— Hej! — Błękitny Ogień odskoczył od lecącej śliny. — Uważaj gdzie spluwasz.
Szakala Łapa obudziła się. Z zawstydzenia skuliła ogon i przeklęła pod nosem.
— Wybacz, powinnam była patrzeć. — przyznała się. — Nie chcę się usprawiedliwiać, jednak dzisiejsza noc wywarła na mnie mocniejsze wrażenia i jestem teraz przez to roztargniona. — polizała się nerwowo po pysku. Co jej się nagle zerwało na wyznania przy obcym kocie? — Zostałam podle potraktowana przez jednego wojownika, a co najgorsze; nie mogę się mu odpłacić pazurami. Zgromadzenia tego zakazują, głupota.
Młodszy kocur zamrugał, będąc zdezorientowany. Przez długi czas szedł w milczeniu koło złotej uczennicy, myśląc definitywnie nad sposobem pocieszenia kotki. Ostatecznie zamiast odezwać się, położył na barku swój ogon, dając niewerbalnie swoje wsparcie.
Szli tak dalej, wsłuchując się w ledwo dosłyszalny szelest skrzydeł ptaków, resztek stad, które pozostały na okres nagich drzew. Większość zwierzyny zdążyła się schować, odlecieć, utrudniając tym samym kruche i ciężkie życie wojowników. Potężne łapy powracającego Klanu Wilka słychać było poprzez chrupiący śnieg, przypominający dźwiękiem łamanie kości. Zimno oplatało wszystkich bez najmniejszego wyjątku.
Dotarli. Mroczna Gwiazda wraz z Irgowym Nektarem, najlepszą babcią, weszli do przytulnego legowiska, układając się tam do snu. Inni wojownicy również wrócili do swoich gniazd - większość z nich głośno ziewała, dając tym samym powiadomienie, iż są zmęczeni. Wyłącznie Szakal pozostała na zewnątrz. Wciąż potrzebowała czasu, by jej emocje ostygły, a Błękitny Ogień dotrzymywał towarzystwa.
— Nie idziesz? — zapytał, skrobiąc wzory w bielistym puchu.
— Nie, przynajmniej nie teraz. Dziękuję za twoje towarzystwo, ale lepiej, abyś ty sam poszedł się wyspać. — wymruczała z troską. — Jutro z pewnością czekają cię kolejne treningi u mistrza, a wtedy trzeba mieć sporo siły.
— Tak, to prawda. — wymamrotał. — Zawsze wracam z nich niemalże martwy.
Kolejne minuty mijały. Żaden z dwójki nie postanowił ruszyć się z miejsca, jakby czekając na cud spadający z nieba. Szakal zawstydzona obecnością kocura dusiła w sobie chęć odskoczenia od jego boku, z kolei Błękit dokańczał rysunki, które stworzył w ciągu tych parę chwil, co zwróciło uwagę zielonookiej. Zapomniała chwilowo o dzielącym ich dystansie i przekręciła łbem, by przyjrzeć się wykonanej pracy.
— Kogo rysujesz?
— Eee… — zaciął się. — Próbowałem wykonać sylwetkę ojca, ale nie wyszło. Zapomnij o tym!
Gwałtownie zamazał dzieło, zanim Szakal zdążyła odpowiedzieć. W miejscu niedawnego obrazka pozostały tylko ślady pazurów, psując niekończąca się gładkość puchu śnieżnego.
— Po co usunąłeś swą pracę? Nie było przecież źle.
— No niby nie, ale no… jestem już wojownikiem, a nie dzieciakiem, by skupiać się na takich pierdołach. — odmruczał i położył po sobie uszy.
— Weź przestań. — zmrużyła oczy, uśmiechając się nieznacznie. — Na nic nie jest się za starym ani za młodym, to tylko narzucone zdanie społeczeństwa i twój własny umysł stawia ci ograniczenia.
— Skoro tak sądzisz…
— A jak już jesteśmy przy temacie wojowników, to gratuluję nowego imienia — ściszyła głos. — i dołączenia do kultu. Przy elicie zawsze jest najlepiej.
Błękitny Ogień po wyrazach uznania najeżył się, czego Szakal kompletnie nie przewidziała. Patrzył na nią jak na kosmitę, uciekając z przerażonym wzrokiem na bok, kompletnie zdezorientowany i ogłupiony. Czy ona powiedziała właśnie coś nieodpowiedniego? Nie rozumiała jego postawy i mowy ciała.
— S-skąd o tym wiesz? O istnieniu kultu? — powiedział szeptem, ledwo powstrzymując się od krzyku. — Czyżbym się wydał? Przecież Mroczna Gwiazda mnie zabije, jeśli się o tym dowie!
Co? Czyli o to chodziło? Szakala Łapa zaśmiała się na cały głos - jak on mało wiedział!
— Jestem wnuczką Irgowego Nektaru i córką Stokrotkowej Polany, zapomniałeś? — wytłumaczyła, niemal dusząc się przy słowach. — To naturalne, że kultyści przekazują wiedzę swoim potomkom, by od urodzenia uczyć ich funkcjonowania w społeczeństwie oddanym Mrocznej Puszczy. Nie martw się, jesteś przy swoich. — położyła łapę na barku wojownika. — Jak zapewne wiesz, każdy członek kultu ma naderwane lewe ucho - to nie problem, abym rozpoznała jednego z nas.
Błękitny uspokoił się.
— Mhm, chyba ogarniam.
Północny wiatr zawiał, mrożąc do kości koty przebywające na zewnątrz, podane jak na tacy sile pory nagich drzew. Powietrze stawało się nieprzyjemne, wręcz nieznośne. Złotawa uczennica tworzyła swym oddechem białawy dym i trzęsła się, gdy chmury postanowiły wypuścić na świat płatki śniegu. Musiała już wracać, w przeciwnym razie los zamieniłby ją w sopel lodu.
— Zaczekaj!
Usłyszała za sobą wołanie towarzysza. Zatrzymała się. Kocur uczepił się jej dzisiaj jak rzep ogona i nie puszczał. Zachowanie kultysty zaczęło powoli ją irytować - naprawdę nie miała wyjątkowo cierpliwości dla Błękitnego Ognia, choć nie była to jego wina.
— Czego znowu chcesz? — zmarszczyła brwi.
Milczał. Lekki powiew ponownie przedostał się przez puszyste futro, zmuszając Szakal do nastroszenia się. Wygląda na wściekłą, a tak w rzeczywistości nie było.
— Mogłabyś opowiedzieć mi, co dokładnie dziś się stało?
Złotawa naburmuszyła się.
— Niech zgadnę. Siedziałeś tyle czasu tylko dlatego, bo nie potrafiłeś wydusić z siebie prostego pytania, prawda?
Zielone oczy mierzyły kocura, który zmniejszył się przed nią do rozmiarów kociaka. Czuł się zawstydzony, odsłonięty przed pazurami zgryźliwości i wyśmiania.
— Tak. Komunikacja nigdy nie była moją mocną stroną.
Parsknęła. Co za wścibski samiec! Zirytowana machnęła potężną kitą w jego stronę i tym samym zaprosiła go do swojego boku.
— Eh, niech ci będzie. Opowiem. — wywróciła źrenicami w kształcie szpilek. — Miałam do czynienia z niebieskim wojownikiem Klanu Nocy, nazywanym Nastroszone Futro. Gadałeś może z nim kiedyś? — Syn Gawroniego Lotu zaprzeczył ruchem głowy. — To i lepiej dla ciebie. Próbował omamić mnie bursztynowymi kamykami i słodkimi słówkami podrywu, by w ostateczności zostać moim partnerem. Nie byłoby to nawet takie złe, gdyby nie pocałunek bez zgody. — wywarczała gardłowo. Gotowało się w niej na samą myśl o tej przebrzydłej karykaturze. — Nie chciałam specjalnie być kochanką persony, z którą nie mam granicy oraz wspólnych poglądów. Kotom z innych klanów wpajają wiarę w gwiazdki, tych przodków, co nas ignorują i po dziś dzień nie dają daru dziewięciu żywotów. Ta miłość nie miałaby sensu, każdy normalny by tak stwierdził, ale nie on. Odmowę automatycznie uznał za objaw bycia lesbijką. — zaśmiała się. — Zabawna i żałosna z niego kreatura.
— Rzeczywiście głupio postąpił. Współczuję ci takiego spotkania.
— Nie masz co współczuć. Było, minęło i to się liczy.
***
Po rozmowie oboje udali się do swoich miejsc, rozdzielając swe ścieżki w głębokim śniegu i pozostawiając za sobą ślady łap. Szakala Łapa ułożyła mech - swoje niespecjalnie doskonałe posłanie, by zapaść w łagodny sen, w którym poruszała się pomiędzy ciepłymi skrawkami wysokiej trawy. Uwielbiała takie wybryki częściowo uśpionego umysłu. Nie istniało nic lepszego niż trwanie w marzeniu, żeby zaraz ponownie wybudzić się do szarej rzeczywistości.
Postacie NPC: Błękitny Ogień
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz