*dawno temu*
Ocknął się ze snu, dostrzegając kątem oka ruch. Łapa dalej go bolała i dość ciężko mu było przez nią zapaść w głębszy sen. Zamrugał zaspany, podwijając kończyny pod siebie, co było błędem, bo syknął, budząc się już całkowicie. Ugh... cholerna Sroka. Musiała go zadrapać. Jego wzrok od razu spoczął na... Mgiełce. A ona co tu robiła? A... no tak. Została wojownikiem. Podniósł się i dość szybko, i sprawnie znalazł się tuż przy niej, kładąc obok.
— Jak czuwanie? — szepnął, by nikogo nie obudzić.
Akurat ciekawiło go jak sobie poradziła. Trafiła jej się przyjemna pora na czuwanie, gdzie nie musiała odmrażać sobie tyłka, jak to było w jego przypadku. Czy zazdrościł jej tego? A jakże. Mimo to, warto było ukończyć szkolenie jako pierwszy. Przynajmniej zyskał odrobinę dumy i podziwu od matki.
— Dobrze — mruknęła ziewając leniwie. — A co?
— Nic. Miałaś lepszą pogodę niż ja — burknął pod nosem. — Nie zmarzłaś — zauważył, przesuwając się bliżej. — Mogę dzisiaj spać obok ciebie?
Wiedział, że to było głupie pytanie, ale tak dawno nie spędzali ze sobą czasu, że o dziwo zatęsknił za srebrną i jej towarzystwem. Aż to było dla niego dziwne, ponieważ dalej pamiętał, że jako mały kociak rzucała w niego kamieniami, bo nie chciał uwierzyć w jej ukochany Klan Gwiazdy.
— Uhm, nie ma problemu — zdziwiła się lekko przymrużając oczy. — W sumie jak sobie tak pogdybać to jestem ciekawa kogo dostanę na ucznia.
Ah, no tak. Siostra pewnie nie mogła się doczekać, aż przekaże całą swoją wiedze kolejnemu pokoleniu. Rozumiał ją poniekąd, bo gdy jeszcze szkolił się pod okiem Obsranej Echo, to gdzieś w głębi siebie odkrył pasję do tłumaczenia kotom swoich racji. Akurat był niezłym mentorem. Przynajmniej starał się w to wierzyć.
— Ja mam Skrzeczącą Łapę. Na razie byliśmy na jednym treningu. Nie wiem jak wstanę na dzisiejszy. Łapa mnie boli po tym okropnym zgromadzeniu — syknął, krzywiąc pysk, układając się wygodniej, by nie podrażniać bardziej kończyny. — Ale może dostaniesz jakiegoś dzieciaka ze żłobka.
— Dobrze ci chociaż ucznia dobrali? Nie ma żadnych problemów? — zapytała próbując się upewnić czy brat nie pakuje się w kolejne kłopoty.
Ta jej troska była urocza. Musiał jednak uspokoić jej obawy, ponieważ Skrzecząca Łapa był dość sympatycznym kocurem i wątpił, aby były z nim jakieś poważne problemy.
— Jest... energiczny. I lubi wypytywać o mój trening z jego ojcem. Nie lubi go, dzieciak klnie gorzej ode mnie, ale... Nie jest źle. W zasadzie... dobrze się rozumiemy. On nie śmieję się ze mnie, że zadaję się z matką. Sam przyznał, że on swojej też się słucha i był z tego dumny.
To go bardzo zaskoczyło. Dalej nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł mieć podobne problemy do niego i tak jednocześnie różnić się w pozbywaniu się ich. On w końcu nie akceptował tego, że Tulipanowy Płatek wtrącała się w jego życie, za to bury a jakże, był wręcz szczęśliwy z uwagi jaką darzyła go matka.
— Nie ma nic złego w słuchaniu się matki, więc cieszy mnie to, że nic nie wywijacie razem. — miauknęła srebrna, oblizując łapę.
— Naprawdę? — palnął głupio.— Nie bawi cię to? Nie śmieszy? Dla ciebie to normalne, że... No wiesz... Słucha się matki?
Wiedział, że Mglista Zatoka była kiedyś ulubienicą niebieskiej kocicy, a być może dalej nią była, bo nie sprawiała takich problemów jak on, ale przyznanie przez nią tego jawnie było zaskoczeniem. Wciąż próbował odnaleźć jakieś wyjście ze swojej relacji z matką, ale każda podkładana mu pod nos opcja, bardzo mu się nie podobała.
— Chyba lepiej mieć dobre relację z rodziną, jako syn Tulipan słuchając się jej okazujesz jej też szacunek prawda?
— Tak... Masz rację... Ale... Ale ja się wstydzę — wyznał speszony. — Bo nazywają mnie maminsynkiem. Nie potrafię tego przełknąć.
Duma mu nie pozwalała na to, aby spokojnie egzystować w takim stanie. To wręcz powodowało u niego skręt całego ciała. Był w końcu już dorosły, a czuł się wciąż niczym dziecko, które było zależne od niebieskiej staruchy.
— Nonsens... Koty mówią różne rzeczy, chociaż bycie maminsynkiem mi jakoś do ciebie nie pasuje... — stwierdziła siostra.
Położył po sobie uszy. No właśnie! Nie pasowało do niego! On również z tym się zgadzał, ale... Problem stanowił nie on, lecz Tulipanowy Płatek! Powinna się ogarnąć. Bardziej skupić może na tych swoich gwiazdkach i plotkach z Popielatym Świtem, a jego życie zostawić w spokoju!
— Wiem. Mi też się to nie podoba, ale matka się uparła. Twierdzi, że bez niej nie poradzę sobie w życiu i wpadnę w kolejne kłopoty, przez co chcę, abym się jej bezgranicznie słuchał. — westchnął cierpiętniczo. — Nie wiem... — Otulił łapy ogonem. — Nie wiem kim mam już być.
— Hej, już spokojnie. Nie ma co się guzdrać. Myślę, ze nie powinieneś się aż tak bać zdania matki, rozumiem że jest surowa, sama tego doświadczyłam, ale już od dawna jesteś dorosły, masz prawo jej się postawić.
Jakby to było takie proste! Przecież stawiał się jej prawie co krok, a ta wręcz odbijała jego raniące słowa w niego rykoszetem. Była za trudnym przeciwnikiem. To było ponad jego siły, zwłaszcza gdy groziła, że pójdzie do Rudzikowego Śpiewu i każe mu go degradować z roli wojownika, o którą tak bardzo walczył.
— Jak jej się ostatnio postawiłem, to nie była zadowolona... Skrzywdziła mnie... słowami. — przypomniał jej o tym. — Ale dzięki za rady. Postaram się je wykorzystać.
— Po prostu nie rozumiem dlaczego tak bardzo ingeruje w twoje życie, mną się prawie już nie interesuje. Miałam może parę zgrzytów z nią przez opóźnione mianowanie, ale od tamtego czasu jakoś rzadko się widujemy...
Ile on by dał za to, aby nie widywać starszej kocicy! Unikanie jej również nie było wyjściem, bo ta i tak prędzej czy później go dopadnie i znów zacznie mącić mu w głowie, wywołując w nim dziwne poczucie winy.
— To się ciesz. Ja z chęcią bym się wymienił za tą wolność — mruknął, przysuwając się bliżej do siostry, kładąc swój łeb na łapach. — Dobranoc. Trzeba odpocząć przed kolejnym dniem.
— Dla ciebie to już chyba dobry ranek — miauknęła żartobliwie, po chwili powieki same zaczęły opadać i kotka zanurzyła się w upragnionym śnie.
Racja. Zaraz świtało. Wierzył jednak, że Skrzecząca Łapa nie obrazi sobie, jak wyjdą nieco później na trening. Poranne wstawanie było dla leszczy. Prawdziwy wojownik musiał porządnie wypocząć przed czekającymi go obowiązkami.
***
Można było zauważyć, że wycofał się z życia publicznego prawie na dobre. Klan Nocy przestał powoli dawać mu poczucie bezpieczeństwa. Każdy kot był dla niego... kimś obcym. Ignorował plotki o sobie, które rozsiewały te podłe żmiję w swoim wielokąciku. Czuł się... zbyt spięty, aby móc swobodnie przemieszczać się po obozowisku. Chodził tylko ze swoim uczniem na treningi, ignorując cały świat. Strasznie mu się przez to... nudziło. Nie wiedział co robić, więc gdy dojrzał siostrę wracającą z polowania, szybko do niej podszedł, rozglądając się ostrożnie na boki, gdyby nagle podbić miały do niej jej "przyjaciółki". Łapa się zagoiła po tym felernym zgromadzeniu, ale dalej miał siniaki spowodowane zemstą Sroki i Zając na jego osobie.
— Jak tam twój uczeń? — zagadnął do siostry, starając się ukryć fakt, że znów niesprawiedliwość go dopadła.
— Jest w miarę dobrze, Wodnikowa Łapa często bywa rozkojarzony, ale chce się uczyć i to się liczy — odpowiedziała. — A z tobą wszystko dobrze? Wyglądasz na przybitego.— zauważyła.
Aż tak było to po nim widać? Odszedł z kotką na bok, by nie rozmawiać o tych tematach na widoku publicznym, po czym skrzywił pysk.
— Twoje "przyjaciółki" wymyśliły sobie jakąś głupią zemstę za to, że pocałowałem jedną z nich i mnie zlały jak psa. One są... nienormalne. A ostatnio Zajęcza Troska nie chciała dać mi przejść do legowiska uczniów po Skrzeczącą Łapę, bo wzięło ją na "śmieszkowanie" — zawarczał pod nosem, wbijając pazury w ziemię. — Tak bardzo jej nienawidzę. To podła sucz. Dlaczego się z nią zadajesz? — rzucił do niej pretensjonalnie.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz