Wątpił w to, że jego przyjaciel sam upolował im jedzenie. Ryby w końcu żyły w wodzie, a Śledź był za mały by mógł na nie polować. Skąd więc ją miał? Nie sądził w to że ktoś zdecydował mu ją z dobrego serca podarować.
Gdy miał już przystąpić do konsumpcji rybki, która mimo swej wielkości, wyglądała naprawdę apetycznie, z pyska Śledzia padło zdanie, która do końca nie spodobało się Topikowi.
— Zróbmy mu sekcje!
— S-sekcje?
Spojrzał się na ich posiłek, nie będąc przekonany, czy chciał babrać we wnętrznościach swojego jedzenia. Nie bawił się nigdy jedzeniem, w końcu to nie wypadało. Od zabawy była kulka mchu, piórko, patyk bądź muszelka. A sekcja na rybie byłaby zabawą. Zresztą czy to nie byłby brak szacunku dla rybki, która poświęciła swoje życie by Topik i Śledź mogliby żyć dalej po tym jak ją zjedzą?
Śledź entuzjazmował się na swój własny pomysł, kiwając energicznie głową w odpowiedzi.
— Tak, Topiku. No już, na co czekasz. W końcu chcesz być medykiem. Ryby od kotów nie mogą się zbyt dużo różnic, więc gdy będziesz musiał zaglądać w wnętrzności kota to będziesz już wiedział jak to wygląda... gdzie leży serduszko — uśmiechnął się
Krew odpłynęła mu z pyska, gdy zrozumiał co go będzie czekać jak zostanie medykiem. Również ta ciemniejsza strona. Nie zawsze uda mu się kogoś wyleczyć, nie tylko będzie widział cud narodzin, ale również będzie widział śmierć.
Jego ciałko przeszedł dreszcz, gdy skupiał wzrok na rybce. Powoli zbliżył swoją łapkę z wysuniętym pazurem, by już naciąć ją, gdy w ostatniej chwili zmienił zdanie. Zamiast tego złapał w zęby rybkę, która częściowo wystawała mu z pyszczka.
— Topiku! Miałeś przeprowadzić sekcję, a nie ją zjadać! No już wypluj ją! Chcę wiedzieć co ryby mają w środku!
Syn Źródlanego Dzwonka zaczął uciekać przed młodszym, który naprawdę był w stanie zabrać mu rybę z pyska. A Topik nie miał zamiaru jej oddawać. Nie po tym jak wiedział, co z nią młodszy chce zrobić. Ryba czy nie, martwym istotą należał się szacunek.
***
Zaszył się na parę dni w legowisku, nie wychodząc nigdzie poza obóz. Ostatnie wydarzenia, odcisnęły na nim spore piętno. Gdy tylko ktoś przechodził do Strzyżyk po poradę, on zaszywał się w kącie szurając brzuchem po podłożu. Nawet przed Śledziem się ukrywał, prosząc rudą kotkę, by mówiła jego przyjacielowi, że udał się zbierać zioła.
Każdy najmniejszy dźwięk drażnił go, jego słuch się wyczulił. Gdy na zewnątrz słyszał głos córek zastępczyni, spinał się cały. Przyciskał do uszu swe małe łapki, wykrzywiając pyszczek w grymasie.
Śmiały się. Na pewno się z niego śmiały.
— Topikowa Łapo. Muszę z tobą porozmawiać.
Wlepił spojrzenie swych brązowych oczu w medyczkę. Kotka delikatnie położyła łapę na jego barku przyglądając się mu uważnie. Nie wyglądała na zadowoloną, wręcz był pewien, że zaraz dostanie ochrzan. Czyżby zauważyła, braki w ziołach?
— Słucham... — szepnął pociągając noskiem, obawiając się najgorszego.
— Zauważyłam, że nie podchodzisz do nauki medycyny poważnie. Przynajmniej nie tak, jak w pierwszych dniach, po tym jak zostałeś mianowany. — Zmrużyła oczy. — Nie przyglądasz się jak leczę pacjentów, nie przykładasz się do nauki roślin, jak i mylisz nazwy tych, które do tej pory perfekcyjnie wymieniałeś z pamięci. Ścieżka medyka nie jest dla każdego, i obawiam się, że...
— N-nie! To nie tak... Ja... Ja bardzo chcę być medykiem... Ale... — przełknął ślinę, obawiając się reakcji kotki — Niektórym kotom to się nie podoba, ścieżka która kroczę. Nie chcą żebym został medykiem, na każdym kroku mi to wypominają... — Nie chciał wymieniać z imienia kotów, które jasno spisywały go na straty. Dlatego też zaczął szurać łapką po ziemi, kręcąc się niespokojnie. W końcu sama władza ich klanu do nich należała.
— I co w związku z tym?
Niepewnie uniósł wzrok na starszą, nie rozumiejąc jej pytania.
— Jeszcze nie tak dawno ty i ten drugi męczyliście mnie każdego dnia przeszkadzając w pracy. Tak, widziałam was jak wkradacie się do legowiska. Ślepy by was nawet zauważył. — stwierdziła widząc minę ucznia. — Starałeś się mnie przekonać, abym została twoją mentorką. Zgodziłam się. I teraz przez parę kotów chcesz zrezygnować z tego co osiągnąłeś już do tej pory? Zmarnowałeś tylko mój cenny czas. — prychnęła. — Faktycznie mają rację, nie nadajesz się na medyka. Medyk powinien by się pewien swoich przekonań, w końcu to on pomaga w przewodzeniu klanem, jest pośrednikiem pomiędzy Klanem Gwiazd, a przywódcą. Dba o to by wola Gwiezdnych została spełniona. Ktoś z takim nastawieniem jak ty nigdy nie zostanie medykiem.
Słowa kotki zabolały go. Oj bardzo.
Żałośnie pochylił głowę. Chciał być silny, tak silny jak kotki w Klanie Nocy, które nie bały się niczego. W jego przypadku wystarczyło kilka słów, by faktycznie zaczął wątpić w swoje powołanie. Nic dziwnego, gdy na każdym kroku większość kotów wypominała mu to, że jest pomyłką. I mimo, że nie chciał wierzyć w ich słowa, te powoli zapuszczały korzenie w jego umyśle.
— Co mam robić Strzyżykowy Promyku? Chcę być medykiem, chce pomagać innym, jak ich mam przekonać by mi zaufali... — zaczął żałośnie, mając nadzieję, że mentorka pomoże mu jakoś, w końcu od tego była. Miała go prowadzić, przekazać wiedzę, jak i również liczył na to, że z osobistymi problemami może do niej przyjść. Rozważał udanie się do taty, jednak za bardzo obawiał się kocura i samego faktu, że będzie mu się zwierzał z tego, co mu się przytrafia.
Coś małego i brązowego skoczyło na niego, przewracając na plecy. Wstrzymując oddech spoglądał w żółte oczy kocurka górującego nad nim, który szczerzył się do niego. Nic sobie nie robił z tego, że przyglądała im się Strzyżykowym Promyk, a w dodatku znajdowali się w miejscu, gdzie nie powinno się psocić tylko zachowywać spokój.
— Tu jesteś mój najżałośniejszy kumplu! A ja cię szukałem przy brzegu...
— Musieliśmy się minąć, Śledziu — wymamrotał spokojnie, posyłając towarzyszowi niedoli słaby uśmiech, źle się czuł z tym, że go przez jakiś czas unikał
— Przez chwilę myślałem, że cię uprowadził ktoś, ale później sobie przypomniałem słowa mojej najwspanialszej mamy. Nikt by nas nie chciał, a jak by ktoś nas zabrał to i tak po parunastu uderzeniach serca by nas oddał.
— Tak, Śledziu. Masz rację — zgodził się z nim, nawet jeśli słowa kocurka sprawiły mu ucisk w sercu, to taka była prawda. Nikt by nie chciał takiego słabego chucherka jak on. — Cieszę się, że cię widzę, ale... czy mógłbyś ze mnie zejść? Właśnie rozmawiałem... — urwał, gdy Śledź nacisnął mu łapką na brzuch w trakcie schodzenia
— Najmocniej przepraszam, że przeszkodziłem ci w karceniu twojego ucznia... — padł do łap rudej kotki pochylając głowę
Strzyżyk obdarowała nie do końca przychylnym spojrzeniem syna Zajęczej Troski.
— Widzę, że lepiej już się czujesz — zwróciła się do swojego podopiecznego, speszony jej uwagą przestał się uśmiechać — Dokończymy nasza rozmowę później. A teraz idź zajmij się swoim pierwszym pacjentem, bo bez ciebie to on sobie nie poradzi w życiu. No już, zabierz mi go stąd.
— T-tak... Chodź Śledziu, pomożesz mi w zbieraniu ziół — szepnął do przyjaciela, który ani na chwilę nie drgnął, tkwiąc dalej w pokłonie i najpewniej czekając na karę, karę która nigdy nie nadejdzie. — Śledziu! — lekko dotknął jego czekoladowej sierści
Kocurek rozczarowany, że nie otrzyma kary podniósł się. W drodze do wyjścia zaczął się dopytywać ucznia medyka, jak on wytrzymuje z rudą i z jej tym dziwnym zachowaniem. Bo kto to widział, by aż tak otwarcie nie pogardzać czekoladowymi kocurami, będącymi najgorszym z najgorszych, znajdującymi się najniżej w hierarchii klanu.
<Śledziu?>
[1194 słów trening med]
[Przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz