Niektórzy, odkąd tylko zmieniła te imiona, zaczęli zachowywać się strasznie dziwnie. Zupełnie sprzecznie z jej oczekiwaniami, według których te działania miały polepszyć samopoczucia klanowiczów. Nie widziała tylu uśmiechów, ilu chciała, a na dodatek jej własna córka robiła z tego problem! Widać, że wdała się bardziej w ojca, bo brakowało jej Aksamitkowej inteligencji. Nikt tak naprawdę nie rozumiał, jak sprytne są jej zagrania i jak daleko dzięki temu zajdą. Inne klany będą im zazdrościć, gdy tylko zacznie rozpowiadać o ich nowym stylu życia, podczas zgromadzeń.
— Spędzić ze mną czas? — powtórzyła, marszcząc nos. — No nie wiem, czy zasłużyłaś. Miałaś bardzo brzydkie odzywki — dodała, wbrew woli uśmiechając się, gdy ciepłe futro córki zlało się w jedność z jej. Przytulasy były przyjemne, niezależnie od kogo.
— Przepraszam — odparła niebieska. — Już nie będę, ale wiesz... — przeciągnęła. — Brakuje mi ciebie.
Aksamitka zamrugała zaskoczona. Tego jeszcze nie słyszała. Zaraz to zdała sobie sprawę, że rzeczywiście mało co ma wspólnych wspomnień ze swoimi pociechami. Cóż jednak mogła poradzić na to, iż wzywały ją obowiązki u władzy? Zastępca to bardzo poważna rola, a Grzyb się wtedy tak ociągał, że ktoś musiał nadrabiać jego lenistwo i smętność. A Misiu nigdy jej nie marudził, że pilnowanie dzieci mu się nie podoba. Gdyby coś było nie tak, na pewno by jej powiedział.
— No dobrzusiu — westchnęła, zerkając przed siebie. — Pójdziemy na spacereczek! Może zabierzemy ze sobą którąś z twoich siostrzyczek albo tatusia? — zaproponowała.
Księżyc wydawała się nie być entuzjastką tego pomysłu.
— Myślałam, że może pójdziemy same — rzuciła. — Trochę sobie... porozmawiamy o życiu i w ogóle...
Pointka lubiła mieć sporą grupę towarzyszy wokół siebie, ale uszanowała wolę córki i zgodziła się na wspólny wymarsz. Opuściły obóz, a ona przez cały czas uśmiechała się i radośnie komentowała wszystko, co działo się wokół nich. A to wiaterek zaszumiał, a to chmurki się przesunęły, a to słoneczko skapnęło na nie swym blaskiem...
— Co do tych imion...
Momentalnie stanęła w miejscu, na ponowną próbę podjęcia tego tematu. Spojrzała z niezadowoleniem na wojowniczkę, głośno chrząkając.
— Są świetne, tak? O to ci chodzi? — zapytała pogodnie.
— Tak, tak, genialne, ale... To nie będzie dobrze brzmieć na tle innych klanów. Zamiast bandy silnych wojowników wyjdziemy na zgraję kociąt, która przedwcześnie opuściła kociarnię — zauważyła, patrząc na nią z powagą w ślepiach.
Aksamitna Gwiazdeczka nie wahała się. Prychnęła głośno i strzepnęła ogonem o ziemię.
— Nie. Będą nam zazdrościsz. Podziwiać mój geniusz, że odnalazłam świetny sposób na wzmocnienie naszych morali — oświadczyła dumnie, a gdy kątem oka dostrzegła ruch pyska niebieskiej, uniosła w górę łapę. — Dosyć. Bardzo nieładnie się zachowujesz. Już nawet Srokoszek tak na to nie jojczy, a był największą marudą tego klanu — stwierdziła, odwracając się. — Wracam do obozu. Porozmawiamy, jak wpuścisz odrobinę radości do swojego serduszka.
Na tym skończyła ich krótką wymianę zdań, zrywając się w te pędy w stronę obozu. To było niedorzeczne, że Uroczy Księżycuś w ogóle wysuwała takie wnioski.
— Spędzić ze mną czas? — powtórzyła, marszcząc nos. — No nie wiem, czy zasłużyłaś. Miałaś bardzo brzydkie odzywki — dodała, wbrew woli uśmiechając się, gdy ciepłe futro córki zlało się w jedność z jej. Przytulasy były przyjemne, niezależnie od kogo.
— Przepraszam — odparła niebieska. — Już nie będę, ale wiesz... — przeciągnęła. — Brakuje mi ciebie.
Aksamitka zamrugała zaskoczona. Tego jeszcze nie słyszała. Zaraz to zdała sobie sprawę, że rzeczywiście mało co ma wspólnych wspomnień ze swoimi pociechami. Cóż jednak mogła poradzić na to, iż wzywały ją obowiązki u władzy? Zastępca to bardzo poważna rola, a Grzyb się wtedy tak ociągał, że ktoś musiał nadrabiać jego lenistwo i smętność. A Misiu nigdy jej nie marudził, że pilnowanie dzieci mu się nie podoba. Gdyby coś było nie tak, na pewno by jej powiedział.
— No dobrzusiu — westchnęła, zerkając przed siebie. — Pójdziemy na spacereczek! Może zabierzemy ze sobą którąś z twoich siostrzyczek albo tatusia? — zaproponowała.
Księżyc wydawała się nie być entuzjastką tego pomysłu.
— Myślałam, że może pójdziemy same — rzuciła. — Trochę sobie... porozmawiamy o życiu i w ogóle...
Pointka lubiła mieć sporą grupę towarzyszy wokół siebie, ale uszanowała wolę córki i zgodziła się na wspólny wymarsz. Opuściły obóz, a ona przez cały czas uśmiechała się i radośnie komentowała wszystko, co działo się wokół nich. A to wiaterek zaszumiał, a to chmurki się przesunęły, a to słoneczko skapnęło na nie swym blaskiem...
— Co do tych imion...
Momentalnie stanęła w miejscu, na ponowną próbę podjęcia tego tematu. Spojrzała z niezadowoleniem na wojowniczkę, głośno chrząkając.
— Są świetne, tak? O to ci chodzi? — zapytała pogodnie.
— Tak, tak, genialne, ale... To nie będzie dobrze brzmieć na tle innych klanów. Zamiast bandy silnych wojowników wyjdziemy na zgraję kociąt, która przedwcześnie opuściła kociarnię — zauważyła, patrząc na nią z powagą w ślepiach.
Aksamitna Gwiazdeczka nie wahała się. Prychnęła głośno i strzepnęła ogonem o ziemię.
— Nie. Będą nam zazdrościsz. Podziwiać mój geniusz, że odnalazłam świetny sposób na wzmocnienie naszych morali — oświadczyła dumnie, a gdy kątem oka dostrzegła ruch pyska niebieskiej, uniosła w górę łapę. — Dosyć. Bardzo nieładnie się zachowujesz. Już nawet Srokoszek tak na to nie jojczy, a był największą marudą tego klanu — stwierdziła, odwracając się. — Wracam do obozu. Porozmawiamy, jak wpuścisz odrobinę radości do swojego serduszka.
Na tym skończyła ich krótką wymianę zdań, zrywając się w te pędy w stronę obozu. To było niedorzeczne, że Uroczy Księżycuś w ogóle wysuwała takie wnioski.
***
zanim Aksamitka została obalona
zanim Aksamitka została obalona
Tamto zgromadzenie nie poszło po jej myśli, a na dodatek Kwiatusiowa Drzemeczka... zginęła. Już żadnego kolejnego dnia jej łapa nie postawiła kroku w obozie, a pysk nie zawitał przez wejście do legowiska. Po prostu już jej nie było i choć Aksamitka starała się z tym pogodzić, tak dziwne kłucie raniło jej serce.
Westchnęła głęboko, rozglądając się po wojownikach w obozie. Atmosfera była coraz gorsza. Czuła to, jednak nie wiedziała, co może z tym zrobić. Zmienić imiona na jeszcze bardziej pozytywne? Powinna zostać Aksamitusiową Gwiadunieczką? Wymyślanie tych wszystkich nazw na nowo brzmiało jak męczarnia.
— Mamo...
Przymknęła oczy na dźwięk głosu Księżyc.
— Słucham córeczko? Coś się stało? — spytała. — Jeśli zamierzasz mieć dalej wąty do tych imion, to radzę ci iść porozmawiać z tatą, bo ja nie będę słuchać takich głupotek — oświadczyła, dalej nie zaszczycając jej spojrzeniem. — Zgromadzenie poszło super, nikt się nie śmiał. A nie docenili tego, bo mają orzeszki w głowie zamiast móżdżczków — dodała.
<Ksieżyc?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz