*dzień po mianowaniu na ucznia*
Jutrzenka dostała opatrunki na swoje rany po spotkaniu z sową. Całą następną noc przespała niczym kamień, zmęczona po tym całym uciekaniu po lesie jak i stresie. Dopiero nad ranem, gdy usłyszała zbierające się rodzeństwo, oraz kolejne docinki Świtu tak przy okazji, uniosła spojrzenie swych pistacjowych oczu na legowisko. Całe było praktycznie pełne, a tego dnia większość uczniów, którą stanowiło jej rodzeństwo, wprost tworzyło harmider i wylewającą się jakby z legowiska uczniów kocią masę. Przykulona Jutrzenkowa Łapa zacisnęła ślipia, czekając, aż legowisko opróżni się, by potem móc wyjść. Nie wiedziała jeszcze jak zdobędzie się na odwagę, bo szczerze bała się Ostrej Kostrzewy, jak i... ponad połowy klanu… i nie wiedziała, co czeka ją na treningu. Do tego wojowniczka nie lubiła się z Białą Śmiercią, a Jutrzence ten konkretny kot stał się bliski mimo tego, że nie wykazywał nią większego zainteresowania.
Czekała tak więc, a nawet gdy legowisko się opróżniło, nie mogła jakoś zmusić łap do ruchu. Ogarniał ją nieomal paraliżujący strach. No bo w końcu zdawała sobie sprawę z tego, jakim mizernym pomiotem była. Nieprzydatnym Klanowi Wilka. Bała się praktycznie wszystkiego – począwszy od rodzeństwa, przez współklanowiczów, skończywszy nawet na istniejących w jej wyobraźni potworach. Ciągle snuła czarne scenariusze tego, jak umrze lub zostanie zdegradowana, albo wyrzucona z klanu na pastwę drapieżników i innych, jeszcze bardziej obcych kotów, które nie będą miały żadnych skrupułów przed skrzywdzeniem jej. I tak zaplątywała się w kółku własnych myśli, pogrążona w ich chaosie.
Ostra Kostrzewa na pewno wie, jaka jesteś beznadziejna. Zrezygnuje z treningu już pierwszego dnia, przy okazji zabijając cię, a potem wmawiając innym, iż był to nieszczęśliwy wypadek.
Ostra Kostrzewa doniesie Szakal dzisiaj, jutro, najdalej pojutrze o twojej niekompetencji, mama zawiedzie się na tobie, przestanie cię kochać. Kult już cię spisał na straty, a po tym przestaną mieć jakiekolwiek resztki tolerancji. Bielicze Pióro przestanie z tobą rozmawiać, a ty będziesz mogła być co najwyżej workiem treningowy, o ile Świt nie zabije cię od razu w ramach treningu.
Stokrotka skontaktuje się z duchami i dowie się o strasznej przyszłości, że nie poprawisz się, a potem doniesie o tym Chłodnemu Omenowi, który próbując wynagrodzić duchom to, że Jutrzenko kiedykolwiek istniałaś, złoży cię im w ofierze.
Ostra Kostrzewa i Szakal wypuszczą cię w teren, byś dowiodła swojej wartości, a po drodze wpadniesz do rzeki i utopisz się, albo znów dorwie cię sowa, tym razem skutecznie.
Matka dostrzeże jaka żałosna jesteś i przeniesie cię do starszyzny, byś tam zginęła z głodu nie umiejąc polować.
Twój trening będzie się ciągnął w nieskończoność, a gdy w końcu, z litości staniesz do walki, twój przeciwnik rozpłata cię na kawałki…
— Wygląda na to, że przyszło mi uczyć właśnie ciebie — nagle z transu wyrwał ją głos jej mentorki, stojącej w wejściu do siedziby terminatorów. Jutrzenkowa Łapa od razu spojrzała na nią z przestrachem, kładąc po sobie uszy. Srebrna szylkretka otaksowała znacznie młodszą od siebie kotkę krytycznym spojrzeniem. — Mogę prosić? — mruknęła, wymownie spoglądając w stronę wyjścia z obozu.
Bura przełknęła ślinę, po czym szybko skinęła twierdząco głową, nie chcąc denerwować Ostrej Kostrzewy i jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji. Od razu, na trzęsących się łapach podeszła do Ostrej Kostrzewy, pragnąc tylko nagle zamienić się w kłęb pary i ulecieć w powietrze, by zniknąć na zawsze.
Wojowniczka od razu odwróciła się i ruszyła przez obóz. Jutrzenka roztrzęsiona podążyła za nią, rozglądając się na boki. Dostrzegła na sobie spojrzenia wojowników, którzy oceniali ją i jej przydatność. Widziała ich wykrzywione pyski. Odrazę w ślipiach. Lekceważące prychnięcia i szepty.
Spójrz, tamta szylkretka wygląda, jakby już planowała, jak usprawiedliwić spranie cię.
Zastępca, zastępca na ciebie patrzy. Krzywi się i już obstawia, za ile twoja mentorka podda się z twoim szkoleniem.
Kultyści. Patrzą na ciebie. Już zastanawiają się kiedy coś cię zje albo duchy zrzucą na ciebie gałąź.
Jutrzenka w końcu spojrzała przed siebie, a tuż tuż dostrzegła wyjście z obozu. Ponownie przełknęła lepką, jakby zatykającą jej dopływ tlenu ślinę. Teraz wyjdzie na prawdziwy, jeszcze niebezpieczniejszy świat i choć ulgą będzie świadomość, że już nie będzie obserwowana przez pół klanu, tak teraz… ich miejsce zajmą zwierzęta.
Drapieżniki.
I Ostra Kostrzewa.
Srebrna prowadziła młodą uczennicę poprzez wilczacki iglasty las, a Jutrzenka panicznie rozglądała się na boki, wzdrygając się na każdy, choćby najmniejszy szmer.
Widziała, że kątem oka czarna szylkretka obserwuje ją. Wbija przewiercające spojrzenie w jej dziko pręgowane futro i załamuje się nad tym, kogo dostała na ucznia.
Szły tak i szły, a kolejne szmery i ciągłe odwracanie się w ich stronę, analizowanie i pisanie kolejnych czarnych scenariuszy w głowie przez ten dręczący ją głosik naprawdę doprowadzało ją do zmęczenia i nadmiernej pobudliwości zarazem, mimo, że niektórzy mogliby stwierdzić, że to się wyklucza, tak Jutrzenkowa Łapa nie była w stanie wyłączyć tego instynktu przetrwania, nadmiernie próbującego ją ochronić przed takimi rzeczami jak zwykłe skaczące po leśnej ściółce robaki.
W pewnym momencie do uszu Jutrzenki doszedł szum. Najpierw cichy, a z każdym krokiem coraz głośniejszy. Już po krótkim marszu dostrzegła przed sobą wschodnią rzekę Klanu Wilka. Ostra Kostrzewa, gdy tylko znalazły się blisko niej, zatrzymała się.
— Najpierw muszę sprawdzić twoje predyspozycje. Potem zacznę oprowadzać cię po terytoriach — wyjaśniła. Nie przestawała świdrować wzrokiem Jutrzenki, która miała ochotę już teraz wskoczyć do rzeki i się utopić, czując, że mentorka zaraz straci cierpliwość i postanowi ją wrzucić do płynącej wody. — Jeśli będziesz się tak cały czas trząść, to wrócimy do obozu i darujemy sobie twoje szkolenie i edukację.
Na te słowa, na prawdopodobne ziszczanie się jej własnych przewidywań a zarazem koszmarów, bura pisnęła przerażona, kuląc się bardziej. Próbowała coś powiedzieć, jakoś próbować się wybronić, złożyć sensowne zdanie, znaleźć powód, dla którego czarna powinna chociaż spróbować ją czegoś nauczyć, ale z jej pyska wydobyły się tylko nieskładne, kompletnie niezrozumiałe, skrzekliwe sylaby.
Wojowniczka westchnęła widocznie podirytowana. Podeszła do Jutrzenkowej Łapy, wyciągnęła przed siebie łapę i złapała młodą za podbródek, obserwując ją zmrużonymi ślepiami. Gdy tylko młoda poczuła ten nagły dotyk, myślała, że zejdzie na zawał. Dotyk kojarzył jej się tylko przy niektórych kotach z dobrem, z ciepłem – ale przez Świt, a także w mniejszej części Brzask i Zmierzch, kojarzył jej się także z cierpieniem, z niemocą, ze strachem, z atakami paniki.
— Takie żałosne zachowanie w niczym ci nie pomoże. Oszczędzam cię tylko dlatego, że jesteś córką liderki. Weź się w garść, bo nie zamierzam trenować przerażonej myszy — warknęła i w tym samym momencie odsunęła się od młodszej, wciąż bacznie ją obserwując. Młoda szybko wypuściła zatrzymane w płucach ze strachu powietrze, próbując uspokoić gnające serce i świszczący oddech. — No, więc pokaż mi, czy masz potencjał. Widzę, że odwaga nie jest twoją mocną stroną. Więc jak z umiejętnościami społecznymi? Twoje relacje z matką i rodzeństwem?
Dopiero wzięciu kilku szybkich, acz głębokich wdechów młoda była w stanie jakkolwiek odpowiedzieć starszej.
— Z M-m-ma-ma-mą... d-d-dob-dobrze... a-a-al-ale Ś-Św-Świt ch-chce si-się m-mn-mnie p-poz-pozbyć... m-mó-mów-mówiła, ż-że sz-szk-szko-szkoda ż-ż-że m-m-mni-mnie s-s-so-sow-sowa ni-ni-nie z-ze-zeża-zeżarła... — miauknęła, a jej ślipka pokryły się mgłą i zrobiły mokre. Wiedziała, że siostrze, że reszcie rodzeństwa, całemu klanowi było by lepiej bez niej. Kolejnej gęby do wykarmienia, leczenia, kolejnego niepotrzebnego zmartwienia. Kota jeszcze mniej wartego niż Rozwydrzona Łapa.
Kostrzewa wpatrywała się w Jutrzenkę tak sceptycznym i zmrużonym spojrzeniem w całkowitej ciszy przez kilka dobrych minut, że uczennica mogła poczuć się wręcz przebita jej wzrokiem na wylot. Chciała, by to wszystko się po prostu skończyło. Odejść na zawał, szybko i bez boleśnie. Albo dostać od mentorki w łeb, stracić przytomność, a potem zostać utopioną w wodzie. A z drugiej strony nie chciała tego. Chciała żyć. Chciała służyć Mrocznej Puszczy. Ale czuła, że to było tak nierealne, że jej nadzieja ledwo co istniała gdziekolwiek w jej umyśle, odzywając się tylko raz na jakiś czas. W końcu wojowniczka prychnęła.
— I zamierzasz dawać się tak traktować? Jesteś słaba i najpewniej bezużyteczna, ale jesteś moją uczennicą, więc nie zamierzam zawstydzać ani siebie, ani ciebie. Więc co by się nie stało, wyszkolę cię na porządnego wojownika. A jeśli nie będziesz współpracować, będziesz ćwiczyć tak ciężko, choćbym miała cię trenować i dwadzieścia księżyców. Rozumiesz? — mruknęła. — Przekażę ci techniki Betonowego Świata. W klanie niewiele kotów może się poszczycić ich znajomością, więc nie zawiedź mnie we właściwym wykorzystywaniu tej wiedzy. Dobrze? — tym razem mówiła już ciepło, ale wciąż z wyczuwalną groźbą w głosie. Młodą bardzo zdziwiła nagła zmiana postawy matki mistrzyni. Może jednak była szansa na to, że jakoś wyjdzie na prostą, skoro Ostra Kostrzewa była tak zdeterminowana, by do tego doprowadzić? Szybko oddychająca kotka zaczęła próbować wyrównać oddech, co częściowo się udawało. Powoli strach był nieco tłumiony przez tę nadzieję, nadzieję, która przez słowa mentorki zapaliła się nieco, zaczynając się tlić i mierząc z próbującą go zgasić rzeką strachu. Gdy młoda poczuła, że jest w stanie cokolwiek już teraz sensownego wydukać, uchyliła pyszczek, by zamknąć go, znów uchylić i w końcu się odezwać.
— D-dobrze. Dzi-dziękuję, O-os-ostra Ko-kostrzewo — miauknęła, a na jej pyszczku zagościł lekki uśmiech. Oczy zatliły się małą iskierką. Iskierką płomyka nadziei na lepsze jutro.
Ostra Kostrzewa skinęła głową, mówiąc coś jeszcze, a potem ruszyły na zwiedzanie terenów. A Jutrzenkowa Łapa już mniej podskakiwała przy każdym szmerze, wiedząc, że mentorka nie ma w interesie ani zamiarze przyzwolenia na jej krzywdę.
[1490 słów]
[Przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz