*Ostatnia Pora Nowych Liści*
- Hej Koniczynowa Łąko! – przywitał się – I witaj, Mała Łapo? Dobrze zapamiętałem?
Niska, czekoladowa kotka pokiwała głową, na co kremowy się uśmiechnął.
- Jestem Ostowy Pęd! A moją siostrę widzę, że już poznałaś – powiedział i szybko przeszedł do rzeczy – Wpadłem na wspaniały pomysł! W końcu dziś taka piękna pogoda. Chce któraś z was pójść pobiegać po wrzosowisku?
- Ostowy Pędzie, my nie jesteśmy królikami! – zaśmiała się Mała Łapa.
- No tak, ale bieganie nam nie szkodzi! Możemy też zapolować.
Kotki siedziały chwilę w ciszy, którą przerwała mentorka czekoladowej kotki, Gronostajowa Bryza. Mała Łapa spojrzała na swoją mentorkę, stojącą za Ostem i pokiwała głową.
- No niestety nie mogę, trening mnie wzywa – miauknęła i wstała – To do zobaczenia. Tylko nie wpadnij w króliczą norę Ostowy Pędzie! – powiedziała, odchodząc, na co kremowy wybuchł śmiechem. Bardzo się cieszył, że ma w klanie kogoś takiego, co też ma poczucie humoru, a nie jak reszta...
- Koniczynowa Łąko?
- Niestety dziś nie mogę, mam obowiązki – mruknęła ruda kotka. Kremowy pokiwał smutno głową i pożegnał siostrę. Musiał znaleźć kogoś innego.
***
Stracił za dużo czasu na szukaniu kompana. Powoli dzień zbliżał się do końca, a miał jeszcze iść na trening z Brzęczkową Łapą, musiał iść sam. Ta opcja w ogóle się do niego nie uśmiechała, ale jeśli chciał, to musiał. Kolejny dzień przecież mógł być znowu deszczowy! Musiał iść. Ruszył ku wyjściu z obozu i po chwili znalazł się na wrzosowisku. Wiatr lekko wiał, słońce dalej było na niebie prawie bez chmur. To był naprawdę piękny dzień. Ost stał tak chwilę przed wejściem do obozu, uśmiechając się i oglądając przepiękny krajobraz. Nie przejmował się tym, że widział go codziennie, od początku swojego życia. Dla niego to i tak było coś nowego, jak wszystko. Nic nigdy nie było takie samo, każdy dzień był inny. W końcu ruszył i zaczął biegać po wrzosowisku. Łapy same go niosły, aż w końcu trafił na przybrzeżny staw. Przybrzeżne Oko. Dawno go tu nie było. Zdyszany usiadł na ziemi i wzrok wbił w taflę wody. Ostatnio jak tu był, wspominał zmarłą matkę. Teraz do matki dołączył ojciec. Łzy same mu się zebrały i po chwili zaczęły spływać po policzku. Zakrył pysk ogonem, pozwalając sobie na płacz i smutek. Tak bardzo tęsknił za rodzicami, dlaczego musieli go opuścić?
- Ktoś tu jest? – nagle usłyszał czyiś głos. Szybko się podniósł i wtedy zauważył Obserwującą Żmiję. Wycierał łzy, jednak te dalej leciały.
- Coś się stało? – zapytała kotka, podchodząc do kremowego.
- Nie! Nic się nie stało, skąd ten pomysł? Zawsze jest... – nie skończył, ponieważ Żmija starała się go uspokoić i pomóc. Nie wiedział, co się dzieje. Od razu zamknął pysk i już się nie odzywał. Czarna kotka usiadła obok niego i położyła mu ogon na barku. Ten już nie wytrzymał.
- ...dobrze. Nie jest dobrze! – powiedział w końcu i przytulił się do Obserwującej Żmiji, która chyba lekko się zdziwiła. Jednak nic nie zrobiła. Dalej siedziała i pozwoliła mu się przytulić. A ten płakał, nie mogąc przestać.
***
- Dziękuję – powiedział. Słońce już powoli znikało i robiło się coraz ciemniej, a on został z Obserwującą Żmiją przy Przybrzeżnym Oku.
- Nie masz, za co Ostowy Pędzie – odpowiedziała kotka. Kremowy lekko się uśmiechnął. Cieszył się, że w jego klanie jest ktoś taki jak Żmija. Spojrzał na nią, a potem na staw. Widok stawu na tle zachodzącego słońca był naprawdę najlepszy.
- Ale pięknie – mruknął cicho, nie mogąc oderwać wzroku. Żmija pokiwała głową, ale po chwili wstała.
- Musimy iść – powiedziała i razem ruszyli do obozu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz