Ruczaj jeszcze żyje
Nudziło mu się. Nudziło, ale w dobrym znaczeniu. Korzystał z tego, że wszystko wyschło i mógł się wyłożyć na szczycie wieży, pozwalając by wiatr i słońce zawładnęły jego sierścią. Ahh, jak przyjemnie. Obserwował leniwie płynące chmury, czasem przelatujące ptaki, oddalające się z obozu koty. Czyste lenistwo. I czuł się z tym wspaniale. Nagle coś usłyszał. Zignorował. Jednak głos się powtórzył, raz, drugi, z każdym kolejnym nawoływaniem coraz bardziej zniecierpliwiony i natarczywy, aż w końcu Szept zrozumiał, że ignorowaniem i udawaniem, że nic nie słyszy, raczej mało osiągnie. W końcu uniósł głowę i zerknął z irytacją w dół.
- No co ryczysz! - rzucił pretensjonalnie, do, jak się okazało, Makowej Furii. Kotka podobno wychowała się razem z mamą, ale im dłużej patrzył na jej mordę tym bardziej się zastanawiał, czy kocica aby na pewno jest normalna.
- Złaź tu i nie jęcz jak rozkapryszona baba! - dosłyszał, na co jedynie parsknął, skrzyżował łapy i zerknął w dół z uśmiechem.
- I jak masz mnie zamiar do tego zmusić? - miauknął słodko, zwycięsko. Niestety pytanie nie było najlepszym wyborem w jego życiu, bowiem zaraz po chwili w powietrzu świsnął jakiś patyk, potem kamyczek, aż w końcu nastroszony i wyraźnie niezadowolony lilowy skończył w pysku z jakimś rodzajem ptaka, którego wlekł do legowiska medyka, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Akurat dobranie obecnych medyków nie było najlepsze. Starucha i niepełnosprawna. Obie się przecież ledwo ruszają. Niemniej jednak kiedy jaskrawe światło zniknęło za nim, puścił ptaka na podłogę, rzucając przelotnym spojrzeniem na otoczenie.
- Dzień dobry drogie panie, dostawa jedzenia przybyła - rzucił głośno, po czym chciał wyjść, kiedy to dostrzegł czarno białe futro, które z irytacją próbowało dostać jakieś zielsko, które wyraźnie było za wysoko. Nie lepiej, by wszystkie zioła były w jakimś niższym miejscu? A może to po prostu resztka, która została i nie zdążyli jej jeszcze uprzątnąć ani znieść w dół, gdyż została zapomniana przez otoczenie z braku zastosowania w dniach ostatnich? Zainteresowany podreptał cicho do niej od tyłu, stanął i z błyskiem rozbawienia w oczach przekrzywił lekko głowę w bok.
- Kuzyneczka potrzebuje pomocy? - pyta z uśmiechem na pysku, nie ruszając się z miejsca.
Nudziło mu się. Nudziło, ale w dobrym znaczeniu. Korzystał z tego, że wszystko wyschło i mógł się wyłożyć na szczycie wieży, pozwalając by wiatr i słońce zawładnęły jego sierścią. Ahh, jak przyjemnie. Obserwował leniwie płynące chmury, czasem przelatujące ptaki, oddalające się z obozu koty. Czyste lenistwo. I czuł się z tym wspaniale. Nagle coś usłyszał. Zignorował. Jednak głos się powtórzył, raz, drugi, z każdym kolejnym nawoływaniem coraz bardziej zniecierpliwiony i natarczywy, aż w końcu Szept zrozumiał, że ignorowaniem i udawaniem, że nic nie słyszy, raczej mało osiągnie. W końcu uniósł głowę i zerknął z irytacją w dół.
- No co ryczysz! - rzucił pretensjonalnie, do, jak się okazało, Makowej Furii. Kotka podobno wychowała się razem z mamą, ale im dłużej patrzył na jej mordę tym bardziej się zastanawiał, czy kocica aby na pewno jest normalna.
- Złaź tu i nie jęcz jak rozkapryszona baba! - dosłyszał, na co jedynie parsknął, skrzyżował łapy i zerknął w dół z uśmiechem.
- I jak masz mnie zamiar do tego zmusić? - miauknął słodko, zwycięsko. Niestety pytanie nie było najlepszym wyborem w jego życiu, bowiem zaraz po chwili w powietrzu świsnął jakiś patyk, potem kamyczek, aż w końcu nastroszony i wyraźnie niezadowolony lilowy skończył w pysku z jakimś rodzajem ptaka, którego wlekł do legowiska medyka, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Akurat dobranie obecnych medyków nie było najlepsze. Starucha i niepełnosprawna. Obie się przecież ledwo ruszają. Niemniej jednak kiedy jaskrawe światło zniknęło za nim, puścił ptaka na podłogę, rzucając przelotnym spojrzeniem na otoczenie.
- Dzień dobry drogie panie, dostawa jedzenia przybyła - rzucił głośno, po czym chciał wyjść, kiedy to dostrzegł czarno białe futro, które z irytacją próbowało dostać jakieś zielsko, które wyraźnie było za wysoko. Nie lepiej, by wszystkie zioła były w jakimś niższym miejscu? A może to po prostu resztka, która została i nie zdążyli jej jeszcze uprzątnąć ani znieść w dół, gdyż została zapomniana przez otoczenie z braku zastosowania w dniach ostatnich? Zainteresowany podreptał cicho do niej od tyłu, stanął i z błyskiem rozbawienia w oczach przekrzywił lekko głowę w bok.
- Kuzyneczka potrzebuje pomocy? - pyta z uśmiechem na pysku, nie ruszając się z miejsca.
<Słońce moje? >
[334 słów]
[334 słów]
[Przyznano 7%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz