Zanim jednak było mu to dane, doszło do pierwszego spotkania. Bocian czujnie przyglądał się czarnej kulce, bez trudu zajmującej się nabieraniem jego brata. Czapla dalej był bardzo naiwny, pomimo, że już kilka księżyców od ich narodzin minęło. Pewnie nie byłoby w tym nic złego (przynajmniej dla białego), gdyby nie fakt, że byli dla wrażliwych uszu syna Pszczółki, zdecydowanie za głośno. Wywrócił oczami. Gruby braciszek umknął, w miarę swoich sił, natomiast czarny spojrzał w jego kierunku. Bocian odwzajemnił twarde spojrzenie.
- A ty co tak se patsys?
- Od tego mam oczy. - mruknął w odpowiedzi, niechętny specjalnie do prowadzenia dyskusji z malcem. Bo tym właśnie dla niego był syn Muszelki. Przynajmniej na razie. Wstał ze swojego miejsca, na miękkim mchu, będącym posłaniem jego rodzinki, po czym podszedł bliżej kociaka. Zamierzał mu się lepiej przyjrzeć, zobaczyć, z kim ma do czynienia. Zlustrował go wzrokiem.
Zauważył jak młodszy napina mięśnie, gotowy do wykonania jakiegoś ruchu. Zjeżył sierść i wydał z siebie ostrzegawcze syknięcie.
- Mondlu se snalasł. - prychnął kocurek. - Kim w ogóle jesteś, co? Chces po pysku?
Powstrzymał się przed kolejnym wywróceniem oczami, lub trzepnięciu ogonem o ziemię. Najwyrazniej młody się go nie bał, co niezbyt podobało się białemu. Powinienem mu pokazać, kto ma władzę w żłobku. Wyprostował się dumnie.
- Dla twojej informacji, lisi bobku, nazywam się Bocian i jestem przyszłym przywódcą Klanu Lisa i panem tego żłobka. - mruknął, rzucając mu przy tym wyzywające spojrzenie, żeby przypadkiem sobie nie pomyślał, że ma prawo się sprzeciwić. Kolejny sługa brzmiał zachęcająco, jednak czy z takim charakterem jaki miał Czermień, było to w ogóle możliwe? Nie zadał sobie więc trudu dalszego ciągnięcia tematu.
- Jak mnie naswales, mysia stlawo? - wysyczał.
Biały przekrzywił łeb, w krótkim zastanowieniu swojego dalszego ruchu. Jako uważny obserwator, bez trudu domyślił się, że to może zmierzać w kierunku walki.
- Ktoś tu się prosi o bęcki. - odparł syn Chmurki, do swojego młodszego towarzysza. Był od niego mniejszy, co zapewne się zmieni, gdy tylko opuści żłobek. Wtedy już Bocian będzie dawno uczniem. - Jeśli ładnie przeprosisz, skończy się jedynie na pogryzieniu ogona.
- Obelwies po moldsie. Wlasna matka cie nie posna!
Bocian ostentacyjnie ziewnął. Chyba już wystarczy, poznał syna Muszelki, może wreszcie zrobić coś pożytecznego dla społeczeństwa. Zamierzał minąć Czermienia, kierując się do wyjścia z obozu, jednak nim zdążył postawić chociaż jeden krok, czarny wbił małe ząbki w jego łapę. Biały skrzywił się, ale nie wydał z siebie żadnego syku, jedynie zirytowanie odbiło się w jego oczach. To jednak bolało. Napiął mięśnie, niezadowolony, gdy pomimo poruszania łapą, Czermień dalej się w nią wbijał ostrymi kiełkami.
- Co ty na wszystkie bociany świata wyrabiasz, wronia strawo? - mruknął, mrużąc oczy.
Postanowił, że nie da się tak traktować młodszemu kociakowi. Uniósł z trudem łapę, w którą dalej wbijał się czarny, po czym jednym szybkim ruchem, wbił kły w skórę na boku kociaka. Skrzywił się na jego syknięcie, zanim ten zaczął go okładać łapkami, z wystawionymi pazurami. Wbił się mocniej w jego skórę, zaciskając szczęki. Prędko wypuścił go z pyska, teraz przygniatając wolną łapą jak najbardziej do ziemi. Ponownie się w niego wbił, tym razem w jego ogon. Chciał walki, to walkę dostanie.
<Czermieniu kochany? Przepraszam, że tak długo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz