Mruknął z zaskoczeniem, gdy rzekomo ranny kocur nagle wciągnął go w zaspę i z nieukrywaną satysfakcją wymalowaną na pysku przyszpilił do ziemi. Gdy z pomrukiem rozbawienia zaczął nacierać Łabądka śniegiem, zdezorientowanie pointa tylko wzrosło.
— Poddajesz się? — zapytał młodszy wojownik z uśmieszkiem dumy.
Łabędzi Plusk uniósł łeb, uprzednio otrzepując go z białego puchu przylepiającego się do sierści. Zamrugał i objął Aronię szybkim spojrzeniem, by już po chwili zwinnym ruchem wymknąć się z uścisku. Bicolor najwyraźniej nie spodziewał się tego posunięcia, co Klifiak postanowił natychmiast wykorzystać. Tym razem to on przygwoździł partnera do podłoża, z satysfakcją strzepując na niego resztę śniegu, która wcześniej przykleiła mu się do futra.
— N-nie, n-no c-co t-ty — odpowiedział w końcu z rozbawieniem w głosie.
Aroniowy Podmuch parsknął, zdecydowanie niezadowolony z faktu, że został w tak prosty sposób wykiwany. Point uśmiechnął się z politowaniem i zszedł z niego. Uwolniony Nocniak od razu wstał i otrzepał się, wciąż z lekko poirytowaną mordką.
— U-uroczy j-jesteś, g-gdy się zło-złościsz — stwierdził Łabądek, siadając obok niego.
Kocur w odpowiedzi burknął coś niewyraźnie pod nosem i od razu uciekł zawstydzonym wzrokiem w drugą stronę. Łabędzi Plusk obejrzał się za nim i tak trwali dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu bicolor odwrócił się z powrotem, a gdy ich niezwykle poważne spojrzenia się spotkały, ponownie ryknęli gromkim śmiechem.
Działanie kocimiętki zaczęło powoli mijać. Point, dusząc w sobie chichot, znowu przeniósł wzrok na Aroniowy Podmuch. Już niemal całkowicie opanowany, powolutku przesunął ogon w stronę jego ogona. Całkowicie wypadło mu z głowy, że Aronia był z początku dość… nieprzyjemny i brzmiał, jakby czegoś chciał. On sam też najwyraźniej o tym zapomniał. Łabądek wtulił się więc w miękkie futro kocura, w milczeniu obserwując gwiazdy.
***
— D-dobrze, a-ale na-następnym ra-razem s-skup sie n-na sile ty-tylnych ł-łap — zasugerował Łabędzi Plusk po nie do końca udanym odparciu ataku przez uczennicę, co nie obeszło się bez fuknięcia niezadowolenia Bagiennej Łapy.
Ugh, treningi z tą kotką były ekstremalnie wyczerpujące i kocur z utęsknieniem wypatrywał dnia, kiedy nadejdzie mianowanie jego podopiecznej i wojownik wreszcie zazna trochę spokoju. Czekoladowa bowiem strasznie nim gardziła, nie szanowała jego zdania czy uwag oraz chętnie upokarzała, tak właściwie to robiła to na każdym kroku. W takich momentach jak ten pointowi coraz bardziej wydawało się, że Lisia Gwiazda z wielką chęcią i premedytacją przyprawia go o same kłopoty, problemy i nieprzyjemności. Łabądek czasem zaczynał już głupieć od tej swojej obsesji na punkcie tego, że przywódca obrał sobie za główny cel zniszczenie mu wszystkiego, co ma.
— W-wiesz, mo-możemy j-już wra-wracać. N-naprawdę do-dobrze sobie r-ra-radzisz — stwierdził po dłuższej chwili ciszy. To nie tak, że efekty pracy kotki były zadowalające. Po prostu chciał już to przerwać. Przy okazji jego wzrok ukradkiem powędrował w stronę nieboskłonu. Do zmierzchu zostało mu jeszcze trochę czasu.
— Z miłą chęcią, kocurze — parsknęła, podkreślając ostatnie słowo.
Łabędzi Plusk powstrzymał się od uszczypliwego komentarza. Przecież mogliby tak w nieskończoność i do niczego by to nie doprowadziło. Zamiast tego bez słowa ruszył w stronę obozu, wiedząc, że Bagienna Łapa i tak idzie za nim. Ciągle czuł na sobie groźne spojrzenie jej jedynego, pomarańczowe oka, które tak boleśnie i nieprzyjemnie kojarzyło się wojownikowi ze Sroczym Żarem. Starał się jednak tym nie przejmować oraz zatopić się w czymś innym. Tak więc myślami znalazł się przy zbliżającym się wieczorze, zaczynając opracowywać plan bezpiecznego i szybkiego wymknięcia się z obozu. Na wczorajszym, swoją drogą mocno wpadkowym i nieprzyjemnym zgromadzeniu umówił się bowiem z Aroniowym Podmuchem i słowa zamierzał dotrzymać, nawet, jeśli będzie kosztowało go to jakieś kłopoty… jednak wciąż myśl o nagłym awansie bicolora nie dawała mu spokoju. Klifiak ciągle lawirował między " to świetnie, cieszę się jego szczęściem" a "boję się, że mimo tego, co mówił, teraz mnie odrzuci na rzecz klanu i władzy, bo w obecnej sytuacji jestem dla niego po prostu niewygodny". Choć nie było to łatwe, starał się usilnie trzymać pierwszego toku myślenia. Ufał Aronii i jednak znał go znakomicie, przez co próbował wierzyć, że ten nigdy nie dopuściłby się drugiej opcji. Ale jego umysł kochał brać najgorsze scenariusze, nawet, jeśli te nie miały dużego przekładu na rzeczywistość. Tutaj jednak pojawiał się jeszcze jeszcze jeden problem — Łabądek bał się, że zniszczą ich te nowe różnice. On wciąż był zwykłym, nie wyróżniającym się z tłumu wojownikiem, a jego partner? Przyszłym przywódcą z masą nowych obowiązków i zajęć oraz zapewne z ogólnym klanowym uznaniem. Point nie mógł powiedzieć, że mu zazdrości, bo wiedział, że sam nigdy by się nie odnalazł na tak wysokim stanowisku i to nie o to chodziło. W końcu pokręcił z rezygnacją łbem. Nadmierne rozkminianie tylko przysparzało mu zmartwień i kłopotów, a koniec końców i tak nigdy nie dochodził do niczego dobrego.
***
Szybkimi susami przemierzał las w stronę polany, na której odbywały się zgromadzenia, ustalonego miejsca spotkania. Już zaczynało zmierzchać. Na całe szczęście kocurowi udało się przemknąć na zewnątrz bez żadnych problemów — w tym momencie akurat nikt nie stał na warcie, a w samym obozie raczej nie było kota, który od tak zwróciłby na niego uwagę. Był więc bezpieczny. Widząc, że ma jeszcze czas, trochę zwolnił. Ostatnim razem był zmuszony czekać trochę na Aroniowy Podmuch i niespecjalnie chciał przeżywać to znowu, więc cicho liczył, że gdy dotrze na miejsce, kocur już tam będzie, albo chociaż pojawi się chwilę później.
Końcowo spełniła się ta druga opcja. Gdy tylko Łabędzi Plusk usiadł w dobrym punkcie obserwacyjnym polany, z jej drugiego końca z zarośli wynurzyła się dobrze mu znana czarno-biała sylwetka. Wojownik od razu poderwał się z miejsca i czując, jak serce niebezpiecznie mu przyspiesza, szybkim krokiem podszedł do kocura.
— Cz-cześć — miauknął, pozwalając im nosom na delikatne zetknięcie się.
— Hej — odpowiedział Aronia.
Oboje usiedli i od razu otoczyła ich ta drażniąca, wchodząca w umysl cisza, której Łabędzi Plusk wprost nie znosił. Postanowił więc przełamać pierwsze lody.
— T-to… jak s-sobie ra-radzisz j-jako za-zastępca?
<Aronio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz