Siedział siedział u medyczek, po przegranej walce o mleko z Czermieniem. Przegrać przez batalię o coś, co miało utrzymać kota przez pierwsze tygodnie przy życiu. Co smakuje paskudnie i zapycha żołądek tak, że jego ściany zniszczą się przy jednym, bardziej gwałtownym ruchu.
Niestety, z tak błachego powodu rudy poniósł klęskę, odnosząc nieco poważniejsze niż zwykle rany. Widział w wyobraźni uśmiechnięty pysk Czermienia, który odpychał biedną Błysk od ciała Muszelki.
Pszczółka i Bazylia przechodziły raz po raz obok ciała malca, tamując rany pajęczyną i dokładając jakieś śmierdzące zioła. Pobyt u medyczek, wbrew pozorom, był przyjemny. Leżysz sobie, a kotki ci usługują. Jak powiesz, żeś spragniony, to podsuną ci liść z głębokim dnem, ze zgromadzoną rosą, deszczówką lub wodą z rzeki. Jak głodny, to skitrają ci mysz lub nornicę. Żyć nie umierać (chyba, że stan agonalny, to wtedy trochę żyć i umierać). Jedynym minus stanowił fetor masy ziół.
- Który to już raz w tym tym tygodniu, co rudzielcu? - zapytała się kąśliwie Pszczółka, sprawdzając stan ran Szkarłatu. - Oj, współczuję Muszelce. Tak się starała z Bursztynem o kocięta, a tu wpadły dwa urwipołcie. Jeden gorszy od drugiego. - Ciekawe, który...
Kremowa nie darzyła sympatią ani Czermienia, ani Szkarłatu. Już po ich pierwszej wizycie wiedziała, że ta dwójka wywróci spokojne dotychczas życie Klanu Lisa do góry nogami.
- Nie przesadzaj, przynajmniej mamy łapy pełne roboty, a tak to nie robimy praktycznie nic - skomentowała Bazylia, oddzielając jakieś dwie rośliny od siebie. - O co tym razem poszło, co? - zapytała się kąśliwie niebieska rudego.
- Posiłek. Nic ciekawego - przewrócił oczami Szkarłat.
Do legowiska medyków przybył Bursztyn. Zdychany, wysoka temperatura i ostre słońce nie pomagały mu w patrolach ani polowaniach.
- Mój synek jest ranny! Co ci Czermieniek zrobił? - podszedł do potomka i czule otarł się o niego. Rudy syknął, bucząc wściekle i chcąc, aby ta ofiara losu sobie poszła w siną dal. - Nie płacz, tu tatuś.
- Nie spytałeś się, czy możesz wejść - powiedziała Pszczółka, mordując z wzrokiem przybyłego kocura. - Ci wojownicy nie mają kszty szacunku do pracy medyków - narzekała pod nosem.
- Nie mogę zostawić mojego synka. To moje małe słoneczko - mówił Bursztyn, raz po raz liżąc futro młodszego potomka.
- Prędzej burzę z piorunami - dodała swoje miauknięcie Bazylia.
- Czermień to burza. Nawet nie z piorunami, a z silnym wiatrem - powiedziałaś Szkarłat, szamocząc się. Czarny miał gorszy język, niż Muszelka. Do tego jego uścisk... dusił i ugniatał płuca. - Ja jestem tylko sobą, nikim innym.
Niestety, z tak błachego powodu rudy poniósł klęskę, odnosząc nieco poważniejsze niż zwykle rany. Widział w wyobraźni uśmiechnięty pysk Czermienia, który odpychał biedną Błysk od ciała Muszelki.
Pszczółka i Bazylia przechodziły raz po raz obok ciała malca, tamując rany pajęczyną i dokładając jakieś śmierdzące zioła. Pobyt u medyczek, wbrew pozorom, był przyjemny. Leżysz sobie, a kotki ci usługują. Jak powiesz, żeś spragniony, to podsuną ci liść z głębokim dnem, ze zgromadzoną rosą, deszczówką lub wodą z rzeki. Jak głodny, to skitrają ci mysz lub nornicę. Żyć nie umierać (chyba, że stan agonalny, to wtedy trochę żyć i umierać). Jedynym minus stanowił fetor masy ziół.
- Który to już raz w tym tym tygodniu, co rudzielcu? - zapytała się kąśliwie Pszczółka, sprawdzając stan ran Szkarłatu. - Oj, współczuję Muszelce. Tak się starała z Bursztynem o kocięta, a tu wpadły dwa urwipołcie. Jeden gorszy od drugiego. - Ciekawe, który...
Kremowa nie darzyła sympatią ani Czermienia, ani Szkarłatu. Już po ich pierwszej wizycie wiedziała, że ta dwójka wywróci spokojne dotychczas życie Klanu Lisa do góry nogami.
- Nie przesadzaj, przynajmniej mamy łapy pełne roboty, a tak to nie robimy praktycznie nic - skomentowała Bazylia, oddzielając jakieś dwie rośliny od siebie. - O co tym razem poszło, co? - zapytała się kąśliwie niebieska rudego.
- Posiłek. Nic ciekawego - przewrócił oczami Szkarłat.
Do legowiska medyków przybył Bursztyn. Zdychany, wysoka temperatura i ostre słońce nie pomagały mu w patrolach ani polowaniach.
- Mój synek jest ranny! Co ci Czermieniek zrobił? - podszedł do potomka i czule otarł się o niego. Rudy syknął, bucząc wściekle i chcąc, aby ta ofiara losu sobie poszła w siną dal. - Nie płacz, tu tatuś.
- Nie spytałeś się, czy możesz wejść - powiedziała Pszczółka, mordując z wzrokiem przybyłego kocura. - Ci wojownicy nie mają kszty szacunku do pracy medyków - narzekała pod nosem.
- Nie mogę zostawić mojego synka. To moje małe słoneczko - mówił Bursztyn, raz po raz liżąc futro młodszego potomka.
- Prędzej burzę z piorunami - dodała swoje miauknięcie Bazylia.
- Czermień to burza. Nawet nie z piorunami, a z silnym wiatrem - powiedziałaś Szkarłat, szamocząc się. Czarny miał gorszy język, niż Muszelka. Do tego jego uścisk... dusił i ugniatał płuca. - Ja jestem tylko sobą, nikim innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz