Gdy tylko wyszli, za drzwiami już było widać Słoneczko. Skarbie za to gdzieś zniknęła. Dwunożny stał w kuchni, otwierając coś. Znajomy dźwięk dobiegł do uszu kotki, na co ta podniosła ogon i uszy.
— Słoneczko da nam jedzenie. Patrz! Nawet dostaniesz własną miskę — zamiauczała, widząc, jak Wyprostowany wyjmuje dwa naczynia.
Jedzenie brzmiało dobrze. Czuł jak brzuch boleśnie dopomina się o pokarm głośnym burczeniem. Nie chciał jednak przebywać w jednym miejscu co Wyprostowany, więc przed wejściem do kuchni usiadł, chowając się za framugą, by jak najszybciej uciec, gdyby ten skierował w jego stronę kroki.
Blanka za to podeszła blisko, na powitanie ocierając się o łydki Dwunoga. Ten za to posłał jej uśmiech, po czym odłożył miskę, głaszcząc jeszcze kotkę po łebku. Widząc czającego się Wypłosza, położył miskę trochę dalej, nie zbliżając się do burego.
Blanka naprawdę była nienormalna, by dotykać tego... stwora. I to z taką chęcią! Zauważył jednak, że Wyprostowany szanuje jego prywatność i nie napastuje jak ta cała Skarbie. Zrobił niepewne czołgnięcie w stronę miski, jeżąc sierść, by pokazać mu, że mimo braku łap, potrafił gryźć. Cały czas bacznie go obserwował, podczołgując się do naczynia, a następnie powąchał jedzenie. Pachniało inaczej niż pokarm z kosza. Nawet nie przypominało myszy. Spróbował kawałków mięsa, które... były pyszne. Zaczął jeść ze smakiem, wylizując miskę z każdego, drobnego kawałka.
Słoneczko odsunął się od miski Wypłosza jeszcze bardziej, dając mu spokojnie zjeść. Pogładził Blankę za uchem, na co ta zamruczała głośno, obserwując pochłoniętego jedzeniem Wypłosza, który po posiłku oblizał pyszczek, a następnie spojrzał na Blankę, która dawała się dotykać temu... czemuś.
— Wracamy? — zapytał się jej z nutą zazdrości, nie spuszczając wzroku z Wyprostowanego. Co on sobie myślał? Przecież Blanka była jego! Jego!
— Już, za chwilkę — odmiauknęła mu, dając się jeszcze chwilę głaskać. W pewnym momencie Słoneczko zaczął miziać ją pod brodą, na co Blanka uśmiechnęła się i zaraz przeturlała na grzbiet, dając się pogłaskać po piersi i kawałku brzucha. Kocur mordował wzrokiem i ją i Wyprostowanego, nie dając wiary tym dziwą. Widząc co wyczynia bengalka, aż sapnął z szoku. Pokazała mu najczulszy punkt! Prosiła się tylko o kłopoty. To cud, że jeszcze żyła. Pieszczoszka polizała Słoneczko jeszcze po ręce i stanąwszy na wszystkich łapach, wróciła do Wypłosza.
— Idziemy — zamruczała.
Spuścił po sobie uszy, prychając. Nie chciał jej pomocy. Nie po tym co widział. Wiedział jednak, że nie dałby rady dotrzeć z powrotem, bez oparcia się o jej bok, więc zrobił to dość niechętnie.
— Widzę, że dobrze się z nim bawiłaś.
— I co się tak dąsasz? To mój Dwunożny, lubię jak mnie głaszczę. To miłe.
— Dałaś mu brzuch! Na ulicy byś leżała już trupem. I co to były za czułości? To twój partner? — prychnął.
— Ale to nie ulica! Nie ugryzł mnie, nie połamał, nic nie zrobił. Bo to Dwunóg! Słoneczko nic by mi nigdy nie zrobił. I nie! Oczywiście, że to nie mój partner. Dlaczego miałbyś tak myśleć? — fuknęła, kładąc po sobie uszy. Również je po sobie położył.
— Bo go polizałaś i... nieważne. Przy mnie nie jesteś taka chętna na czułości — zauważył z nutą zazdrości w głosie.
— Może gdybyś nie straszył mnie zrobieniem mi kociaków i cały czas nie napierał na chęć takiej zabawy ze mną może bym się bardziej otworzyła na czułości — dodała cicho, w postaci mruknięć pod nosem. Zaraz jednak prychnęła i dodała trochę głośniej. — A co, zazdrościsz? Też byś chciał, żebym się turlała przed tobą?
Odwrócił łeb w jej stronę, powodując że uderzył ją w nos kołnierzem. Przeklął na to ustrojstwo, czując pewną satysfakcję, że Blanka dostała za takie słowa nieświadomie po pysku.
— Chodźmy szybciej do pudła — zmienił temat, by nie odpowiadać na to pytanie.
— Teraz zmieniasz temat? Sam zacząłeś! — wytknęła mu, mimo wszystko jednak zgodnie z jego życzeniem przyspieszyła delikatnie kroku, żeby nie miał powodu do marudzenia.
Nie odpowiedział jej i na to. Dotarłszy do pudła, wsunął się do niego, odwracając do niej grzbietem.
— Oh, więc teraz się obrazisz? Świetnie... — prychnęła kotka. — No dobrze... jak tak, będę na górze. Zawołaj, jak będziesz coś chciał — burknęła, po czym wskoczyła na półkę wyżej.
Spuścił po sobie uszy, burcząc coś pod nosem. Czuł się zazdrosny, ale przecież jej tego nie powie! Co sobie by pomyślała? Że konkurował o nią z Wyprostowanym? W jego głowie również okropnie to brzmiało. Dlatego też musiał znieść jej chwilowy foch. Odwrócił się z powrotem w stronę wyjścia z pudła, obserwując życie tych dziwacznych istot z oddali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz