Przyszedł na świat Porą Zielonych Liści. Nie wiedział jeszcze kim będzie i jak potoczy się jego historia. Jedyne o czym myślał to pokarm, który napełniał jego pełen głodu brzuszek i ciepło dwóch małych ciałek. Ale prócz nich był ktoś jeszcze. Ktoś znacznie większy, kogo bliskość czuł przy swym pyszczku, gdy przebudzał się z dość częstego snu. Zapach tej osoby sprawiał, że czuł się bezpieczny. Nie lubił, kiedy ta postać znikała choćby na moment. Słyszał jej głos; czuły i delikatny. Opiekował się nim niczym stróżujący anioł.
Dopiero, gdy otworzył oczy mógł poznać swoją mamę. Była promykiem radości na jego pyszczku. Pragnął jej uwagi, ciepła i troski. Siostry uważał wtenczas za rywalki, które zawracały jej uwagę, gdy te żółte oczy powinny skupiać się tylko i wyłącznie na nim. Ale nie potrafił wyrazić swoich odczuć względem swej zazdrości inaczej, jak tylko przez piski niezadowolenia. I to działało. Im częściej popiskiwał tym matka kierowała na niego swój wzrok; przytulała i uspokajała, a on czuł się wspaniale.
I tak mijały kolejne wschody i zachody słońca, gdy prócz pisków zaczęły dochodzić pierwsze słowa, a wraz z nimi zaczęła kształtować się jego osobowość.
***
— Mamusiu, mamusiu! — Obudził kotkę dość wcześnie, wdrapując się na jej pyszczek, który leżał pogrążony jeszcze we śnie na mchowym posłaniu. Jego małe i tłuste łapki, rozjechały się i opadły na ziemię, gdy kocica uniosła głowę, zrzucając go delikatnie ze swojego nosa.
— Mamusiu! — zapiszczał raz jeszcze, aby zwrócić jej uwagę, a gdy był pewien tego, że ta nareszcie się rozbudziła, uśmiechnął się szeroko. — Obiecałaś, ze lano opowies bajke o nieludych sługach — przypomniał jej, nie mogąc doczekać się, aż Lwia Paszcza rozpocznie opowieść. Nie mógł przez to dalej spać. A nie lubił, gdy inni byli jeszcze pogrążeni we śnie, kiedy on już był na łapkach, gotowy na poszukiwanie przygód.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz