W pierwszej kolejności po nielegalnym opuszczeniu obozu do głowy przyszła mu myśl, co by powiedziała matka, gdyby go teraz zobaczyła.
Po zaledwie krótkiej chwili uznał, że ma to jednak gdzieś.
A w następnym momencie wylądował w tym przeklętym dole wykopanym przez króliki.
— Mówiłeś? — mruknął bez przekonania Srebrny. — Jakoś nie słyszałem.
Rozejrzał się po niewielkim tunelu. Po ich upadku piach i kurz wzbiły się do góry i osiadły na ich futrach. U niego było to bardziej widoczny, bo u kremowego kolory były na tyle podobne, że aż tak nie rzucało się to w oczy.
— Nawet krzyczałem! — zapewnił.
W norze było dosyć ciasno. Zahaczali o siebie, próbując się nawzajem przepuścić, aby chociaż jeden wyszedł na zewnątrz. Zbocze nie było strome, ale na pewno będą musieli włożyć trochę energii we wspięciu się.
— Najwyraźniej słabo, bo kompletnie cię nie słyszałem — mruknął, unosząc pysk w górę i węsząc. — No dobra, pójdę pierwszy, jasne? No, chyba że moja bliskość ci odpowiada i chcesz tu ze mną dłużej posiedzieć, a zgoda na naszą małą ucieczkę była jedynie pretekstem do wpadnięcia tutaj i spędzenia więcej czasu razem. Ty to jesteś sprytny, tak to wszystko zaplanować...
Piasek osłupiał, niemalże wbijając się całym ciałem w kąt dziury. Uszy mu drżały, a ślepia unikały kontaktu wzrokowego.
— Oczywiście, że nie! Skąd ty ciągle bierzesz takie nieodpowiednie wnioski — burknął.
— No nie wiem, Piaseczku, ty mi powiedz — zamruczał, rozbawiony jego reakcją.
Nie chciał go dłużej męczyć, bo uznał, że ten mu jeszcze zejdzie na zawał, a potem Zięba udusi go za to. Obaj uczniowie w końcu wydostali się z króliczej nory z lekkim trudem. Ich futra były usłane piaskiem, a oczy drażnił kurz unoszący się w powietrzu. Kocury wymieniły spojrzenia i roześmiali się, choć nie byli pewni, czy śmiech był spowodowany ulgą, czy też sposobem na odreagowanie stresu, po tym jak pomyśleli, że mogliby tam utknąć na zawsze.
— Może jakbyśmy tam dłużej posiedzieli, przestawiłoby się nam myślenie i zrozumielibyśmy, dlaczego króliki tak bardzo polubiły życie pod ziemią? — mruknął niebieski, strząsając z siebie brud. — A nazajutrz obaj byśmy skakali jak porąbani i szamali roślinki.
— Możliwe. — Starszy brzmiał, jakby wciąż tkwiła w nim masa obaw. — Musimy być bardziej ostrożni w przyszłości. Nasza ucieczka jest zbyt ryzykowna — dodał, obmywając łapki.
— Gadasz jak każdy dorosły wojownik bez planów na siebie — stwierdził Srebrny. — O to chodzi, by było ryzykowanie. Na tym polega korzystanie z życia! Nie siedzisz cały czas na dupie, tylko idziesz ciągle w przód. Nie zrobisz postępów, jeśli nie postawisz chociaż jednego kroku i będziesz odwracał się za siebie — rzekł, ruszając żwawym tempem.
— A jak nasze matki się dowiedzą? Moja będzie zła…
— Twoja stara ciągle jest zła. Postaw jej się kiedyś, to się zajmie sobą, a nie będzie wściubiać ciągle ten swój wielki nochal w twoje życie — odparł, ale na te słowa nie uzyskał już odpowiedzi.
Wreszcie, po dłuższym trakcie, wyszli na bardziej otwartą przestrzeń. Słońce świeciło jasno na niebie, a wiatr delikatnie kłuł ich w nosy. Było coś magicznego w tym uczuciu wolności, jakie dawała im przyroda.
— Zobacz, Piasek, ten widok jest niesamowity! Może jakbyśmy poszli dalej, odkrylibyśmy jakieś nowe tereny? — zachwycił się Srebrzysta Łapa, unikając tematu wcześniejszego incydentu. — Ciekawe, czy za takie coś od razu by nas mianowali…
— Przecież ty dopiero co zostałeś uczniem — zauważył kremowy.
— E tam, jak bym był wystarczająco dobry, to mój wiek nie powinien być problemem — uznał. — Jak tam w ogóle z twoim mentorem? Dalej zachowuje się jak skończony głupek, czy poczyniłeś jakieś postępy? — zagadnął. — O, wyobraź sobie, że on by wpadł do takiej nory. Z tym swoim grubym zadkiem już by stamtąd nigdy nie wyszedł.
Po zaledwie krótkiej chwili uznał, że ma to jednak gdzieś.
A w następnym momencie wylądował w tym przeklętym dole wykopanym przez króliki.
— Mówiłeś? — mruknął bez przekonania Srebrny. — Jakoś nie słyszałem.
Rozejrzał się po niewielkim tunelu. Po ich upadku piach i kurz wzbiły się do góry i osiadły na ich futrach. U niego było to bardziej widoczny, bo u kremowego kolory były na tyle podobne, że aż tak nie rzucało się to w oczy.
— Nawet krzyczałem! — zapewnił.
W norze było dosyć ciasno. Zahaczali o siebie, próbując się nawzajem przepuścić, aby chociaż jeden wyszedł na zewnątrz. Zbocze nie było strome, ale na pewno będą musieli włożyć trochę energii we wspięciu się.
— Najwyraźniej słabo, bo kompletnie cię nie słyszałem — mruknął, unosząc pysk w górę i węsząc. — No dobra, pójdę pierwszy, jasne? No, chyba że moja bliskość ci odpowiada i chcesz tu ze mną dłużej posiedzieć, a zgoda na naszą małą ucieczkę była jedynie pretekstem do wpadnięcia tutaj i spędzenia więcej czasu razem. Ty to jesteś sprytny, tak to wszystko zaplanować...
Piasek osłupiał, niemalże wbijając się całym ciałem w kąt dziury. Uszy mu drżały, a ślepia unikały kontaktu wzrokowego.
— Oczywiście, że nie! Skąd ty ciągle bierzesz takie nieodpowiednie wnioski — burknął.
— No nie wiem, Piaseczku, ty mi powiedz — zamruczał, rozbawiony jego reakcją.
Nie chciał go dłużej męczyć, bo uznał, że ten mu jeszcze zejdzie na zawał, a potem Zięba udusi go za to. Obaj uczniowie w końcu wydostali się z króliczej nory z lekkim trudem. Ich futra były usłane piaskiem, a oczy drażnił kurz unoszący się w powietrzu. Kocury wymieniły spojrzenia i roześmiali się, choć nie byli pewni, czy śmiech był spowodowany ulgą, czy też sposobem na odreagowanie stresu, po tym jak pomyśleli, że mogliby tam utknąć na zawsze.
— Może jakbyśmy tam dłużej posiedzieli, przestawiłoby się nam myślenie i zrozumielibyśmy, dlaczego króliki tak bardzo polubiły życie pod ziemią? — mruknął niebieski, strząsając z siebie brud. — A nazajutrz obaj byśmy skakali jak porąbani i szamali roślinki.
— Możliwe. — Starszy brzmiał, jakby wciąż tkwiła w nim masa obaw. — Musimy być bardziej ostrożni w przyszłości. Nasza ucieczka jest zbyt ryzykowna — dodał, obmywając łapki.
— Gadasz jak każdy dorosły wojownik bez planów na siebie — stwierdził Srebrny. — O to chodzi, by było ryzykowanie. Na tym polega korzystanie z życia! Nie siedzisz cały czas na dupie, tylko idziesz ciągle w przód. Nie zrobisz postępów, jeśli nie postawisz chociaż jednego kroku i będziesz odwracał się za siebie — rzekł, ruszając żwawym tempem.
— A jak nasze matki się dowiedzą? Moja będzie zła…
— Twoja stara ciągle jest zła. Postaw jej się kiedyś, to się zajmie sobą, a nie będzie wściubiać ciągle ten swój wielki nochal w twoje życie — odparł, ale na te słowa nie uzyskał już odpowiedzi.
Wreszcie, po dłuższym trakcie, wyszli na bardziej otwartą przestrzeń. Słońce świeciło jasno na niebie, a wiatr delikatnie kłuł ich w nosy. Było coś magicznego w tym uczuciu wolności, jakie dawała im przyroda.
— Zobacz, Piasek, ten widok jest niesamowity! Może jakbyśmy poszli dalej, odkrylibyśmy jakieś nowe tereny? — zachwycił się Srebrzysta Łapa, unikając tematu wcześniejszego incydentu. — Ciekawe, czy za takie coś od razu by nas mianowali…
— Przecież ty dopiero co zostałeś uczniem — zauważył kremowy.
— E tam, jak bym był wystarczająco dobry, to mój wiek nie powinien być problemem — uznał. — Jak tam w ogóle z twoim mentorem? Dalej zachowuje się jak skończony głupek, czy poczyniłeś jakieś postępy? — zagadnął. — O, wyobraź sobie, że on by wpadł do takiej nory. Z tym swoim grubym zadkiem już by stamtąd nigdy nie wyszedł.
<Piasek?>
[621 słów]
[621 słów]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz