- Ale dlaczego nic nie widzisz? Zrobiłaś coś złego? - miauknął synek Berberysowej Bryzy, bez żadnych oporów. Spoglądał na pyszczek wojowniczki.
- Taka się urodziłam.
- Nie przeszkadza ci to? Musi być strasznie nic nie widzieeeeć. - westchnął kocurek. Prędko wpadł mu jednak do głowy super - jego zdaniem - pomysł, by wojowniczce nie było smutno. - Opiszę ci jak wyglądam! Słuchaj uważnie. Mam śliczną krótką, liliową sierść. Moje oczka są pomarańczowe, jak zachodzące słońce. Poza tym mam idealny ogonek, uszka, nawet wąsy!
Dumnie się wyprostował, czekając na pochwałę ze strony wojowniczki. Pewnie teraz z tego zachwytu jego osobą, zabrakło jej słów.
- To... fajnie. - mruknęła, cofając się o krok. - Muszę już iść, ale...
- Nie idź jeszcze, proszę! - pisnął Szczawik.
Zaczął wymachiwać przednimi łapkami, co skończyło się tym, że cały się potknął, upadając prosto na nosek. Chwilę trwał w takim stanie, zastanawiając się co się właśnie stało, zanim podniósł się do siadu. Zamrugał kilkukrotnie odpędzając łzy. Bolało. Otrząsnął się. Przy wojowniczce sam musiał pokazać się z jak najlepszej strony.
- Czy to, że nie widzisz boli?
- Nie.
Machnął wesoło ogonkiem.
- A czy ja też mogę być ślepy? Wtedy mnie polubisz? - spytał Szczawik z zainteresowaniem. Odwrócił jeszcze pyszczek, upewniając się, że Berberysowa Bryza śpi. Kotka mruknęła coś pod nosem. Zapowiadało się na to, że wkrótce się obudzi. Westchnął, znów wracając uwagą do vanki.
<Tańcząca? trochę krótki. Nie zniszczyłam charakteru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz