— Wiesz, tęsknię za Kocimiętką i Mak — wyznał, patrząc przed siebie. — A ty za nimi nie tęsknisz?
Srebrny fuknął pod nosem i podłożył Zającowi łapę, żeby ten się potknął. Kremowy zachwiał się, o mało nie lądując na ziemi. Na jego pysku przez chwilę widać było gniew, ale szybko zgasł, ustępując miejsca zmęczeniu i zawiedzeniu.
— Odpowiadając na pytanie: nie, nie tęsknię. Dlaczego miałbym? Nawet za własnymi rodzicami nie tęsknię — wycedził przez zęby, po czym uśmiechnął się szeroko. Zielonooki wyglądał na niewzruszonego jego żartami i dziwnym humorem. — Nie rozumiesz! Teraz gdy Dyniowej Skórki już nie ma, nie muszę znosić bezsensownych kłótni tej dwójki. A Kocimiętka? Na kamienie! Jak ja się cieszę, że nie muszę już słyszeć jej brzęczenia nad uchem! — dodał, unosząc dumnie brodę. Pręgowany odwrócił wzrok od Tiramisu, jakby chciał odciąć się od jego słów. Mimo to młodszy ciągnął dalej:
— Była irytująca, wpychała nos w sprawy, które jej nie dotyczyły. Nie mogłem mieć jednego spokojnego treningu, bo zawsze musiała się przyplątać. To było okropne, rozumiesz? Miałem wrażenie, że celowo zaniżasz mój poziom, żeby zrównać go z poziomem Kocimiętki — wyznał dramatycznie, jakby chciał wzbudzić żal w zielonookim, który zdawał się już obrażony. — A ja chciałem tylko jednego, spokojnego treningu, gdzie to ja byłbym w centrum uwagi! To naprawdę przykre, że nie potrafiłeś mi tego dać.
Kiedy skończył, wyprzedził kremowego i wskoczył na jeden ze srebrnych głazów. Pazury pomarańczowookiego przejechały po metalowej powierzchni, aż kosz zabrzęczał.
— Na szczęście masz okazję, żeby to naprawić! Teraz jesteśmy sami, bez Kocimiętki, bez nikogo innego — powiedział, unosząc głowę. Trójoki Zając spojrzał na niego z dołu, z delikatnym grymasem na pysku. — Może wreszcie nauczyłbyś mnie czegoś pożytecznego? A wtedy będziemy kwita — dodał, wyszczerzając zęby i zeskakując z głazu. Trójoki Zając chwilę się zastanowił, a potem odparł:
— Zgoda — rzucił krótko, trochę zmieszany paplaniną Tiramisu. — Mogę nauczyć cię, jak bezpiecznie przechodzić przez Drogę Grzmotu.
Na pysku srebrnego od razu pojawił się zawód.
— Huh? — westchnął zdziwiony. — Jak przechodzić przez Drogę Grzmotu? Za kogo ty mnie masz? Dlaczego od razu nie przejdziemy do walki albo polowania? Co mi po… przechodzeniu przez ulicę. Przecież to minimum, żeby przeżyć w mieście, a ja, jak widzisz, wciąż żyję.
— Droga Grzmotu albo nic — uparł się Trójoki Zając, próbując postawić granice. Srebrny miał ochotę warknąć, ale w porę zagryzł język.
— Niech ci będzie — mruknął w końcu łaskawie, unosząc ogon dumnie do góry. Jak kremus śmiał mu się sprzeciwiać? Nigdy nie robił tego, czego Tiramisu chciał! Zawsze wszystko po swojemu! Tu zabrał Kocimiętkę na ICH trening, tu nie chciał nauczyć go niczego pożytecznego! Musiał robić tak specjalnie, bo nie było innej opcji. “Muszę uzbroić się w cierpliwość. Nim Trójoki Zając w końcu zechce nauczyć mnie czegoś przydatnego, minie jeszcze trochę czasu” – myślał srebrny, patrząc z niezadowoleniem na drogę przed sobą.
W końcu dotarli na obrzeża miasta, gdzie potwory Dwunożnych nie przebiegały tak często. Droga wydawała się względnie bezpieczna i niezbyt szeroka. Trójoki Zając stanął tuż przed nią, wystawiając nos z bezpiecznej strefy. Tiramisu zbliżył się ostrożnie do kremowego, a wtedy do jego nozdrzy dotarł ostry, drażniący zapach. Chciał się cofnąć, zanim odór wsiąknie w jego czyste futro, ale przełknął ślinę i wyprostował się, starając się sprawiać wrażenie niewzruszonego.
— Gdy przechodzisz przez Drogę Grzmotu, musisz bardzo uwa-
Srebrny zrobił kilka kroków do przodu, a jego poduszki łap otarły się o chropowatą powierzchnię. Odwrócił głowę w stronę pręgowanego.
— Widzisz? Skończ z gadaniem, przechodzenie przez ulicę to nic trudnego! — mruknął, gdy nagle rozległ się głośny ryk potwora. Tiramisu cały się najeżył i widząc błyszczące w oddali oczy, rzucił się do panicznego biegu. W ostatniej chwili odskoczył w bok i wylądował bezpiecznie po drugiej stronie Drogi Grzmotu. Potwór zostawił za sobą smród.
Srebrny leżał na ziemi, ciężko dysząc, a gdy się obrócił, zobaczył Trójokiego Zająca – jego spojrzenie było dziwne. Zawiedzione? Wystraszone? Smutne? Zmęczone? Chyba wszystko naraz. Srebrny przeanalizował całe swoje ciało, upewniając się, że nigdzie nie krwawi. Nie – był cały i zdrowy.
— To? Normalnie by mi się udało, ale rozproszyłem się, rozmawiając z tobą! — fuknął, chwiejnie wstając. Szybko wylizał swoje nastroszone futro, mrucząc pod nosem:
— Przecież umiem przechodzić przez ulicę.
Chwilę potem zielonooki stanął tuż przed nim.
— Zróbmy to jeszcze raz, razem. Trzymaj się blisko mnie i wykonuj moje polecenia. W ten sposób nauczysz się przechodzić przez Drogę Grzmotu, nie ryzykując spotkania z potworem — tłumaczył spokojnie. Tiramisu miał ochotę odpyskować, ale serce waliło mu tak mocno, że nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Skinął jedynie posłusznie głową i podszedł do krawędzi drogi, by razem z kremowym rozejrzeć się na boki. Gdy upewnili się, że nic nie nadjeżdża, ruszyli ostrożnie przed siebie. Bezpiecznie dotarli na drugą stronę.
— Widzisz? — powiedział Trójoki Zając. — Gdybyś słuchał od razu, uniknąłbyś niepotrzebnych nerwów. Lepiej wracajmy już do naszego schronienia. Królik pewnie zastanawia się, dlaczego tak długo nas nie ma.
***
Nie mieli racji. Gdy dotarli do swoich posłań, na żadnym z nich nie było Króliczej Ułudy. Jego zapach wydawał się już nieco zwietrzały. Może poszedł na długi spacer? Ostatnio znikał bez słowa coraz częściej, najwyraźniej głęboko przybity stratą partnerki i kociąt.
Tiramisu razem z Trójokim Zającem podeszli do miejsca, w którym składowali upolowaną zwierzynę. Leżał tam martwy wróbel i gołąb, lecz nic więcej. Srebrny chwycił w pysk gołębia, zostawiając starszemu kocurowi mniejszego ptaka. Oba koty usiadły na rozgrzanej od słońca posadzce, obserwując niebo, które powoli nabierało pomarańczowo-różowych barw.
— Jak długo zamierzamy mieszkać w tym miejscu? — mruknął Tiramisu do kremowego, podczas gdy powaga rysowała się na jego pyszczku. — Czy nie lepiej byłoby znaleźć jakąś ciekawszą uliczkę? Albo może zwiedzić świat?
To była najprawdopodobniej najspokojniejsza rzecz, jaką dziś powiedział w stronę kremowego.
— Strasznie tu nudno! Nie poznałem jeszcze żadnego kota w moim wieku, z którym mógłbym prowadzić poważne rozmowy! — dodał dramatycznie, biorąc kęs gołębia. Gdy przeżuł, kontynuował:
— Wy jesteście za starzy, by rozumieć moje wizje! Jestem pewien, że gdzieś dalej czeka kot, z którym mógłbym planować, jak przejąć władzę nad całym światem!
Mówił trochę żartobliwie, a trochę poważnie. W końcu zależało mu na władzy. Chciał być wysoko, chciał być ważny. A tutaj? Był mały, młody, słabszy. Oczywiście i tak był mądrzejszy od Królika i Zająca razem wziętych, ale nie było nikogo, kto mógłby mu to powiedzieć. Nie było tu kota, który rzuciłby mu komplement!
— Wy jesteście za starzy, by rozumieć moje wizje! Jestem pewien, że gdzieś dalej czeka kot, z którym mógłbym planować, jak przejąć władzę nad całym światem!
Mówił trochę żartobliwie, a trochę poważnie. W końcu zależało mu na władzy. Chciał być wysoko, chciał być ważny. A tutaj? Był mały, młody, słabszy. Oczywiście i tak był mądrzejszy od Królika i Zająca razem wziętych, ale nie było nikogo, kto mógłby mu to powiedzieć. Nie było tu kota, który rzuciłby mu komplement!
<Trójoki Zającu?>
[1069 słów + przechodzenie przez ulicę]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz