Zęby Burzowych Chmur zacisnęły się na karku kocicy. Krew spłynęła ze szramy na jej pysku; jej krzyk wybrzmiał prawie tak głośno, jak ten Pajęczej Lilii, gdy przytrzymywała jej głowę pod wodą.
Nie marnowała czasu. Prędko skoczyła do przodu, chcąc odtrącić wojownika od wojowniczki. Jej łapy natrafiły na jego bok, odpychając go w tył. Nie wywołało to jednak takiej reakcji, jakiej się spodziewała; kocur szarpnął się mocno, luzując chwyt na grzbiecie Fluorytu, jednak jego szczęki prędko odnalazły inny cel. Coś przytrzymało jej głowę w miejscu – cofnęła się o krok, szarpnęła, a z jej gardła wyrwał się głośny syk.
Podniosła spojrzenie. Spomiędzy białych kłów wojownika zwisał kawałek jej ucha; krew zaczęła ściekać kropelkami po boku jej pyska. Burzowe Chmury zastygł w miejscu, jak gdyby dopiero w tym momencie się opamiętał. Upuścił skrawek na ziemię. Jego wzrok przeniósł się z Wieleniego Szlaku na starszą wojowniczkę, jeszcze później na Słoneczny Fragment. Kocur jak gdyby oprzytomniał; odsunęła ból na drugi plan i czym prędzej złapała kocura za kark, po czym odciągnęła go od Fluorytu, popychając w kierunku przewodnika.
— Przytrzymaj go — wymamrotała, kątem oka widząc, jak Słońce wyrywa się do przodu.
Stanęła przed byłą mentorką. Wzrok kocicy był rozbiegany, jej wargi nadal wygięte w grymasie. Co miała teraz zrobić? Zniżyła się nieco, wpatrując w rozedrgane oblicze niebieskiej. Może tak było lepiej.
— Wstań, proszę — mruknęła, próbując pomóc jej się podnieść, jednocześnie omijając ranę na jej karku. Łapy kocicy trzęsły się, jej spojrzenie nieświadome. Unosił się od niej słodki, ale jednocześnie ziemisty zapach – taki, który towarzyszył jej jedynie w dniach, w których pod jej pazurami dało się znaleźć skrawki grzybów bądź kocimiętki. W szylkretowej główce prędko narodził się pomysł. Odwróciła się do tyłu, spoglądając przelotnie na pysk Słońca.
— Koty spoza klanu często kręcą się w tych okolicach — zaczęła. Jej spojrzenie spoczęło na Burzowych Chmurach, stanowcze i oskarżające. — Wiele z nich kieruje się pazurami, nie myślą; nietrudno jest paść ofiarą ich złości.
Jej słowa miały zasugerować ucieczkę od konsekwencji, które zapewne już nad nim majaczyły. Wojownik zdawał się zrozumieć jej aluzję – podobnie jak Słoneczny Fragment, w którego oczach zabłysło zaskoczenie. Nikt nie zaprotestował. Odwróciła się z powrotem do Fluorytu, która jeszcze nie do końca przetrawiła jej słowa.
— To również dla twojego dobra — zaznaczyła. Kocica złapała z nią kontakt wzrokowy, kładąc uszy po sobie. Brwi szylkretki zmarszczyły się. — Nikt nie musi wiedzieć o tym, że… Zaatakowałaś Słoneczny Fragment. Ale musisz z nami współpracować. W końcu nie chcesz, aby ktoś miał Cię za agresywną…
— Nie musisz mi grozić — wysyczała Fluoryt, odsuwając się od niej. Jej zęby ukazały się w strachliwym grymasie; Wielenia Łapa postąpiła dalej, przyklejając się do jej boku i spoglądając na nią nieco z góry.
— O tym mówię — westchnęła cicho, próbując wcisnąć w te słowa wszystkie swoje emocje. — Nie będę umiała ci pomóc, jeśli mi nie zaufasz… Ja ci wierzę — wymruczała, ignorując spojrzenie Słońca, które na sobie poczuła. Kocica zerknęła na nią kątem oka, mamrocząc coś pod nosem; z cieniem usatysfakcjonowanego uśmiechu na pysku wyprostowała się i pomogła jej wstać. Zwróciła się pyskiem w stronę przewodnika, wskazując ogonem kierunek obozu. Przedstawienie czas zacząć…
***
— Naprawdę jej wierzysz?
Wbiła spojrzenie w pysk Słońca, mrużąc ślipia. Któryś z medyków krzątał się przy jej poszarpanym uchu, owijając je cienką warstwą pajęczyny; skrzywiła się, ściśnięta pomiędzy jakąś pociągającą nosem rudą kotką, a Skrzydlatą Łapą, od której niósł się swąd mysiej żółci.
— Oczywiście, że nie — wymamrotała, wywracając dyskretnie oczami. — Jakoś musiałam ją przekonać. Sam widziałeś, nie jest do końca przy zmysłach…
Przewodnik pokiwał powoli głową. Natrętna łapa przy jej głowie w końcu się odsunęła, umożliwiając jej odizolowanie się od chorobliwej części legowiska. Mruknęła krótkie podziękowanie w stronę uzdrowiciela, po czym prędko czmychnęła na zewnątrz, kremowy kocur tuż za nią.
— Naprawdę, wstyd mi za niego — mruknął, zrównując z nią swoje kroki. — Nie wiem nawet, co w niego wstąpiło.
Wzruszyła ramionami, zatrzymując się przy stosie zwierzyny. Po chwili namysłu wybrała z niego większą myszkę i poczekawszy moment, aż Słońce zrobi to samo, skierowała się na ubocze, za krzewy pod kamienną ścianą wieży.
— Pewnie chciał cię tylko obronić — mruknęła, sadowiąc się na wygrzanej trawie. — Już tego nie cofniesz. Co się stało, to się stało. Przynajmniej… Wszystko poszło po naszej myśli.
Króliczej Gwieździe została przekazana starannie opracowana wersja wydarzeń… Dwójka samotników, która skoczyła na nich znienacka, później prędko przepędzona. Nawet Fluoryt wstrzymała się od posyłania im niezadowolonych spojrzeń, zastraszona i nadal nie do końca trzeźwo myśląca. Wszystko skończyło się dobrze – brak konsekwencji, brak kary dla Burzowych Chmur.
— Czemu Cię zaatakowała? — spytała po chwili, zwracając na niego zaciekawione spojrzenie. — Wiem, że jest wrażliwa na jakiekolwiek komentarze, ale nigdy nie myślałam, że zobaczę ją skaczącą komuś do gardła.
<Słońce?>
wyleczone: Leszczynowa Wiązka, Skrzydlata Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz