Szept zerknął na przyniesiony przez Iskierkę dar. Jedzenie. I miał pełne prawo wybrzydzać. Poza tym, czuł się bezpieczny, gdyż w razie czego wystarczyło krzyknąć, więc sprawa leżała po jego stronie.
- Aww, miło, że się tak martwisz. Nie sądziłem, że jesteś zdolna do takiego gestu - na pysku pojawił się miły uśmieszek, który niemal tryskał tęczą i jednorożcami. Zaraz jednak zielone oczy spojrzały na nornicę, z jakimś strapieniem i smutkiem - Ajj, wiesz, nie specjalnie lubię futro i ogon z nornicy. Strasznie podrażnia gardło, nie chcesz mi może z tym pomóc? - pyta milutko, nadal będąc w krainie tęczy. Nie chciało mu się użerać z futrem, znaczy jasne, mógłby zjeść i z tym, ale za samymi nornicami nie przepadał.
Ruda stłumiła w sobie warknięcie. Tak chce się bawić? Nie ma sprawy.
- Och, wybacz, kochany Szeptusiu - odparła przesłodzonym tonem, z zadowoleniem zauważając zdziwiony pyszczek kocura. - W jaki sposób chcesz, żebym ci pomogła?
- Hmm, myślę nad obraniem tej nornicy ze skóry i odłożeniu ogona na bok, nie sądzisz? Ich ogony są wręcz nie do zniesienia - nadal mruczał melodyjnie, podpierając głowę na łapach, niczym panna.
- Oczywiście! Wybacz za to niedopatrzenie, doprawdy nie wiem co we mnie wstąpiło - zaśmiała się słodko, jednocześnie rozpruwając ciało gryzonia ostrym pazurem. Gdy jej łapy były już dostatecznie pokryte krwią, przeniosła sztucznie zmartwiony wzrok na szczerzącego się do niej kocurka. - O jejku, masz coś na pyszczku! Nie martw się kochaniutki, już to zmyję! - oznajmiła świergotliwym tonem, maziając mu po mordce czerwoną cieczą. Starał się nie skrzywić. Na wszystkich Gwiezdnych których istnienie jest mocno wątpliwe, czemu te baby muszą go dotykać? Jego siostry to co innego, ale i Lew i Iskra miały jakąś manię tykania go. Jakby, fu, zarazi się jeszcze jakąś babiozą czy czymś, co przenoszą kotki. Co prawda z wiekiem przeszkadzało mu to mniej, ale i tak. Odsunął się nieco od jej łapy, dopiero wtedy zauważając, że w sumie ma ją upaćkaną w krwi. Eh, teraz się będzie musiał czyścić.
- Nie trzeba Iskierko, nie trzeba, jeszcze się zmachasz - rzekł tonem łagodnym, miękkim, melodyjnym, a jednocześnie ruch jego łapą był dość stanowczy, pacnął lekko w łapę rudej, posyłając ją powoli w bok. - Jeszcze tylko ogonek ci od tej piszczki został, jeśli możesz - zwrócił uwagę, ignorując krew na mordzie. Kotka uśmiechnęła się szeroko, starając się ukryć wysuwające się pazury. Nie była nawet w stanie ubrać w słowa tego, jak bardzo srebrny działał jej na nerwy, ale zdusiła w sobie gniew.
- Ależ oczywiście, ty mój słodki pysiaczku - miauknęła, a następnie oderwała ogon od nornicy i przysunęła go w stronę kocurka. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
Z zadowoleniem obserwowała, jak liliowy zaczyna jeść.
- Hm, tak, dziękuję, bardzo doceniam twoją dobroć - obserwował ją. Obserwował jak się szczerzy i niemal wywoływało to prawdziwy uśmiech na jego pysku, spowodowany satysfakcją.
- I jak? Wszystko w porządku, kochaniutki? - zapytała, siląc się na miły ton. - Nie chciałabym, żebyś się otruł albo coś… - dodała tajemniczym tonem, spoglądając mu prosto w oczy.
- Mhm, tak, wszystko dobrze złotko, nie musisz się o mnie tak martwić, podobno od tego się koty starzeją, a szkoda by było tak pięknego pyska. Myślę, że możesz już odejść - mruknął, po czym znów splunął całą chmarą tęczy i koników, przymykając oczy i uśmiechając się szeroko. Tylko co miała na myśli mówiąc otruć? Chyba nie byłaby tak głupia, by coś tam dodać i podać mu, kiedy w żłobku są świadkowie w postaci jego rodzeństa i Powiewa? Poza tym, na pewno ktoś musiałby ją widzieć na zewnątrz, a rudzielec jakkolwiek by sobie tego nie życzył, zbyt ułomny nie był. Nie mniej zdążył przebadać swoją pamięć w poszukiwaniu dziwnego smaku, a podczas uśmiechu językiem sprawdził podniebienie. Nic. Ale i tak miał zamiar się obserwować przez czas najbliższy.
- Ojej, uważasz, że jestem piękna? Dziękuję! Ty też jesteś nie byle jakim przystojniakiem, Szeptusiu - wymruczała, trzepoczącac rzęsami, mimo, że wewnątrz walczyła z odruchem wymiotnym. - Ale wiesz co? Jakiś taki blady mi się zdajesz… Zostanę tu z tobą dla pewności, że nic się nie stanie, dobrze? Wiedziałam, że się zgodzisz! - powiedziała, nim srebrny zdołał choćby otworzyć pyszczek. Ułożyła się obok niego, ignorując dziwne spojrzenia rzucane ze strony jego rodzeństwa. - Wiesz, naprawdę mi przykro, że byłam taka niemiła… Taka głupiutka czasami jestem! Jak mogłam nie zauważyć, że masz takie dobre serduszko i mięciutkie futerko? Normalnie mogłabym się w tobie zakochać! - dodała, szczerząc się od ucha do ucha. Czekaj, co? Tego nie było w planie. Powstrzymał się od skrzywienia, czy odsunięcia, trwając dalej w swojej niezłomnej pozycji uśmiechniętej góry. Drgnął na moment ogonem, jednak mógł być to jedynie sposób na odpędzenie uporczywej muchy. Cóż, dla Szepta była to ostatnia deska ratunku i wołanie o pomoc w stronę rodzeństwa. Weź ją ktoś opluj, żeby uciekła. Ale dobrze, chce się bawić? To się zabawią, pomimo, iż jego dziecięcy umysł chciał uciec jak najdalej. Oh rany, niech ona już przestanie paplać jęzorem. Sama wizja tego, że jakimś cudem mogłaby się w nim zakochać, była niemal tak przerażająca i odpychająca, jak jedna z historii jej matki.
- Za bardzo mi słodzi panienka - mruknął, zerkając na rude oblicze z uśmiechem - Zdaję sobie sprawę z mej nieprzeciętnej urody, jednak me serce zostało już dawno zdobyte, oh moja droga duszyczko, nie płacz za mną, kiedy odejdę - rzucił się w wir dramaturgii.
- Och, nie! Najdroższy, łamiesz mi serce! - zawyła rozpaczliwie, teatralnie przykładając łapę do czoła. - Kimże ona jest, Szeptusiu? Zdradź mi tę straszliwą prawdę, błagam! Powiedz, kto ukradł niedoszłą miłość mego życia!
- Niestety Iskierko, był ktoś przed tobą - kręci ponuro głową - Jednak wiedza ta jedynie bardziej rozkruszy twoje gorliwe serce. Nie mógłbym doprowadzić do tak wielkiego rozłamu - ah, cóż za zawód, cóż cierpienie słychać w jego głosie, niczym strudzonego kochanka.
- Wiedz, Szeptusiu, że moje serce już nigdy nie pokocha nikogo tak, jak pokochało ciebie! - westchnęła ciężko, dramatycznym gestem odrzucając głowę w bok.
- Proszę, idź dalej beze mnie! Idź, bowiem w mym sercu nie ma już dla ciebie miejsca. Moją odwieczną, pierwszą i jedyną miłością, od zawsze była... - tu zrobił dramatyczną pauzę, po czym wskazał na wyjście ze żłobka, odwracając głowę w bok, żeby to przypadkiem ,,nie widzieć miny Iskierki" - Twa droga siostra, Lwia Łapa! - dramaturgia przeszła na wyższy poziom, Szept starał się teraz jak najdłużej wytrzymać patrzenie w oczy uczennicy, w które to skierował pysk wraz z wypowiadaniem imienia Lew. Była to bitwa o przeżycie, o coś bardzo ważnego. O dumę i honor, jeśli teraz przestanie, jeśli pęknie- przegra. Tak więc trwał tak patrząc w oczy rudej, aż w końcu powoli opuścił je na dół, ze skruszoną miną. DOBRZE. JESZCZE JEGO HP NIE UPADŁO TAK NISKO. Chodź całe jego wnętrze aż drżało, próbując zatrzymać rozbawienie w środku, działało to może nawet na korzyść gry. Ze strapioną miną i roztrzęsieniem wyglądał, jakby się rzeczywiście przejmował.
- Nie! - sapnęła wydając z siebie zdziwiony pisk.Iskierka uśmiechnęła się do siebie w duchu, w rzeczywistości przybierając najsmętnięjszą minę, na jaką było ją stać. Czyżby coś kombinowała? - Och, najukochańszy… Muszę w takim razie jak najszybciej jej o tym powiedzieć! Niech wie, że tak łatwo nie poddam się w walce o swoją miłość…
- Proszę, wstrzymaj się jeszcze! - miauknął, w środku lekko spanikowany. Chociaż w sumie czemu? Nie dbał o to, że Lwia Łapa mogłaby się dowiedzieć, w końcu była najbardziej śliską znaną mu osobą. Chyba bardziej obawiał się, że jakby się rozeszło, to musiałby się przed wszystkimi tłumaczyć i potem rowiązywać kłopot, a mina Lew? Minę Lew na tą wiadomość w sumie chciałby zobaczyć. - Jej błysk w oczach, futro jedwabiste i skrzące się w słońcu, wszystko co prezentuje całą sobą jest zbyt święte i onieśmielające, bym mógł potem spojrzeć jej w oczy! - A może w sumie pozwolić, by ta jej powiedziała? Tylko jak to odkręcić? Zrobił speszoną minę, wzrok kotwicząc w podłożu - Pozwól mi się namyśleć moja droga, nim podejmiesz kroki drastyczne.
- Gdy serce krwawi z powodu odrzucenia, nie ma czasu na namyślenia, Szeptusiu - westchnęła ciężko Iskierka, przecząco kręcąc przy tym głową. Spojrzała na niego wielkimi, maślanymi oczami i oznajmiła. - Moja siostra musi poznać prawdę! Inaczej ta ogromna tajemnica będzie ciążyła na mojej niewinnej duszy za każdym razem, gdy na nią spojrzę… - mówiąc to, ruda powoli zaczęła wstawać.
- Skoro ci to ulgę sprawi, wtem leć! Ulżyj swej duszy ! - miauknął, podejmując już decyzję. Mina Lew była zbyt cenna, by to zaprzepaścić, a gdy Iskierka zaczęła wstawać, on sam również wstał. W końcu nie mógł tego przegapić. - Lecz czekaj na mnie, gdyż brak mojej obecności mógłby się wydawać nie na miejscu.
- Nie, nie podążaj za mną, ukochany! - odparła, starając się wyrzucić mu ten pomysł z głowy. Przecież ona tylko żartowała! Lew chyba by ją zabiła, gdyby dowiedziała się o tej całej sytuacji. Mimo jej usilnych prób, srebrny nie wyglądał na jakkolwiek mniej zainteresowanego, więc stłumiła gniewne syknięcie i ze smutkiem na pysku oparła się o jego bok, starając się zmusić go do pozostania w pozycji siedzącej. - To zbyt niebezpieczne dla ciebie, o najpiękniejszy Szeptusiu!
Niestety Szept już postanowił. Pokręcił więc smutno głową na boki. Nie powstrzymasz mnie, nie teraz, kiedy cenny obraz jest tak blisko. Co prawda złamałby zakaz mamy, swoje postanowienie i tak dalej, jednak nie miał zamiaru potem się więcej do niej odzywać, więc ten jeden raz jak jej skopie ego, będzie ok.
- Miłość nie zna słowa niebezpieczeństwa - miauknął z pełną powagą, niemal krzywiąc się na te słowa, przykładając łapę do boku Iskierki by ją lekko odepchnąć - Już postanowiłem, sam jej to wyjawię w twarz! - Rzekł tonem rycerza, po czym skierował się w stronę wyjścia ze żłobka szybkim, rytmicznym krokiem, niczym wojak idący w szeregu. Kotka na chwilę porzuciła akt białogłowej ze złamanym sercem, zastygając w miejscu. Starając się jakoś uspokoić, na chwilę przymknęła oczy, po czym zdenerwowana ruszyła za kocurem.
- Och, Szeptusiu, jak ty się umiesz poświęcić dla miłości…
Szukał, szukał swej ,,wybranki serca", aż w końcu coś iście irytującego mignęło mu na kąciku oka. O, tam jest flądra. Przełknął chęć nacharczenia jej na twarz, a zamiast tego, żwawym krokiem podreptał w jej stronę, w drodze jeszcze potrząsając piękną sierścią.
- O Lwia Łapo, najmilsza! - zaczął, wyciągając w jej kierunku łapę i zagryzając zęby - Rzecz to niezwykle ważna dla mej osoby i ośmielę się stwierdzić, że i dla ciebie. Wyjawić ci muszę, o Pani droga , że onieśmielasz mnie każdym swym spojrzeniem. Kocham cię, prostymi słowami mówiąc! Proszę, przyjmij me uczucie! - Nadal był zakrwawiony, z śladem na pysku, lecz całkowicie o tym zapomniał a skupiał się jedynie na dojrzeniu miny rudej. Nie mógł odwrócić wzroku od jej ohydnej gęby, jakkolwiek by wielka nie była pokusa. Musiał to zobaczyć, po prostu musiał.
Iskrząca Łapa w tym czasie, pomimo paniki zdawała się nie odpuszczać, zachęcona do obejrzenia niezwykłego spektaklu. Nie mogąc się już dłużej powstrzymać, cętkowana wybuchnęła głośnym śmiechem, patrząc na kocurka z politowaniem, co jedynie jego uszy zarejestrowały, nie zmienił jednak swojego punktu patrzenia.
Tymczasem widok pyska Lew, był dokładnie taki, jakiego oczekiwał. Zmarszczony, zniesmaczony i może zdziwiony. Jakby patrzyła na plebs, który właśnie postanowił wyznać jej miłość… chociaż, ona w sumie pewnie właśnie tak myślała, nie?
Patrzyła się na Szepta rozważając czy ten nie uderzył się w głowę przypadkiem, co by wyjaśniało jego zachowanie. Nie przeszkadzało jej to, że ten ją adoruję, a nawet wyznaje uczucia. Taka powinna być kolej rzeczy. Przeniosła spojrzenie na siostrę, która zaczęła się śmiać. Czyżby to ona coś zasugerowała temu prymityowi? Iskrząca Łapa z trudem otarła łzy śmiechu, gdy jej siostra ponownie spiorunowała ją wzrokiem.
- Przyjmuję... - mruknęła Lew obrzydzona, tym że uczniowie ubrudzeni byli od krwi. Spiorunowała siostrę wzrokiem dając jej znać, by się doprowadziła do porządku
Ona... ona uwierzyła? Przez pysk przemknął mu wyraz zdziwienia. Naprawdę uwierzyła? Przecież ta gra aktorska, ten dramatyzm, wszystko było tak przekoloryzowane, że jeśli dodać tu gwałtowne przejścia, równie dobrze stworzyliby właśnie turecki serial. Zaraz, czy to oznacza, że... Zaraz mięśnie pyska się napięły, tworząc jeden z tych niezwykle irytujących uśmiechów. Wygrał. Zdobył to co chciał, wyraz na jej pysku był wręcz bezcenny.
- Nie musisz się jednak zmuszać, wiem, że twe serce i dusza wędruje w górze, jest ponad moim zasięgiem - nie patrzył już na nią, po prostu czuł, że jakby zrobił to chociaż odrobinę dłużej, to straciłby panowanie nad swą grą, krzywiąc się w obrzydzeniu niemiłosiernie. Zamiast tego zamknął oczy w wyrazie ubolewania, przystawiając łapę do swojej piersi, po czym dramatycznie odwrócił się na pięcie, by wrócić do żłobka.
- Śmieszna jesteś - rzucił jeszcze szczerze i wesoło w stronę Iskrzącej Łapy. Iskierka zmarszczyła lekko nos, widocznie sobie coś uświadamiając.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Szeptusiu - uśmiechnęła się zjadliwie w odpowiedzi, podchodząc bliżej.
- Zmuś mnie - odwzajemnił ten sam rodzaj uśmiechu, chociaż w jego przypadku wyglądało to jak coś niezwykle irytującego. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę z jakiejś nietykalności wytworzonej wokół jego osoby, a cała sprawa była jedynie zabawą. Po tych słowach, dość szybko lekkim truchtem zniknął w żłobku. I jak się spodziewał, nie było za kolorowo. Musiał się tłumaczyć, dostał szlaban i o ile Powiew zareagował gromkim śmiechem z powodu niezwykłej gry aktorskiej, tak gdy pojawiła się Róża… cóż, jej wzrok nie należał do najprzyjemniejszych. Kocur zamknął się do czasu mianowania.
Wysłali go po mech. Mech do legowisk i dali określoną ilość czasu. Miał to zrobić koło południa, zanim słońce znajdzie się w połowie drogi do zajścia za horyzontem. No więc, zajebiście dużo czasu, nie? Gdy tylko znalazł ładny kamień, który obrósł w zielsko i zrozumiał, jak bardzo nie chce mu się go zbierać, postanowił czas owy wykorzystać. W końcu jak przyjdzie wcześniej, to powiedzą mu, że ma coś zrobić, a to byłoby najgorsze, co mogłoby kocura spotkać. Tak więc, ułożył się wygodnie na jednym z kamieni, wyciągnął, obrócił na plecy i stworzył z siebie piękną wręcz parówkę. A może rogala? Zadowolony z pogody, absorbował słońce, w końcu potem może go nie być! Robił właśnie tak wiele dla swojego zdrowia, nie marnotrawił słońca, nie zabierał tlenu w obozie i nie robił sztucznego tłumu. A przynajmniej tak było do momentu, w którym jakiś wojownik w końcu go nie przyłapał, a ten musiał na nieszczęście dla siebie głównie, albo chodzić po mech z kimś dorosłym, albo w ogóle go już nie wysyłali na zbiory. Aż chciało mu się przez to krzyczeć w posłanie w legowisku. W końcu jednak nie mógł siedzieć przez zbyt długo w obozie, prawda? Tak więc, kiedy słońce zaczęło już powoli przygrzewać, a on najlepiej by się wyłożył gdzieś w cieniu i cieszył ciepłym wiaterkiem, Diamentowy Wąs wysłała go na polowanie królikowe. Szczerze powiedziawszy miał ich dość, musiał biegać za tymi stworzeniami, bez możliwości sukcesu, a kiedy przegrywał w pogoni za królikiem, jego irytacja sięgała zenitu. W końcu jednak dostrzegł coś w oddali. Po chodzeniu pomiędzy martwym szlakiem dostrzegł coś, co poruszało się wśród traw, widocznie chowając się przed słońcem w cieniu jednego z suchych drzew. Wreszcie! Po błądzeniu wśród wrzosów był naprawdę zirytowany. Zerknął na ułożenie wiatru, czy nie szura, czy nie oddycha za głośno, po czym ruszył w stronę zająca. Jeszcze moment, jeszcze chwila i bezproblemowo będzie miał w swoich łapach coś, za czym nie trzeba będzie gonić. W tym jednak momencie coś trzasnęło. Zerknął pod swoje łapy gwałtownie. Nie, to nie on. W takim razie co-...? Zając był już w drodze. Zerwał się do ucieczki. Szept w pierwszym odruchu pognał za nim, po skoczeniu już nawet czuł bliskość i ciepło bijące od stworzenia, lecz to było zdecydowanie za szybkie, a Szept za leniwy, by gonić za straconą zwierzyną. Zatrzymał się więc kilka kroków dalej, drgając ogonem i oglądając majestatycznie kicającego w dal kicaka. Z pyska wydarł mu się gardłowy dźwięk irytacji, podobny do czegoś przypominającego ryk.
- Ughrr, cholera by to! - kopnął jakiś patyk - Dalej, leć! I tak cię nie potrzebowałem! - rzucił jeszcze za nim, zanim się odwrócił i dostrzegł znajome rude futro, na którego widok skrzywił się lekko. A no tak, oni też wychodzą.
- Aww, miło, że się tak martwisz. Nie sądziłem, że jesteś zdolna do takiego gestu - na pysku pojawił się miły uśmieszek, który niemal tryskał tęczą i jednorożcami. Zaraz jednak zielone oczy spojrzały na nornicę, z jakimś strapieniem i smutkiem - Ajj, wiesz, nie specjalnie lubię futro i ogon z nornicy. Strasznie podrażnia gardło, nie chcesz mi może z tym pomóc? - pyta milutko, nadal będąc w krainie tęczy. Nie chciało mu się użerać z futrem, znaczy jasne, mógłby zjeść i z tym, ale za samymi nornicami nie przepadał.
Ruda stłumiła w sobie warknięcie. Tak chce się bawić? Nie ma sprawy.
- Och, wybacz, kochany Szeptusiu - odparła przesłodzonym tonem, z zadowoleniem zauważając zdziwiony pyszczek kocura. - W jaki sposób chcesz, żebym ci pomogła?
- Hmm, myślę nad obraniem tej nornicy ze skóry i odłożeniu ogona na bok, nie sądzisz? Ich ogony są wręcz nie do zniesienia - nadal mruczał melodyjnie, podpierając głowę na łapach, niczym panna.
- Oczywiście! Wybacz za to niedopatrzenie, doprawdy nie wiem co we mnie wstąpiło - zaśmiała się słodko, jednocześnie rozpruwając ciało gryzonia ostrym pazurem. Gdy jej łapy były już dostatecznie pokryte krwią, przeniosła sztucznie zmartwiony wzrok na szczerzącego się do niej kocurka. - O jejku, masz coś na pyszczku! Nie martw się kochaniutki, już to zmyję! - oznajmiła świergotliwym tonem, maziając mu po mordce czerwoną cieczą. Starał się nie skrzywić. Na wszystkich Gwiezdnych których istnienie jest mocno wątpliwe, czemu te baby muszą go dotykać? Jego siostry to co innego, ale i Lew i Iskra miały jakąś manię tykania go. Jakby, fu, zarazi się jeszcze jakąś babiozą czy czymś, co przenoszą kotki. Co prawda z wiekiem przeszkadzało mu to mniej, ale i tak. Odsunął się nieco od jej łapy, dopiero wtedy zauważając, że w sumie ma ją upaćkaną w krwi. Eh, teraz się będzie musiał czyścić.
- Nie trzeba Iskierko, nie trzeba, jeszcze się zmachasz - rzekł tonem łagodnym, miękkim, melodyjnym, a jednocześnie ruch jego łapą był dość stanowczy, pacnął lekko w łapę rudej, posyłając ją powoli w bok. - Jeszcze tylko ogonek ci od tej piszczki został, jeśli możesz - zwrócił uwagę, ignorując krew na mordzie. Kotka uśmiechnęła się szeroko, starając się ukryć wysuwające się pazury. Nie była nawet w stanie ubrać w słowa tego, jak bardzo srebrny działał jej na nerwy, ale zdusiła w sobie gniew.
- Ależ oczywiście, ty mój słodki pysiaczku - miauknęła, a następnie oderwała ogon od nornicy i przysunęła go w stronę kocurka. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
Z zadowoleniem obserwowała, jak liliowy zaczyna jeść.
- Hm, tak, dziękuję, bardzo doceniam twoją dobroć - obserwował ją. Obserwował jak się szczerzy i niemal wywoływało to prawdziwy uśmiech na jego pysku, spowodowany satysfakcją.
- I jak? Wszystko w porządku, kochaniutki? - zapytała, siląc się na miły ton. - Nie chciałabym, żebyś się otruł albo coś… - dodała tajemniczym tonem, spoglądając mu prosto w oczy.
- Mhm, tak, wszystko dobrze złotko, nie musisz się o mnie tak martwić, podobno od tego się koty starzeją, a szkoda by było tak pięknego pyska. Myślę, że możesz już odejść - mruknął, po czym znów splunął całą chmarą tęczy i koników, przymykając oczy i uśmiechając się szeroko. Tylko co miała na myśli mówiąc otruć? Chyba nie byłaby tak głupia, by coś tam dodać i podać mu, kiedy w żłobku są świadkowie w postaci jego rodzeństa i Powiewa? Poza tym, na pewno ktoś musiałby ją widzieć na zewnątrz, a rudzielec jakkolwiek by sobie tego nie życzył, zbyt ułomny nie był. Nie mniej zdążył przebadać swoją pamięć w poszukiwaniu dziwnego smaku, a podczas uśmiechu językiem sprawdził podniebienie. Nic. Ale i tak miał zamiar się obserwować przez czas najbliższy.
- Ojej, uważasz, że jestem piękna? Dziękuję! Ty też jesteś nie byle jakim przystojniakiem, Szeptusiu - wymruczała, trzepoczącac rzęsami, mimo, że wewnątrz walczyła z odruchem wymiotnym. - Ale wiesz co? Jakiś taki blady mi się zdajesz… Zostanę tu z tobą dla pewności, że nic się nie stanie, dobrze? Wiedziałam, że się zgodzisz! - powiedziała, nim srebrny zdołał choćby otworzyć pyszczek. Ułożyła się obok niego, ignorując dziwne spojrzenia rzucane ze strony jego rodzeństwa. - Wiesz, naprawdę mi przykro, że byłam taka niemiła… Taka głupiutka czasami jestem! Jak mogłam nie zauważyć, że masz takie dobre serduszko i mięciutkie futerko? Normalnie mogłabym się w tobie zakochać! - dodała, szczerząc się od ucha do ucha. Czekaj, co? Tego nie było w planie. Powstrzymał się od skrzywienia, czy odsunięcia, trwając dalej w swojej niezłomnej pozycji uśmiechniętej góry. Drgnął na moment ogonem, jednak mógł być to jedynie sposób na odpędzenie uporczywej muchy. Cóż, dla Szepta była to ostatnia deska ratunku i wołanie o pomoc w stronę rodzeństwa. Weź ją ktoś opluj, żeby uciekła. Ale dobrze, chce się bawić? To się zabawią, pomimo, iż jego dziecięcy umysł chciał uciec jak najdalej. Oh rany, niech ona już przestanie paplać jęzorem. Sama wizja tego, że jakimś cudem mogłaby się w nim zakochać, była niemal tak przerażająca i odpychająca, jak jedna z historii jej matki.
- Za bardzo mi słodzi panienka - mruknął, zerkając na rude oblicze z uśmiechem - Zdaję sobie sprawę z mej nieprzeciętnej urody, jednak me serce zostało już dawno zdobyte, oh moja droga duszyczko, nie płacz za mną, kiedy odejdę - rzucił się w wir dramaturgii.
- Och, nie! Najdroższy, łamiesz mi serce! - zawyła rozpaczliwie, teatralnie przykładając łapę do czoła. - Kimże ona jest, Szeptusiu? Zdradź mi tę straszliwą prawdę, błagam! Powiedz, kto ukradł niedoszłą miłość mego życia!
- Niestety Iskierko, był ktoś przed tobą - kręci ponuro głową - Jednak wiedza ta jedynie bardziej rozkruszy twoje gorliwe serce. Nie mógłbym doprowadzić do tak wielkiego rozłamu - ah, cóż za zawód, cóż cierpienie słychać w jego głosie, niczym strudzonego kochanka.
- Wiedz, Szeptusiu, że moje serce już nigdy nie pokocha nikogo tak, jak pokochało ciebie! - westchnęła ciężko, dramatycznym gestem odrzucając głowę w bok.
- Proszę, idź dalej beze mnie! Idź, bowiem w mym sercu nie ma już dla ciebie miejsca. Moją odwieczną, pierwszą i jedyną miłością, od zawsze była... - tu zrobił dramatyczną pauzę, po czym wskazał na wyjście ze żłobka, odwracając głowę w bok, żeby to przypadkiem ,,nie widzieć miny Iskierki" - Twa droga siostra, Lwia Łapa! - dramaturgia przeszła na wyższy poziom, Szept starał się teraz jak najdłużej wytrzymać patrzenie w oczy uczennicy, w które to skierował pysk wraz z wypowiadaniem imienia Lew. Była to bitwa o przeżycie, o coś bardzo ważnego. O dumę i honor, jeśli teraz przestanie, jeśli pęknie- przegra. Tak więc trwał tak patrząc w oczy rudej, aż w końcu powoli opuścił je na dół, ze skruszoną miną. DOBRZE. JESZCZE JEGO HP NIE UPADŁO TAK NISKO. Chodź całe jego wnętrze aż drżało, próbując zatrzymać rozbawienie w środku, działało to może nawet na korzyść gry. Ze strapioną miną i roztrzęsieniem wyglądał, jakby się rzeczywiście przejmował.
- Nie! - sapnęła wydając z siebie zdziwiony pisk.Iskierka uśmiechnęła się do siebie w duchu, w rzeczywistości przybierając najsmętnięjszą minę, na jaką było ją stać. Czyżby coś kombinowała? - Och, najukochańszy… Muszę w takim razie jak najszybciej jej o tym powiedzieć! Niech wie, że tak łatwo nie poddam się w walce o swoją miłość…
- Proszę, wstrzymaj się jeszcze! - miauknął, w środku lekko spanikowany. Chociaż w sumie czemu? Nie dbał o to, że Lwia Łapa mogłaby się dowiedzieć, w końcu była najbardziej śliską znaną mu osobą. Chyba bardziej obawiał się, że jakby się rozeszło, to musiałby się przed wszystkimi tłumaczyć i potem rowiązywać kłopot, a mina Lew? Minę Lew na tą wiadomość w sumie chciałby zobaczyć. - Jej błysk w oczach, futro jedwabiste i skrzące się w słońcu, wszystko co prezentuje całą sobą jest zbyt święte i onieśmielające, bym mógł potem spojrzeć jej w oczy! - A może w sumie pozwolić, by ta jej powiedziała? Tylko jak to odkręcić? Zrobił speszoną minę, wzrok kotwicząc w podłożu - Pozwól mi się namyśleć moja droga, nim podejmiesz kroki drastyczne.
- Gdy serce krwawi z powodu odrzucenia, nie ma czasu na namyślenia, Szeptusiu - westchnęła ciężko Iskierka, przecząco kręcąc przy tym głową. Spojrzała na niego wielkimi, maślanymi oczami i oznajmiła. - Moja siostra musi poznać prawdę! Inaczej ta ogromna tajemnica będzie ciążyła na mojej niewinnej duszy za każdym razem, gdy na nią spojrzę… - mówiąc to, ruda powoli zaczęła wstawać.
- Skoro ci to ulgę sprawi, wtem leć! Ulżyj swej duszy ! - miauknął, podejmując już decyzję. Mina Lew była zbyt cenna, by to zaprzepaścić, a gdy Iskierka zaczęła wstawać, on sam również wstał. W końcu nie mógł tego przegapić. - Lecz czekaj na mnie, gdyż brak mojej obecności mógłby się wydawać nie na miejscu.
- Nie, nie podążaj za mną, ukochany! - odparła, starając się wyrzucić mu ten pomysł z głowy. Przecież ona tylko żartowała! Lew chyba by ją zabiła, gdyby dowiedziała się o tej całej sytuacji. Mimo jej usilnych prób, srebrny nie wyglądał na jakkolwiek mniej zainteresowanego, więc stłumiła gniewne syknięcie i ze smutkiem na pysku oparła się o jego bok, starając się zmusić go do pozostania w pozycji siedzącej. - To zbyt niebezpieczne dla ciebie, o najpiękniejszy Szeptusiu!
Niestety Szept już postanowił. Pokręcił więc smutno głową na boki. Nie powstrzymasz mnie, nie teraz, kiedy cenny obraz jest tak blisko. Co prawda złamałby zakaz mamy, swoje postanowienie i tak dalej, jednak nie miał zamiaru potem się więcej do niej odzywać, więc ten jeden raz jak jej skopie ego, będzie ok.
- Miłość nie zna słowa niebezpieczeństwa - miauknął z pełną powagą, niemal krzywiąc się na te słowa, przykładając łapę do boku Iskierki by ją lekko odepchnąć - Już postanowiłem, sam jej to wyjawię w twarz! - Rzekł tonem rycerza, po czym skierował się w stronę wyjścia ze żłobka szybkim, rytmicznym krokiem, niczym wojak idący w szeregu. Kotka na chwilę porzuciła akt białogłowej ze złamanym sercem, zastygając w miejscu. Starając się jakoś uspokoić, na chwilę przymknęła oczy, po czym zdenerwowana ruszyła za kocurem.
- Och, Szeptusiu, jak ty się umiesz poświęcić dla miłości…
Szukał, szukał swej ,,wybranki serca", aż w końcu coś iście irytującego mignęło mu na kąciku oka. O, tam jest flądra. Przełknął chęć nacharczenia jej na twarz, a zamiast tego, żwawym krokiem podreptał w jej stronę, w drodze jeszcze potrząsając piękną sierścią.
- O Lwia Łapo, najmilsza! - zaczął, wyciągając w jej kierunku łapę i zagryzając zęby - Rzecz to niezwykle ważna dla mej osoby i ośmielę się stwierdzić, że i dla ciebie. Wyjawić ci muszę, o Pani droga , że onieśmielasz mnie każdym swym spojrzeniem. Kocham cię, prostymi słowami mówiąc! Proszę, przyjmij me uczucie! - Nadal był zakrwawiony, z śladem na pysku, lecz całkowicie o tym zapomniał a skupiał się jedynie na dojrzeniu miny rudej. Nie mógł odwrócić wzroku od jej ohydnej gęby, jakkolwiek by wielka nie była pokusa. Musiał to zobaczyć, po prostu musiał.
Iskrząca Łapa w tym czasie, pomimo paniki zdawała się nie odpuszczać, zachęcona do obejrzenia niezwykłego spektaklu. Nie mogąc się już dłużej powstrzymać, cętkowana wybuchnęła głośnym śmiechem, patrząc na kocurka z politowaniem, co jedynie jego uszy zarejestrowały, nie zmienił jednak swojego punktu patrzenia.
Tymczasem widok pyska Lew, był dokładnie taki, jakiego oczekiwał. Zmarszczony, zniesmaczony i może zdziwiony. Jakby patrzyła na plebs, który właśnie postanowił wyznać jej miłość… chociaż, ona w sumie pewnie właśnie tak myślała, nie?
Patrzyła się na Szepta rozważając czy ten nie uderzył się w głowę przypadkiem, co by wyjaśniało jego zachowanie. Nie przeszkadzało jej to, że ten ją adoruję, a nawet wyznaje uczucia. Taka powinna być kolej rzeczy. Przeniosła spojrzenie na siostrę, która zaczęła się śmiać. Czyżby to ona coś zasugerowała temu prymityowi? Iskrząca Łapa z trudem otarła łzy śmiechu, gdy jej siostra ponownie spiorunowała ją wzrokiem.
- Przyjmuję... - mruknęła Lew obrzydzona, tym że uczniowie ubrudzeni byli od krwi. Spiorunowała siostrę wzrokiem dając jej znać, by się doprowadziła do porządku
Ona... ona uwierzyła? Przez pysk przemknął mu wyraz zdziwienia. Naprawdę uwierzyła? Przecież ta gra aktorska, ten dramatyzm, wszystko było tak przekoloryzowane, że jeśli dodać tu gwałtowne przejścia, równie dobrze stworzyliby właśnie turecki serial. Zaraz, czy to oznacza, że... Zaraz mięśnie pyska się napięły, tworząc jeden z tych niezwykle irytujących uśmiechów. Wygrał. Zdobył to co chciał, wyraz na jej pysku był wręcz bezcenny.
- Nie musisz się jednak zmuszać, wiem, że twe serce i dusza wędruje w górze, jest ponad moim zasięgiem - nie patrzył już na nią, po prostu czuł, że jakby zrobił to chociaż odrobinę dłużej, to straciłby panowanie nad swą grą, krzywiąc się w obrzydzeniu niemiłosiernie. Zamiast tego zamknął oczy w wyrazie ubolewania, przystawiając łapę do swojej piersi, po czym dramatycznie odwrócił się na pięcie, by wrócić do żłobka.
- Śmieszna jesteś - rzucił jeszcze szczerze i wesoło w stronę Iskrzącej Łapy. Iskierka zmarszczyła lekko nos, widocznie sobie coś uświadamiając.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Szeptusiu - uśmiechnęła się zjadliwie w odpowiedzi, podchodząc bliżej.
- Zmuś mnie - odwzajemnił ten sam rodzaj uśmiechu, chociaż w jego przypadku wyglądało to jak coś niezwykle irytującego. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę z jakiejś nietykalności wytworzonej wokół jego osoby, a cała sprawa była jedynie zabawą. Po tych słowach, dość szybko lekkim truchtem zniknął w żłobku. I jak się spodziewał, nie było za kolorowo. Musiał się tłumaczyć, dostał szlaban i o ile Powiew zareagował gromkim śmiechem z powodu niezwykłej gry aktorskiej, tak gdy pojawiła się Róża… cóż, jej wzrok nie należał do najprzyjemniejszych. Kocur zamknął się do czasu mianowania.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Wysłali go po mech. Mech do legowisk i dali określoną ilość czasu. Miał to zrobić koło południa, zanim słońce znajdzie się w połowie drogi do zajścia za horyzontem. No więc, zajebiście dużo czasu, nie? Gdy tylko znalazł ładny kamień, który obrósł w zielsko i zrozumiał, jak bardzo nie chce mu się go zbierać, postanowił czas owy wykorzystać. W końcu jak przyjdzie wcześniej, to powiedzą mu, że ma coś zrobić, a to byłoby najgorsze, co mogłoby kocura spotkać. Tak więc, ułożył się wygodnie na jednym z kamieni, wyciągnął, obrócił na plecy i stworzył z siebie piękną wręcz parówkę. A może rogala? Zadowolony z pogody, absorbował słońce, w końcu potem może go nie być! Robił właśnie tak wiele dla swojego zdrowia, nie marnotrawił słońca, nie zabierał tlenu w obozie i nie robił sztucznego tłumu. A przynajmniej tak było do momentu, w którym jakiś wojownik w końcu go nie przyłapał, a ten musiał na nieszczęście dla siebie głównie, albo chodzić po mech z kimś dorosłym, albo w ogóle go już nie wysyłali na zbiory. Aż chciało mu się przez to krzyczeć w posłanie w legowisku. W końcu jednak nie mógł siedzieć przez zbyt długo w obozie, prawda? Tak więc, kiedy słońce zaczęło już powoli przygrzewać, a on najlepiej by się wyłożył gdzieś w cieniu i cieszył ciepłym wiaterkiem, Diamentowy Wąs wysłała go na polowanie królikowe. Szczerze powiedziawszy miał ich dość, musiał biegać za tymi stworzeniami, bez możliwości sukcesu, a kiedy przegrywał w pogoni za królikiem, jego irytacja sięgała zenitu. W końcu jednak dostrzegł coś w oddali. Po chodzeniu pomiędzy martwym szlakiem dostrzegł coś, co poruszało się wśród traw, widocznie chowając się przed słońcem w cieniu jednego z suchych drzew. Wreszcie! Po błądzeniu wśród wrzosów był naprawdę zirytowany. Zerknął na ułożenie wiatru, czy nie szura, czy nie oddycha za głośno, po czym ruszył w stronę zająca. Jeszcze moment, jeszcze chwila i bezproblemowo będzie miał w swoich łapach coś, za czym nie trzeba będzie gonić. W tym jednak momencie coś trzasnęło. Zerknął pod swoje łapy gwałtownie. Nie, to nie on. W takim razie co-...? Zając był już w drodze. Zerwał się do ucieczki. Szept w pierwszym odruchu pognał za nim, po skoczeniu już nawet czuł bliskość i ciepło bijące od stworzenia, lecz to było zdecydowanie za szybkie, a Szept za leniwy, by gonić za straconą zwierzyną. Zatrzymał się więc kilka kroków dalej, drgając ogonem i oglądając majestatycznie kicającego w dal kicaka. Z pyska wydarł mu się gardłowy dźwięk irytacji, podobny do czegoś przypominającego ryk.
- Ughrr, cholera by to! - kopnął jakiś patyk - Dalej, leć! I tak cię nie potrzebowałem! - rzucił jeszcze za nim, zanim się odwrócił i dostrzegł znajome rude futro, na którego widok skrzywił się lekko. A no tak, oni też wychodzą.
<Iskierka? >
[2573 słów]
[krótka próba zapolowania na królika idk czy się liczy]
[2573 słów]
[krótka próba zapolowania na królika idk czy się liczy]
[Przyznano 40%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz