Odsunęła się do tyłu przerażona. Przecież nie powinien tak agresywnie zareagować! To była po prostu informacja dla niego… Próbowała go unikać, ale bała się, że im później powie tym bardziej będzie zły. Jak widać było, gniewu i tak nie uniknęła… Przynajmniej mogła żyć teraz normalnie skoro nie mogła mieć dzieci, tak? To tak działało?
- N-no... J-ja p-po p-prostu... N-nie b-będę miała dzieci... P-pytałam się m-medyka... I nie wyszło…
Poczuła na sobie jego wzrok, który dosięgał jej aż do serca i kilkukrotnie go przebijał. Nie chciała, żeby był nią zawiedziony, ale… Tak było lepiej.
- Och i się z tego cieszysz? Nie doceniłaś moich starań, głupia wronia strawo! Miałaś dac mi kocięta, jedną rzecz i byś miała spokój, a tak? Chyba prosisz się o powtórkę - oblizał pysk, przejeżdżając po niej wzrokiem. Rozpłakała się, wbijając w niego oniemiałe spojrzenie. Powtórka?! Na samą myśl chciało jej się wymiotować. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką agresją i bólem a on chciał, żeby to powtórzyli?! Chyba w koszmarach… Przez kilka nocy śniło jej się to nieprzerwanie. Upokorzenie, rany… Nie chciała tego już nigdy przeżyć.
- J-ja nie chcę t-tego p-powtarzać! J-już nigdy więcej! N-nie b-będziemy m-mieli dzieci i t-tyle, c-co się stało to się n-nie odstanie! M-mi się nie p-podobało, d-dlatego nie chcę z-znowu p-próbować! Chcę b-być wojownikiem i ż-żyć jak ty!
Nastroszony nagle warknął, podchodząc do niej blisko. Aż zastygła bojąc się, czy nic jej nie zrobi, a jego słowa jeszcze bardziej przekonały ją, że już nie było ratunku.
- Buntujesz się?! Znowu? Co ja mówiłem? Jesteś... okropną partnerką! Wciąż mi się stawiasz i szykujesz sobie gorsze doświadczenie.
Ze strachem próbowała uciec, jednak potknęła się i przyrąbała pyskiem w ziemię. Nie! Nie chciała, żeby to było jeszcze gorsze, a wiedziała, że był do tego zdolny. Mógł jej wypruć flaki, wydrapać oczy… Mógł zrobić wszystko.
- A-ale j-ja już nie chcę! K-kto inny da ci k-kocięta!- szybko próbowała wstać.- M-mogę ci się przydać... W cz-czymś innym?
- Teraz za późno na negocjacje - warknął. - zdenerwowałaś mnie i za to zapłacisz. A tylko zacznij krzyczeć to nie żyjesz - momentalnie chwycił ją za kark i wywlekł poza obóz. Zaczęła wrzeszczeć o pomoc, próbując się mu wyrwać. Nie chciała powtórki, to było straszne i wbrew jej woli! Tak cholernie się bała, nie chciała, żeby znowu ją dotykał! Żeby ją dalej ranił! Czemu nie mogło być tak jak wcześniej?! To cało mianowanie wszystko zepsuło! Ku jej uldze jacyś wojownicy do nich podeszli. Może ją uratują?...
- Znów wpadła w panikę - nagle palnął Nastroszony. - Zabieram ją stąd, by wam nie psuła dnia.
- Ugh... Byle prędko - rzucił kocur, patrząc na nią ze wzgardą. Co?... Co takiego mu zrobiła?! Czemu uwierzył temu potworowi?! Przecież właśnie ją zaciągał siłą do lasu!
- Chodź Paskudo. Nie bój się już
Popatrzyła na niego zdumiona. Uwierzyli mu? Naprawdę? Jednak przymknęła się i zaczęła cicho płakać. Nic jej nie pomoże. Będzie to musiała znowu przeżyć. Będzie jeszcze bardziej agresywny i ostry. Szary podszedł do niej, otulając ogonem.
- Ciii. Nie płacz. Już spokojnie. To był tylko cień. Twoja wyobraźnia- udawał, że starał się ją uspokoić. Powstrzymała się od jakiegoś przytyku i szybko mu się wyrwała, próbując uciec w las. Tylko... Co będzie jak wróci? On będzie tam dalej czekać... Albo już teraz ją dorwie! Płacząc niezgrabnie biegła przed siebie.
Próbowała przedłużyć tą chwilę. Próbowała uciec od tego co i tak ją spotka. Stres przejął całe jej ciało. Każdy skrawek jej futra stał dęba a wytrzeszczone oczy patrzyły z jednego punktu na drugi, jakby wyszukując Nastroszonego w jakimś krzaku. On… On tam gdzieś był. Czekał na nią. Żeby się na nią rzucić, przygnieść do ziemi i…
Wywaliła się przez wystający korzeń i przeturlikała się z płaczem, leżąc na plecach cała drżąc, bez sił by wstać. To był koniec. Znowu to zrobi. Tym razem będzie jeszcze gorzej bo go rozzłościła. Najgorsze było to, że nic nie słyszała. Żadnych kroków ani nic, może to przez głośne bicie jej serca albo ciężki oddech. Zobaczyła go nagle i nim się spostrzegła, już była przytrzymywana przy podłożu.
Nie zdążyła zareagować i jedynie znowu musiała przeżyć to piekło, wylewając całe strumienie łez.
Czemu ci wojownicy nie mogli po prostu zareagować?...
- N-no... J-ja p-po p-prostu... N-nie b-będę miała dzieci... P-pytałam się m-medyka... I nie wyszło…
Poczuła na sobie jego wzrok, który dosięgał jej aż do serca i kilkukrotnie go przebijał. Nie chciała, żeby był nią zawiedziony, ale… Tak było lepiej.
- Och i się z tego cieszysz? Nie doceniłaś moich starań, głupia wronia strawo! Miałaś dac mi kocięta, jedną rzecz i byś miała spokój, a tak? Chyba prosisz się o powtórkę - oblizał pysk, przejeżdżając po niej wzrokiem. Rozpłakała się, wbijając w niego oniemiałe spojrzenie. Powtórka?! Na samą myśl chciało jej się wymiotować. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką agresją i bólem a on chciał, żeby to powtórzyli?! Chyba w koszmarach… Przez kilka nocy śniło jej się to nieprzerwanie. Upokorzenie, rany… Nie chciała tego już nigdy przeżyć.
- J-ja nie chcę t-tego p-powtarzać! J-już nigdy więcej! N-nie b-będziemy m-mieli dzieci i t-tyle, c-co się stało to się n-nie odstanie! M-mi się nie p-podobało, d-dlatego nie chcę z-znowu p-próbować! Chcę b-być wojownikiem i ż-żyć jak ty!
Nastroszony nagle warknął, podchodząc do niej blisko. Aż zastygła bojąc się, czy nic jej nie zrobi, a jego słowa jeszcze bardziej przekonały ją, że już nie było ratunku.
- Buntujesz się?! Znowu? Co ja mówiłem? Jesteś... okropną partnerką! Wciąż mi się stawiasz i szykujesz sobie gorsze doświadczenie.
Ze strachem próbowała uciec, jednak potknęła się i przyrąbała pyskiem w ziemię. Nie! Nie chciała, żeby to było jeszcze gorsze, a wiedziała, że był do tego zdolny. Mógł jej wypruć flaki, wydrapać oczy… Mógł zrobić wszystko.
- A-ale j-ja już nie chcę! K-kto inny da ci k-kocięta!- szybko próbowała wstać.- M-mogę ci się przydać... W cz-czymś innym?
- Teraz za późno na negocjacje - warknął. - zdenerwowałaś mnie i za to zapłacisz. A tylko zacznij krzyczeć to nie żyjesz - momentalnie chwycił ją za kark i wywlekł poza obóz. Zaczęła wrzeszczeć o pomoc, próbując się mu wyrwać. Nie chciała powtórki, to było straszne i wbrew jej woli! Tak cholernie się bała, nie chciała, żeby znowu ją dotykał! Żeby ją dalej ranił! Czemu nie mogło być tak jak wcześniej?! To cało mianowanie wszystko zepsuło! Ku jej uldze jacyś wojownicy do nich podeszli. Może ją uratują?...
- Znów wpadła w panikę - nagle palnął Nastroszony. - Zabieram ją stąd, by wam nie psuła dnia.
- Ugh... Byle prędko - rzucił kocur, patrząc na nią ze wzgardą. Co?... Co takiego mu zrobiła?! Czemu uwierzył temu potworowi?! Przecież właśnie ją zaciągał siłą do lasu!
- Chodź Paskudo. Nie bój się już
Popatrzyła na niego zdumiona. Uwierzyli mu? Naprawdę? Jednak przymknęła się i zaczęła cicho płakać. Nic jej nie pomoże. Będzie to musiała znowu przeżyć. Będzie jeszcze bardziej agresywny i ostry. Szary podszedł do niej, otulając ogonem.
- Ciii. Nie płacz. Już spokojnie. To był tylko cień. Twoja wyobraźnia- udawał, że starał się ją uspokoić. Powstrzymała się od jakiegoś przytyku i szybko mu się wyrwała, próbując uciec w las. Tylko... Co będzie jak wróci? On będzie tam dalej czekać... Albo już teraz ją dorwie! Płacząc niezgrabnie biegła przed siebie.
Próbowała przedłużyć tą chwilę. Próbowała uciec od tego co i tak ją spotka. Stres przejął całe jej ciało. Każdy skrawek jej futra stał dęba a wytrzeszczone oczy patrzyły z jednego punktu na drugi, jakby wyszukując Nastroszonego w jakimś krzaku. On… On tam gdzieś był. Czekał na nią. Żeby się na nią rzucić, przygnieść do ziemi i…
Wywaliła się przez wystający korzeń i przeturlikała się z płaczem, leżąc na plecach cała drżąc, bez sił by wstać. To był koniec. Znowu to zrobi. Tym razem będzie jeszcze gorzej bo go rozzłościła. Najgorsze było to, że nic nie słyszała. Żadnych kroków ani nic, może to przez głośne bicie jej serca albo ciężki oddech. Zobaczyła go nagle i nim się spostrzegła, już była przytrzymywana przy podłożu.
Nie zdążyła zareagować i jedynie znowu musiała przeżyć to piekło, wylewając całe strumienie łez.
Czemu ci wojownicy nie mogli po prostu zareagować?...
***
- Cz-czemu m-mi t-to r-robisz?!- wydusiła ledwo co, nie mając nawet sił się podnieść. Tylne łapy całkowicie jej zdrętwiały a sama nawet nie chciała wracać do obozu. Zbyt się bała w takim stanie. Jeśli by naskarżyła, byłaby w niebezpieczeństwie… Ale te męki by się skończyły.
- Mówiłem ci dlaczego. Chcę mieć z tobą kocięta, a ty zamiast po dobroci, odwalasz jakieś sceny. - syknął. - Mogłaś zajść w ciążę, to twoja wina, że odrzuciłaś młode.
- A-ale t-to nie b-była m-moja wina!- jęknęła, chowając pysk w łapach.- B-byłam w stanie j-je w-wychować i w o-góle, t-tylko się n-nie u-udało i t-ty nie p-potrafiłeś się z t-tym p-pogodzić! A teraz... Z-znowu to z-zrobiłeś- zadrżała na całym ciele, nie mogąc wyrzucić tych chwil z pamięci. To było... Straszne.- W-wszystko p-powiem Sroce! Ż-że mi t-to zrobiłeś! I w-wszyscy się dowiedzą j-jakim j-jesteś p-potworem!
- Co takiego?! Skąd nagle ta odwaga Paskudo? Jeżeli to zrobisz to zrobię krzywdę twojej siostrze. Na pewno podziękuje ci za to, bo ty nie potrafiłaś zamknąć swojego pyska. To dopiero wstyd. A jak teraz wyjdą kocięta to co? Będziesz je wychowywać wraz ze Sroką? Naprawdę tego chcesz? A może mam cię tu uwięzić? W tym lesie? A może zabić skoro gardzisz darem jaki ci daje? Wiesz dobrze, że lepiej mnie nie wkurzać, bo budzi się potwór. Jeżeli chcesz bym był spokojniejszy, nie podskakuj, bo słono za to zapłacisz.
Rozszerzyła z przerażenia oczy, panicznie zaczynając piszczeć. Nie, nie! Jej myśli były w bezładzie. Nie była w stanie się jakkolwiek uspokoić. Uwięzić?! Zadrżała ledwo widocznie. Nie mógł jej tego zrobić! Ani postąpić tak ze Sroką! Gdyby jej się coś przez nią stało, czarna… Znienawidziłaby ją. Zamordowała bez wyrzutów sumienia. Wcześniej rozszarpywałaby po kawałeczku. Nie mogła pisnąć ani słowa, bo skaże je obie na cierpienie!
- N-nic jej nie r-rób! P-proszę! N-nie! M-możesz m-mnie g-gwałcić n-nawet c-codziennie, t-tylko j-jej n-nie d-dotykaj! P-przepraszam, j-już n-nie b-będę t-tak m-mówić, p-proszę t-tylko n-nic j-jej n-nie rób!- poprosiła błagalnie, wlepiając w niego załzawione ślepia. Miała nadzieję, że będzie łaskawy. Była gotowa zrobić wszystko byle to się nie stało. Kocur machnął zdenerwowany ogonem, podchodząc do niej powoli, a następnie siadając naprzeciw niej.
- Ja myśle, Paskudo. Jeżeli mnie wydasz, komukolwiek, to sprawię, że będziesz patrzeć jak morduje twoją siostrę, jasne?
- N-nie w-wydam! P-proszę, n-nie r-rób t-tego!- zaszlochała, jakby już sobie to wyobrażając.- O-ona n-na to nie z-zasłużyła! T-to wszystko m-moja w-wina, n-na mnie się w-wyżyj! Z-zrób c-cokolwiek, t-tylko j-jej nic nie rób!
Złapał jej podbródek, kierując zapłakane ślepia w swoją stronę. Nienawidziła tego ruchu, bo przypominało jej to jak bardzo słaba jest. Chciałaby uciec od tej złej części Nastroszonego, a z kolei ta druga ją do niego ciągnęła. To było… Za bardzo skomplikowane.
- Już cię należycie ukarałem, nie sądzisz?
Kiwnęła delikatnie głową, próbując odwrócić wzrok. Nie mogła patrzeć w jego usatysfakcjonowane oczy. Był taki z siebie dumny. Po raz kolejny ją przeleciał i zranił.
- T-tak...- pisnęła, czując ból na całym ciele. Jakikolwiek najmniejszy ruch powodował, że czuła się jakby płonęła z bólu.
- No to sobie odpowiedziałaś na to pytanie. - przyjrzał jej się krytycznie. - Nie płacz już skarbie - itarł jej łzy z policzka. - Robię to dla twojego dobra
Pokręciła głową. Jakie znowu dobro?! Dla jej dobra ją bił, ranił i jeszcze zmuszał do takiego czegoś?
- N-nie! R-robisz t-to, b-by m-mnie j-jeszcze b-bardziej zranić!- załkała, ledwo łapiąc oddech,
- Spokojnie. Oddychaj. Pamiętasz co ci mówiłem? Gdy jestem zły to krzywdzę. Wcześniej byłaś grzeczna i musisz przyznać, że było nam miło. Oznacza to, że sama skazujesz się na ten los, przez swoje prowokacje.
Zamknęła ślepia, próbując się w jakiś sposób uspokoić, a słowa kocura wbiły się w nią jak igły. Czy… Miał rację? Kiedy była grzeczna, był dla niej bardzo miły… A kiedy była niegrzeczna, był bardzo wściekły i agresywny. Odpowiedź była prosta.
- T-tak... T-to wszystko m-moja wina, w-wybacz mi…
- Jak chcesz możesz się przytulić i wypłakać. Obiecuję, że już nie będę cię gryzł - miauknął, puszczając jej podbródek. Przylgnęła szybko do kocura, łkając mu w futro na klatce piersiowej, cała się trzęsąc. Czemu musiał to zrobić?! Był takim dobrym kotem a robił takie złe rzeczy!
- No już, już kochanie - otulił ją. - Już po wszystkim.
- T-to n-nie j-jest p-po wszystkim... J-jeżeli znowu n-nie wyjdzie... T-to z-znowu t-to zrobisz... I znowu i znowu...- pisnęła cichutko, czując jak dalej szczypią ją rany. Musiała być w tej ciąży. Jeżeli znowu się nie udało, to… Miała wielki problem. Nie chciała dzieci, ale potrzebowała ich do bezpieczeństwa.
- Prawda. Zrobię to póki nie dasz tego czego pragnę. - przyznał jej rację. - Lecz jeżeli będziesz grzeczna i pójdziesz wtedy ze mną, bez krzyków i płaczu, to nie będę zły.
- A-ale... I t-tak się b-boję... T-teraz m-muszę b-być w ciąży, b-bo t-tego nie p-przeżyję... N-nie d-dam j-już rady...
<Nastroszony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz