Uśmiechnął się do kocurów, którzy stali przed wejściem do kociarni. Jeszcze chwila i on tak jak oni zostanie uczniem. Wolał ich towarzystwo niż córek zastępczyni. W końcu byli kocurami, a w dodatku nie byli czarno-biali. Lubił jak to od nich dostawał zwierzynę, która miał przekazać matce, bądź sam zjeść. Jednak coś się zmieniło. Dzisiaj nie weszli do niego w odwiedziny tak ochoczo, jak to mieli w zwyczaju. Nawet jeśli przyjaźnili się z córkami Sroczego Lotu, to byli dla niego nawet mili. A dzisiaj zachowywali jakąś taką rezerwę, a ich miny spochmurniały, gdy syn Źródlanego Dzwonka zbliżył się do wyjścia.
— Dzień dobry Sumiku, Kolcolistku — miauknął podchodząc do nich będąc ciekawym co ich sprowadza, nie dostrzegł, aby tym razem przynieśli coś jemu, jego mamie, siostrze czy Zajęczej Trosce i jej dzieciom. — Coś się stało? — zagadnął dostrzegając, że bracia spoglądają na siebie, to znowu na brązowego kocurka — Czemu jesteście smutni?
Przyglądał im się w ciszy ze spuszczonymi uszkami, nie wiedzieć co przyczyniło się do ich zachowania względem niego. Czyżby nie szło im w treningu? Może któraś z kotek i na nich nakrzyczała, tak jak miały to w zwyczaju reagować na obecność kocurka? Nie wiedział. Wiedział tyle i aż tyle, że nie chciał, aby się smucili. Chciał nieść pomoc kotom, chciał zostać medykiem, tak też więc musiał znaleźć lekarstwo, dzięki któremu na ich pyskach będzie widnieć uśmiech. Ponoć był on zaraźliwy, tak przynajmniej słyszał. Dlatego też wyszczerzył się do nich. I to był ogromny błąd.
Uśmiech mu zszedł z pyska, przerażonych wpatrywał się w Sumową Łapę, który zaczął mu mówić okropne rzeczy. Zaczął mu obrażać tatę, wyznając, że Gawronie Obłęd bez mrugnięcia okiem zabił ich ojca. Ta informacja sprawiła, że serce Topika zaczęło szybciej bić, zbyt szybko.
— K-kłamiecie... ! Mój tata może i jest straszny, ale nikogo by nie zabił... P-prawda?
Tak jak początkowo chciał brzmieć pewnie siebie, pewny przekonania swoich słów, że jego tata nawet jeśli awanturował się nie raz w żłobku, na pewno by nie skrzywdził drugiego kota, zwłaszcza z klanu, tak widząc ich wzrok w jakim się w niego wpatrywali oboje sprawiło, że ledwo trzymał się na swoich łapkach. Nie mógł w to uwierzyć. A oni nie wyglądali jakby kłamali, albo żartowali. Z płaczem na końcu nosa wbiegł w głąb kociarni, nie śmieląc spojrzeć na kocury. Dopadł do boku matki, swój zapłakany pyszczek schował w jej sierści. Nic nie mogło go uspokoić, ani dodawanie otuchy przez matki, ani nawet Śledź, który zainteresował się tym, że starszy kociak wyje jakby był obdzierany ze skóry. Zamiast dobrego słowa, przynajmniej tego, które uważałby Topik za dobre, usłyszał od przyjaciela, że jest najbardziej żałosnym kotem na świecie i oby tak dalej trzymał. To tylko sprawiło, że przez długi czas czekoladowy jeszcze wylewał łzy, aż nie padł ze zmęczenia wtulony w bok matki, na moment zapominając o tych strasznych wieściach. Gwiezdni łaskawie zesłali mu spokojny sen, by mógł wypocząć przed kolejnym dniem pełnym stresu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz