Widząc, że Strzyżykowa Łapa wychodzi szukać wiatru w polu, ruszył jej śladem. Właśnie wrócił z treningu ze Skrzeczącą Łapą i nie miał co robić. Kocica na ostatnim zgromadzeniu pomogła mu się uspokoić, co było tak bardzo niezwykłe, że rozmyślał o tej chwili aż po dzisiejszy dzień. Ruda wtedy emitowała takim spokojem... Gdy sam ledwo co powstrzymywał się, by nie zatopić zębów w czyimś gardle.
— Gdzie idziesz? — rzucił do kotki, skracając między nimi dystans. — Tyle śniegu, że żadnych swoich roślinek nie znajdziesz — Uśmiechnął się pod nosem.
— Tak właściwie... Są rośliny, które rosną w śniegu. I są o wiele ładniejsze od tych zwykłych. — Uśmiechnęła się chytrze. Jej wysoko uniesiony ogon falował na wietrze, który nie był wcale delikatny o tej porze. — A medycy to co, nie mogą już się rozerwać na spacerze? Też potrzebuję odskoczni od co niektórych kotów w obozie... — miauknęła.
Prychnął na jej słowa. Rośliny, które rosły w śniegu? Przecież to był absurd! Gdyby tak było, to przecież wyrastałyby z białego puchu i świat byłby zielony, a nie biały. Co ten Muchomorzy Jad za bzdury jej tłukł do łba?
— Samotny spacer bez żadnego towarzystwa może być ryzykowny dla uczennicy medyka — zauważył. — Nie wiesz ile w okolicy czai się niebezpieczeństw, a walczyć to ty nie umiesz.
— Nie zamierzałam się zbyt oddalać. Nie należę do głupich kotów, raczej nie szukałabym problemów w lesie — powiedziała, wpatrując się w niebo z uśmiechem. Chociaż było ponure, to zdawało się napawać ją energią. — Ale nie pogardzę twoim towarzystwem.
Uniósł brew słysząc te słowa. Nie pogardzi? No, no, no... To aż dziwne. Żadna kotka nie chciała mieć z nim nic do czynienia, a tu proszę. Uśmieszek pojawił się na jego pysku, po czym skinął łbem. Mu to jak najbardziej odpowiadało. Warto było mieć jakąś kotkę po swojej stronie. Tak... Nie wierzył, że to przyznawał, ale uczennica kiedyś będzie pełnoprawnym medykiem. Pozna wiele trujących roślin i być może pomoże mu pozbyć się... niektórych irytujących jednostek.
— Jasne. Ze mną nic ci się nie stanie. Jestem najlepszym wojownikiem w Klanie Nocy — Napuszył się z dumy, przechwalając się.
Może mało kto by w to uwierzył, ale był niezły. Pokonał wiele razy na swoich treningach lidera, co już było niesamowitym osiągnięciem! Nikt nie miał z nim szans. Mogli mu podskoczyć...
— Jasne, Jasne. Bo szkolonym przez mojego ojca. To ja mam powód do dumy — zaśmiała się, unosząc wyżej łeb. — Nie jesteś niczym zajęty, że postanowiłeś tu ze mną być? Wojownicy zazwyczaj mają masę obowiązków na głowie.
Zastanowił się chwilę nad jej słowami, po czym strzepnął uchem.
— Skończyłem z uczniem dzisiejszy trening, więc... mam już dzień wolny. Tak tylko się wydaje, że jest dużo do roboty. W większości te rzeczy wykonują inni. Dużo nas w końcu jest. To, że raz niczego nie upolowałem tylko poszedłem z tobą dla asekuracji, nie wpłynie jakoś poważnie na nasz klan.
— Wszyscy wydają się czasem zabiegani. Nie rozumiem tego. Mamy całe życie na spełnianie obowiązków, więc poświęćmy chociaż chwilę dla siebie — miauknęła.
Szli przed siebie, pozostawiając za sobą ślady. Śnieg skrzypiał, wiatr lekko muskał ich sierść i było miło. Taki... relaks.
Jednak w pewnej chwili usłyszeli trzask... Warstwa białego puchu była na tyle gęsta, że nie zauważyli, kiedy z lądu weszli na część rzeki pokrytej lodem. Ten załamał się pod ciężarem ciała rudej.
To była chwila moment. W jednej chwili Strzyżyk wpadła pod lód, a on stał i gapił się na to zaskoczony, jak gdyby ta sobie z niego żartowała. Weszli na rzekę?! Nawet nie zauważył! Widział jak uczennica macha łapami, próbując się uwolnić, jak jej pysk zalewa woda i jak traci coraz szybciej siły w zimnej wodzie. Gdyby to Zając była na jej miejscu, z satysfakcją oglądałby jej ostatnie chwilę na tym świecie. Pozwoliłby, aby jej ciało spoczęło pod lodem i nigdy już się nie wynurzyło. Ale to nie była Zając. To była Strzyżyk. Widząc jak prąd porywa ją pod lód, wskoczył do przerębla, nurkując i szybkimi, mocnymi pociągnięciami łap, skrócił dystans pomiędzy nimi. Złapał kocicę za futro na karku, po czym odbił się od lodowej powierzchni, która stanowiła barierę nie do przebicia i skierował się w stronę wyłomu w lodzie. Prąd był silny, ale zacisnął pysk, czując jak mróz i bąbelki powietrza uciekają mu z pyska, po czym z całych sił przepłynął ten odcinek i zaczerpnął powietrza, wynurzając się z wody. Złapał się przednimi łapami o lód, a następnie wciągnął, trzymając wciąż podtopioną kotkę. Drżąc z zimna i widząc jak jego ciało paruje, mocno pociągnął wyciągając samicę na powierzchnie, zaciągając ją w bezpieczne miejsce, gdzie wyczuł stabilny grunt.
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz