BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Klifu!
(dwa wolne miejsca!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

29 lutego 2024

Od Gracji CD. Szepczącej Pustki

Po raz kolejny lekko się uśmiechnęła, jednocześnie prosząc w myślach o to, by nie paść tu z zimna. Miała wrażenie, że ma dużo więcej futra od kocura, a to jednak ona mocniej dygotała. Może rzeczywiście była za słaba na wojownika, skoro byle podmuch wiatru wywoływał w niej takie odczucia?
— Zdążyłam zauważyć — mruknęła. — Może u was to nic wyjątkowego, znakiem rozpoznawalnym każdego Burzak może być bycie interesującym — ciągnęła. — Chociaż masz rację, ktoś inny po zapuszczeniu się na wasze tereny by mnie dawno przegonił i to zostawiając na pamiątkę masę blizn strupów na ciele. Ty na razie jesteś spokojny.
Lubiła Szepczącą Pustkę, chociaż widzieli się z trzeci raz w życiu. Może kwestią tego, że czuła się swobodniej w jego towarzystwie, było to, iż nie był na co dzień świadkiem jej nieporadności w obozie? Nie musiała się martwić, że będzie podlegać ocenie przez wzgląd na swoje umiejętności w polowaniu, czy przez samo to, że była zwykłym stróżem. Po prostu to, jak zachowywała się teraz, miało jedyny wpływ na ich znajomość.
— Aaah, jakże bym mógł przeganiać owocową koleżankę? — miauknął śpiewająco, po czym wstał i klapnął bezceremonialnie obok kotki, wyglądając przy tym jak wbity w ziemię patyk. — Która w dodatku niezwykle się trzęsie. Więc co do przegonienia możesz mieć rację, niemniej będzie to tylko spowodowane troską o twój ogon i możliwe odmarznięcia. — Zerknął na Grację z góry porozumiewawczo.
Zamrugała, zaskoczona jego nagłą bliskością. Peszyło ją to, było trochę dziwne, ale jednocześnie na tyle mile, że postanowiła się nie ruszać.
— Owocówką? — powtórzyła. — Proszę cię. Samo Owocowy Las brzmi tak słabo przy tych waszych wszystkich groźnych Burzach, Wilkach i cokolwiek co wy tam jeszcze mieliście — zauważyła, spoglądając na niego spod ukosa.
No, trochę nad nią górował. Teraz pytanie było następujące, to ona była za niska, czy on był za wysoki? Czym oni karmili te kocięta w klanie, że aż tak wyrastały? W sumie jakby na to spojrzeć to po swojej jednej obecności na zgromadzeniu miała wrażenie, że ona i jej pobratymcy ogółem są jacyś niżsi od reszty.
— Bo ja wiem, Klif nie brzmi za groźnie, do momentu, w którym z niego nie spadniesz — zauważył, zamyślając się na chwilę, po czym szturchnął kotkę barkiem. — Poza tym pomyśl! Owocowy Las nie jest taki zły, możecie rzucać w przybyszy podupadłymi owocami czy coś. Osy podobno je lubią, to jak atakowanie osami. Trzeba znajdować pozytywy.
Wzdrygnęła się na samą wizję tych pozornie niegroźnych owadów, których jednak sama obecność w zasięgu jej wzroku potrafiła wzbudzić w niej ciarki. Pszczoły, bąki i to wszystko, co brzęczało, a przy tym było żółte w czarne paski, budziło w niej lęk.
Nie była poza tym pewna, na ile jej kocia anatomia byłoby w stanie pozwolić jej porządnie rzucić czymkolwiek. Miałaby zgarnąć owoc w pysk i wykonać zamaszysty ruch głową? Sama myśl trzymania czegoś takiego w pysku ją obrzydzała, ale z drugiej strony, od kiedy to zrobiła się taka delikatna?
— Stronię od przemocy — rzekła w odpowiedzi na jego pomysł. — No właśnie, Klif kojarzy się z wysokim miejscem, dosłownie taka przepaść, tylko zamiast widocznego dna w postaci twardej ziemi, masz morze. Wodę, o której mieszkańcach nic nie wiadomo. Burze są niebezpieczne, wilki gryzą, noc kojarzy się z ciemnością, w której czyhać może wiele zła. I dorzuć do tego zestawienia owoce, czy dla ciebie brzmi to jakkolwiek groźnie? — mruknęła. — No, chyba że masz jakąś traumę z dzieciństwa z nimi związaną, to przepraszam w takim razie za poruszanie tematu... — dodała niepewnie.
— Pacyfistka, hm? — skomentował wpierw. — Jedyną moją traumą są bajki na dobranoc i rude tyłki. — Zastygła na moment, analizując te słowa. — Nie wnikaj. Tak więc z owocami mam raczej dobre stosunki. No, a skoro się upierasz... tylko pamiętaj o możliwości zaatakowania robakami, to się może przydać. No i może być przykrywką taka nazwa. Dodawać pozorów. — Ponownie ją szturchnął, dodając do tego to porozumiewawcze spojrzenie.
Westchnęła, kiwając głową z wyraźną rezygnacją.
— Będę miała to na uwadze. Szczególnie, jak ktoś mnie kiedyś zaatakuje. Powiem, skąd jestem i czego może się obawiać, a będzie zwiewał szybciej niż goniony zając — rzuciła, starając się wstrzymać śmiech. To byłoby tak żałosne z jej strony, ale skoro ani uciekać szybko nie umiała, ani w walce nie była wybitna, to czemu by nie próbować tych najbardziej absurdalnych metod?
Chciałaby ciągnąć tę rozmowę dalej, ale mróz coraz bardziej przeszywał jej ciało na wskroś. Spojrzała na niego z lekkim zmieszaniem, a ten, bez słów załapał, o co chodzi.
— Chyba już powinnaś wracać do siebie, bo zaraz tu zejdziesz — zauważył.
Zawstydzona przytaknęła głową, nie zamierzając się temu sprzeciwiać.
— W takim razie do zobaczenia. Będę pałętać się w tych okolicach gdy już śnieg stopnieje, więc mam nadzieję, że też będziesz mnie czasem wypatrywał — rzuciła bezmyślnie, dodając sobie w głowie, że nie brzmi to dziwnie, a ona po prostu znalazła sobie kolegę, którego towarzystwo bardzo szanuje i docenia.

***

Ciepłe dni minęły tak szybko, że ani trochę nie zdążyła się nimi nacieszyć. Znowu wiatr mierzwił jej futro, a chłód przenikał całe ciało. Pora Opadających Liści przyniosła melancholijną atmosferę, gdzie każdy krok kotki wywoływał szelest liści, tworzących kolorową pokrywę dla podmokłej ziemi. Chłodny wiatr, niczym drapieżca, ryczał w gęstwinie drzew, wywołując symfonię szumów liści i trzaskających gałęzi. Czuć było, jak jesień otaczała każdy zakątek lasu, nadając mu tajemniczego uroku.
Na niebie, wśród gołych gałęzi, krążyły klucze ptaków, a wydawane przez nich dźwięki co jakiś czas przykuwały jej uwagę. Unosiła pysk, węsząc i zastanawiając się, jak poradzą sobie z polowaniami. Zwierzęta znów poczęły kryć się do nor, a im, jako klanowi, pozostało tylko kłapać zębami za ich ogonami.
Natura przybrała przeróżne barwy, począwszy od tych ciepłych, a kończąc na ponurej szarości. W powietrzu unosiła się woń ostatnich okazów kwiatów. Chociaż Gracja wiedziała, że te odrodzą się gdy tylko powrócą ciepłe dni, tak samo oczekiwanie ich wywoływało w niej żal. Nie zdążyła nacieszyć oczu ich widokiem.
Słońce, schowane za kurtyną deszczu i mgieł, żegnało ją ostatnimi, leniwymi promieniami.
— Gracjo! — Uśmiechnęła się na dźwięk pogodnego głosu. Spuściła wzrok z nieba i zawiesiła go na odcinającym się od ciepłych barw krajobrazu kocurze. Jego biel i liliowe plamy kontrastowały z otoczeniem.
— Cóż za radość w głosie, stęskniłeś się? — zagadnęła, przekrzywiając głowę w bok.
Ich znajomość była dla niej odskocznią od życia w obozie. Uciekała na granicę z Klanem Burzy, licząc, że za każdym razem tym, kto ją wołał, będzie Szepcząca Pustka. Spotykali się tu dosyć często, choć nie zawsze zastawała go tu, gdy była, tak samo jak i on nie mógł zapewne na nią trafić. Na tyle, ile mogli, na tyle często się widywali i oddawali rozmowom. Ona lubiła słuchać, Szept — ku ironii co do jego imienia — lubił dużo mówić. Pasowało jej to, a przy tym udzielała jej się jego gadatliwość. Język sam się przy nim rozplątywał.
— Ta, ciężko cię teraz dostrzec. Drzewa są brązowe, ty jesteś brązowa, liście są pomarańczowe, a ty masz rude plamy — wymieniał. — Nieźle się maskujesz.
— Przynajmniej wiesz, jak się czułam w Porze Nagich Drzew — odparła, biorąc głęboki wdech.
— Oho, co to za westchnięcie? Co się znowu stało? — Przysiadł przy kępie liści, miętoląc w niej łapą, jakby czegoś szukał. — Czy znowu mam przeprowadzić z tobą tę samą rozmowę "Jeśli nie chcesz być stróżem, porozmawiaj o tym z kimś"?.
— Rozmawiam o tym z tobą — zauważyła niepewnie.
— Mnie nie ma w Owocowym Lesie, a tym bardziej nie mam tam mocy sprawczej, by jakoś w to zaingerować — odparł. — To się już dosyć długo ciągnie. Od naszego pierwszego spotkania, tak dokładnie. Pory zaczynają się powtarzać — dodał.
— Ja wiem, ale to już kwestia ciągle tego jednego i samego. Mnie się żadne stanowisko nie podoba. Nie uważam, że jestem badziewna we wszystkim, ale jak miałam możliwość zdecydowania się na jedno, to jakoś nie potrafiłam tego porządnie przemyśleć. Wolałabym nie mieć takiego wyboru, zazdroszczę tej jednolitości u was. Wszyscy są wojownikami i zero problemów — stwierdziła. — A Pora Opadających Liści mi w myśleniu nie pomaga. Mam wrażenie, że dni stają się jakieś krótsze tylko po to, bym zauważyła, jak czas mija coraz szybciej. Robię się stara, może nie aż tak stara jak ty — nie mogła się powstrzymać od tych słów — a nie jestem ani trochę usatysfakcjonowana życiem. Czuję, że potrzebuję zasmakować czegoś nowego. Ale nie wiem czego dokładnie.
Dla niej obecna atmosfera wydawała się czasem refleksji. Ponuro, a przy tym momentami tak pięknie. Nagle zdawała się dostrzegać znacznie więcej rzeczy. To, jak koty w klanie umierały. Jak inni dorastali, starzeli się, zmieniali swoje profesje.
I to słowo było dla niej kluczowe. Zmiana.
Ona jej potrzebowała.

<Szept?>

Od Mrocznej Łapy

Zaranna Zjawa przyzwyczaiła się do wczesnego wstawania i teraz nie musiała już czekać na nią całego księżyca. Co nie zmieni faktu, że wciąż była pierwsza. Kiedy zobaczyła ją zaspaną jeszcze wychodzącą z legowiska musiała przygryźć język, żeby nie nazwać jej Zjaraną Zjawą. Mogło to skutkować brakiem walki na tym treningu, a więc musiała być ostrożna. Otrzepała łapy i podeszła do niej.
- Pamiętasz co powiedziałaś na zgromadzeniu? Miałaś mi pokazać ten ruch! - powiedziała.
- Pod jednym warunkiem. - przypominała jej. Mroczna Łapa rozejrzała się, czy nikogo nie ma.
- Byłam grzeczna! Proooooszę! - błagała. Jej mentorka uniosła brwi.
- Niech będzie. - zgodziła się. Wyszły z obozu.
"Mroczna Gwiazdo! Coraz lepiej radzę sobie w treningu!" "Wiem. Obserwuję cię każdego dnia. Nie zawiedź mnie. Wypełnij swoje przeznaczenie." "Ale jakie jest moje przeznaczenie?" Tym razem nie uzyskała odpowiedzi. Dziwne. Może Mroczna Gwiazda nie mógł jej jeszcze tego powiedzieć. Wyczuła nornicę i podążyła za jej śladem zapachowym.
- Zostań tutaj. - rozkazała mentorce, jakby to ona tu rządziła. Podkradła się do zdobyczy i złapała ją. Po chwili przyniosła ją do mentorki. Zakopała ją pod pobliskim drzewem - wróci po nią potem. Podążyła za swoją mentorką, która najwyraźniej nie była zadowolona z tego, że jej uczennica cały czas próbowała jej rozkazywać. No cóż. Niech się przyzwyczai. Dotarły na terytorium uzyskane nie tak dawno temu dzięki Szakalej Gwieździe.
- Tutaj będziemy walczyć. - stwierdziła Zaranna Zjawa i bez ostrzeżenia rzuciła się na nią przygwożdżając ją do ziemi.
- To niesprawiedliwe! - pisnęła Mroczna Łapa.
- W prawdziwej walce nikt nie powie ci „Uważaj! Zaraz cię zaatakuję!”. - parsknęła odsuwając się.
- Uważaj, bo się zjarasz! - warknęła do Zjaranej Zjawy i zaatakowała.
[259 słów]
[przyznano 5%]

Od Mrocznej Łapy CD. Makowej Łapy (Makowego Nowiu)

Była przerażona. Dosłownie. Jak miała walczyć z Makową Łapą? Była o wiele lepsza od niej! Nie miała żadnych szans. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie to, że nigdy wcześniej nie walczyła. Nigdy. Tylko się przyglądała. Na domiar złego obok był jej ojciec. Lider Klanu Wilka. Chciała zapaść się pod ziemię, ale niestety nie mogła. Zaranna Zjawa przywołała ją do siebie ruchem ogona.
- Nie licz na swoje umiejętności walki. Używaj sprytu. - powiedziała. Mroczna Łapa próbowała wyglądać na pewną siebie.
- Nie zaczęłaś mnie uczyć walki - twój błąd. Jednak nie bój się o mnie. Rodzice nauczyli mnie wielu rzeczy. Walczyć też. - powiedziała i z wysoko uniesioną głową podeszła do Makowej Łapy. Wewnątrz trzęsła się ze strachu, ale wybranka Mrocznej Gwiazdy nie może okazywać słabości. Zmrużyła oczy, gotowa do ataku. Błękitna Gwiazda dał sygnał do startu. Z żalem zobaczyła, że patrzył się tylko na nią. Nie na swoją uczennicę, ale na swoją córkę. Masakra. Będzie widział każdy jej błąd. Skoczyła na Makową Łapę, która z łatwością ją z siebie zepchnęła. Wylądowała ciężko na ziemi, ale po chwili wstała. Dostała łapą kilka razy po pysku. „Używaj sprytu”. Tak jakby to było takie łatwe. Nagle wpadła na pomysł. Makowa Łapa zbliżyła się, a Mroczna Łapa czekała na odpowiedni moment. Wtedy sypnęła dużą ilością piachu w ślepia Makowej Łapy. Bardzo dużą ilością piachu. I trafiła idealnie. Korzystając z okazji, rzuciła się na grzbiet przeciwniczki. Makowa Łapa była oślepiona. Zaczęła agresywnie gryźć. Makowa Łapa próbowała ją z siebie zrzucić, ale trzymałą się mocno. Błagam, niech przerwą tą walkę. Zaraz Makowa Łapa odzyska ostrość wzroku i wtedy wygra. Spojrzała niepewni na swoją mentorkę okazując trochę słabości. Potrzebowała jej wsparcia! Oczywiście pysk miała kamienny, bez emocji. Patrzyła się na walczące kotki. Oczywiście, że nie pomoże. Niech tylko poczeka, a wywalę ją z klanu razem z Makową Łapą! Wtedy zaczęła dostawać ciosy. Makowa Łapa walczyła z taktyką, walczyła dobrze. Jak wojowniczka. Mroczna Łapa zadawała ciosy raczej jak kocię. Walka zaczęła być bardziej wyrównana, gdyż Makowa Łapa wciąż miała zamknięte z bólu oczy. Niestety, Mroczna Łapa wciąż nie była wstanie być od niej lepsza. Po chwili przeciwniczka czarnej uczennicy przewróciła się o wystający korzeń, przez co Mroczna Łapa mogła przystąpić do ataku. Drapała z gniewem w oczach. Makowa Łapa z bólem mrugała, zaraz pewnie zacznie normalnie widzieć. Mroczna Łapa syknęła z bólu, kiedy dostała cios łapą w pysk, a następnie wgryzła się w bok Makowej Łapy. Następnie dostała salwę uderzeń. W bok, w brzuch, w grzbiet, w kark, w pysk, w łapę. Skołowana usiadła.
- Wystarczy. - powiedział Błękitna Gwiazda. Zlustrował obie kotki surowym spojrzeniem. Mroczna Łapa obolała, z trudem wstała i przestąpiła z łapy na łapę.
- Makowa Łapo, patrz pod łapy i nie bój się piachu ani korzeni. Mroczna Łapo… Zawiodłem się tobą. Myślałem, że będziesz polegała na umiejętnościach walki, a nie na sprycie. Oczywiście, twój pomysł był świetny, aczkolwiek powinnaś też używać manewrów. - skinął głową na pożegnanie do Zarannej Zjawy. I odszedł. Mroczna Łapa opuściła łeb i zamknęła oczy. Liczyła uderzenia serca, gdyż to był niezawodny sposób na to, żeby się nie rozpłakać. Raz… Dwa… Trzy… Po raz pierwszy tata powiedział, że jest nią zawiedziony! Pięćdziesiąt sześć… I to przy innych! Przy Zarannej Zjawie! Przy Makowej Łapie! Siedemdziesiąt dwa… Siedemdziesiąt trzy… Siedemdziesiąt cztery… A może osiemdziesiąt cztery? Straciła rachubę. Chciała być znowu kociakiem. Lisie łajno. Znowu miała oczy pełne łez. Sto dwa, sto trzy, sto cztery, sto pięć. Gdzieś około stu dwudziestu uniosła głowę.
- Jestem gotowa. - powiedziała słabym głosem do mentorki. Napuszyła się, aby wyglądać na większą i uniosła głowę, wyraz pyska miała jednak nienajlepszy. Wróciły prosto do obozu. Żadna z nich nie miała ochoty na dłuższą rozmowę.
*****
Unikała Makowej Łapy jeszcze bardziej niż dotychczas po incydencie z Nocnym Kwiatem. Głupia kotka nie przypilnowała drugiej głupiej kotki, kiedy Mroczna Łapa ją o to poprosiła. I komu się oberwało? Jej, oczywiście. Makowa Łapa kilka razy próbowała nawiązać z nią kontakt, jednak Mroczna Łapa w elegancki sposób zbywała ją. Teraz Makowa Łapa się na nią gapiła. Spojrzała w jej stronę i odwróciła wzrok. Odeszła kilka kroków. Była obrażona do kwadratu. Wiedziała, że nie może jej unikać wiecznie, ale obrazić się każdy może. Zwłaszcza, że Makowa Łapa zrobiła coś niewybaczalnego. Sprawiła, że Mroczna Łapa straciła miłość rodziców. Nie zamierzała jej tego wybaczyć szybko.
*****
Po zabiciu tego samotnika jej stosunki z rodzicami układały się coraz lepiej. Już nie patrzyli na nią takim wzrokiem, wybaczyli jej. A druga taka sytuacja się nie powtórzy. Mam nadzieję. Usłyszała w głowie głos Mrocznej Gwiazdy. Obiecuję! Odpowiedziała mu. Teraz już byłą pewna, że nie rozmawia sama ze sobą. Po tym, jak dzięki Mrocznej Gwieździe odpłaciła swoje winy rodzicom ostatecznie uwierzyła, że jest Mroczną Gwiazdą. Wszystko na to wskazywało. Rodzice jej wybaczyli, a więc ona musiała wybaczyć Makowej Łapie. Podeszła do tego zadania z niechęcią, bo trudno jest wybaczyć. Teraz było tak jak dawniej, ale w ogóle taka rzecz nie powinna nadejść. No cóż. Kiedy zostanie liderką muszą ją szanować. Więc teraz musi już zyskać poparcie klanu. Widząc Makową Łapę siedzącą samotnie i najwyraźniej rozmyślając zbliżyła się.
- Witaj Makowa Łapo. - powiedziała cicho, spokojnie, tradycyjnym dla siebie głosem. Makowa Łapa podniosła głowę. Mroczna Łapa patrzyła na nią poważnie, przenikliwie zielonymi oczami.
[849 słów]
[pojedynek uczniów]
[przyznano 22%]
<Makowa Łapo?>

28 lutego 2024

NOWA CZŁONKINI KLANU GWIAZDY!


Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Przygniecenie i przebicie przez zerwaną przez wiatr gałąź


Odeszła do Klanu Gwiazdy!

Od Cyrankowej Łapy

 Promyki słońca przebijały się przez krzewy docierając do legowiska uczniów. Cyrankowa Łapa wiedziała, że Poranny Ferwor już na nią czeka. Opuściła leżę w niemałym pośpiechu by stawić się przed mentorem, który czekał przy wyjściu. 
Promienny uśmiech powitał szylkretową uczennicę, każdy trening z ojcem sprawiał jej wielką radość.
— Dzień dobry Poranny Ferworze — powitała mentora i rodziciela, kocur skinął jej łbem a następnie zwrócił ogonem w kierunku wyjścia na znak wymarszu.
Ruszyli przed siebie idąc wzdłuż ściany trzcin szumiących na wietrze, Cyranka rozglądała się po okolicy za pierzem kaczek, które mogła by zebrać, zaś Poranek zdawał się poszukiwać odpowiedniego miejsca do ich treningu. W końcu zatrzymał się niedaleko dziwnych patyków wystających z wody, młoda kotka przyglądała się im ze zdumieniem.
— Od kiedy drzewa rosną w wodzie? — zapytało zdezorientowane kocię. Kocur prychnął lekko ze śmiechu na jej nagłe pytanie, co wywołało u niej jeszcze większą dezorientację.
— To nie są drzewa, ale belki. Mówi się, że dwunożni wykonują je właśnie z drzew. Sądząc po ich stanie, dwunogi już z nich nie korzystają, ale za to my możemy je wykorzystać by dostać się na drugą stronę rzeki przeskakując z jednej na drugą. W każdym razie, nie na tym będzie się skupiać nasz dzisiejszy trening. Ostatnio poznałaś granicę i uczyłaś się polować na lądzie, jesteś jednak Nocniakiem, i dobry refleks musisz wykazać również w wodzie — Wyjaśnił wszystko po kolei.
— Czyli będziemy dzisiaj pływać? — Osłupiała lekko, nigdy wcześniej nie pływała, lęk zawładnął jej małym sercem, ale szkoliła się na wojownika Klanu Nocy, musiała się tego nauczyć.
— Tak, rozumiem twoje obawy Cyranko, nie jest to najprzyjemniejsza z czynności, gwarantuję ci jednak, że jeśli się przekonasz twój organizm szybko się przyzwyczai i może nawet to polubisz.
Młoda skinęła łbem i zrobiła krok do przodu. Wystawiła jedną łapę, by następnie zamoczyć ją w wodzie. Gdy zimna ciecz zetknęła się z sierścią, ta odruchowo otrzepała łapkę. Zmarszczyła brwi przez niekomfortowe uczucie.
— Spróbuj najpierw zanurzyć przednie łapki, ja wejdę pierwszy i pokażę ci resztę. — Wymruczał, a jak powiedział tak też zrobił, bez żadnego problemu woda otuliła całe jego ciało. Kremowy pływał przez chwilę, do momentu gdy nie wyszedł z powrotem na brzeg. — Widzisz? To proste, machasz łapami i pamiętaj by oddychać, woda sama wypiera cię do góry.
Chyba zrozumiała, starała się poskromić nieprzyjemne uczucie mokrego futra i zanurzyć się, najpierw przednie łapy, później cały tył. Ojciec był zaraz za nią by dopilnować szylkretki. Zanim się obejrzała, jej stopy oderwały się od dna i zaczęła pływać, zimno zamieniło się w satysfakcję z sukcesu.
— J-ja potrafię! Potrafię pływać! — zawołała z zadowoleniem, tak jak mówił ojciec, woda sama wypychała ją w górę, nie pozwalając się utopić. Machała łapami na przemian, a pysk trzymała w górze.
— I o to chodzi — Zamiauczał z dumą w głosie Poranek. — Dzisiaj jeszcze potrenujemy pływanie, a jutro czeka cię łowienie ryb.
Rzuciła lekki uśmiech w stronę ojca, tylko na taki mogła sobie pozwolić, gdyż pływanie pochłonęło ją całkowicie. Jeszcze przez jakiś czas nurkowali razem i ochlapywali się wodą zanim dopadło ich zmęczenie. Satysfakcja Cyranki była nie do opisania, bardzo szybko i łatwo sobie poradziła z ciężkim zadaniem, a najbardziej była ciekawa co przyniesie jutro.

[530 słów + pływanie]

[przyznano 16%]

26 lutego 2024

Od Ostowego Pędu

*Początek pory Zielonych Liści*

Kolejny dzień, tym razem słoneczny, bez żadnej chmurki! Tak samo było już od kilku dni. Widać, że pora Zielonych Liści wygoniła deszczowe chmury i na stałe przyprowadziła słońce, które dawało życie każdej roślinie w okolicy. A rośliny ewidentnie były z tego wdzięczne. Wszystkie były takie kolorowe i pełne życia! Całe wrzosowisko tak wyglądało.
- Hej Obserwująca Żmijo! – krzyknął Ostowy Pęd, podbiegając do czarnej kotki – Chcesz pójść ze mną pozbierać kwiaty? Widać, że pora Zielonych Liści przegoniła chmury! – zaśmiał się – Możemy też pozbierać trochę ziół dla Rumiankowego Zaćmienia.
Żmija chyba przez chwilę się zastanawiała, jednak ostatecznie się zgodziła. Kremowy od razu się rozpromienił, jeszcze bardziej niż był dotychczas. Lubił spędzać czas z szylkretką, a ostatnio robił to coraz częściej i bardzo się z tego cieszył. Kotka była naprawdę fajna, miła, kulturalna, pomocna... A przynajmniej takie sprawiała wrażenie w towarzystwie jakiegokolwiek kota z Klanu Burzy. Jednak Ost nie brał pod uwagi tego, że kotka może udawać, czy specjalnie się zmieniać, w końcu to bez sensu! Po co miałaby się zmieniać. Kremowy spojrzał na Obserwującą Żmije, lecz ta była skupiona na drodze.
- Naprawdę wiele tu kwiatów – miauknęła Żmija, rozglądając się po polanie, gdy w końcu doszli. Kremowy wyskoczył do przodu, wbiegając w sam środek pola kwiatów. Czarna kotka poszła za nim i zaczęli zbierać rośliny. Kwiaty były przeróżne! Od czerwonych, po jakieś fioletowe, czy białe. Każdy inny, wyjątkowy. Kocur czuł się wspaniale wokół przyrody i jeszcze obok Obserwującej Żmii. Skakał i brykał niczym mały kociak, nie przejmując się tym, co powie ktokolwiek. W pewnym momencie usłyszał śmiech Żmii i lekko się zarumienił. I właśnie wtedy coś do niego dotarło:
- Chwila... Nigdy się nie śmiałaś – powiedział, zatrzymał się i spojrzał na kotkę – Zawsze byłaś taka poważna, a tu jednak.
Żmija wyglądała na zakłopotaną. Odwróciła wzrok i cała się spięła. Ost przekręcił głowę w bok.
- Przecież to nic złego Żmijo... W twoim dawnym domu nie mogłaś się uśmiechać i okazywać uczuć?! – zapytał. Dla niego to było wręcz straszne.
- To było inne miejsce – mruknęła – Brutalne i pełne nieszczęścia, bez miejsca na... – zaczęła, lecz nie skończyła, ponieważ kremowy po prostu podszedł i ją przytulił. Gdzieś głęboko kocur cieszył się, że kotka teraz nie widzi jego pyska, całego czerwonego przez rumieńce.
- Jednak teraz jesteś w Klanie Burzy i pamiętaj, że tu nic takiego się nie stanie, a w razie czego, jestem i zawsze z chęcią ci pomogę... – miauknął i odsunął się trochę od Obserwującej Żmii – A to... – zaczął i chwycił ładny kwiat – ...dla ciebie – powiedział i wplótł roślinę w futro czarnej kotki.

Płonąca Dusza urodziła!

 Płonąca Dusza urodziła dwa rozbrykane kociaki!



25 lutego 2024

Leszczyna urodziła!

Leszczyna po drobnych komplikacjach urodziła zdrowego synka!

Orzeszek

Od Cyranki (Cyrankowej Łapy) Do Kawczego Serca

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce

Niezwykły śpiew ptaków i szum trzcin na wietrze zbudził małą Cyrankę, kotka leniwie otworzyła oczka i rozciągnęła swoje małe ciałko. Zamrugała kilkukrotnie, by następnie rozejrzeć się po żłobku, Kazarka głośno chrapała tuż obok niej, zaś Krakwek oddychał cicho i spokojnie, skulony u boku sióstr.
Ten przyjemny moment został jednak przerwany przez myśl, która przebiegła Cyrankę. Dziś był ten dzień. Dzień, w którym ona i dwójka jej rodzeństwa zostaną mianowani na uczniów! Gdy tylko sobie przypomniała czym prędzej zwróciła się do Krakwka i pacnęła go delikatnie łapą za ramię.
— Krakwuś! Wstawaj! — Zachęcała najmłodszego z trójki — Dziś mianowanie!
Kocurek otworzył sklejone ślepka, jego źrenice zogromniały na tą wiadomość.
— N-naprawdę?
— Tak! A teraz wstawaj, bo trzeba obudzić jeszcze Kazarkę.
Niebieski rzucił siostrze chytry uśmieszek, złapał za piórko w kącie żłobka i podreptał z nim do Kazarki. Puszysta końcówka zaczęła łaskotać szylkretkę po łapie, ta kopnęła parę razy i przewaliła brzuch na drugi bok. Cyranka wykrzywiła łepek z zaciekawieniem, nie sądziła, że jej siostra ma tak kamienny sen.
— Coś się nie chcę obudzić.
— To patrz teraz — polecił.
Krakwek zbliżył się do pyszczka siostry, a następnie połaskotał piórem jej nos. Kilka delikatnych ruchów sprawiło, że kotce zakręciło się w nosie i kichnęła budząc się ze snu.
— Hej! Tak nie można! — Naburmuszyła policzki udając obrażoną, każdy wiedział, że Kazarka sobie z nimi tylko pogrywa.
— No Kazarko, wiesz co to za dzień?
— Taki jak każdy inny? — Zapytała oblizując się po nosie.
— Dzisiaj zostaniemy pełnoprawnymi członkami Klanu Nocy poprzez mianowanie na ucznia! — Zawołała radosnym tonem najstarsza z rodzeństwa, nie minęła nawet chwila, a dostrzegła na pyszczku siostry euforię.
— Na co czekamy w takim razie? Musimy się przygotować! — Zawołała siostra.
— To do dzieła! — Zgodzili się Cyranka z Krakwkiem.

***

Jakiś czas później dołączyła do nich Kawcze Serce, by pomóc swoim dzieciom w przygotowaniach. Cyranka na tę okazję wybrała najbardziej okazałe piórka ze swojej kolekcji, ponieważ chciała prezentować się jak najlepiej. Kiedy już wszyscy się wyszykowali, mama wyprowadziła całą trójkę na ceremonię mianowania. Serce małej szylkretki zmieniało co chwile rytm z podekscytowania, tak długo czekała na ten moment, czuła jakby siedziała w kociarni wieczność!
Srocza Gwiazda zwróciła swoje spojrzenie na złotą. Czuła na sobie też inne pary oczu, to jej nie przeszkodziło. Ruszyła na przód.
— Cyranko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Cyrankowa Łapa. Twoim mentorem będzie Poranny Ferwor. Mam nadzieję, że Poranny Ferwor przekaże ci całą swoją wiedzę.
To co młoda uczennica czuła w tym momencie było nie do opisania, na jej pyszczku malowało się szczęście, bo nie dość że właśnie otrzymała uczniowskie imię, to jej mentorem został jej kochany tato. — Poranny Ferworze, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Cedrowej Rozwagi doskonałe szkolenie i pokazałeś swoje oddanie wobec klanu. Będziesz mentorem Cyrankowej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Widziała jak kocur skinął łbem z szacunkiem w stronę liderki, a od razu po tym geście podszedł do córki by zetknąć się nosami. Stało się, od tego momentu była już oficjalnie nową uczennicą. Uśmiechnęła się do niego dyskretnie, na co Poranek odpowiedział jej tym samym ciepłym uśmiechem. Czas minął jej tak szybko, że nawet nie zdążyła zauważyć, kiedy Srocza Gwiazda wezwała Kazarkę i Krakwka, nadała im nowe, uczniowskie imiona i mentorów. Kazarce przydzielona została Księżycowy Blask, zaś Krakwek miał tyle szczęścia by trafić pod skrzydła mamy. Cała trójka pławiła się w okrzykach radości skandujących ich nowe imiona, ale to nie był jeszcze koniec.
Po zakończonej ceremonii, Cyranka pobiegła tak szybko jak tylko mogła do Kawczego Serca.
— Mamo! Mamo! — Wołała w jej stronę głośno, widocznie zwracając na siebie uwagę. W ostatniej chwili, zdała sobie sprawę, że wypadało by już trochę zmienić podejście do roli rodzica. — Znaczy... Kawcze Serce? Powinnam już tak do ciebie się zwracać, czyyy mamo będzie okej?

[652 słowa]
[przyznano 13%]

<Kawko?>




Jesienne dolegliwości!

Nadeszła Pora Opadających Liści, a z nią kolejne dolegliwości!

Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:

Klanu Burzy:

Rumiankowe Zaćmienie - halucynacje
Lwia Paszcza -  ból zęba
Obsmarkany Kamień - biały kaszel
Gronostajowa Bryza - infekcja gardła
Ostowy Pęd - wymioty

Klanu Klifu:

Srokoszowa Gwiazda - infekcja ucha
Judaszowcowa Łapa - ból głowy
Melodyjna Łapa - kleszcz
Rozczarowana Łapa - kolec w łapie
Fioletowe Spojrzenie - halucynacje

Klanu Nocy:

Makowe Pole - biegunka
Okraszona Polana - infekcja oka
Księżycowy Blask - biały kaszel
Pylista Burza - ból stawu
Trzcinowa Sadzawka - zatrucie pokarmowe

Klanu Wilka:

Wieczorna Mara - ból głowy
Zaranna Zjawa - szkło w łapie
Śnieżny Wicher - ból zęba
Mroczna Łapa - kleszcz
Kunia Norka - odwodnienie

Owocowego Lasu:

Agrest - zwichnięcie przedniej łapy
Daglezjowa Igła - biegunka
Sówka - katar
Jarzębinka - kocięcy kaszel
Sadzawka - bezsenność

Samotnicy i Pieszczochy:

Ruta - przewianie
Aksamitna Chmurka - infekcja oka
Wypłosz - zatrucie pokarmowe
Cynamonka - kłopoty z oddychaniem



Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :

Klanu Burzy:

Iskrząca Burza - ból stawu > zwyrodnienie stawu
Szepcząca Pustka - kaszel > biały kaszel
Kurza Pogoń - gorączka > osłabienie i odwodnienie
Niknące Widmo - szkło w łapie > infekcja
Krowia Łata - biegunka > odwodnienie

Klanu Klifu:

Judaszowcowa Łapa - swędząca infekcja > podrażniona skóra > wyjście futra w danym miejscu > łysy płat na grzbiecie (idk)
Popiół - kaszel > biały kaszel > zielony kaszel > czarny kaszel
Półślepy Świstak - kleszcz > infekcja > gorączka
Obuwikowa Łapa - kolec w łapie > infekcja
Parówka - kaszel > biały kaszel
Pokrzywowa Łapa - wymioty > odwodnienie
Bożodrzewny Kaprys - kaszel > biały kaszel

Klanu Nocy:

Tuptająca Gęś - biały kaszel > zielony kaszel
Srocza Gwiazda - odwodnienie
Cuchnący Śledź - wymioty > odwodnienie
Zajęcza Troska - niestrawność > ból brzucha
Kawcze Serce - zwichnięcie przedniej łapy > zwyrodnienie

Klanu Wilka:

Ważkowe Skrzydło - bezsenność > wyczerpanie (halucynacje) > poważne problemy psychiczne

Owocowego Lasu:

Murmur - ból zęba > ból głowy 
Łuska - bezsenność > wyczerpanie > halucynacje
Bryza - zwichnięcie ogona > zwyrodnienie > sztywność stawu
Murmur - infekcja ucha 
Przypływ - odwodnienie > omdlenie
Gęgawa - swędząca infekcja > podrażniona skóra
Daglezjowa Igła - wymioty > odwodnienie

Samotnicy i Pieszczochy:

Kremówka - gorączka > osłabienie i odwodnienie > halucynacje
Duszek - niestrawność > ból brzucha > wymioty
Rusałkowa Łapa - kaszel > biały kaszel
Krogulec - zatrucie pokarmowe > wymioty
Upadły Kruk - halucynacje > problemy psychiczne
Cynia - kleszcz > infekcja
Krzemień - ugryzienie przez szczura > infekcja

Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka jesienią.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu jesieni - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!

Od Rozczarowanej Łapy CD. Stokrotka

 Życie samotnika różniło się całkowicie od życia wojownika. Nie kierowali się żadnymi zasadami. Oceniająco spoglądała na liliowego kocura przystając na trawie. Co nieco się pokrywało z tym co słyszała na temat samotników od starszyzny. Dziwiła się tylko czemu oni kontynuowali taki tryb życia, który w oczach Rozczarowania był szkodliwy. 
— Lepiej żebyś nie mówił tego starszym kotom. W Klanach nie poluje się dla zabawy. Po co pozbawiać życia zwierzynę, jeśli się jej nie zje. — Strzepnęła uchem. Zwierzyny i tak bywało czasami mało, więc każda najmniejsza sztuka była na wagę złota. — W tej waszej koloni powinny zapanować jakieś zasady. Jeśli każdy z was będzie polować dla zabawy, a dwunożni przestaną was karmić to umrzecie z głodu. Zwierzyna nie jest głupia. — wyjaśniła mając nadzieję, że jej nowy przyjaciel to zrozumie
Chwilę jeszcze z kocurem rozmawiała, do czasu aż Proszący Śnieg nie przerwał im rozmowy. Chyba po raz pierwszy Rozczarowana Łapa widziała tak poważnego swojego mentora. Odsunął ogonem swoją podopieczną od samotnika, spoglądając na niego nieufnie. Rozczarowana Łapa musiała się bardzo wysilić, aby uspokoić białego kocura. Dopiero jak po raz drugi streściła mu kim był Stokrotek, a był w końcu małym biednym rannym kociakiem, Proszący łagodniej spojrzał na liliowego.
— Coś wyrośnięty jak na kociaka! Mógłby już nawet zostać wojownikiem! — padło z pyska mentora, kiedy lekko szturchnął łapą kocurka
— Pomożesz mi go zabrać do medyków! I w zależności od humoru mojego taty, powiesz mu, że to ja go znalazłam. — dodała ciszej. 
I w taki oto sposób Stokrotek stał się tymczasowo członkiem Klanu Klifu.

***

Czereśniowa Gałązka ostatnio miała dużo na głowie z tego co zauważyła córka lidera, po tym jak nagle zniknęła Liściaste Futro. Szylkretka nie raz zastanawiała się, co się stało z kotką. Może miała dość Srokoszowej Gwiazdy i uciekła? A może miała jeszcze coś innego do ukrycia? Im dłużej myślała o tym, tym częściej bolała ją głowa. Niepewnie stawiała kroki, wchodząc w głąb legowiska medyków, w którym dostrzegła krzątającą się pomiędzy pacjentami medyczkę. Na jednym z legowisk dostrzegła Stokrotka, który nie wyglądał na zbytnio zadowolonego, że przez jakiś czas został uziemiony w jaskini. Co jakiś czas miauczał, że na pewno jego rodzina się martwi. I tu wkraczała Rozczarowaniem z odpowiedziami, że jakby się martwili to by nie dopuścili, aby Stokrotek chodził z kolcem w łapie. Liliowemu pyszczek momentalnie zamykał się na tę trafną uwagę.
— No, ale spójrz… — podjęła wskazując pyskiem na łapę kocura owiniętą okładem — Wygląda o wiele lepiej niż podczas naszego pierwszego spotkania. Jeszcze kwadra i będziesz mógł skakać i biegać. No i będziesz mógł wrócić do swoich bliskich. — Usiadła przed kocurem i owinęła ogonem łapki. — Hej. Nie cieszysz się? — zdziwiła się widząc, że kocur nie wyglądał na szczęśliwego.

Wyleczeni: Stokrotek
[trening 436]
[przyznano 9%]
<Stokrotku?>

Od Stokrotki CD. Płomyczka

Nie rozumiało zachowania brata. Dlaczego zawsze zabierał im zabawki? Jednak w końcu Lwia Paszcza zareagowała i upomniała swojego syna. Stokrotka uśmiechnęło się lekko i spojrzało na Płomyczka. Może dzięki temu się opamięta, a ona z powrotem dostanie piórko? Jednak tak pięknie być, nie mogło. Płomyczek zrobił się jeszcze bardziej czerwony niż zazwyczaj, co było dość zabawne. Podszedł do rudej kotki, z wypisanym na pysku niezadowoleniem.
- To twoja wina! Przeproś mnie! – powiedział Płomyczek. Stokrotka lekko się cofnęła. Nie miała zamiaru się z nim kłócić, w końcu tak nie wypada prawdziwej damie, ale nie miało zamiaru też przepraszać. Przecież nic nie zrobiło. To była wina tylko i wyłącznie bezmyślności rudego kocura.
- Płomyczku sam tego chcialeś. Ja nic nie zrobilam i nie przeprosę – oznajmiło kocię, uważnie przyglądając się bratu. Ten wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć. Pewnie w środku cały się gotował, lecz to nie wystraszyło Stokrotki.
- Przepros mnie! – syknął maluch, jednak ruda tylko pokręciła głową. Odwróciła się plecami do brata i odeszła z gracją, jak na damę przystało. Było pewne, że kocurek da sobie spokój, ale ewidentnie się myliło. Nagle poczuła lekki ból gdzieś na głowie, jakby ktoś ją czymś rzucił. Odwróciła się w stronę Płomyczka i zauważyła przy jego przedniej łapie dziurę w ziemi. Dopiero po chwili zdało sobie sprawę, że jej brat właśnie rzucił w nią ziemią.
- Plomyzku co ty wyprawiaz? – zapytało, z nutą gniewu i małego rozbawienia w głosie. Ten jednak nic nie odpowiedział tylko, znowu rzucił ziemią. Jego oczy błyszczały satysfakcją.
- Musiz mnie przeprosic! – powiedział rudy, zagarniając na łapkę kolejną porcję amunicji. Tak szczerze taka zabawa podobała się kotce, jednak wiedziała, że mama obserwuje. Ale chwila... Czy na pewno obserwowała? Ruda odwróciła się w stronę matki, która właśnie w tej chwili zajmowała się Lilią. Uśmiechnęło się. Może i brat traktował to jako zemstę, jednak Stokrotka traktowało to jako zabawę. I to najwspanialszą dotychczas. Przecież to było o wiele lepsze od jakiś tam piór! Płomyczek znowu rzucił porcją ziemi, trafiając w bok Stokrotki. Rudo-białe kocię nie chciało być gorsze. Nabrało ziemi na łapkę i rzuciło w stronę kocura, lecz niecelnie. Jednak to nie zniechęciło kociaka. Zrobiło to samo i tym razem ziemia trafiła w głowę Płomyczka.
- Stokrotko! – usłyszało głos Lwiej Paszczy. Stokrotka odwróciła się w stronę matki, która właśnie szła w ich stronę. Przełknęło głośniej ślinę i spojrzało na Płomyczka, który z uśmiechem obserwował całą tę scenę.

<Płomyczku?>

Od Bluszczu

Kolejny dzień, kolejny trening. Bluszcz musiał przyznać, że treningi były ciężkie. Polowanie, walka, jakieś inne zdolności... Najbardziej lubił treningi z medycyny i to właśnie dziś miał robić! Nadszedł czas na naukę nowych ziół. Rzadko się tego uczył, głównie dlatego, że większą uwagę musieli nałożyć na walkę. W końcu bez tego nic się nie uda. Właśnie dlatego Bluszcz bardzo się cieszył, gdy tylko wiedział, że kolejnego dnia będzie mógł odpocząć od wysiłku fizycznego.
- Cześć Set! – krzyknął do mentora, gdy tylko go zobaczył. Ten od razu nakazał mu ciszę i lekkim skinieniem głowy powitał swego ucznia. Powoli wyszli z domostwa Dwunożnych i ruszyli. Mijali budynki, różne uliczki i jakieś śmieci, pozostawione przez ludzi. Krajobraz Betonowego Świata zaskakiwał z każdym dniem. Młody kocur bardzo lubił chodzić po mieście. To wszystko, co tu widział, było tak niesamowite! Przynajmniej on tak myślał. Dla kogoś innego pewnie to wszystko byłoby wręcz obrzydliwe, czy niewarte większej uwagi. Jednak on mógł we wszystkim zobaczyć piękno. Doszli na miejsce, gdzieś, gdzie jest choć trochę zieleni.
- Zostań tu, zaraz wrócę – mruknął cicho Set i po chwili zniknął. Arlekin posłuchał mentora i usiadł na ziemi. Rozglądał się dookoła, starając się czymś zająć myśli. Tak bardzo chciał się już uczyć medycyny! Nie chciał dłużej czekać i gdyby tylko mógł, sam by gdzieś poszedł, na poszukiwania roślin. Jednak nie mógł. Musiał czekać, aż czarny kocur wróci. W końcu Set wyłonił się zza krzaków, z ziołami w pysku.
- To są jedne z ziół, na dodanie sił, lub wzmocnienie. Często się przydają, więc musisz, choć kilka zapamiętać – powiedział Set i wskazał pierwsze zioło, o fioletowych kwiatach – To jest Czyściec Wełnisty. Czasem znajduje się w siedliskach Dwunożnych, jednak nie zawsze, więc trudno go znaleźć na tym terenie.
Bluszcz przyjrzał się bliżej roślinie. Ona niby miała dodać komuś siły, albo wzmocnić? Właśnie dlatego lubił medycynę. Ona tak zaskakuje! Taka mała roślinka może sprawić tak wiele!
- A ta? Co to za roślina? – zapytał młodszy, wskazując roślinę z małym skupiskiem pąków kwiatów na czubku.
- Krwiściąg Mniejszy – oznajmił mentor – Można go znaleźć na suchych, trawiastych łąkach. A ta to Starzec Jakubek – miauknął Set i pokazał kolejne zioło – Nie licząc wzmocnienia i dodania sił, ta roślina pomaga w leczeniu bolących stawów. To samo robi Stokrotka Pospolita.
- A pokażesz mi jeszcze jakieś zioła? Tak szybko treningi się nie kończą!
- Oczywiście, teraz coś na ugryzienia szczurów, których tu nie brakuje.

[387 słów, trening medyka]
8% 

Od Północnej Łapy

Korzystała z ostatnich ciepłych dni do oporu. Nieustannie naskakiwała na mentorkę, aby częściej chodziły na trening, a ta z każdym wypowiedzianym przez młodą kotkę słowem, zdawała się być nią coraz bardziej przytłoczona. Północ stale wypatrywała okazji do wyrwania się z szarości obozu, gdzie szum oddzielającego ich od świata wodospadu, zagłuszał nawet jej własne myśli.
Nie mogła słuchać, jak inni zamartwiali się nadchodzącą Porą Opadających Liści. Kładła nisko po sobie uszy na znak buntu przeciwko samym wyobrażeniu zimnych podmuchów wiatrów wkradających się pomiędzy jej długą sierść i przenikających ją chłodem na wskroś. Dlaczego dorośli, znudzeni życiem wojownicy, nie mogli cieszyć się chwilą, tylko ciągle uciekali myślami w przód, zakładając przy tym jak najwięcej negatywnych opcji?
Tchnęła ją nagle myśl, że właśnie ma ochotę na spacer. Obróciła głowę w tył, rozglądając się w poszukiwaniu za mentorką. Delikatna Bryza wydawała się momentami niewidzialna, znalezienie jej potrafiło zabierać dymnej więcej czasu, niż sam trening.
Kaszlnęła, gdy zbyt gwałtownie poderwała się z pozycji siedzącej, ustając niepewnie na wszystkich łapach. Ostatnimi czasy towarzyszyło jej nieprzyjemne drapanie w gardle. Jakby zjedzony przez nią ostatnio gryzoń odrodził się i próbował uciec z jej brzucha, wspinając się po ściankach jej przełyku. Skrzywiła się na tę myśl i oblizała pysk, próbując wyprzeć się uczucia suchości. Powtarzała sobie, że to siedzi tylko i wyłącznie w jej głowie.
— Kto to się tak dusi? — Usłyszała pełne zmęczenia pytanie, które padło tuż nad jej uchem, na co instynktownie podskoczyła w miejscu. Zdała sobie sprawę, że stała tuż przy samym legowisku medyków, a trójkątny pyszczek Czereśniowej Gałązki wisiał jej nad głową. — Północna Łapo, czy to ty?
Przełknęła ślinę, przestępując nerwowo z łapy na łapę. O nie, ona się uziemić nie da.
— Nie sądzę — palnęła, zdając sobie sprawę, że nie zabrzmiało to przekonująco. — A może to ty? — dorzuciła.
— Słucham? — spytała wyraźnie zbita z tropu medyczka. — Czy ty jesteś zdrowa?
— Tak, jestem? — W tym momencie by sobie nie uwierzyła, ale może Czereśnia ma akurat zatkane ucho i nie dosłyszy tej niepewności kryjącej się w głosie dymnej. — Gdybyś miała wskazać w klanie najzdrowszego kota, byłabym to ja — zapewniła, by chwilę później przez jej pysk uciekło ciężkie kaszlnięcie.
Szylkretka spojrzała na nią z lekkim niezadowoleniem, kręcąc z dezaprobatą głową.
— Oh, gdybyś była w tym momencie najzdrowszym okazem zdrowia Klanu Klifu, to nawet nie chciałabym wiedzieć, co musiałoby dolegać innym — stwierdziła. — Chodź tu. Już. Akurat jest luźniej, znajdę dla ciebie chwilę.
Uczennica chciała się zaprzeć. Wręcz usiadła na ziemi, jakby miód umocnił jej cztery litery na tym miejscu. Zerknęła niepewnie na medyczkę. Poczuła momentalnie suchość w gardle, ale wstrzymała oddech, by nie wydać z siebie ani jednego, niepokojącego dźwięku.
— Hej, Północna Łapo, ale mi się tu nie uduś — poprosiła ją starsza, a potem wręcz wciągnęła ją do wnętrza "Ziółkowego Zakątu" (Dymna pozwoliła sobie wymyślić ciekawszą nazwę w zastępstwie dla nużącego "Legowiska medyków") i wypytała ją o przebieg jej ostatnich dni.
Młodsza odpowiadała na tyle, na ile pozwalało jej niechętne do współpracy w udawaniu zdrowej gardło, a następnie ze skrzywioną miną wysłuchiwała burę za to, że w tak ciepłe dni zapomina o piciu wody, przez co zaraz skończy zaraz mdlejąc na każdym kroku, cicha jak mysz skryta w ciasnej norce.
Przytakiwała bezmyślnie na każde pytanie, obiecując, że tym razem będzie się pilnować i za szybko jej nie odwiedzi.

[556 słów]

 [przyznano 11%]

Wyleczeni: Północna Łapa

Wyniki eventu walentynkowego!

Oto wyniki tegorocznej edycji eventu walentynkowego!!

Dla Piki:

Szepcząca Pustka x Lwia Paszcza
Dla Pręgi:

Borsuczy Język x Bratkowe Futro
Pstroszek i Bielaczek

Dla Empti:

Makowy Nów x Sówka

Dla Japka:

Bożodrzewny Kaprys x Zielone Wzgórze

Dla English_Mist:

Cedrowa Rozwaga x Błękitna Gwiazda

Dla Paprotki:

Iskra x Bławatek
Różanecznik i Jastrząb

Oraz śliczne opowiadanie dla diament123!

Liściaste Futro x Nocny Kwiat
Wierzba, Hiacynt i Jagoda

24 lutego 2024

Nowy członek Pustki!


MNISZEK
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Zabicie przez Mroczną Łapę i Zaranną Zjawę

Odszedł do Pustki!

Od Mrocznej Łapy CD. Zarannej Zjawy

zgromadzenie

Było zgromadzenie, a ona dostała zadanie - pilnować Nocnego Kwiatu. Trochę było jej przykro, że swoje pierwsze zgromadzenie musi spędzić przy czarnej kotce, ale dla kultu trzeba się poświęcić.
- Cześć Nocny Kwiecie. - miauknęła siadając obok. - To musi być straszne. Wszyscy wciąż mają coś do ciebie, po ponad dwudziestu księżycach. Popełniłaś błąd, to prawda, ale czy wszyscy ich nie popełniamy? - przysunęła się bliżej kotki. - Poranny Zew. Tęsknie za nią. - stwierdziła tylko.
- Ja też. Bardzo. - miauknęła cicho. Nagle Mroczna Łapa zauważyła Liściaste Futro, która podbiegła do Nocnego Kwiatu.
 - Nooooockaaaaaa!!!! - zawołała zachwycona, prawie wpadając na nocny Kwiat. - Cześć, to ja! Liściaste Futro! Pamiętasz mnie? Śpiewałyśmy piosenki o ziołach! Mówiłaś mi, że chciałaś zostać medyczką! - miauczała szybko. Mroczna Łapa spojrzała na nią z mieszanką zdziwienia i pogardy na pysku. - Zabiorę ją wam na chwilę. Do widzenia, drogie panny! - zawołała, ciągnąc czarną kotkę za łapę. Co tu się wydarzyło? Nieważne. Musi pilnować Nocnego Kwiatu choćby nie wiadomo co.
- Idź za mną, ale w pewnej odległości. - syknęła do Makowej Łapy. Podkradła się do młodych kotek nasłuchując ich rozmowy. Nagle… Prawie przewróciła się z szoku. Musiała poinformować ojca!!! Serce biło jej w przyśpieszonym tempie, kiedy wróciła do Makowej Łapy.
- Pilnuj Nocnego Kwiatu i za żadną cenę nie pozwól jej odejść! - syknęła przestraszona. Makowa Łapa podreptała do Nocnego Kwiatu. Mroczna Łapa podeszła do Wieczornej Mary.
- Muszę z tobą porozmawiać. To jest bardzo ważne i nie może poczekać. - miauknęła szybko. Oddychała ciężko. Była przerażona.
- Co? - zapytała Wieczorna Mara z niepokojem.
- Chodzi o Nocny Kwiat! Chce zrobić coś bardzo głupiego! Zostawiłam Makową Łapę, aby ją pilnowała, sama zaś przyszłam do ciebie. Nocny Kwiat rozmawia z Liściastym Futrem! Chce spotkać się z Klanem Gwiazdy! Mam nadzieję, ze Makowa Łapa jej dopilnowała. - miauknęła próbując zachować spokój w głosie.
- Na Mroczna Puszczę, CZY WY NIE MOŻECIE CHWILI WYTRZYMAĆ BEZ ROBIENIA PROBLEMÓW?!- krzyknęła.
- Spokojnie, Makowa Łapa ją pilnuje... mam nadzieję. - miauknęła i podążyła za zastępczynią. Zaprowadziła ją do Makowej Łapy… Tak myślała. Nie było jej!
- GDZIE JEST MAKOWA ŁAPA?!- wrzasnęła na Mroczną Łapę. Ta lekko się skuliła.
- Była tu przed kilkoma sekundami! Gdzie ją wywiało?! Co ona najlepszego narobiła?!? Podążajmy za jej śladami zapachowymi! - miauknęła zdesperowana. Podeszły do nich Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Łapa.
- Co się dzieje? - szepnęła jej mentorka. Wzięła głęboki wdech.
- Zostawiłam Nocny Kwiat z Makową Łapą, a teraz obie gdzieś zniknęły, a Nocny Kwiat idzie z Liściastym Futrem spotkać się z Klanem Gwiazdy. A Makowa Łapa gdzieś znikła. - streściła szybko.
- Ty głupku! - Naparstnicowa Łapa pacnęła córkę lidera łapa. Co?! Co ona zrobiła? To wina Makowej Łapy! Nie no świetnie. Łzy pociekły jej do oczu.
 Zaranna Zjawa zaś wytrzeszczyła oczy.
- ... nie mam słów. - stwierdziła tuż po usłyszeniu wiadomości. Spojrzała na Mroczną Łapę z politowaniem - tu masz rację. Trzeba ruszać. Wieczorna Maro? - spytała. To nie była jej wina!!! Co ona takiego im zrobiła? Silniejszy od wściekłości na Makową Łapę był stres.
- Myślałam, że Makowa Łapa ją przypilnuje!!! Chodźmy po śladach zapachowych to je znajdziemy. Szybko! - miauknęła i ruszyła przed siebie. Po długiej wędrówce znaleźli Makową Łapę.
- Makowa Łapo! Gdzie jest Nocny Kwiat?! Jak można nie dopilnować jednej wojowniczki?!? Gdzie was wywiało?!? Gdzie ona jest?!? Co tu się wydarzyło?!? Zdążyła się skontaktować z Klanem Gwiazdy?!? - ryknęła na starszą kotkę. Makowa Łapa podniosła głowę.
- Ta głupia medyczka mnie zatrzymała... Chwilę z nią walczyłam, ale Nocny Kwiat zdążyła... Pobiegły z powrotem... Noc mówiła, że nie może zostać w klanie... I że powiedziała chyba za dużo. Boję się, że wie o kulcie... - syknęła, kaszląc co chwilę - Jak z nią rozmawiałam w obozie... Wiedziała, że Poranny Zew wierzy w Mroczną Puszczę... Przynajmniej mam takie wrażenie... - miauknęła z trudem. Mroczna Łapa była przerażona. Trzęsła się cała. Po chwili się uspokoiła. Powstrzymywała się od płaczu. Trzeba je znaleźć, natychmiast!!! - Chodźmy je gonić. - jęknęła z trudem przez gardło.
- Nie mogę już biec... - mruknęła, ledwo się podnosząc - Biegnijcie beze mnie. - miauknęła Makowa Łapa. Przytuliła Makową Łapę.
- Przepraszam cię. Nie powinnam cię zostawiać z nią samą. Myślałam... Odpocznij. - miauknęła osuwając się. Zaczęły biec. Duże krople zaczęły kapać.
- Deszcz. - jęknęła. - Szybko, zanim zmyje zapach! - pisnęła już przerażona do głębi. Minęła godzina. Ledwo chodziła. Łapy bolały ją niemiłosiernie. Przygryzała wargę z bólu. Z trudem łapała powietrze. Uczyniła dwa kroki i wywróciła się.
- Musimy... Iść.... Dalej! - jęknęła i podniosła się. Zmusiła się do truchtu. - Chodźcie, błagam was! Błękitna Gwiazda mnie zabije! Nie mogę okazać się błędem! Musi być ze mnie dumny. Musimy ją znaleźć. Proszę chodźmy! - miauknęła z trudem i ruszyła wolnym truchtem. Miała lekko rozmazany obraz i drżała z zimna od deszczu. Nie zawiedzie kultu! Nie ma mowy. Zmusiła się do utrzymywania tępa. Bała się, że powiedziała za dużo. Ze zdradziła swoją największą słabość. Nagle poczuła sympatię do mentorki. Czy mogła jej zaufać? Podążyła za nią. - Nic nie czuję! - poskarżyła się. - Deszcz zmywa wszystkie zapachy! - jęknęła pomiędzy dyszeniem. Nagle tu zauważyła. - Patrzcie, tędy szły! Od deszczu zrobiło się błoto i widać ich ślady łap! Chyba są jeszcze świeże! - zawołała i z nową energią ruszyła do przodu. Dotarły na miejsce. Dwie kotki schroniły się u dwunożnych? Chciało jej się płakać i śmiać.
- Wchodzimy do środka? - spytała ledwo żywa. Było jej tak przeraźliwie zimno, a jednocześnie gorąco. Czuła się, jakby jej płuca się skurczyły. Zaczęła się chwiać i prawie wylądowała na mentorce.
- Chyba zaraz zemdleję. - jęknęła. Nagle w drzwiach pojawiła się dwunożna. Kotki wbiegły do domu. Musiały dorwać Nocny Kwiat! Nagle parsknęła śmiechem. Nocny Kwiat i Liściaste Futro były… na sznurkach!
- Do tego doszłyście? Jesteście na sznurku i ukrywacie się u dwunożnych? - zapytała Mroczna Łapa.
- Odejdźcie. Powiedziałam Klanowi Gwiazdy o kulcie. A Poranny Zew... - zaczęła mówić, ale nie dokończyła, bo przerwał jej dziki syk Mrocznej Łapy.
- Mogę ją zabić Zaranna Zjawo? - zapytała się uczennica swojej mentorki.
- Czego od nas chcecie? - zapytała Nocny Kwiat zimnym głosem. - Poranny Zew mi wszystko powiedziała. Idźcie już, tam jest otwarte okno. - miauknęła i wskazała na nie ogonem.
- Jak możesz tak mówić? - Oburzyła się Mroczna Łapa. - Zdradziłaś swój klan po raz drugi, i nawet twoje zapchlone gwiazdki tobą gardzą. I gdziekolwiek nie pójdziesz, dopadniemy cię. A zabicie ciebie własnoręcznie to premia. - syknęła. Patrzyła z nienawiścią na Mroczny Kwiat.
- Zniszczyłaś moje pierwsze zgromadzenie. - miauknęła jeszcze. I jeszcze gorzej. Może zniszczyć też zaufanie, którym obdarzył ją lider i zastępczyni. Zaranna Zjawa zawołała ją i Naparstnicową Łapę ku sobie. Nie wiadomo, dlaczego Mroczna Łapa zaczęła płakać. - Przepraszam. - miauknęła do zdziwionej mentorki i Naparstnicowej Łapy. - To dla mnie za dużo. - szybko otarła łzy. Nie wiedziała, czemu ciekły. Chyba z nadmiaru emocji, wycieńczenia i okresu dorastania. - Musimy coś wymyślić. - jęknęła i przewróciła się, a jej oczy zasnuła ciemność. Chyba… zemdlała? Widziała przed oczami tylko kolorowe plamki, nagle dostrzegł nad sobą Zaranną Zjawę. Cały czas dyszała.
- Serio się zjarałaś Zjarana Zjawo. - miauknęła, tym samym dając innym do wiadomości, że wróciła do świata żywych Nagle poczuła straszny ból głowy. Próbowała się podnieść, ale zatoczyła się.
- Co teraz? Gdzie one są? Czy zrobiłam coś nie tak? - zapytała żałośnie. Chciała już do domu.
- Naprawdę? Teraz? -jęknęła Zaranna Zjawa.
- Wybacz mi, musiałam. - miauknęła radośnie. Nagle. - Głowa. - jęknęła. - Co się tu stało? Gdzie one są? - zapytała z trudem.
- Poszły w inną część gniazda. - wyjaśniła Zaranna Zjawa. Po chwili dodała - Nie możemy tu zostać. Nie wiadomo, co dwunożna nam zrobi. Musimy znaleźć Nocny Kwiat i zaprowadzić ją do Klanu Wilka, by otrzymała zasłużoną karę - miauknęła. Wtedy dwunożna otworzyła drzwi do pokoju. Widząc otwarte drzwi rzuca się na Nocny Kwiat próbując ją zabić, co jej się nie udaje niestety. Po chwili, na komendę mentorki odsunęła się. Zaranna i Nocna zaczęły się szamotać. Nocny Kwiat puściła mentorkę i wybiegła przez okno! Mroczna Łapa rzuciła się na nią. Chwyciła ją i drapała jak opętana. Nagle Zaranna Zjawa wydrapała Nocnej oko. Za dużo tu się działo. Medyczka Klanu Klifu i niedoszła uczennica medyczki Klanu Wilka uciekły do dwunożnej, która wpakowała je do potwora.
- Odjechała. I żyje.  - wysyczała. Nagle poczuła falę zmęczenia. - Możemy poczekać aż wrócą i... - nie dokończyła już. Zawróciło jej się w głowie. Może jednak lepiej pójść do obozu.
- Nie dogonimy ich. Przepadło. - warknęła.
- To zgromadzenie było gorsze, niż mogło mi się śnić. - jęknęła i powoli ruszyła za kotkami.

*****

- Poprawię się przysięgam! - wołała w kółko.
- Przestań Mroczna Łapo. Obiecujesz nam wielkie czyny od kociaka. Co jednak uczyniłaś? Jestem tobą zawiedziony. Lepiej przyłóż się do treningu. - miauczał kręcąc przy tym głową. Nie krzyczał. Nie złościł się. Ten smutny, zawiedziony ton głosu… Wiedziała, że słowa nic nie dadzą. Zawiodła. Ostatkiem sił próbowała się nie rozpłakać. To by było bardzo nieodpowiedzialne. Skulona przyjmowała każdy cios. Każde słowo, które raniło, jakby ktoś rozrywał jej ciało. Czuła, że nie wytrzyma. Ale musi. Musi.

*****

Oczy wciąż miała podpuchnięte. Pamiętała słowa ojca aż zbyt dobrze. Dlaczego. Już jej nie kochał. Zawiodła go. Cały kult. No więc czuła się beznadziejnie. Przez chwilę myślała, czy się nie zabić, ale to był zły pomysł. Musiała zemścić się na swoich dawnych wrogach. Na wrogach z poprzedniego życia.
- Wtedy, kiedy odjeżdżały. Mówiłam, żeby biec za tym autem. - powiedziała do Zarannej Zjawy. W jej głosie nie było złości, tylko rozpacz. Akurat była z mentorką na treningu. Znajdowały się blisko terenów niczyich, tuż przy jeziorze. Bura kotka zatrzymała się.
- Dobrze wiesz że to by nic nie dało. Ten potwór był znacznie szybszy niż jakikolwiek kot - stwierdziła, a w jej  tonie było słychać nutkę jakiejś rozpaczy, zdenerwowania. Zaranna Zjawa stanęła przed grubym pniem drzewa. - Wspinamy się na tamtą gałąź. Musimy porozmawiać na osobności, tam nikt nas łatwo nie podejdzie - stwierdziła, po czym zaczęła się wspinać. Mroczna Łapa pokiwała głową. Pysk miała bez emocji, kiedy wspinała się na gałąź.
Gdy wreszcie obie znalazły się na stabilnej gałęzi, Zaranna Zjawa usiadła, po czym jeszcze raz omiotła krótko spojrzeniem okolicę i gałęzie drzew, nim zaczęła mówić.
- Straciłyśmy w oczach kultu. Wszystko, na co każda z nas pracowała, wisi na włosku. Uważają, że jesteśmy nie dość silne. Obserwują nas. Patrzą pod łapy, czekając na kolejną oznakę na to, że nie zasługujemy by być pełnoprawnymi członkiniami kultu, a także Klanu Wilka. Od tego, co teraz zrobimy, zależy nasza przyszłość. Musimy się postarać, by odzyskać ich uznanie, akceptację, bo inaczej nic nas nie czeka. -  mówiła.  Słowa były takie... Dobitne. A jednak prawdziwe.
- J-j-ja jestem Mroczną Gwiazdą! - pisnęła. - Nigdy nie myślałam, że dojdzie do czegoś takiego. - skuliła się. Była teraz tylko małym kociakiem. Przestraszonym, pragnącym bezwarunkowej miłości rodziców. Zaranna Zjawa mogła to teraz dostrzec.
- Co zamierzasz zrobić? Obiecuję, że nigdy nie nazwę cię przy innych Zjaraną Zjawą, jeśli sprawisz, że tata znowu będzie mnie kochał. - obiecała.
- Co wiem na pewno, to to, że musimy przyspieszyć z treningiem. Muszę wyszkolić cię w walce, skupić się na niej. Ale to oni postrzegają jako minimum dla wilczaka, dla kultysty. Musimy się bardziej postarać. Odkupić się za nie dorwanie Nocnego Kwiatu. Tylko niestety nie wiem jak - stwierdziła, a przy ostatnim zdaniu jej głos zadrżał, a pazury głębiej wbiły w korę.
Skuliła się. Uh, Makowy Nów.
- To wszystko jej wina! Makowej Łapy! To ona nie dopilnowała Nocnego Kwiatu. - słowa te powiedziała wręcz z nienawiścią.
- Pobiegła trochę i się zmęczyła, a to ja dostałam największą karę. Mroczna Gwiazda nie powinien do tego dopuścić. Mogłam przed zgromadzeniem złożyć ofiarę... - powiedziała i Wytrzeszczyła oczy. Co ona najlepszego powiedziała? Złapała się łapką za pyszczek. Nikt nie powinien o tym wiedzieć. Chociaż Zaranna Zjawa była kultystką, powinna zrozumieć.
Duchy nam nie pomogą. One również wymagają ofiar i nie będą się oglądać na nasz los, jeśli zawiedziemy - miauknęła - trzeba jakoś udowodnić Błękitnej Gwieździe, że jesteśmy godne... - odparła.
- Mylisz się, duch Mrocznej Gwiazdy zawsze mi pomaga. Jest tutaj. Zawsze jest ze mną. Jesteśmy godne. Możemy zabić kogoś z moich dawnych wrogów, co ty na to? - zapytała z nadzieją.
- Zabicie kogoś... to nie jest zła myśl. Ale większość wrogów Mrocznej Gwiazdy jest martwa, o ile nie wszyscy.
- Bylica, Upadły Kruk. - powiedziała. - Musimy coś zrobić. - westchnęła.
- Bylica była bardzo stara już w czasach Mrocznej Gwiazdy. Najpewniej nie żyje. A Upadły Kruk zniknął - uświadomiła to Mrocznej Łapie.
- Fakt - westchnęła. - Ale to nic. Mam pomysł. Złożymy ofiarę z prośbą. Ostatnio zadziałało. - powiedziała przypominając sobie tą czarną noc. Zeskoczyła z drzewa.
- Chodź! - zawołała i z nową energią ruszyła w stronę jeziora.
- Co? - zapytała zdziwiona mentorka. Mroczna Łapa oddaliła się nieco i po chwili wyczuła mysz. Skoczyła i zagryzła ją, ale delikatnie. Musiała być w jaki najlepszym stanie. Zaniosła ją na brzeg jeziora i poleciła ją pilnować Zarannej Zjawie. Znalazła kilka patyków. Wzięła gruby liść i ułożyła patyki. Oplotła je pajęczyną i wzięła trochę miodu z gałęzi. Z liści i patyków uformowała koszyk. Był lepszej jakości niż poprzedni. Dobrze. Zaniosła go do Zarannej i włożyła mysz do środka.
- Teraz modlitwa. - powiedziała do wyraźnie zdezorientowanej mentorki. Na te słowa Zaranna Zjawa uniosła jedną brew.
- Mroczna Puszczo! - krzyknęła, ale cicho, w razie czego, żeby jakiś patrol nie usłyszał. - Dziękuję wam za to, że zawsze mnie chronicie. Proszę was o przysługę. Pozwólcie mi kogoś zabić, kogoś ważnego. Tak, żeby Błękitna Gwiazda mi wybaczył. Pomóżcie mi, proszę. Przyjmijcie moją ofiarę. - powiedziała i zaczęła płynąć z koszykiem. Płynęła długo, zostawiając Zaranną Zjawę na brzegu.
- Przyjmijcie moją ofiarę. - powiedziała i zamknęła oczy. Czuła mocniejsze fale, wciąż jednak nie otwierała oczu. Kiedy to zrobiła, koszyka nie było. Wróciła na brzeg do Zarannej Zjawy.
- Teraz zobaczymy, czy modlitwa się spełni. Obstawiam, że tak. Mroczna Gwiazda zawsze mi pomaga. Może chodźmy teraz sprawdzić, czy pojawiła się jakaś zwierzyna. - odwróciła się i zaczęła iść brzegiem jeziora. Zaczęła z nudy liczyć uderzenia serca. Doszła do blisko tysiąca, kiedy…
- Zaranna Zjawo, tu ktoś jest! - wychrypiała zduszonym głosem. Jakiś kocur pił sobie spokojnie wodę z jeziora. Wytrzeszczyła oczy i zbliżyła się. Czyżby jej prośba została wysłuchana? Czy mogły go zabić? Na razie kocur nie zdawał sobie sprawy z ich obecności. Miały szansę!
Zaranna Zjawa rzuciła sugestywne spojrzenie Mrocznej Łapie. Mentorka podkradła się jeszcze bliżej, po czym rzuciła się na obcego. Ten sycząc odskoczył, ale udało jej się zadrasnąć jego bok. Kocur wgryzł się w jej łapę. Bura kocica wydała z siebie gardłowe warknięcie, po czym popchnęła go. Wydała z siebie krótki syk bólu, gdy wyrwał jej kłęb futra. Skoczyła na niego. Oboje potoczyli się po ziemi, drapiąc i gryząc. Kocur kopnął ją w brzuch, po czym odturlał się by następnie szybko wstać.
- Mroczna Łapo! - warknęła. Uczennica nie ruszała się, gdyż była zbyt zaskoczona. Nigdy wcześniej nie miała takiego oczywistego dowodu. Jest wybranką Mrocznej Puszczy! Wysłuchała jej! Wkroczyła do akcji. Odepchnęła mentorkę gdzieś w bok. To była jej walka. To jej Mroczna Puszcza zesłała tego kocura. Zaranna Zjawa zadrasnęła kocura w bok. Mroczna Łapa, mimo że była jeszcze uczennicą walczyła jak jakaś opętana. Była bardzo agresywna, a w jej oczach można było widać szał. Kochała walczyć. Zaranna Zjawa przewróciła kocura, a wtedy Mroczna Łapa skoczyła mu do gardła. Jej silne szczęki zacisnęły się na krtani kocura. Nie puszczała. Po chwili kocur bezwładnie leżał. Była w szoku i w euforii jednocześnie.
- Idź do obozu, poinformuj Błękitną Gwiazdę! - przyprowadź go tu, a ja zajmę się obrożą. - syknęła. Lepiej, żeby tata nie uznał, że zabiły jakiegoś pieszczoszka. Zerwała obrożę z kocura i wygładziła futro na szyi. Trochę ją podrapała i była bardziej zakrwawiona. Odeszła dwie długości drzew i wykopała dołek, w którym umieściła obrożę następnie przykrywając ziemią i przysypując liśćmi. Wróciła do ciała. I czekała na powrót mentorki. Przyszła. I w dodatku z tatą!
Spojrzał na masakrę oceniająco. Jego łeb leniwie się przekrzywił, a następnie skinął głową do dwóch kocic.
- Dobrze. Odpłaciłyście swoje winy. Jednakże... - tu jego wzrok spoczął na nich obu. — Nie zapominajcie kim jesteście. Następnym razem nie zawiedźcie. - powiedział.
- Zabiłam go dla ciebie. Taka sytuacja jak z Nocnym Kwiatem się nie powtórzy, przysięgam. - powiedziała. - Już więcej nie zawiedziemy. Kiedy Zaranna Zjawa z nim walczyła, zakradłam się i chciałam go zabić, ale mnie zauważył. Jednak po chwili skoczyłam mu do gardła. Nie ma prawa wchodzić na terytorium Klanu Wilka. - powiedziała i pokłoniła się.
Udało jej się. Tata jej wybaczył. Udało się.
- Dziękuję Mroczna Puszczo, Mroczna Gwiazdo. Odwdzięczę się wam, kiedy tylko będę mogła. Zrobię wszystko, o co poprosicie. - podziękowała cicho, tak że Zaranna Zjawa mogła ją usłyszeć, ale tata już nie i zamknęła na chwilę oczy. Życie było piękne.

[trening woj 2626]
[przyznano 53%]
<Zaranna Zjawo?>

Od Liściastego Futra do Nocnego Kwiatu

 kilka godzin po zgro

Jazda potworem była wyczerpująca. Trudno było utrzymać równowagę, ciągle wszystko podskakiwało lub drżało, przyprawiając klifiaczkę o mdłości. W końcu zwymiotowała, na co dwunożna nie była zadowolona, Listek została od razu wygoniona z potwora i okrzyczana. A to przecież nie była jej wina, więc zapiszczała przepraszająco i dwunożna pogłaskała ją po łebku i wpuściła do swojego gniazda. Potem wniosła tam Nockę, czule ją przytulając. Dwie dziwne podstawki, które stały nieopodal wejścia, uzupełniła wodą i grzechocącymi kulkami, które wyglądały jak królicze bobki. Liściaste Futro nie miała zamiaru ich jeść. Nocny Kwiat poszła tylko ze spuszczoną głową do jakiegoś innego pomieszczenia, nic nie mówiąc. Pewnie nadal była przygnębiona, niebieska kotka zastanawiała się tylko, w jaki sposób mogłaby ją pocieszyć. Jej przyjaciółka potrzebowała teraz przytulenia się do kogoś, jakichś miłych słów, po prostu czyjejś obecności czy samotności? Listek pomyślała, że pewnie to ostatnie. Nie naprzykrzała się przyjaciółce, bo nie chciała pogorszyć sprawy. Wtedy poczuła, że potrzebuje się załatwić i to szybko. Znalazła jakąś sporą roślinkę, stojącą w jakimś dziwnym pudełku, wypełnionym ziemią i weszła tam. Gdy tylko dwunożna to zauważyła, podniosła wyrywającą się kotkę i położyła ją w jakimś dziwnym miejscu. To też było pudełko, tylko, że większe i było wypełnione jakimś żwirkiem, które nie do końca wyglądało na prawdziwe. Pewnie to kolejny jakiś dziwny wynalazek. W każdym razie dwunożna, jak wracały z podróży potworem, wyszła na dwór, weszła do jakiegoś dużego gniazda i wyszła z niego właśnie z tym pudełkiem i z paczką tego żwirku. Listek po naprawdę długiej chwili zrozumiała, że tutaj trzeba się załatwiać. Potem poszła spać na kolanach dwunożnej.

***

Obudziła się. Otworzyła powoli oczy. Świat obok niej się ruszał, a przecież ona nie szła ani nie biegła. Chyba dwunożna gdzieś ją niosła. Po chwili została położona na wielkie, bardzo miękkie posłanie. Już kiedyś na nim była. Zamknęła leniwie oczy, czując bezwłosą łapę na swoim grzbiecie. Słyszała, że ktoś się kładł obok niej. I znowu zasnęła.

***

Była poza gniazdem. Było zimno. Padał deszcz. Okropna ulewa. Było słychać grzmoty i widać błyskawice. Listek w ostatniej chwili zeskoczyła z Drogi Grzmotu. Poturlała się i chwilę później poczuła ruch powietrza tuż obok siebie. Zaraz potem potwór zniknął gdzieś w oddali. Najgorsze było to, że niebieska kotka nie była sama. Wstała i rozejrzała się. Nikogo nie widziała, ale wtedy coś ją uderzyło w głowę. Nie poczuła bólu, bo to był sen, ale była zbyt przestraszona, żeby to zauważyć. Przewróciła się i grzmotnęła o twardą ziemię. Jakieś dwa koty stały po drugiej stronie Drogi Grzmotu. Od razu je rozpoznała. To byli jej rodzice, Aksamitna Gwiazda i Niedźwiedzia Siła. Liściaste Futro wyciągnęła do nich łapę, otwierając pysk w niemym błaganiu o pomoc. Ale oni odwrócili się i zniknęli. Za to przed nią, pojawiła się Jutrzenka. Chwilę potem Listek zobaczyła błysk pazurów przed oczami. I potem już nie widziała nic. Ale słyszała pogardliwy, krwiożerczy śmiech. Ze wszystkich stron. Coraz głośniej i głośniej. Dźwięk nie ustawał, odbijał się echem w jej głowie. 
Otworzyła oczy, wstając szybko na wszystkie cztery łapy. „To tylko sen. Tylko zły sen, koszmar”, pomyślała, niepewnie się rozglądając po pomieszczeniu. Wyczerpana, nie wiadomo czym, padła z powrotem na posłanie. Jej boki gwałtownie podnosiły się i opadały. Gdy trochę się uspokoiła po śnie, spojrzała na dwunożną. Ta już nie spała, ale wciąż leżała. W łapach trzymała coś na czym było dużo śmiesznych wzorków (gazetę). Drzwi były lekko uchylone, więc Liściaste Futro mogła przez nie wyjść. Musiała się napić, najeść i sprawdzić co z Nocką. Woda w dziwnym pojemniku była czysta, ale taka dziwna, smakowała inaczej niż deszczówka. Niebieska kotka spojrzała na to coś przypominające królicze bobki, co pachniało trochę mięsem, ale ten zapach był inny. Nachyliła się i wzięła jedną kulkę, przegryzła ją i z powrotem wypluła. Fuj! Napiła się jeszcze raz wody dla poprawy smaku i poszła szukać Nocki. Czarna kotka była w tym pomieszczeniu, gdzie pachniało trochę takim jedzeniem, które dwunożna wczoraj wieczorem jadła.
- Hej, jak tam? – spytała się przyjaciółki, niezbyt zręcznie wskakując na półkę pod sufitem, na której siedziała jej koleżanka. Trąciła jej nosek swoim i uśmiechnęła się najładniej, jak potrafiła. To nic, że Nocka nie miała oka! Nadal była ładna i cudowna! Postanowiła, że nie będzie poruszać tego tematu, żeby nie zasmucać koleżanki. – Jakie masz na dzisiaj plany? Może wyjdziemy sobie na spacerek, a potem poleniuszkujemy z dwunożną? Ona jest całkiem miła. Tylko musimy też wybłagać ją, żeby dała nam coś innego do jedzenia. Próbowałam tych kulek i powiem tyle: nie da się przełknąć.

<Nocka?>

Nowi członkowie Pustki!


Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna odejścia: Zabicie przez Nikogo

Odeszła do Pustki!


Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna odejścia: Zjedzenie jagód cisu

Odszedł do Pustki!

Od Nikogo CD. Miodunki

 Szedł za nią... Szedł, ukrywając się za roślinami, które dopiero co kiełkowały i obserwował ją z oddali. Robił to już od jakiegoś czasu. Sprawdzał gdzie kotka chadzała, by znaleźć idealny moment na to, by dokonać swej zemsty. Jednakże teraz też nie był to idealny czas, bo pojawiła się Mrówka. Kotka wpadła na niego przypadkiem i zapytała co robił. Wyłgał się, że musiał pomyśleć przez co zgubił jej trop. Ale jeszcze jej pokaże. Zapłaci. Za wszystko. 

***

Mrówka zmarła, a Miodunka wciąż dychała. Wciąż dobrze jej się żyło. Skupiła się na swojej córce. Obserwował jak spędzają ten czas. Dziwiło go jednak to, że dawna partnerka go unikała. Czyżby przeczuwała te jego mordercze intencje? Ktoś ją ostrzegł? Miał w głowie mętlik. Im dłużej zastanawiał się czy to zrobić, zaczynał się wahać. Znajdował wymówki, aby jednak zawrócić ze ścieżki, którą podążała. A w nocy rwał sobie sierść z głowy, gdy po całym dniu polowania, wracała na spokojny sen. Nie chciał jej widzieć. Jego dusza cierpiała. Wyła z rozpaczy chociaż odkąd jego ojciec zmarł, minęło tak długo księżyców. Nie wiedział ile, ale wiedział jedno. Krwawnik nie był z niego zadowolony. Tak było zawsze. Nie cierpiał go. Oszpecił. A on dalej się starał. Wciąż pragnienie zemsty odzywało się w jego duszy, jak gdyby dawny mentor z zaświatów sprawdzał czy w końcu wyjdzie na koty i zabiję. 
Zabije tak jak on. 
O tak... Z każdym dniem pragnął tego coraz bardziej. Wahanie odeszło, gdy wyobrażał sobie minę wojownika, który pogardliwie na niego spoglądał z niebios. Musiał coś zrobić. Musiał sprawić, aby na tym pysku zawitał uśmiech. Chciał usłyszeć od niego słowa pokrzepienia. Potrzebował jego wsparcia nawet jeśli już dawno jego ciało rozkładało się w ziemi. 
Wstał. Wstał i udał się na polowanie. Nie było ono jednak zwyczajne. Tym razem ofiarą miał być inny kot. 

***
*tw morderstwo i samobójstwo*

Od Naparstnicowej Łapy (Naparstnicowej Kołysanki) CD. Hortensjowej Łapy

Dziwiła się siostrze, że chciała zataić informację dotyczące tego czego dopuścił się Lwia Grzywa. On miał być przydatny? Szylkretka nie była w stanie tego pojąć. Jednak widząc, jak bardzo jej siostrze zależało na tym, postanowiła jej zaufać. Może też dlatego, że chciała zobaczyć w jakiś sposób według dymnej kocur niby miał być przydatny? Czas miał to szybko zweryfikować.

***

Lwia Grzywa okazał się nie być przydatny. I nie tylko on. Jej siostra nie miała racji. Trzeba było już wtedy poinformować wyżej postawione koty, a może by udało się uchronić więcej zagubionych dusz przed głupotą czarnego kocura. Naparstnicowa Kołysanka dzisiejszego dnia skończyła się zajmować już dwójką pacjentów, Chłodnym Omenem, któremu dokuczało przegrzanie oraz Szeleszczącym Wiązem, który od samego wejścia do legowiska medyka kichał co uderzenie serca. Szylkretka zirytowana syknęła na pacjenta, gdy ten zajął miejsce obok śpiącej Ważkowe Skrzydło, nakazując mu już po chwili się przesiąść. Widziała, że kocica była osłabiona. Nie chciała, aby poza wyczerpaniem coś jeszcze jej doskwierało. Kolejne zioła zamiast pomagać mogłyby jej zaszkodzić.
W południe do legowiska medyków zajrzała Różany Step wraz ze swoją córką, Lód, którą od paru dni bolał ząb. Była ciekawa co taki malec jak czarna vanka musiała robić, aby rozbolał ją ząb. Piszczki w końcu nie były twarde, chyba, że potomkini Mrocznej Gwiazdy zdecydowała się jeść pokryjomu kamienie.
Gdy zajęła się kociakiem, w legowisku pojawiła się Olszowa Kora wraz ze swoją uczennicą, a siostrą Napartstnicy - Hortensjową Łapą. Już na pierwszy rzut oka medyczka zauważyła, że jej siostra ma problem z okien; mrużyła je i zauważyła, że w kąciku zaczęła się zbierać klejąca maź. Musiała zakłuć oko gałązką, bądź przetarła je brudną łapą, stąd pojawiła się infekcja. Nim jednak udała się po potrzebne zioła na okład oraz mech nasączony wodą, zajęła się usztywnieniem ogona kultystki, bo chciała z nią zamienić kilka słów.
— Jak przebiega trening mojej siostry? — szepnęła cichutko, dociskając do ogona pacjentki papkę z ziół — Kiedy będzie mogła stoczyć walkę? 
— Niebawem. — miauknęła kocica, nieco krzywiąc mordkę w trakcie badania. — Poprawiła się od czasu, kiedy przejęłam jej trening. 
Kocica skinęła głową, dając znać, że przetworzyła zasłyszaną informację. Na dobrą sprawę, od dnia, w której wcześniejszy mentor siostra umarł, nie zamieniła ani słowa z nią, bojąc się, że mogłaby coś wypaplać na ten temat. Nie chciała, czy też właściwie nie mogła się przyznać, że uczestniczyła w zadaniu powierzonym przez lidera. Błękitna Gwiazda zabronił jej mówić o tym komukolwiek. Dlatego postanowiła zabrać prawdę o tym, co stało za śmiercią Lwiej Grzywy do grobu. 
Wilgotnym mchem przetarła okolice wokół morskiego oka siostry, zbierając przy tym nadmiar mazi, dzięki czemu siostra mogła w końcu szerzej otworzyć oko. Wciąż było lekko zaczerwienione, ale wyglądało o wiele lepiej. Naparstnicowa Kołysanka uśmiechnęła się lekko, jednak jej uśmiech był niemalże niezauważalny przez trzymany w pysku mech.
— Poza ziołami na infekcję, dam ci zioła na wzmocnienie, aby cię żadne choróbsko w międzyczasie nie rozłożyło. — zwróciła się do siostry. Odłożyła brudny mech na bok, po czym sięgnęła łapą po papkę na liściu buku, która miała posłużyć za okład — Musisz być w pełni sił podczas walki. Nawet najmniejsze przeziębienie nie może ci doskwierać. Musisz wygrać. Wiesz co czeka koty w naszym wieku, które nie wygrały żadnej walki… Ty nie stoczyłaś jeszcze ani jednej, więc możesz być srogo potraktowana przez Błękita
Zmartwiła się i to nie na żarty. Hortensjowa Łapa słaba nie była, a ten kopniak podczas sparingu, wciąż miała w pamięci. Na pewno jeśli znowu użyje tego ataku, to jak nic wygra i powali swojego przeciwnika. O ile będzie zdrowa i nic jej nie będzie przeszkadzać.

Wyleczeni: Olszowa Kora, Szeleszczący Wiąz, Chłodny Omen, Hortensjowa Łapa, Lód 

<Tensja?>

Od Piaszczystej Zamieci CD. Srebrzystego Nowiu

— Tak... To naprawdę miłe — mruknął i przytulił się do jego boku. Czuł jego oddech, który owiewał mu głowę i słyszał jego miarowe bicie serca. Nie zamieniłby tego stanu, w którym teraz był za żadne skarby świata. Liczyło się teraz ich dwoje. Wszystkie troski i zwątpienia odchodziły na dalszy plan. Mógł przysiąc, że to co czuł było prawdziwe. Kochał go. Kochał kocura, który był tuż obok niego. I chciał z nim spędzić resztę życia. Był tego pewien. Nawet jeśli los zamierzał rzucać im kłody pod łapy, wierzył w to, że razem byli w stanie oprzeć się nawet najcięższej wichurze.  


***

Był przerażony. Srebrny omdlał i to nie raz. Zaczął się martwić, ale jak to Srebrny, ten bagatelizował swój stan. Pewnie zachowywałby się podobnie, gdyby nie fakt, że się o niego bardzo, ale to bardzo martwił. Nie wiedział co powodowało to jego osłabienie, więc tym bardziej czuł strach, że to jakaś nieuleczalna choroba, po której go straci. Nie zamierzał dać mu umrzeć. Nie, gdy w końcu zostali prawdziwą parą. Oczywiście... Musieli się z tym ukrywać, ale poza obozem mogli cieszyć się swoją obecnością tak, jakby kolejny dzień miał nie nadejść. A teraz... teraz naprawdę mogło to wszystko się skończyć. 
Dlatego też ciągnął go za kark niczym niesforne kocię do legowiska medyka. Ten nie opierał się, bo cóż... był nieprzytomny. Gdy tam dotarł, był cały zasapany. Ciągnięcie jego cielska taki kawał do obozu było nie lada wyczynem. Ale się udało. 
Medyk od razu wziął się do roboty i go zbadał, ogłaszając, że jego przyjaciel był odwodniony. Ha! Nie pił? No co za... Aż zabrakło mu słów. Czy to z nerwów? Rzucił w jego kierunku zatroskane spojrzenie, gdy kocur dostawał potrzebne medykamenty wraz z wodą pod pysk. Siedział przez ten cały czas przy nim i czekał aż się ocknie. Musiał go zbesztać za to kocięce zachowanie. 

***

Minęło parę dni i Srebrzysty Nów poczuł się zdecydowanie lepiej. Oh, musiał mieć go już dość, bo skakał przy nim niczym zatroskana matka. Ciągle pytał partnera czy mu lepiej i upewniał się, że ten dużo pił i właściwie się odżywiał. Napędził mu stracha, więc nie powinien się dziwić, że nieco mu odbiło. 
Musiał jednak przystopować z tą swoją nadmierną troską, ponieważ jego matka zaczęła coś węszyć. Nie mógł w końcu dopuścić do tego, aby dowiedziała się, że z synem Różanej Przełęczy łączyła go znacznie bliższa relacja niż tylko koleżeństwo. 
— Jak dobrze znów wyjść razem na spacer — mruknął do niego, kiedy wędrowali po okolicy. Postanowili nieco zapolować, a potem pocieszyć się urokami Pory Zielonych Liści, która powoli miała się ku końcowi. — Srebrny... powiedz mi... — zaczął zaraz, wpatrując się niepewnie w ziemię. — Czy gdybym... zrobił coś złego, coś niewybaczalnego, ale w słusznej sprawie, to... to nie byłbyś na mnie zły? 

<Srebrny?> 

Wyleczony: Srebrzysty Nów

Od Płomyczka do Lilii

 Wpatrywał się w śpiącą Lilie. W jego głowie już kształtował się plan na to, aby zniszczyć jej humor. Był poranek i nawet ich mama jeszcze odpoczywała. On jak zwykle wstał wcześnie i już zabierał się za psocenie. Na początku jednak wygramolił się spod ciepłego futerka królowej i w kilku susach dotarł do kryjówki, w której chomikował zabawki. Była to dziura, którą zasłonił mchem, by ciekawskie wąsy nie zauważyły jego skarbów. A co on tam miał! Piórka, kamyczki, a nawet coś tak rzadkiego jak szyszkę! Z tego co mama mówiła, mieszkali na wrzosowiskach, więc taki dar natury był czymś naprawdę niespotykanym. Zachwycał się w ciszy nad swym bogactwem, ciesząc się z tego, że jego siostrzyczki mogły zapomnieć o tym, aby się z nimi tym podzielił. To było jego, jego i tylko jego! 
Czasami jednak pojawiała się w nim pewna obawa, że coś nagle zniknie. Dlatego też szybko sprawdził czy wszystko było na swoim miejscu, a gdy upewnił się, że nikt nie odkrył jego kryjówki i w niej nie grzebał, zadowolony wrócił do śpiącej rodziny. 
No i co zrobił? Położył się obok? A w życiu. Nie zamierzał spać. Pacnął Lilie łapą w ucho, a gdy ta nie zareagowała, powtórzył tą czynność, raz za razem. Dopiero, gdy kotka została wybudzona przez ten czyn, posłał jej zadowolony z siebie uśmieszek. 
— Wstawaj już rano. Pewnie nie jesteś z tego zadowolona, co? Nie pobawisz się niczym, bo wszystko mam ja! Hahaha! — Nie silił się na ukrywanie swojego dobrego humoru. Był wszak jej bratem, więc to jasne, że Lilia powinna się go słuchać. A ona jako siostra zapewne była słabsza. Słyszał w końcu od babci, że to on powinien chronić swoje siostry jako przedstawiciel płci męskiej. Wniosek? Obie siostry nie dorastały mu do pięt! 
— No dawaj wstawaj. To, że przez cały dzień będziesz patrzeć jak ja się bawię, nie oznacza, że możesz spać. Jak będziesz robić przy tym smutne miny, to może pozwolę ci spełnić jeden mój rozkaz, nie ma za co — rzucił nonszalancko, tak jakby ta propozycja była czymś za co kotka powinna być mu wdzięczna. 

<Lilio?>