— A co dziś? — Niemal nie zmaterializował się pod jej łapami. Musiała uważać, żeby się nie potknąć. Nie dało się już podejść bliżej. Na mordce ucznia malował się podekscytowany uśmiech. — Pójdziemy gdzieś jeszcze.
Ruda spoglądała na dół na roziskrzone ślepia.
"Nie chce mi się już... Czemu musi być aż tak chętny? Czemu nie chce już wrócić do obozu, położyć się na swoim świeżym mchu, napchać brzuch piszczką i poplotkować z innymi terminatorami? Czy kocury się tak nie zachowują, czy tylko kotki tak bardzo cenią sobie swój codzienny czas na obgadywanie innych i dzielenie się swoimi nowymi (i starymi, opowiedzianymi w niemal taki sam sposób, jak poprzednim razem) spostrzeżeniami na temat tej szczególnie nielubianej jednostki? " — To było coś, czego zwiadowczyni nie mogła zrozumieć. To była jej ulubiona część dnia, na którą czekała od kiedy tylko otworzyła rankiem oczy, słysząc wołanie Pieczarki. Teraz powoli rozumiała, dlaczego z samców są takie zimne, bezczelne dranie lub najwięksi, godni pożałowania idioci (zależnie czy myślała o Lnie, czy o swoim ojcu).
— Możemy pójść jeszcze trochę dalej i pokaże ci coś nawet fajniejszego niż śmierdząca, gnijąca kupa bezużytecznych ochłapów, okej? — zapytała, chociaż dobrze wiedziała, że nie ważne co by wymyśliła, Guziczek byłby chętny to zobaczyć. Zrobiłby wszystko, żeby tylko nie łazić bez celu lub, co gorsza, wracać do obozu.
— Jasne! A co to, a co to? — Niemal nie odleciał ze szczęścia na pobliską lipę. — Jak daleko to jest? A co to właściwie jest? Jest niebezpieczne? Czy są tam dzikie lisy, a może agresywni samotnicy, bezwłosi wyprostowani?
— Co najwyżej głodne wiewiórki i masa wilgotnych kępek trawy, posikanych przez przestraszonych uczniów, którzy poszli tam bez swojego mentora w głuchą noc. — Wyszczerzyła się do niego z góry.
— A więc będzie strasznie? — dopytał, zadzierając głowę.
— Ano, będzie całkiem strasznie...
— Czemu jest tam strasznie? Ktoś tam umarł i teraz jego dusza błąka się bez celu? A co to w ogóle za miejsce? Ma nazwę?
— Jak nie skończysz memłać tym jęzorem i atakować mnie całą lawiną bezsensownych pytań, to nigdy nic ci nie powiem, ty piszczący szczurze. — Jej słowa nie były wredne. Ton miała faktycznie rozbawiony, a cały trening zaczął jej nawet sprawiać trochę przyjemności.
— Już będę cicho... Ale odpowiedz!
— Idziemy do Szopy Strachu — oznajmiła, a następnie prędko dodała: — Prędzej czy później dowiedziałbyś się o niej od starszych kolegów. Zwłaszcza że pewnie będą chcieli cię zmusić do ciemnego spacerku właśnie do niej, a następnie do spędzenia w niej caaaluuutkiej nocy. Mi nikt o niej nie powiedział podczas pierwszych treningów, więc kiedy przyszło co do czego, byłam nieźle roztrzepana. Ty za to będziesz mieć przewagę i nie obszczasz z trwogi ani jednego ździebełka trawy wokół tej rozpadającej się, podgniłej jaskini kocich jęków i nastroszonych grzbietów. Mam nadzieję, że jest to jasne. Nie przyniesiesz mi wstydu przed swoimi koleżkami, co?
[558 słów]
<Guzik?>
[przyznano 6%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz