Przed śmiercią Deszczowej Gwiazdy
— JASKROWA ŁAPO, WSTAWAJ — zabrzmiało tuż nad uchem kocura.
Z lekkim strachem otworzył ślepia, ziewnął i zerknął w stronę, z której dobiegał głos. Ach, no tak, Jesionowy Wicher. Przecież teraz Jaskier nie był już beztroskim kociakiem, którego matka zawsze ochroni i który nie musiał nic robić. Rozpoczynało się piekło, szkolenie na wojownika, codzienne wstawanie przed świtem, mordercze treningi, po których byłeś cały obolały i nie raz zdarzyło się, że jakiś uczeń przypłacił życiem metody swojego wspaniałomyślnego mentora… przynajmniej tak gdzieś usłyszał i od razu to łyknął. A taki przekoloryzowany obraz złapany gdzieś przypadkiem z ust przypadkowego kota wystarczył, by negatywnie nakręcić arlekina.
— O, wreszcie się obudziłeś! Dobrze, ale na przyszłość staraj się wstawać po prostu wcześniej, żebym nie musiał cię budzić. Teraz możesz coś zjeść i od razu wyruszamy, a dziś pokażę Ci tereny Klanu Nocy — objaśnił wojownik, błyskawicznym ruchem opuszczając legowisko. Chyba liczył, że jego nowy podopieczny z takim samym entuzjazmem i prędkością podąży za nim, ale Jaskrowa Łapa ani myślał ruszać się takim tempem, zwłaszcza zaraz po przebudzeniu.
Poczłapał na niezgrabnych, krótkich łapkach. Ostrożnie wyściubił nosek na polanę. Jesionowy Wicher już był przy stosie świeżej zdobyczy, co chwila obracając się w stronę karzełka. Świeżo upieczony uczeń, zamykając w sobie wszystkie buzujące emocje, podreptał do niego i chwycił w pysk pierwszą lepszą rybę. Nie smakowała specjalnie dobrze, ale powstrzymał skrzywienie się i dokończył posiłek. Czekoladowy ciągle obserwował go z wyraźnym, rosnącym zniecierpliwieniem, jakby tylko odliczał do chwili, aż ta mała ślamazara będzie gotowa.
— Skończyłeś, świetnie. No to możemy już ruszać — oznajmił, natychmiast ruszając się z miejsca. Wydawał się być bardziej podekscytowany, niż sam terminator… wielce możliwe, że faktycznie tak było.
Jaskrowa Łapa poderwał się wolniej i z mniejszym zapałem, ale posłusznie podążył za mentorem. Jakoś przeżyje ten dzień, prawda? Dopiero wtedy będzie mógł myśleć o dalszych próbach przetrwania. A może nie będzie aż tak źle? Westchnął cichutko, zerkając na dumnie maszerującego Jesionowego Wichra. Zdawał się mieć w sobie tyle energii… może nawet więcej niż Wieczornik, a to wydawało się rudemu nieprawdopodobne.
— Tędy, przez kłodę — miauknął wojownik, gdy dotarli na kraniec wyspy.
O nie. Rzeka nie wyglądała jakoś bardzo przerażająco, ale jeśli Jaskier do niej wpadnie podczas próby przechodzenia?! Zmrużył oczy i tylko kiwnął mentorowi łbem. Nie mógł przecież okazać słabości, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Najpierw postawił jedną łapę na kłodzie, potem drugą, dopiero wtedy odważył się stanąć wszystkimi czterema kończynami i podążyć w stronę drugiego brzegu. Krok za kroczkiem i nie patrz w dół. I… udało się! Nie zdołał się jednak nacieszyć swoim wyczynem, bo gdy tylko przeszedł, czekoladowy natychmiast ruszył dalej. No nie, on chce go chyba wykończyć już w pierwszym dzień!
Przez całą drogę mentor nie szczędził mu rozmaitych historii, ciekawostek i opowieści o danych miejscach, jednych bardziej, drugich mniej ciekawych. Arlekin starał się słuchać, ale momentami po prostu nie nadążał za potokiem słów wylewających się z pyska Jesionowego Wichru. W każdym razie, kocur nie okazał się wcale taki zły, przynajmniej na pierwszy raz. Tak, był zdecydowanie za szybki dla krótkołapego leniuszka i za dużo mówił, ale nie był w sumie straszny czy niedobry. Może nawet Jaskrowi uda się jakoś z nim przeżyć całe szkolenie? Oczywiście, kiedy zaczną ćwiczyć polowanie oraz walkę będzie o wiele gorzej niż podczas zwykłego zwiedzania terytorium, ale chyba nie umrze… chyba.
— O. A tu mamy tereny, które powinny należeć do Klanu Nocy. Powinny, ale nie należą — warknął czekoladowy z ilością jadu w głosie, która lekko zdziwiła i zbiła z tropu terminatora. — Śmierdzące Klifiaki myślą, że mogą sobie od tak rządzić lasem. Nigdy nie zbliżaj się do żadnego z nich, to mysie strawy absolutnie niegodne zaufania żadnego porządnego kota — dodał, jeszcze przez chwilę lustrując wzrokiem odebrane im ziemie.
— To… to ci, którymi przewodzi ten Lisia Gwiazda? Ten, co zjada kociaki? — zapytał ostrożnie, zdobywając się na pierwsze słowa tego dnia.
<Jesionku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz