Przeszłość
— Nie rozumiem. To zgubiłeś się, czy nie? Jeśli tak, mogę odnaleźć twoją mamę razem z tobą — mruknął Królicza Ułuda, wyraźnie zmartwiony kociakiem, który po mieście wędrował zupełnie samotnie.
— Nie, nie! Skądże! — Młodszy uniósł głowę wyżej, strosząc futerko. — Tak się składa, że… udało mi się uciec od Dwunożnych! Dwunożnych, którzy się nade mną znęcali! Jestem na tyle zwinny, że byłem w stanie wydostać się z ich tyci mieszkanka i… ależ mam szczęście, że cię znalazłem! Teraz będziesz mi pomagać, prawda?
Gdy skończył mówić, zamrugał kilka razy, robiąc maślane oczka.
— Chwila, chwila, to raczej ja znalazłem ciebie! I nigdy nie powiedziałem, że zamierzam cię niańczyć. Mam już wystarczająco dużo problemów na głowie… — burknął kremowy, na co srebrny kocurek uniósł brwi.
— Ale chyba nie zamierzasz mnie tu zostawiać? Przecież jestem tylko bezbronnym kociakiem! Naprawdę masz serce, by tak po prostu odejść? — zapytał.
Bursztynowooki musiał przyznać, że zrobiło mu się trochę żal młodziaka. Na pewno w środku był przestraszony i zmęczony. Sam pewnie umarłby z głodu i pragnienia w kilka dni. Całkiem możliwe, że Królik był jego ostatnią deską ratunku.
— Wiesz co? Zgoda. Zabiorę cię ze sobą. Poznasz mojego brata i… przyjaciółkę. Na pewno się dogadacie! — mruknął, uśmiechając się delikatnie. Kociak odpowiedział szerokim, choć trochę sztucznym uśmiechem. Pręgowany uznał, że to pewnie przez zmęczenie. — W takim razie chodź za mną, Tiramisu.
Odwrócił się i ruszył, gdy nagle usłyszał za sobą niezadowolone sapnięcie.
— Mów mi Tiramisu Serafinit Pierwszy Wielki! — upomniał się srebrny, doganiając go. Pręgowany skinął głową.
— Dobrze, Tiramisu Serafinicie Pierwszy Wielki — mruknął, śmiejąc się cicho pod nosem. Ciekawe, jak zareaguje Trójoki Zając na nowego gościa? Czy ucieszy się, czy może będzie niezadowolony z faktu, że kolejny kot oznacza kolejną gębę do wykarmienia?
***
Teraźniejszość
W dodatku ostatnio Trójoki Zając ciągle wychodził na treningi z Tiramisu, a kremowy pozostawał sam. Próbował chodzić na spacery, tak jak robił to jeszcze za czasów, gdy mieszkał w Klanie Klifu, lecz teraz te przechadzki nie sprawiały mu już przyjemności. Starał się też polować, robić cokolwiek, by zająć umysł, ale był zbyt rozkojarzony, by cokolwiek złapać. Kończył zawsze bardziej zawiedziony sobą – i głodny.
Tym razem, gdy wrócił na swoje posłanie, obok siedzieli już Tiramisu i Trójoki Zając. Rozmawiali, lecz kremowy był zbyt zmęczony, by wsłuchać się w słowa. Gdy skończyli, zielonooki oddalił się bez wyjaśnienia. Srebrny natomiast podszedł do Królika.
— Gdzie poszedł Zając? — zapytał starszy, unosząc wzrok. — Już się ściemnia. Wiesz, chodzenie po mieście w nocy może być niebezpieczne.
Tiramisu wzruszył ramionami, przekręcając głowę w bok.
— Nie wiem, nie pytałem. Pewnie poszedł się wypróżnić — mruknął obojętnie, zaczynając starannie wylizywać futro, chcąc usunąć każdą drobinkę kurzu i brudu. Zawsze tak robił.
To sprawiło, że kremowy spojrzał na własne futro – które, nie oszukujmy się, nie wyglądało najlepiej. Było potargane, posklejane i brudne. Trochę wstyd chodzić z takim chaosem na sierści. Bursztynowooki usiadł, prostując się, i kątem oka obserwując Tiramisu, zaczął wylizywać łapę. Srebrny, widząc to, przerwał mycie.
— No proszę! W końcu się za siebie zabrałeś, najwyższa pora — mruknął, trochę kpiąco, po czym wrócił do czyszczenia własnego futra. Pręgowany jedynie przewrócił oczami, nie reagując na zaczepkę.
Gdy oboje skończyli, Trójoki Zając wyłonił się zza rogu, trzymając w pysku bezwładną, dość dużą, tłustą mysz. Gdy podszedł do brata, położył zwierzynę przed nim i mruknął:
— Trzymaj. Nie widziałem, byś ostatnio jadł, a ja wraz z Tiramisu poczęstowaliśmy się dwoma ostatnimi ptakami — powiedział, a jego ogon zadrgał nerwowo.
Kremowy skinął wdzięcznie głową i ostrożnie zaczął jeść. Pomiędzy kęsami zapytał, unosząc wzrok na Tiramisu i Zająca:
— O czym rozmawialiście?
Zielonooki kilkakrotnie ugniótł ziemię łapami, zanim odpowiedział.
— O niczym ważnym… tak naprawdę — przyznał, po czym przeciągle ziewnął. — Już późno, powinniśmy iść spać — dodał, kładąc się na swoim posłaniu. Królicza Ułuda przytaknął i również się położył. Jedynie Tiramisu wciąż siedział, co jakiś czas spoglądając w stronę dwóch kocurów. Czyżby nie potrafił zasnąć? Bursztynowooki nie zdążył go o to zapytać, bo sam usnął.
***
Rankiem Królik wstał jako pierwszy. Tiramisu obudził się chwilę później, a Zając wciąż jeszcze drzemał. Srebrny wydawał się wyraźnie znudzony – nie miał co robić, nie mógł iść na trening ze starszym ani porozmawiać z kimkolwiek. Widząc jego znużenie, Królik postanowił zagaić:
— Hej, Tiramisu. Pamiętasz ten dzień, w którym cię znalazłem? — mruknął, wymuszając uśmiech. Srebrny zmierzył go morderczym wzrokiem, jakby tamto wspomnienie przynosiło mu wstyd. — Wydoroślałeś od tamtej pory, wtedy był z ciebie kociak! — dodał Królicza Ułuda. Tiramisu fuknął, owijając swój puchaty ogon wokół łap.
— To, że twoje córki zniknęły, nie znaczy, że masz mi tu teraz ojcować! Nie potrzebuję żadnych zamienników moich rodziców — burknął, powoli kręcąc głową. Królik zacisnął szczękę.
— Ja wcale nie ojcuję! Chciałem tylko powspominać stare czasy… — westchnął, kręcąc powoli głową. Srebrny zadarł brodę.
— Stare czasy? Ja mogę ci opowiedzieć o starych czasach! Opowiem ci, jak udało mi się uciec od tych Dwunożnych dzięki mojej zwinności, sile i ambicji! — mruknął złośliwie, szczerząc zęby. Kremowy zdziwił się jego tonem, ale pomyślał, że może w ten sposób lepiej pozna młodszego. Może dowie się czegoś, co wytłumaczy jego dotychczasowe zachowania – dlaczego tak bardzo lubił się wywyższać? Dlaczego unikał jakichkolwiek rozmów o emocjach? Może przez cały ten czas czegoś się bał?
<Tiramisu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz