Przeszłość
— Ej! — Uczennica zatrzymała się, bardziej zaskoczona niż zraniona. — Hej, hej, spokojnie, spokojnie… — powiedziała łagodnie. Po wypowiedzeniu tego między nimi zapadła długa cisza, której nikt nie przerywał. — Nie musisz tak na serio, ja naprawdę nie chciałam — dodała po chwili, cicho, tak że tylko szylkretka mogła to usłyszeć.
Słota oderwała pysk, łapiąc oddech. Po policzkach młodej kotki spłynęły łzy, lecz Gąbce trudno było ocenić, czy płakała ze złości, upokorzenia, czy może ze smutku. Szylkretka stała nieruchomo, a jej mięśnie napinały się coraz mocniej. Zadrżała, strzepując uchem. Zamiast się wycofać, uniosła brwi i prychnęła, próbując zachować twarz, choć szło jej to raczej marnie.
— Już, wszystko w porządku? — zapytała niepewnie uczennica. Zanim młodsza zdążyła odpowiedzieć, została chwycona za kark przez swoją matkę. Starsza kocica posłała dymnej tak mordercze spojrzenie, że nietrudno z niego było wyczytać rozkaz, który jasno mówił: “Wynoś się stąd, albo cię rozszarpię”.
Brązowooka natychmiast spuściła głowę i posłusznie ruszyła w stronę wyjścia ze żłobka, nawet nie żegnając się z jego mieszkańcami. Czuła wstyd, choć sama nie wiedziała dlaczego. Przecież nie zrobiła nic złego! Nie rozumiała, czemu młoda kotka zareagowała w taki sposób. Przecież chciała się tylko pobawić, prawda? To wcale nie miało być nic złego!
Może kiedyś uda jej się odzyskać przychylność tej rodziny. Wydawali się ciekawi, choć… dość uparci. Gąbczasta Łapa zauważyła, że wokół ich posłań walało się sporo piórek i błyskotek. A przecież ona też lubiła błyskotki! Może znajdzie jakąś ładną i podaruje ją młodej kotce na zgodę? O ile jej matka w ogóle pozwoli jej się zbliżyć do kociarni – a z tym mogło być ciężko.
Księżniczka wciąż czuła na sobie ten przeszywający wzrok. Chyba trochę czasu minie, zanim całkiem o nim zapomni. Och, jak bardzo chciałaby mieć taką siłę w sobie! Taką, która jednym spojrzeniem potrafiłaby przegonić niechcianych gości. To dopiero byłaby umiejętność godna podziwu!
***
Teraźniejszość
Gąbkę zbudził energiczny głos Gąsiorkowego Trzepotu – jej mentorki. Gdy czarnofutra otworzyła oczy i zaczęła dochodzić do siebie, pierwsze, co usłyszała, to:
— Wstawaj! Szybciutko! Tygrysia Łapa już czeka na rozpoczęcie treningu!
Na te słowa kotka od razu poderwała się z posłania. Jej futro było jeszcze zmierzwione po śnie, ale nie miała nawet czasu, by je doprowadzić do porządku. Wyminęła mentorkę i, lekko ją szturchając, ruszyła w stronę wyjścia z legowiska uczniów. Za nią rozległy się kroki łaciatej kotki.
— Co dzisiaj będziemy robić na treningu? — zapytała Gąbka, gdy Gąsiorek dorównała jej kroku. Wkrótce obie podeszły do rudego kocurka, który czekał już niecierpliwie przy wyjściu z obozu. Liliowa mentorka na chwilę się zamyśliła, po czym mruknęła:
— Możecie dziś spróbować zawalczyć! Pamiętajcie tylko, żeby robić to bez pazurów i kłów, bo chcę, żeby każdy z was wrócił cały. Nie chcę widzieć żadnych urazów, zrozumiano?
Spojrzała raz na Tygrysią Łapę, raz na Gąbkę.
— Jak dla mnie brzmi dobrze! — odparł zielonooki, posyłając czarnofutrej przyjazny uśmiech. Ta skinęła głową na zgodę. Nie była pewna swoich umiejętności w walce, ale przecież Tygrysek też dopiero się uczył. Nie mogło być tak źle.
W trójkę opuścili obóz. Po drodze Gąbczasta Łapa rozglądała się uważnie – może znajdzie jakieś ładne piórko albo kamyk, który mogłaby podarować Słocie na zgodę? Od tamtego incydentu nie rozmawiały ze sobą, ale wiedziała, że rudy uczeń się z nią przyjaźni. Może on jej pomoże?
Gdy Gąsiorek szła przodem, Gąbka zrównała się z Tygrysią Łapą.
— Hej, Tygrysia Łapo! — przywitała się z uśmiechem. Kocurek odwzajemnił gest. — Lubisz się ze Słotą, prawda? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę.
— Tak, a co? — odparł z wyraźnym zaciekawieniem. — Ostatnio rzadziej gadamy, odkąd zacząłem trening. Sama wiesz, ile to zajmuje czasu! Ale tak, wciąż się przyjaźnimy.
— A, wiesz… nic ważnego, tylko… chciałabym się z nią pogodzić! — wyznała. — Jakiś czas temu poszłam do żłobka, żeby pobawić się z kociakami, a ona… rzuciła się na mnie! Chciałam, żebyśmy udawały walkę, tak dla zabawy, ale ona potraktowała to zbyt poważnie! Myślałam, że wyjdę stamtąd łysa! — dodała z przesadną powagą, unosząc brodę. Tygrysia Łapa roześmiał się szczerze, przez chwilę zapominając, że brązowooka nie chciała dłużej toczyć konfliktu z młodą szylkretką.
— To… może wiesz, jak mogłabym się z nią dogadać? — ciągnęła Gąbka. — Może lubi jakąś konkretną zwierzynę? Albo ma ulubiony kwiat? Nie wiem… — westchnęła, bezradnie poruszając wibrysami. Rudy kocurek zamyślił się na moment, po czym odpowiedział:
— Hm, nie bardzo. Wiem, że lubi zbierać różne drobiazgi, piórka, błyskotki, takie rzeczy. Ale nie pamiętam, by miała jakąś ulubioną. Może cokolwiek wystarczy. A może nie… — dodał po chwili. — Nie wiem, czy będzie ci chciała wybaczyć. Skoro mówisz, że była agresywna, to chyba… czarno to widzę.
Księżniczka zmarszczyła lekko brwi.
— To, co mam zrobić? — jęknęła. — Nie chcę mieć na pieńku z całą jej rodziną! To przecież aż czwórka kotów, wszyscy pewnie nastawieni przeciwko mnie! Ja naprawdę zaczynam się bać o własne zdrowie w tym klanie! — dodała pół żartem, pół serio, na co Tygrysek dumnie wypiął pierś.
— Nie martw się! Ja cię lubię, więc jak coś, pomogę! — zapewnił. Dymna rozpromieniła się. Uwielbiała zdobywać nowych przyjaciół! Wierzyła, że te znajomości przetrwają nawet wtedy, gdy wróci do swojego klanu. Może będzie widywać Tygrysię Łapę i Szczawiowe Serce na zgromadzeniach i wymieniać się z nimi nowinkami!
— Dobrze, dzieci! Jesteśmy na miejscu! — zawołała Gąsiorkowy Trzepot. Zatrzymali się na polanie otoczonej drzewami. Było tu wystarczająco dużo miejsca, by bezpiecznie przeprowadzić sparing. Łaciata mentorka stanęła między nimi i powiedziała:
— Pamiętajcie, bez pazurów i kłów. Ten, kto pierwszy przytrzyma przeciwnika przy ziemi przez sześć uderzeń serca, wygrywa!
Wycofała się w cień krzewów, a Gąbka napięła mięśnie. Nim rudy zdążył się przygotować, rzuciła się na niego. Oboje potoczyli się po ziemi, wzbijając w powietrze drobinki kurzu. Gąsiorek coś do nich wołała, ale hałas był zbyt duży, by cokolwiek zrozumieć.
W końcu Gąbce udało się przyszpilić Tygryska do ziemi. Już miała się triumfalnie uśmiechnąć, gdy nagle rudy odepchnął ją z całej siły, trafiając ją w brzuch. Dymna syknęła z bólu i upadła, ale szybko zrobiła unik, gdy przeciwnik próbował ją obalić.
— Nie tak prędko! — krzyknęła z determinacją. Tygrysek od razu zaatakował ponownie, trafiając w jej bark. Chciał wspiąć się na jej grzbiet, ale kotka zrzuciła go z siebie i przycisnęła mu łapę do klatki piersiowej, unieruchamiając go.
Gąsiorek zaczęła odliczać, lecz zanim zdążyła skończyć, Tygrysia Łapa szarpnął się i instynktownie wysunął pazury, po czym w przeciągu jednego uderzenia serca, przeciął nimi łapę dymnej. Gąbka krzyknęła, cofając się i unosząc łapę.
— Halo! Miało być bez pazurów! — zawołała oburzona. Mentorka natychmiast zjawiła się między nimi.
— Tygrysia Łapo! Uspokój się, zapominasz się! — skarciła go. Rudy natychmiast położył uszy po sobie. Ze zwieszoną głową podszedł do Gąbki i przycisnął pyszczek do jej szyi w geście przeprosin. Kotka liznęła go dwa razy po głowie i cofnęła się o krok.
— Nic się nie stało! To nic wielkiego, nawet nie będzie z tego blizny! Do zgromadzenia się zagoi! — zapewniła go z ciepłym uśmiechem.
***
Trójka kotów wróciła do obozu. Gąsiorkowy Trzepot, wyraźnie zmęczona po treningu, od razu skierowała się do legowiska wojowników. Dwójka uczniów została jednak na środku polany, śmiejąc się i żartując. Gąbczasta Łapa dopiero wtedy przypomniała sobie, że przez cały trening zapomniała rozejrzeć się za czymś dla Słoty. Los chciał, że teraz siedzieli dokładnie w takim miejscu, z którego żłobek był doskonale widoczny. Nie mieli pojęcia, że obserwuje ich para brązowych ślepi.
— Nie pójdziesz z tą raną do medyka? — zapytał Tygrysek, zerkając na jej łapę.
— Mam nadzieję, że żartujesz! — parsknęła dymna. — To nic wielkiego, samo się zagoi. Wystarczy, że wyliżę.
Rudy zmarszczył brwi, ewidentnie nieprzekonany.
— Zaufaj mi! — dodała z uśmiechem. — W Klanie Nocy szkoliłam się na medyczkę, pamiętasz? Wiem, kiedy trzeba interweniować, a kiedy można sobie odpuścić.
— No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę — mruknął, choć ton miał wciąż sceptyczny. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wsłuchani w obozowy gwar. W końcu Tygrysia Łapa odezwał się znów, z typową dla siebie energią:
— Hej! Ciekawe, co jutro będziemy robić na treningu! Może spytamy Gąsiorkowego Trzepotu, czy nie chciałaby zorganizować z tobą trening ze zbierania ziół? To byłaby miła odmiana! Ciągle tylko walczymy i polujemy… a ja chętnie pozbierałbym jakieś ładne kwiatuszki! — powiedział, unosząc brwi i robiąc słodkie oczka w stronę czarnofutrej.
— Hmm… można spróbować — odparła Gąbka, zastanawiając się. — Nie wiem tylko, czy Gąsiorek się zgodzi…
— Na pewno się zgodzi! — przerwał jej Tygrysek z przekonaniem. — Przecież jest fajna i wyluzowana! Nic się nie stanie, jeśli raz odpuścimy sobie wojownikowanie.
Dymna zaśmiała się cicho i skinęła głową, po czym rozejrzała się po obozie. Jej wzrok zatrzymał się na wejściu do żłobka, w którym dostrzegła Słotę, która wpatrywała się w nią uważnie. W chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, młódka zniknęła w cieniu kociarni.
— Oj, Tygrysia Łapo! Muszę już lecieć, widzimy się jutro! — rzuciła szybko, po czym zerwała się na łapy i pobiegła w stronę żłobka. Wsunęła nos do środka. Od razu uderzyło ją przyjemne ciepło i zapach mleka, który wypełnił jej nozdrza. Wewnątrz panował spokój, a posłania kociąt i karmicielek wyglądały miękko i przytulnie. Kotka rozejrzała się uważnie, szukając wzrokiem jednej, konkretnej młódki. Gdzie się podziała ta mała urwiska?
<Słoto?>
[1451 słów do treningu wojownika]
[przyznano 29%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz