Zaschło jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech. Oczy miała wytrzeszczone. Przecież to nie mogło się tak skończyć.
- Każdy czasem ma prawo się pomylić, Srokoszku. Na pewno nie chciała. Podajcie sobie łapy i po sprawie. - powiedziała. Ktoś się zaśmiał. Uroczy Księżycuś spojrzała oburzona na Dzwonkowy Szmer.
- Aksamitna Gwiazdka ma przecież rację! A to wszystko co mówi Srokoszowa Namiętność jest po prostu okropne. Próbuje nas tylko skłócić. - miauknęła Pluskająca Krewetka. .
- Słyszysz się? Jesteś tak samo powalona jak Aksamitna Gwiazda. Przez was jesteśmy pośmiewiskiem! - wysyczał Oliwkowy Szkwał. Srokosz ruszył w stronę liderki. Już po raz trzeci tego dnia poczuła, że grunt rozpada się jej pod łapami. Ziemia zatrzęsła się, a ona poczuła, że już nigdzie nie jest bezpiecznie. Nie może zabić jej matki! Czy cała jej rodzina jest przeklęta? Jedna siostra została medyczką, druga zginęła, trzecia dostała karne imię, a teraz i mama…
- Zostaw ją! - zawołał tata. - Wyżyj się na mnie. Oszczędź ją. - Zastępca parsknął cicho.
- To Aksamitna Gwiazda powinna ponieść konsekwencje swoich czynów. To ona nas do tego doprowadziła. Czy może ktoś jeszcze inny ma coś przeciw? -tak bardzo chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Próbowała krzyczeć, ale zapomniała słów.
- To twój koniec. - wysyczał Srokoszowa Wzgarda i rzucił się na kotkę. Przerażona patrzyła, jak ten rozrywa jej ciało pazurami. To moja matka! Nie zabijajcie jej! Walczyli, z czego Aksamitna Gwiazdeczka nie walczyła na serio. Słyszała krzyk Niedźwiedziej Siły. Słyszała swój urywany krzyk. Słowa próbujące wydostać się na zewnątrz. Mama upadła.
- Nie zabijaj jej. - zawołała błagalnie Uroczy Księżycuś. Nareszcie, kiedy udało jej się coś powiedzieć, było już za późno. Srokosz odwrócił się stronę wojowników.
- Aksamitna Gwiazda nie będzie już dłużej pełnić obowiązków lidera. - ogłosił Klanowi.
- Nie. - wyszeptała Uroczy Księżycuś.
- Od dziś ja przewodzę Klanowi Klifu. Jeśli ktoś ma zamiar rzucić mi wyzwanie niech zrobi to teraz. - Odpowiedziała mu cisza.
- Oficjalnie cofam wszystkie idiotyczne imiona Aksamitnej Chmurki. Jak i durne zasady. Morskie Oko nie będzie już dłużej pełnić roli medyka. Odnośnie jej, Aksamitnej Chmurki i Pluskającej Krewetki konsekwencji zostanie później ogłoszona decyzja. Na razie trafią do jaskini, w której wcześniej przetrzymywaliśmy więźniów. - ogłosił, rozglądając po kotach. - Czereśniowa Gałązko, zajmij się nią.
Zakręciło jej się w głowie. Pociemniało przed oczami. To była jej matka. To wszystko moja wina! Mogłam ją powstrzymać!
- Próbowałam. - szepnęła sama do siebie. Nie mogła znieść wyrazu twarzy taty. Uciekła z jaskini. Płakała. Jako kocię często płakała. Że mama zrobiła coś w złej kolejności, że obeszła jakiś stalaktyt zwisający z góry z innej strony. Płakała również dlatego, że nikt jej nie lubił. Jedynymi kotami, które wykazały jej choć trochę zainteresowania, były Słoneczna Łapa i Kawcze Serce z innych klanów. Zaczęła przypominać sobie same złe chwile. Kiedy jej siostra umarła, a kilka księżyców potem zabito jej ukochaną mentorkę w ten sam sposób. Płakała jeszcze bardziej, kiedy przypomniała sobie Aksamitkę. Taką małą, bezbronną, ranną. Potrząsnęła głową i zaczęła biec. Nie wiedziała, dokąd idzie. Znalazła się przy granicy z Klanem Nocy. Usiadła na ziemi. Cały czas rozbrzmiewał jej w uszach na nowo krzyk matki. Wtedy usłyszała kroki.
- Księżycowy Blask? - zapytała jakaś kotka. Pachniała Klanem Nocy. Księżycek obróciła się gwałtownie i dopiero po chwili rozpoznała kotkę. Kawka! Serce jej zatrzepotało.
- Jesteś sama? - zapytała.
- Tak. Wyczułam cię i oddzieliłam się od reszty patrolu, żeby sprawdzić, czy z tobą wszystko w porządku. Cierpisz? - zapytała z troską. Księżycowy Blask zdała sobie sprawę jak okropnie wygląda. Zalana łzami, z ziemią lepiącą się do futra. Dawno nie przejmowała się tym, jak wygląda.
- Obalili ją. Moją mamę. - wychrypiała. Kawcze Serce wzdrygnęła się i podeszła bliżej.
- Co się stało? - zapytała zmartwiona.
- Nie wiadomo, czy przeżyje. Tyle ran! Nikt z tym nic nie zrobił! Próbowałam ja… - słowa przestały przechodzić jej przez gardło. Przytuliła się do Kawczego Serca. Ta całe szczęście nie odsunęła się. Księżycowy Blask spojrzała na nią.
- Cała nasza rodzina jest przeklęta. Najpierw siostra została medyczką, druga została nabita na gałąź, trzecia nosi karne imię. Moja mentorka także zabita, a teraz i matka. Czy sprowadzam cierpienie? - przeraziła się.
- Nie mów tak! Oczywiście, że nie. - uspokoiła ją Kawka. - Czemu mi to mówisz? - zapytała. Nie podała jej oczywistej odpowiedzi.
- Proszę. Zachowaj to w tajemnicy. Ja nie chciałam, żeby to się stało. Próbowałam namówić matkę do zmienienia tego, ale nie chciała mnie słuchać! Może gdybym bardziej się starała… - powiedziała załamującym się głosem. Zaczęła czyścić futro z ziemi. Kiedy było w dobrym stanie ponownie spojrzała na Kawkę.
- To nie twoja wina. - starała się ją pocieszyć.
- Kawcze Serce idziesz? - zawołał ktoś z Klanu Nocy. Spojrzały się na siebie.
- Nie odchodź. - szepnęła. Zostałaby wtedy całkowicie sama. W klanie nie miała przyjaciół. Nie miała nikogo, kto mógłby ją wysłuchać i zrozumieć.
- Muszę. Masz swoje koleżanki, idź do nich. Na pewno ci pomogą. - powiedziała. To zabolało. Nie mam przyjaciół. Nie mam takich jak ty…
- Czekaj. A spotkamy się jeszcze, przed zgromadzeniem? - zapytała z nadzieją.
<Kawcze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz