Dawno temu
— Hej… Możemy razem pójść poza obóz? — mruknęła Brukselkowa Zadra, spoglądając niepewnie na Rysi Trop. Szylkretka się zgodziła, więc obie kotki opuściły obóz. Liliowa była wyraźnie spięta, ta zawsze głośna, pełna energii kotka teraz zdawała się jakby przygaszona. Była przekonana, że zakochała się po uszy w Rysim Tropie. Była pewna, że to właśnie z nią chciałaby spędzić resztę swoich dni. Marzyła, że może, może i brązowooka czuje to samo. Gdyby tylko mogły zostać partnerkami, byłyby przecież najbardziej oddaną parą w całym Klanie Wilka! Brukselkowa Zadra już by o to zadbała – codziennie chodziłaby z nią na spacery, przynosiła kwiaty i pióra, a gdyby tylko szylkretka zachorowała, siedziałaby przy niej od wschodu do zachodu słońca.
Całą drogę Brukselka co chwilę zerkała na Rysi Trop, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Jej duże, brązowe oczy błyszczały w słońcu jak dwa bursztyny, a delikatny, zaokrąglony pyszczek sprawiał, że serce liliowej biło znacznie szybciej. W pewnym momencie szylkretka zauważyła jej spojrzenie, co speszyło pręgowaną.
— Hm? Wplątał mi się jakiś robak w futro? — zapytała niepewnie. Żółtooka szybko spuściła wzrok na ścieżkę przed sobą.
— Nie, nie! Wszystko w porządku. Wyglądasz tak ładnie, jak zwykle… — odparła cicho, po czym odchrząknęła, nie dając Rysiemu Tropowi czasu na reakcję. — Chodźmy szybciej! Chciałabym przejść się nad jezioro!
Brązowooka skinęła głową i obie przyspieszyły kroku. W głowie Brukselki kotłowały się myśli. A właściwie to wątpliwości. “Jak ona zareaguje? Co, jeśli mnie wyśmieje? Albo rozpowie o tym wszystkim?” – zastanawiała się. Czuła, jak żołądek ściska jej się ze stresu. Bała się, że kilka źle dobranych słów zniszczy jej reputację, w końcu miała być tą dumną, pewną siebie wojowniczką, a nie kotką, która daje się odrzucić.
Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać, a przed nimi rozciągnęła się polanka przy jeziorze, Brukselkowa Zadra zatrzymała się. Rysi Trop również stanęła, spoglądając na nią pytająco.
— No dobrze, jesteśmy. Ale właściwie… po co tu przyszłyśmy? — zapytała szylkretka, unosząc brwi. Żółtooka milczała, wpatrzona w spokojną taflę wody, podczas gdy jej serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej.
— Brukselko? Wszystko w porządku? — zapytała delikatnie Rysi Trop. Pręgowana wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła się i zajrzała pod krzew, pod którym wcześniej schowała kilka kwiatów. Ostrożnie wysunęła bukiet, który składał się z maków, margerytek i chabrów. Położyła go przed łapami Rysiego Tropu i uśmiechnęła się nieśmiało.
— Ryś… bo ja… — zaczęła, odwracając wzrok, jakby bała się, że zaraz spali się ze wstydu. — Obserwowałam cię już od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że jesteś najpiękniejszym kotem w całym Klanie Wilka. — Po tych słowach Brukselka podniosła głowę i zatrzymała spojrzenie na wojowniczce.
Gdy mówiła, jej głos był szczery, autentyczny, zazwyczaj nie używała takiego, gdy chwaliła Wilczaków.
— Uwielbiam twój uśmiech, to, jak zawsze starasz się być miła i pomocna… — Z każdym słowem mówiła coraz pewniej, aż w końcu zebrała się na odwagę, by mruknąć:
— Dlatego chciałam zapytać… czy nie chciałabyś zostać moją partnerką?
Między kotkami zapadła długa, niezręczna cisza. Rysi Trop rozszerzyła oczy i lekko rozchyliła pyszczek, jakby chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Brukselka wbiła pazury w ziemię, czując, jak robi jej się gorąco, lecz nie było to przyjemne ciepło, tylko palący wstyd. Czy powiedziała coś nie tak? Może chodziło o jej wygląd? Czy podczas drogi coś zaplątało się w jej futro? Chciała to sprawdzić, ale nie potrafiła oderwać wzroku od wojowniczki, czekając w napięciu na odpowiedź. W końcu Rysi Trop wyszeptała:
— Nie… — urwała, po czym opuściła głowę. — Nie… czuję się najlepiej.
Ledwo dokończyła zdanie, gdy jej łapy się ugięły i runęła na ziemię, przewracając się na bok. Głowa szylkretki uderzyła o glebę z głuchym hukiem. Futro Brukselki natychmiast stanęło dęba na całej powierzchni jej grzbietu. Patrzyła na leżącą w bezruchu kotkę z przerażeniem.
— Na Klan Gwiazdy! — pisnęła, całkowicie sparaliżowana. Dlaczego Rysi Trop zemdlała? Czy to przez nią? Czy to była reakcja na jej wyznanie? Co teraz miała zrobić? Dlaczego akurat jej coś takiego się przytrafiło? Pytania rodziły się we wnętrzu jej głowy, lecz na żadne nie znała odpowiedzi.
Z drżącym oddechem zrobiła krok naprzód i pochyliła się nad wojowniczką, przykładając nos do jej boku. Unosił się, Rysi Trop oddychała. Była żywa, po prostu… zemdlała.
Liliowa poczuła się bezsilna. Po tylu księżycach zebrała się na odwagę, by wyznać jej swoje uczucia, a ona… po prostu straciła przytomność. Nie wiedziała nawet, jaka byłaby jej odpowiedź. Czy Rysi Trop nie chciała z nią być? A może gdyby nie ten wypadek, zgodziłaby się zostać jej partnerką?
Brukselkowa Zadra chwyciła delikatnie kotkę za kark, próbując ją podnieść, lecz ta wyślizgnęła się z jej uścisku. Pręgowana była zbyt roztrzęsiona, by zrobić to sprawnie. Dopiero po kilku próbach udało jej się unieść ją na tyle wygodnie, by mogła ciągnąć ją powoli w stronę obozu. Wydawało się to jedynym rozsądnym wyjściem, ponieważ nie zapowiadało się, by Rysi Trop miała się szybko ocucić.
Całą drogę powrotną Brukselka próbowała nie myśleć o tym, co właśnie się wydarzyło. Udawała, że nie czuje ciężaru szylkretki, że to tylko zwykły, samotny spacer, a nie coś, co złamało jej serce. Była zbyt zawstydzona i przygnębiona, by dłużej nad tym rozmyślać.
Kiedy w końcu dotarła do obozu, natychmiast oddała Rysi Trop w łapy medyków, tłumacząc, że kotka zemdlała podczas spaceru. Dopiero gdy upewniła się, że szylkretka jest pod opieką, Brukselkowa Zadra uciekła z lecznicy i schowała się w legowisku wojowników, pragnąc, by to wspomnienie zniknęło raz na zawsze.
***
Teraźniejszość
Tyle księżyców unikania Rysiego Tropu jak ognia, tylko po to, by w końcu zostały razem wyznaczone na patrol. I to na taki, z którego nie dało się w żaden sposób wymigać. Jedyny plus był taki, że dołączyła do nich także Wrotyczowa Szrama, więc Brukselka przynajmniej miała z kim iść.
Kiedy nastał wieczór i nadszedł czas na wyruszenie, Brukselka wyszła z legowiska jako ostatnia. Dwie siostry czekały już przy wyjściu z obozu, ale żółtooka od razu skierowała się w stronę tylko jednej z nich – Wrotyczowej Szramy. Na powitanie otarła się pyszczkiem o jej policzek, po czym mruknęła:
— Hej, Wrotyczko. Co u ciebie? Czy coś się zmieniło między tobą a naszym synem, Mglistym Snem?
Kiedy skończyła mówić, zerknęła krótko na Rysi Trop, lecz zaraz znów przeniosła wzrok na liliową. Dymna uśmiechnęła się do niej lekko i rzuciła:
— Później ci opowiem. Teraz chodźmy na patrol.
Z tymi słowami kotki opuściły obóz. Rysi Trop ruszyła przodem, a Brukselkowa Zadra z Wrotyczową Szramą podążały tuż za nią, rozmawiając cicho między sobą. Pręgowana co jakiś czas zerkała na szylkretkę, zastanawiając się, czy ta w końcu włączy się do rozmowy, czy będzie milczeć aż do samego końca. Czy ona w ogóle pamiętała tamten dzień? Tamto wyznanie? A jeśli tak – czy było jej przykro, że wtedy zemdlała? Może… może wcale nie chciała jej odrzucić, tylko los chciał inaczej?
<Rysi Tropie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz