prawie całkowicie ustąpiła Porze Nagich Drzew. Na drzewach już prawie zabrakło brązowych liści do pokrycia pozostałych drobnych plamek gołej ziemi i trawy. Liście spowiły obóz niczym sierść skórę. Jakby chciały ochronić ziemię przed zwiększającym się ziąbem z każdym dniem.
Nie mogę się już doczekać następnego nudnego dnia. Każdy następny wschód słońca przybliża mnie do odzyskania sprawności. Nareszcie wrócę do polowania, znowu będę chodził na patrole i znowu będę mógł spotykać się z Bladym Świtem poza legowiskiem chorych. Wojowniczka ta to bardzo bliska mi przyjaciółka. Były koty, które znałem znacznie dłużej, ale to ją darzyłem największym zaufaniem.
- Nie martw się, za kilka dni będziesz zdrów. - powiedziała Kwiecisty Wiatr wyrywając mnie z zadumy. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany, z pytającym wzrokiem. - Przecież widzę z jaką tęsknotą patrzysz na wyjście. - zaśmiała się łagodnie.
Resztę dnia spędziłem podobnie jak początek - rozmyślając. Nie były to raczej przemyślenia o mojej przyszłości, ale o przyszłości klanu i jego członkach. W końcu kiedy przyszła pora na dzielenie języków przyszła do mnie Blady Świt. Jak sądzę cały dzień polowała. Przyniosła mi mysz i położyła przed moim pyszczkiem.
- I jak się czujesz? - zapytała niby od niechcenia.
- Nie najgorzej... - odparłem. - Ale strasznie tu nudno. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co będę robił w przyszłości kiedy odejdę do starszyzny. - oznajmiłem lekko ożywiony. Nareszcie z kimś porozmawiałem... to znaczy z kimś innym niż z medyczką. Poza tym z nią rozmawiałem tylko o tym, że niedługo koty zaczną chorować, bo Pora Nagich Drzew zbliża się ogromnymi krokami.
- Pewnie będziesz spał cały dzień. - zaśmiała się cicho. Tak, racja. Przecież Waleczne Serce należał do starszyzny. Zaobserwowałem wtedy, że mój ojciec zaczął więcej sypiać.
<Blada?>
Kwiecisty Wiatr dokończyła wcieranie mazi w moje rany i odeszła. Co by teraz zrobić? Rany wciąż były świeże, odrobinę bolały kiedy próbowałem wstać. A każdy podobny ruch Kwiecisty Wiatr przerywała mówiąc, że muszę odpoczywać. Jak ona może siedzieć tak cały dzień? Co na co dzień robią królowe, liderzy i starszyzna w obozie? Jakie to wszystko jest nudne. Co jakiś czas widziałem któregoś z wojowników wracającego z patrolu lub z kilkoma zdobyczami.
Było coraz zimniej Pora Opadających Liści już prawie całkowicie ustąpiła Porze Nagich Drzew. Na drzewach już prawie zabrakło brązowych liści do pokrycia pozostałych drobnych plamek gołej ziemi i trawy. Liście spowiły obóz niczym sierść skórę. Jakby chciały ochronić ziemię przed zwiększającym się ziąbem z każdym dniem.
Nie mogę się już doczekać następnego nudnego dnia. Każdy następny wschód słońca przybliża mnie do odzyskania sprawności. Nareszcie wrócę do polowania, znowu będę chodził na patrole i znowu będę mógł spotykać się z Bladym Świtem poza legowiskiem chorych. Wojowniczka ta to bardzo bliska mi przyjaciółka. Były koty, które znałem znacznie dłużej, ale to ją darzyłem największym zaufaniem.
- Nie martw się, za kilka dni będziesz zdrów. - powiedziała Kwiecisty Wiatr wyrywając mnie z zadumy. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany, z pytającym wzrokiem. - Przecież widzę z jaką tęsknotą patrzysz na wyjście. - zaśmiała się łagodnie.
Resztę dnia spędziłem podobnie jak początek - rozmyślając. Nie były to raczej przemyślenia o mojej przyszłości, ale o przyszłości klanu i jego członkach. W końcu kiedy przyszła pora na dzielenie języków przyszła do mnie Blady Świt. Jak sądzę cały dzień polowała. Przyniosła mi mysz i położyła przed moim pyszczkiem.
- I jak się czujesz? - zapytała niby od niechcenia.
- Nie najgorzej... - odparłem. - Ale strasznie tu nudno. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co będę robił w przyszłości kiedy odejdę do starszyzny. - oznajmiłem lekko ożywiony. Nareszcie z kimś porozmawiałem... to znaczy z kimś innym niż z medyczką. Poza tym z nią rozmawiałem tylko o tym, że niedługo koty zaczną chorować, bo Pora Nagich Drzew zbliża się ogromnymi krokami.
- Pewnie będziesz spał cały dzień. - zaśmiała się cicho. Tak, racja. Przecież Waleczne Serce należał do starszyzny. Zaobserwowałem wtedy, że mój ojciec zaczął więcej sypiać.
<Blada?>
20 lutego 2017
Od Wybladłego Wspomniena C.D Strumieniowa Łapa
Była mentorka kotki nadal nie wracała. Wybladłe Wspomnienie zaczynała się tym coraz bardziej przejmować. Czy coś jej się stało? W tym momencie szara siedziała na środku Obozu. Czekała na jakikolwiek znak życia od Czarnego Piórka, ale takowy nie pojawił się od ataku psa. W końcu wojowniczka postanowiła coś zjeść. Podeszła do sterty i wybrała z niej małą, wychudłą mysz. Ale czego by się spodziewać po porze opadających liści? Przecież nie wielkich oraz tłustych zajęcy na każdy posiłek, prawda? Wybladłe Wspomnienie przełknęła kęs jedzenia, dalej myśląc o byłej mentorce. A co jeśli, już nigdy jej nie spotka? Przecież jest jeszcze tyle mądrości do wysłuchania! Tyle morałów! I tej, całej wiedzy! Co ona ma teraz począć, bez Czarnego Piórka?! Westchnęła i spojrzała na wejście do Obozu. To co tam ujrzała było miodem na jej serce.
- Czarne Piórko!- Krzyknęła odrywając się od posiłku. Podbiegła do kotki najszybciej jak tylko mogła i wtuliła się w jej węglowe futro, tak, jakby była jeszcze małym kociakiem. Z jej oka popłynęła pojedyncza łza, po czym uderzyła od ziemie. Wybladła odeszła od byłej mentorki na trzy długości myszy i szepnęła prawie niesłyszalnie- Tęskniłam...
Kolejnego dnia niebo było zachmurzone. Zapowiadało się na deszcz, jednak wojowniczka postanowiła zabrać Strumieniową Łapę na trening. Podniosła się, po czym odeszła w stronę legowiska należącego do uczniów.
- Strumieniowa Łapo!- Zawołała.- Czas na trening.
Pręgowana kotka posłusznie wyczłapała z nory.
- To... Czego dziś będziemy się uczyć?
- Polowania.- Odparła Wybladłe Wspomnienie bez emocji i wskazała ogonem wyjście z Obozu.
Kotki szły kilka chwil, aż starsza z nich wyczuła zapach zwierzyny. Dała znak Strumieniowej Łapie, aby ta się zatrzymała.
- Czujesz coś?
Młoda poniuchała trochę. Z niepewną miną podeszła do drzewa, kiedy przestała iść i miauknęła:
- Ptaka... Tutaj, na drzewie.
Wybladłe Wspomnienie kiwnęła głową z aprobatą.
Kocice weszły do Obozu. Uczennica niosła w pyszczku ptaka, a wojowniczka dwie myszy. To i tak łaskawie jak na porę opadających liści. Stwierdziła starsza kotka gorzko. Jeśli będą przynosić tylko tyle, to nie będzie jak wykarmić wszystkich!
- Dobrze. Teraz masz wolne. Pamiętaj tylko, aby zanieść swoją zdobycz Nakrapianemu Kwiatu.- Mruknęła mentorka przez ramię i wybiegła z Obozu na kolejne polowanie. Po chwili wyczuła wiewiórkę. Poczęła się skradać, aż zobaczyła rude zwierzę. Wyskoczyła i przygniotła żyjątko do ziemi, po czym szybko uśmierciła. Wzięła ją w zęby, oraz wykopała dołek w którym swoje miejsce znalazła świeża zdobycz. Potem Wybladła pomknęła dalej. Wyniuchała mysz. I ją postanowiła upolować. Wybiła się w górę i opadła na bezbronne stworzenie.
Wojowniczka dotarła do Obozu o zmroku. Odłożyła mysz, wiewiórkę i ptaka na stertę i weszła do legowiska wojowników. Zastała tam Czarne Piórko, myjącą swe futerko. Uśmiechnęła się do byłej mentorki, po czym przysiadła obok niej.
<Czarna? Opowiedziałabyś Wspomnianej o Kamiennym?> <Strumień? Może opisz następny trening?>
- Czarne Piórko!- Krzyknęła odrywając się od posiłku. Podbiegła do kotki najszybciej jak tylko mogła i wtuliła się w jej węglowe futro, tak, jakby była jeszcze małym kociakiem. Z jej oka popłynęła pojedyncza łza, po czym uderzyła od ziemie. Wybladła odeszła od byłej mentorki na trzy długości myszy i szepnęła prawie niesłyszalnie- Tęskniłam...
Kolejnego dnia niebo było zachmurzone. Zapowiadało się na deszcz, jednak wojowniczka postanowiła zabrać Strumieniową Łapę na trening. Podniosła się, po czym odeszła w stronę legowiska należącego do uczniów.
- Strumieniowa Łapo!- Zawołała.- Czas na trening.
Pręgowana kotka posłusznie wyczłapała z nory.
- To... Czego dziś będziemy się uczyć?
- Polowania.- Odparła Wybladłe Wspomnienie bez emocji i wskazała ogonem wyjście z Obozu.
Kotki szły kilka chwil, aż starsza z nich wyczuła zapach zwierzyny. Dała znak Strumieniowej Łapie, aby ta się zatrzymała.
- Czujesz coś?
Młoda poniuchała trochę. Z niepewną miną podeszła do drzewa, kiedy przestała iść i miauknęła:
- Ptaka... Tutaj, na drzewie.
Wybladłe Wspomnienie kiwnęła głową z aprobatą.
Kocice weszły do Obozu. Uczennica niosła w pyszczku ptaka, a wojowniczka dwie myszy. To i tak łaskawie jak na porę opadających liści. Stwierdziła starsza kotka gorzko. Jeśli będą przynosić tylko tyle, to nie będzie jak wykarmić wszystkich!
- Dobrze. Teraz masz wolne. Pamiętaj tylko, aby zanieść swoją zdobycz Nakrapianemu Kwiatu.- Mruknęła mentorka przez ramię i wybiegła z Obozu na kolejne polowanie. Po chwili wyczuła wiewiórkę. Poczęła się skradać, aż zobaczyła rude zwierzę. Wyskoczyła i przygniotła żyjątko do ziemi, po czym szybko uśmierciła. Wzięła ją w zęby, oraz wykopała dołek w którym swoje miejsce znalazła świeża zdobycz. Potem Wybladła pomknęła dalej. Wyniuchała mysz. I ją postanowiła upolować. Wybiła się w górę i opadła na bezbronne stworzenie.
Wojowniczka dotarła do Obozu o zmroku. Odłożyła mysz, wiewiórkę i ptaka na stertę i weszła do legowiska wojowników. Zastała tam Czarne Piórko, myjącą swe futerko. Uśmiechnęła się do byłej mentorki, po czym przysiadła obok niej.
<Czarna? Opowiedziałabyś Wspomnianej o Kamiennym?> <Strumień? Może opisz następny trening?>
Od Czarnej Róży C.D Jaszczurczy Ogon
Minął kolejny dzień, w którym ojciec nie wrócił. Wygłodzona, słaba i lekko zziębnięta, postanowiłam zlekceważyć polecenie kocura i bez przemyślenia konsekwencji, ruszyłam na teren Klanu Wilka. Po niecałych dwóch długościach drzewa, natknęłam się na wąską ścieżkę, zapewne wydeptaną przez inne koty. Rozejrzałam się po okolicy. Nie było tu nic specjalnego. Kilka drzew, kilka krzewów, trawa i ani jednej żywej duszy w okolicy; Wnioskując, że przybyliśmy z Północy, ruszyłam na Południe. Po kilku susach, zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje. Zatrzymałam się i spojrzałam za siebie. W cieniu ujrzałam dwójkę błyszczących oczu. Chwilę później, wyskoczył na mnie potężny borsuk. Stanął przede mną i przyglądał mi się chwilę. W ułamku sekundy wyskoczył i zadrapał mój bok. Miauknęłam z bólu i wystawiłam pazury. Uniosłam górną wargę i odsłoniłam białe kły, które niezauważalnie wtopiły się w skórę na gardle drapieżnika. Trysnęła krew, a zwierzę złapało mnie zębami w pasie i wyrzuciło do góry. Obróciłam się w powietrzu i wylądowałam na karku borsuka, powalając go na ziemię. Po chwili drapieżnik przestał oddychać. Uśmiechnęłam się jakby do siebie i zaczęłam ciągnąć zwierzę. Miałam nadzieję, że Klan Wilka zaakceptuje nowe pożywienie. Po mojej sierści spływały strużki krwi, którymi się nie przejmowałam. Otrzepałam się, pozbywając się szkarłatnej cieczy, przynajmniej powierzchownie. Złapałam sierść borsuka pewniej i ruszyłam z nim dzielnie przez las.
Jaszczur?
Jaszczur?
♥ Od Czarnego Piórka - Zakazany owoc ♥
Kotka poczuła przyjazny zapach ziół. Uchyliła lekko powieki, spoglądając na Fiołka. W pysku miał kępkę zielonych roślin. Zapewne każde różniło się pod względem działania, lecz Czarne Piórko nigdy nie mogła załapać, które do czego służą. Posłała słaby uśmiech czekoladowemu kocurowi. Od czasu walki z psem, wojowniczka Klanu Nocy praktycznie w ogóle się stąd nie ruszała. Dowiedziała się od samotnika, że do rany na nodze wdarło się zakażenie. Dlatego dzień w dzień kocur przynosił jej zioła i coś do jedzenia. Gdy błękitnooki miał już przeżuć rośliny, kotka postanowiła go zatrzymać. Położyła czarną łapę na listkach, a kot spojrzał na nią zdziwiony.
- Co ty mi właściwie podajesz? - zapytała z przekąsem.
- Nie ufasz mi? - odparł. - To ci pomoże.
- No... Znam cię zaledwie parę dni! - przyznała. - Wiem, że mi obiecywałeś, iż jak wyzdrowieję to od razu wrócę do obozu... Ale jednak wolę się upewnić co spożywam.
Fiołek westchnął z lekkim uśmieszkiem rozbawienia. Rozdzielił roślinki.
- To jest rumianek - wskazał na biały kwiatek. - to mak - przesunął łapę na czerwoną roślinę. - a to śmiertelne jagody.
Czarne Piórko wybałuszyła oczy i lekko otworzyła pysk.
- Co?! - wrzasnęła niespokojna.
Czekoladowy kocur zachichotał. Wyglądało to tak, jakby był jakimś sadystą, który powoli morduje ranną i bezradną kotkę. Na szczęście tak nie było, a to co powiedział to zwykły żart. Niestety wojowniczka nie odebrała tego tak, jak to miała odebrać. Odsunęła się lekko wgłąb borsuczej nory. W jej oczach gościł strach. Jak mogłam tak się dać truć? - pytała siebie. Była poważnie zmartwiona. Fiołek spoważniał i przysunął się do niej, lecz ta odepchnęła go łapą.
- Hej!... Spokojnie. To był tylko żart - wytłumaczył skrępowany. - Przepraszam...
Kotka parsknęła z lekką wściekłością. Podniosła swój czarny ogon, po czym walnęła nim kocura, że ten aż stęknął z bólu.
- Wybaczam - mruknęła, odwracając wzrok.
Próbowała udawać niedostępną. Wiedziała, iż to na niego podziała. Niby znała Fiołka dopiero parę wschodów słońca, jednak jego oczy zdradzały wszystkie jego myśli. Takie charaktery łatwo było rozszyfrować. Od razu wiedziała, iż to delikatny i wrażliwy na ból innych kocur, choć za wszelką cenę stara się to ukryć pod płachtą obojętności oraz niechęci do wszystkiego. Czarne Piórko miała dar do rozwiązywania osobowości innych. W tym wypadku stosowała taktykę obrażalskiej dziewczynki.
Po podaniu medykamentów czarnej kotce, Fiołek przycupnął obok niej, przysuwając tłustego łososia. Gdy wojowniczka Klanu Nocy próbowała ugryźć mięso ryby, czekoladowy kocur odsunął ofiarę od niej i sam się nią zajadał. Zmarszczyła nos, nerwowo drgając ogonem.
- Ekhem - chrząknęła.
Samotnik popatrzył na nią pytająco, lekko mrużąc oczy. Na jego pysku pojawił się tryumfalny uśmiech. Przysunął swoją głowę do jej głowy.
- Hm? Coś mówiłaś? - mruknął powoli, przyprawiając kotkę o przyjemne dreszcze.
Czarne Piórko mimowolnie zamruczała, przez co od razu odwróciła się. Gdyby mogła, zapewne spaliłaby się teraz na pysku na dorodnego pomidora. Przymknęła powieki, gryząc się za język. Nie powinna tak zbliżać się do samotnika. Znając jej możliwości od razu zauroczyłaby się w nim, choć... Czy to już przypadkiem nie nastąpiło? Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie te myśli. Cóż za bzdura! Ona i miłość? Prędzej straci cały ogon niż zakocha się w kimś z wzajemnością!
- Cieszę się, że tu jesteś - wypalił nagle.
Źrenice bursztynowookiej natychmiast się powiększyły, a ona sama niemalże zachłysnęła powietrzem. Oprócz Płomiennej Pręgi nikt tak do niej nie mówił. Oczywiście rudemu zastępcy nie chodziło o to, że się w niej zauroczył. To była miłość brata i siostry, która... No cóż, wypaliła się. Pierworodny Nakrapianego Kwiatu przejął się bardziej swą nową rodziną, czyli Malinową Gwiazdą i kociętami. Właściwie to kotka zastanowiła się nad tym, co robią teraz wojownicy Klanu Nocy. Szukają jej? A może nawet nie zauważyli jej zniknięcia. Po nich można było się tego spodziewać.
- Wiesz... Ja wychowywałem się w pobliżu dwunożnych. Opiekowała się mną stara kotka o pasującym do niej imieniu Róża; z zewnątrz miała piękne, niemalże czerwone futro, a język był ostry jak kolce. Nigdy nie mówiła mi o moich rodzicach, lecz za to nauczyła mnie do czego służą dane rośliny. Po za nią nigdy nie nawiązałem jakichś innych głębszych znajomości - opowiadał z żalem.
W tym momencie Fiołek przysunął się jeszcze bliżej do swej towarzyszki. Ta jednak nadal miała wzrok wbity w ściankę nory. Wsadził nos w jej czarne futro. Jego oczy były zaszklone.
- Gdzie ona się teraz podziewa? - zapytała.
- Niedawno zabi... ON ZAMORDOWAŁ JĄ Z ZIMNĄ KRWIĄ! - krzyknął, roniąc łzy.
Pod wpływem tego wrzasku, Czarne Piórko aż podskoczyła i spojrzała z przestrachem na niego. Podczas ich krótkiej znajomości nigdy jeszcze nie uniósł głosu. Fiołek począł łkać, wydając z siebie pełne smutku jęki. Czyli wszystko już się rozjaśniło. Długowłosy kocur chciał po prostu mieć towarzystwo, bo był samotny, więc wykorzystał to, że Czarne Piórko był ranna. Nie mogła na niego patrzeć, jak jest taki smutny, dlatego liznęła go po głowie. Pomyślała, iż też mu coś opowie, żeby nie czuł się jeszcze bardziej pokrzywdzony. Postanowiła nie pytać o tego, kto zabił Różę. Być może to jeszcze bardziej wstrząsnęłoby nim.
- Czemu to musiałem być akurat ja?!... - łkał.
- Fiołku... - miauknęła przyjaznym tonem. - Ja też doświadczyłam podobnej sytuacji. Mój bardzo bliski przyjaciel oddalił się ode mnie na rzecz swej partnerki i kociąt. Niegdyś byliśmy nierozłączni, a teraz? - uroniła łzę. - Teraz nawet na mnie nie spojrzy.
Wojowniczka westchnęła, kładąc głowę na głowie kocura. Trwali tak przez długi czas. Futro Fiołka było bardzo przyjemne. Dawało dużo ciepła, a było ono cenne w porę opadających liści. Kotka spotkała w końcu kogoś, kto podzielał jej uczucia i również stracił bliską mu osobę. Była ciekawa, czy dołączyłby do jej klanu. W tedy mogliby zostać dobrymi przyjaciółmi, a Płomienna Pręga byłby zazdrosny. Chociaż... Czy w tedy towarzystwo rudego kocura byłoby jej potrzebne? Z pewnością bardziej ufałaby Fiołkowi niżeli zastępcy. Westchnęła, odrywając się od samotnika.
- Tak sobie myślę - pociągnęła nosem. - może zechciałbyś dołączyć do Klanu Nocy?
- W-wybacz, ale ten cały kodeks nie jest dla mnie. Po za tym nie nadaję się na wojownika... Nawet walczyć nie umiem!
- Ale to nie takie trudne jak się wydaje. Nauczyłabym ciebie wszy...
- To kot z klanu zabił Różę. Byłem przy tym, aczkolwiek obserwowałem wszystko. Mieliśmy po prostu zdobyć parę gwiazdnic, ponieważ ona była chora. W tym celu wkroczyliśmy na tereny jakiegoś klanu i... - zaciął się, lecz nie zapłakał. - zauważyła nas grupka kotów. Przez cięty język mojej przyjaciółki uznali nas za wrogów. W szale bitwy udało mi się schować w dziupli, ale Róża nie miała tyle szczęścia - tłumaczył.
Samica dotknęła nosem nosa towarzysza. Zrobiło jej się smutno. Czemu niektórzy mieli szczęśliwe oraz beztroskie życie, a inni wyniszczające ich psychikę? Dlaczego Gwiezdni nie dali radości wszystkim? Czarne Piórko westchnęła.
- Musimy się pogodzić z naszym losem i przeć na przód, nie ważne co by się działo. To co ci się przydarzyło na pewno cię wzmocni - pocieszyła go.
- Dziękuję - odparł, ocierając się o nią.
Fiołek jeszcze bardziej się do niej zbliżył. Czekoladowy kocur położył jedną łapę na jej grzbiecie, chcąc zaraz umieścić tam drugą. Kotka popatrzyła na niego zdziwiona, a jej serce zaczęło po prostu dudnić jak szalone. Kot uśmiechnął się ciepło, aby dodać jej pewności. Czarne Piórko przełknęła ślinę.
- J-jesteś tego pewien?... - zapytała nieśmiało.
Takie zbliżenie wiele dla niej znaczyło, ale było wbrew kodeksowi wojownika.
- Nie musisz mówić, kto jest ich ojcem - mruknął cichutko, przechodząc do rzeczy.
Minął jeden wschód słońca. Czekoladowy kocur oznajmił towarzyszce, że może już się przejść. Ta postawiła parę kroków przed siebie, chwiejąc się. Łapy dosłownie jej zesztywniały. Ruszyła do przodu, informując Fiołka, iż idzie nad rzekę. Lizanie mchu nasączonego wodą znudziło jej się. Podreptała nad wodę, bujając się w prawo i lewo. Z perspektywy trzeciej osoby wyglądało to co najmniej komicznie. Doszedłszy do przeźroczystej, wodnej tafli, kotka spojrzała na swe odbicie. Wiedziała, że niedługo będzie musiała pożegnać się z Fiołkiem. Nie mogła tu zostać, przy okazji narażając siebie i kocura na spotkanie z patrolem. Wiedziała, iż po tym wszystkim czekoladowy samotnik przekroczy grzmiącą ścieżkę i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczą. W tym momencie poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zastrzygła uszami słysząc, iż jej opiekun zbliża się do niej. Schyliła pysk i poczęła chłeptać błękitnawą ciecz. Słońce dopiero wschodziło, także mieli czas zanim poranny patrol wyruszy z obozu. Fiołek westchnął, spoglądając na swe odbicie. Jego długie futro falowało w wodzie. Kotka uniosła łebek i obróciła się do przyjaciela. Trąciła go przyjaźnie nosem o polik, ocierając się zabliźnionym bokiem o jego futro.
- Nie zapomnij o mnie - poprosił, spuszczając głowę.
Ogon Czarnego Piórka mimowolnie drgnął. Zbliżyła się do Fiołka, przykładając swój pyszczek do jego ucha.
- Nie zapomnę, obiecuję - szepnęła łagodnie.
Pomimo tego, że kocur miał grube futro, po jego grzbiecie przeszedł przyjemny dreszcz. Począł mruczeć, po czym polizał kotkę po nosie, na co ta lekko zachichotała. Wojowniczka przewróciła przyjaciela na plecy, a następnie położyła mu się na brzuchu. Czuła jego delikatne drgania spowodowane mruczeniem. Ona również zaczęła wydawać ten dźwięk sprawiając, że oboje brzmieli jak dwa, małe silniki. Nawiązali ze sobą silną więź, którą niestety trzeba było przerwać. Czarne Piórko westchnęła, schodząc z Fiołka. Musnęli się jeszcze raz nosami, po czym czekoladowy kocur zaczął odchodzić. W jego oczach zagościły łzy pełne smutku i tęsknoty.
- Żegnaj... - miauknął z żalem.
Kocica przymknęła mocno powieki. W tym momencie poczuła, jak jej serce pokrywa lód, a w duszy nastaje pora nagich drzew. Odwróciła się, a następnie pobiegła w stronę obozu. Z jej intensywnie pomarańczowych oczu wypłynęła jedna, gorzka łza, przypieczętowująca pierwsze, a za razem ostatnie spotkanie dwóch równie pokrzywdzonych dusz.
Coś mi się wydaje, że to bardziej nadaje się na dzień smutku czy czegoś takiego, ale nowi wojownicy w Klanie Nocy to chyba dobra wiadomość, c'nie?
- Co ty mi właściwie podajesz? - zapytała z przekąsem.
- Nie ufasz mi? - odparł. - To ci pomoże.
- No... Znam cię zaledwie parę dni! - przyznała. - Wiem, że mi obiecywałeś, iż jak wyzdrowieję to od razu wrócę do obozu... Ale jednak wolę się upewnić co spożywam.
Fiołek westchnął z lekkim uśmieszkiem rozbawienia. Rozdzielił roślinki.
- To jest rumianek - wskazał na biały kwiatek. - to mak - przesunął łapę na czerwoną roślinę. - a to śmiertelne jagody.
Czarne Piórko wybałuszyła oczy i lekko otworzyła pysk.
- Co?! - wrzasnęła niespokojna.
Czekoladowy kocur zachichotał. Wyglądało to tak, jakby był jakimś sadystą, który powoli morduje ranną i bezradną kotkę. Na szczęście tak nie było, a to co powiedział to zwykły żart. Niestety wojowniczka nie odebrała tego tak, jak to miała odebrać. Odsunęła się lekko wgłąb borsuczej nory. W jej oczach gościł strach. Jak mogłam tak się dać truć? - pytała siebie. Była poważnie zmartwiona. Fiołek spoważniał i przysunął się do niej, lecz ta odepchnęła go łapą.
- Hej!... Spokojnie. To był tylko żart - wytłumaczył skrępowany. - Przepraszam...
Kotka parsknęła z lekką wściekłością. Podniosła swój czarny ogon, po czym walnęła nim kocura, że ten aż stęknął z bólu.
- Wybaczam - mruknęła, odwracając wzrok.
Próbowała udawać niedostępną. Wiedziała, iż to na niego podziała. Niby znała Fiołka dopiero parę wschodów słońca, jednak jego oczy zdradzały wszystkie jego myśli. Takie charaktery łatwo było rozszyfrować. Od razu wiedziała, iż to delikatny i wrażliwy na ból innych kocur, choć za wszelką cenę stara się to ukryć pod płachtą obojętności oraz niechęci do wszystkiego. Czarne Piórko miała dar do rozwiązywania osobowości innych. W tym wypadku stosowała taktykę obrażalskiej dziewczynki.
Po podaniu medykamentów czarnej kotce, Fiołek przycupnął obok niej, przysuwając tłustego łososia. Gdy wojowniczka Klanu Nocy próbowała ugryźć mięso ryby, czekoladowy kocur odsunął ofiarę od niej i sam się nią zajadał. Zmarszczyła nos, nerwowo drgając ogonem.
- Ekhem - chrząknęła.
Samotnik popatrzył na nią pytająco, lekko mrużąc oczy. Na jego pysku pojawił się tryumfalny uśmiech. Przysunął swoją głowę do jej głowy.
- Hm? Coś mówiłaś? - mruknął powoli, przyprawiając kotkę o przyjemne dreszcze.
Czarne Piórko mimowolnie zamruczała, przez co od razu odwróciła się. Gdyby mogła, zapewne spaliłaby się teraz na pysku na dorodnego pomidora. Przymknęła powieki, gryząc się za język. Nie powinna tak zbliżać się do samotnika. Znając jej możliwości od razu zauroczyłaby się w nim, choć... Czy to już przypadkiem nie nastąpiło? Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie te myśli. Cóż za bzdura! Ona i miłość? Prędzej straci cały ogon niż zakocha się w kimś z wzajemnością!
- Cieszę się, że tu jesteś - wypalił nagle.
Źrenice bursztynowookiej natychmiast się powiększyły, a ona sama niemalże zachłysnęła powietrzem. Oprócz Płomiennej Pręgi nikt tak do niej nie mówił. Oczywiście rudemu zastępcy nie chodziło o to, że się w niej zauroczył. To była miłość brata i siostry, która... No cóż, wypaliła się. Pierworodny Nakrapianego Kwiatu przejął się bardziej swą nową rodziną, czyli Malinową Gwiazdą i kociętami. Właściwie to kotka zastanowiła się nad tym, co robią teraz wojownicy Klanu Nocy. Szukają jej? A może nawet nie zauważyli jej zniknięcia. Po nich można było się tego spodziewać.
- Wiesz... Ja wychowywałem się w pobliżu dwunożnych. Opiekowała się mną stara kotka o pasującym do niej imieniu Róża; z zewnątrz miała piękne, niemalże czerwone futro, a język był ostry jak kolce. Nigdy nie mówiła mi o moich rodzicach, lecz za to nauczyła mnie do czego służą dane rośliny. Po za nią nigdy nie nawiązałem jakichś innych głębszych znajomości - opowiadał z żalem.
W tym momencie Fiołek przysunął się jeszcze bliżej do swej towarzyszki. Ta jednak nadal miała wzrok wbity w ściankę nory. Wsadził nos w jej czarne futro. Jego oczy były zaszklone.
- Gdzie ona się teraz podziewa? - zapytała.
- Niedawno zabi... ON ZAMORDOWAŁ JĄ Z ZIMNĄ KRWIĄ! - krzyknął, roniąc łzy.
Pod wpływem tego wrzasku, Czarne Piórko aż podskoczyła i spojrzała z przestrachem na niego. Podczas ich krótkiej znajomości nigdy jeszcze nie uniósł głosu. Fiołek począł łkać, wydając z siebie pełne smutku jęki. Czyli wszystko już się rozjaśniło. Długowłosy kocur chciał po prostu mieć towarzystwo, bo był samotny, więc wykorzystał to, że Czarne Piórko był ranna. Nie mogła na niego patrzeć, jak jest taki smutny, dlatego liznęła go po głowie. Pomyślała, iż też mu coś opowie, żeby nie czuł się jeszcze bardziej pokrzywdzony. Postanowiła nie pytać o tego, kto zabił Różę. Być może to jeszcze bardziej wstrząsnęłoby nim.
- Czemu to musiałem być akurat ja?!... - łkał.
- Fiołku... - miauknęła przyjaznym tonem. - Ja też doświadczyłam podobnej sytuacji. Mój bardzo bliski przyjaciel oddalił się ode mnie na rzecz swej partnerki i kociąt. Niegdyś byliśmy nierozłączni, a teraz? - uroniła łzę. - Teraz nawet na mnie nie spojrzy.
Wojowniczka westchnęła, kładąc głowę na głowie kocura. Trwali tak przez długi czas. Futro Fiołka było bardzo przyjemne. Dawało dużo ciepła, a było ono cenne w porę opadających liści. Kotka spotkała w końcu kogoś, kto podzielał jej uczucia i również stracił bliską mu osobę. Była ciekawa, czy dołączyłby do jej klanu. W tedy mogliby zostać dobrymi przyjaciółmi, a Płomienna Pręga byłby zazdrosny. Chociaż... Czy w tedy towarzystwo rudego kocura byłoby jej potrzebne? Z pewnością bardziej ufałaby Fiołkowi niżeli zastępcy. Westchnęła, odrywając się od samotnika.
- Tak sobie myślę - pociągnęła nosem. - może zechciałbyś dołączyć do Klanu Nocy?
- W-wybacz, ale ten cały kodeks nie jest dla mnie. Po za tym nie nadaję się na wojownika... Nawet walczyć nie umiem!
- Ale to nie takie trudne jak się wydaje. Nauczyłabym ciebie wszy...
- To kot z klanu zabił Różę. Byłem przy tym, aczkolwiek obserwowałem wszystko. Mieliśmy po prostu zdobyć parę gwiazdnic, ponieważ ona była chora. W tym celu wkroczyliśmy na tereny jakiegoś klanu i... - zaciął się, lecz nie zapłakał. - zauważyła nas grupka kotów. Przez cięty język mojej przyjaciółki uznali nas za wrogów. W szale bitwy udało mi się schować w dziupli, ale Róża nie miała tyle szczęścia - tłumaczył.
Samica dotknęła nosem nosa towarzysza. Zrobiło jej się smutno. Czemu niektórzy mieli szczęśliwe oraz beztroskie życie, a inni wyniszczające ich psychikę? Dlaczego Gwiezdni nie dali radości wszystkim? Czarne Piórko westchnęła.
- Musimy się pogodzić z naszym losem i przeć na przód, nie ważne co by się działo. To co ci się przydarzyło na pewno cię wzmocni - pocieszyła go.
- Dziękuję - odparł, ocierając się o nią.
Fiołek jeszcze bardziej się do niej zbliżył. Czekoladowy kocur położył jedną łapę na jej grzbiecie, chcąc zaraz umieścić tam drugą. Kotka popatrzyła na niego zdziwiona, a jej serce zaczęło po prostu dudnić jak szalone. Kot uśmiechnął się ciepło, aby dodać jej pewności. Czarne Piórko przełknęła ślinę.
- J-jesteś tego pewien?... - zapytała nieśmiało.
Takie zbliżenie wiele dla niej znaczyło, ale było wbrew kodeksowi wojownika.
- Nie musisz mówić, kto jest ich ojcem - mruknął cichutko, przechodząc do rzeczy.
Minął jeden wschód słońca. Czekoladowy kocur oznajmił towarzyszce, że może już się przejść. Ta postawiła parę kroków przed siebie, chwiejąc się. Łapy dosłownie jej zesztywniały. Ruszyła do przodu, informując Fiołka, iż idzie nad rzekę. Lizanie mchu nasączonego wodą znudziło jej się. Podreptała nad wodę, bujając się w prawo i lewo. Z perspektywy trzeciej osoby wyglądało to co najmniej komicznie. Doszedłszy do przeźroczystej, wodnej tafli, kotka spojrzała na swe odbicie. Wiedziała, że niedługo będzie musiała pożegnać się z Fiołkiem. Nie mogła tu zostać, przy okazji narażając siebie i kocura na spotkanie z patrolem. Wiedziała, iż po tym wszystkim czekoladowy samotnik przekroczy grzmiącą ścieżkę i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczą. W tym momencie poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zastrzygła uszami słysząc, iż jej opiekun zbliża się do niej. Schyliła pysk i poczęła chłeptać błękitnawą ciecz. Słońce dopiero wschodziło, także mieli czas zanim poranny patrol wyruszy z obozu. Fiołek westchnął, spoglądając na swe odbicie. Jego długie futro falowało w wodzie. Kotka uniosła łebek i obróciła się do przyjaciela. Trąciła go przyjaźnie nosem o polik, ocierając się zabliźnionym bokiem o jego futro.
- Nie zapomnij o mnie - poprosił, spuszczając głowę.
Ogon Czarnego Piórka mimowolnie drgnął. Zbliżyła się do Fiołka, przykładając swój pyszczek do jego ucha.
- Nie zapomnę, obiecuję - szepnęła łagodnie.
Pomimo tego, że kocur miał grube futro, po jego grzbiecie przeszedł przyjemny dreszcz. Począł mruczeć, po czym polizał kotkę po nosie, na co ta lekko zachichotała. Wojowniczka przewróciła przyjaciela na plecy, a następnie położyła mu się na brzuchu. Czuła jego delikatne drgania spowodowane mruczeniem. Ona również zaczęła wydawać ten dźwięk sprawiając, że oboje brzmieli jak dwa, małe silniki. Nawiązali ze sobą silną więź, którą niestety trzeba było przerwać. Czarne Piórko westchnęła, schodząc z Fiołka. Musnęli się jeszcze raz nosami, po czym czekoladowy kocur zaczął odchodzić. W jego oczach zagościły łzy pełne smutku i tęsknoty.
- Żegnaj... - miauknął z żalem.
Kocica przymknęła mocno powieki. W tym momencie poczuła, jak jej serce pokrywa lód, a w duszy nastaje pora nagich drzew. Odwróciła się, a następnie pobiegła w stronę obozu. Z jej intensywnie pomarańczowych oczu wypłynęła jedna, gorzka łza, przypieczętowująca pierwsze, a za razem ostatnie spotkanie dwóch równie pokrzywdzonych dusz.
Coś mi się wydaje, że to bardziej nadaje się na dzień smutku czy czegoś takiego, ale nowi wojownicy w Klanie Nocy to chyba dobra wiadomość, c'nie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)