Przekrzywił łebek. Jakoś nigdy nie był świadkiem, aby którykolwiek z uczniów przesiadywał tu dłużej, sprzątając cokolwiek, co Lew uznawała za „bałagan”.
— To odplaucję to w przyszłości. Będę sprzątał po młodszych, tak, jak obecni uczniowie niby sprzątają po mnie — oświadczył, uśmiechając się w jej stronę serdecznie. Niech dziwaczka sobie nie myśli, że wywoła w nim jakiekolwiek poczucie winy. Życie było po to, by się nim bawić, a nie chodzić sztywno, jakby się miało patyk w tyłku.
Ruda zmierzyła go z lekka oziębłym wzrokiem.
— Powinno być ci wstyd, że przez ciebie marnują swój cenny czas — stwierdziła.
— No ale nie jest — odparł beztrosko. — Poczekam, jak ty zostaniesz uczennicą i wtedy nabałaganię, żebyś miała co lobić — obiecał.
Jej krzywe spojrzenie wynagradzało mu każdą chwilę, jaką spędzał w jej towarzystwie. Kolejna, upiorna kotka z rodziny Piaska. Ten to musiał mieć pecha, że trafił na same szurnięte samice.
Nie, żeby on posiadał jakąś mądrą rodzinę. Szept zdecydowanie zaniżał im poziom inteligencji, ale on to już w ogóle wymagał specjalnej opieki, więc należało mu to wybaczyć.
Niebieskiemu przez to wszystko odechciało się dalszego prowadzenia tej rozmowy. Wyszczerzył się przelotnie na pożegnanie do rudej i umknął z jej widoku, nim zdążyłaby go czymkolwiek jeszcze zanudzić.
— To odplaucję to w przyszłości. Będę sprzątał po młodszych, tak, jak obecni uczniowie niby sprzątają po mnie — oświadczył, uśmiechając się w jej stronę serdecznie. Niech dziwaczka sobie nie myśli, że wywoła w nim jakiekolwiek poczucie winy. Życie było po to, by się nim bawić, a nie chodzić sztywno, jakby się miało patyk w tyłku.
Ruda zmierzyła go z lekka oziębłym wzrokiem.
— Powinno być ci wstyd, że przez ciebie marnują swój cenny czas — stwierdziła.
— No ale nie jest — odparł beztrosko. — Poczekam, jak ty zostaniesz uczennicą i wtedy nabałaganię, żebyś miała co lobić — obiecał.
Jej krzywe spojrzenie wynagradzało mu każdą chwilę, jaką spędzał w jej towarzystwie. Kolejna, upiorna kotka z rodziny Piaska. Ten to musiał mieć pecha, że trafił na same szurnięte samice.
Nie, żeby on posiadał jakąś mądrą rodzinę. Szept zdecydowanie zaniżał im poziom inteligencji, ale on to już w ogóle wymagał specjalnej opieki, więc należało mu to wybaczyć.
Niebieskiemu przez to wszystko odechciało się dalszego prowadzenia tej rozmowy. Wyszczerzył się przelotnie na pożegnanie do rudej i umknął z jej widoku, nim zdążyłaby go czymkolwiek jeszcze zanudzić.
***
Życie ucznia podobałoby mu się o wiele bardziej, gdyby jego robota ograniczała się do chodzenia na treningi i wszelkie patrole u boku mentora. Gdy trzeba było wysprzątać legowisko starszyzny, bądź ogarnąć cokolwiek w okolicach żłóbka, od razu zbierało mu się na bóle głowy.
Chwiejnym krokiem wrócił na swoje posłanie. Pomimo że na ten moment uczniów było dosyć sporo, tak nie czuł tu tej ciasnoty, którą zawsze odczuwał w kociarni.
Jego uwagę przykuła zgraja rudych kotek. Jak zwykle nierozłączne, zawsze zajmowały to samo miejsce. Według niego to było przesrane, aby matka towarzyszyła ci przez całą drogę edukacji, ale te najwyraźniej na to nie narzekały.
Przeciągnął się, nie spuszczając z nich wzroku. To po prostu było ciekawe zjawisko. Były tak podobne do siebie, nie tylko z wyglądu, ale i zachowania, a jednocześnie cały czas były to trzy różne byty.
Spojrzał na bok. Zajmowane do niedawna miejsce przez Ruczaja, stało teraz puste. Nie ukrywał, że choć nie miał mocno zaciśniętych relacji z bratem, to ta śmierć go poruszyła. W końcu była to pierwsza strata bliższej osoby, jaką przyszło mu przeżyć. Nie wiedział, czy powinien płakać i jak długo powinna trwać jego żałoba.
Tęsknił za nim, ale z drugiej strony, nie chciał przez to zapadać się w jakimś dole. Jego życie trwało i musiał je jak najlepiej wykorzystać.
***
Zadowolony wrócił z udanego treningu. Nie wszedł jednak od razu do legowiska, bo jego uwagę skupiła stojąca na uboczu — wyjątkowo sama — ruda rówieśniczka. Gdyby nie te powykręcane uszy i inne pręgowanie, naprawdę nie potrafiłby ich rozróżnić.
Srebrny nie ukrywał sam przed sobą, że mu się zwyczajnie nudziło. A że okazja do zapewnienia sobie odrobiny rozrywki zjawiła mu się w zasięgu wzroku, postanowił ją odpowiednio wykorzystać.
— O siema, Lewku!
Niemalże gołym okiem widział, jak kotce zaczyna pulsować żyłka na czole.
— Słucham? — mruknęła oburzona. — Jak ty mnie nazwałeś?
— Ohhhh, masz problemy ze słuchem? — westchnął zmartwiony. — Lewek. Bo tak masz na imię, czyż nie? — spytał z udawanym zaskoczeniem.
Zadarła ku górze pyszczek. Zawsze bawiło go, gdy posyłała mu to przepełnione wyższością spojrzenie.
— Lwia Łapa — poprawiła go, aczkolwiek jej spokój w głosie brzmiał w jego mniemaniu sztucznie.
— To brzmi tak sztywno — stwierdził, siadając obok. A niech pooddycha bardziej tym samym powietrzem co on. — A ty przecież jesteś bardzo rozrywkową damą, co nie? Może Lewuńciu ci bardziej odpowiada? — zasugerował, uśmiechając się życzliwie.
<Lew?>
[602 słowa]
[602 słowa]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz