Lew była małą damą. Mała damą, która wybrała się wraz z inną damą podziwiać piękno kwiatów, a tą damą był nie kto inny jak Malwowy Rozkwit. Ciężko było go nazwać go dżentelmenem, nie zachowywał się jak kocur i za pierwszym razem, gdy kotka zauważyła kremowego naprawdę myślała, że ma do czynienia z drugą kotką. Do czasu, gdy kotka przemówiła uroczym głosem i mówiła o sobie w męskiej formie. Dla pewności zapytała się później mamy, czy Malwowy Rozkwit na pewno nie jest kotką, i po prostu nie ma kryzysu tożsamości.
Lubiła z nim gadać o pierdołach, typowych babskich sprawach. O dziwo Malwinek doskonale odnajdował się w tematach pielęgnacji sierści. A w dodatku uczył ją rozpoznawać kwiaty. A nawet dzisiaj zaproponował przyozdobienie nimi jej rudej sierści.
— Wspaniała myśl Malwowy Rozkwicie! — podjęła entuzjastycznie, bardzo jej przypadł pomysł kremowego kocura
Faktycznie, fiołki dodałyby jej jeszcze większego uroku. Idealnie kontrastowały by z jej ognistą sierścią. Malwowy Rozkwit był niczym Zięba, matka która pilnowała, aby Lew wyglądała i czuła się przepięknie. Cieszyła się, że były koty w klanie, z którymi mogła miło spędzać czas. Kochała swoją rodzinę całym sercem, ale jednak nie mogła być tylko na nich zamknięta. A głupie koty o innym umaszczeniu niż jej denerwowały ją niemiłosiernie. Miała wręcz wrażenie, że każdy nierudy kot to był buc i prostak, przykładu nie trzeba było daleko szukać — mentor jej brata, oraz kocięta Różanej Przełęczy.
Oboje przystąpili do zbierania kwiatów. Gdyby na miejscu Malwowego Rozkwitu był inny kot, taki który nie należał do jej rodziny, jak nic klapnęłaby sobie na trawie czekając aż kwiaty zostaną zebrane. Jednak w tym przypadku z radością krzątała się pomiędzy fioletowymi kwiatami, wybierając te, które prezentowałaby się najlepiej - nie posiadały żadnej, nawet najmniejszej tyci tyci skazy na płatkach.
— Chyba wystarczy, wolałabym nie przesadzić z kwiatami, a szkoda niepotrzebnie je zrywać, jak nie wykorzysta się ich wszystkich — miauknęła Lew unosząc pysk ku górze w stronę kocura, który na dźwięk jej słów przytaknął głową
Sama zaczęła przyozdabiać swój ogon fioletowymi kwiatami, za to Malwinek zajął się dekorowaniem jej dłuższej sierści na karku i plecach.
Lew z uśmiechem na pysku obróciła się kilkukrotnie, aż w końcu z jej pyska wydobył się śmiech. Czuła się przepięknie, jeszcze piękniej niż na codzień miała przyjemność się czuć. To było naprawdę zabawne, że wystarczyło kilka kwiatów, by zwiększyć jej urok i wydobyć głębie.
— Jak Iskierka mnie zobaczy, to zaraz sama będzie chciała przyozdobić swoje futerko kwiatami. Piasek pewnie też! — zaśmiała się, była pewna, że zrobi wielkie wrażenie na rodzinie swoją przepiękna stylizacją. — Malwowy Rozkwicie, jesteś najlepszym kotem w Klanie Burzy! — miauknęła zwracając się do kocura — Jak będziemy wracać, koniecznie musimy zahaczyć o rzekę. — oznajmiła, musiała się przejrzeć w tafli wody i przez dłuższą chwilę zachwycać się swym odbiciem — Koniecznie musimy częściej coś takiego robić. I musimy więcej kotów zachęcić do tego! Na pewno moje rodzeństwo, mamę, dziadka, tatę, Jeleni Puch... — zaczęła wymieniać, a gdy sobie zdała sprawę, że wymienia tylko swoją rodzinę i tylko same rude koty z bólem serca rzekła — Wszystkie koty! Wszystkich musimy zachęcić do przyozdabiania swoje sierści kwiatami, by każdego dnia się pięknie prezentowali.
<Malwinku?>
[507 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz