Nie podobały mu się te zabezpieczenia, które kazała robić liderka. Nie dlatego, że były głupie. Właśnie to było mądre zagranie, by przygotować pułapki, w które wpadną ich wrogowie. Co innego było powodem jego rozgoryczenia.
Tropiący Szlak wpadł na świetny pomysł jak zacząć dzisiejszy trening. A mianowicie, wrzucił go w błoto, tak po prostu, każąc mu się w nim zakopywać, bo miał ćwiczyć kamuflaż. No i dobra, żarty, żartami, ale kocur mocno wtenczas przegiął. Nie dość, że miauczał mu nad uchem, że Różana Przełęcz specjalnie dla niego stworzy formacje kotów, które pilnując granic, będą przysypane piaskiem, to twierdził, że nie będzie go już uczył polować, jak jego jedynym celem będzie robienie za żywą pułapkę. Te słowa bardzo go zraniły, ponieważ znów czuł, że jego futro sprawiało mu problemy. Nie chciał czuć się zmieszany z błotem. I to dosłownie.
— Nie będę się tego uczył! — odmówił wojownikowi rozpoczęcia treningu w tym zakresie.
— Masz piaskowe futro, nadajesz się idealnie do tej roli! Liderka na pewno to zauważy. A jak pokażesz jej jak wspaniale się maskujesz, awans masz podany na łapie — mówił z wrednym uśmieszkiem, który pałętał mu się po pysku.
— Nie! Ja chcę być wojownikiem, a nie pokarmem dla mrówek! — postawił sprawę jasno.
— Buntujesz się zaleceniom liderki? — Bury pchnął go z powrotem na ziemię. — Może jej o tym powiem? Będzie zabawnie oglądać jak rzuca cię w pierwszym szeregu na pożarcie wilczakom.
Zamarł. Czy Różana Przełęcz byłaby zdolna do takiego czynu? Cofnął się pamięcią do ich ostatniej rozmowy. Tak... Ona nie miała litości. Była kolejną tyranką. Ukrywała to tylko pod płaszczykiem rozsądku, mając to swoje przeczucie, że ich rodzina zniszczy klan, tak jak niegdyś Piaskowa Gwiazda.
— Dobra — burknął do zadowolonego wojownika, kierując się jednak w miejsce nieco bardziej suche. Nie chciał po raz kolejny dopuścić do tego, aby błoto na nim zaschło i popsuło jego wspaniałą sierść, o którą tak starannie dbał.
Tropiący Szlak jednak skrzywił się z niesmakiem, podchodząc do niego i kierując jego głowę w inną stronę.
— Tam. Tam wykop dziurę i się w niej kładź — zachichotał, jak gdyby obmyślał kolejny nieśmieszny żart.
Przewrócił oczami, nie mając wyjścia. Może tylko wydawało mu się, że mentor robił to, by mu dopiec. Może rzeczywiście chciał pomóc mu w rozwoju nad jego umiejętnościami? Kiedy stanął na miejscu, położył się i zaczął zasypywać się piachem, gdy nagle... Czy to mrówki zaczęły wychodzić spod ziemi? Czując jak oblazły mu łapy, pisnął, zaczynając machać nimi na wszystkie strony. Weszły na niego! To było mrowisko!
Słyszał jak wojownik się śmiał, kiedy w panice wstawał na nogi, otrzepując się z robaków. Miał dość. Dość tego wszystkiego! Poczuł jak w jego oczach pojawiają się łzy. Nie chciał być już dużej uczniem skoro tak miało wyglądać całe jego szkolenie. Zerwał się do biegu, nie oglądając za siebie. I nawet wołania mentora nie sprawiły, że się zatrzymał.
***
Gdyby matka go zobaczyła to jak nic zeszłaby na zawał. Zasmarkany, z potarganą sierścią z resztkami mrówek, które nie chciały opuścić jego ciała, wszedł do legowiska liderki. Jego ciało drżało, kiedy stanął przed Różaną Przełęczą, która na jego widok uniosła się do siadu.
— O co chodzi? — zapytała.
Wbił w nią wzrok. Wzrok pełen złości jak i zawodu, tej bezsilności, która całego już go ogarnęła. Miał po prostu... tego wszystkiego dość.
— Już dłużej nie dam rady. Tropiący Szlak odkąd został moim mentorem ma do mnie problem. Starałem się to ignorować i szkolić pod jego okiem, ale mam dość tych jego żartów! Ciągle mnie straszy, płoszy mi zwierzynę, podstawia łapy, abym się przewrócił, popycha i wyśmiewa. I to wcale nie są kłamstwa! — Tupnął łapą, aby nadać powagi swoim słowom. — Raz mnie wepchnął do nory i wrzucił tam węża. Innym razem dla zabawy zanurzał w rzece. Każe mi polować na króliki na zabłoconym terenie, przez co kilka razy prawie zwichnąłem sobie łapę. Drwi i obraża mnie co krok, używając prześmiewczych określeń. Dzisiaj kazał mi zakopać się w mrowisku, uznając to za cel mojego istnienia, bo jako kot o takim kolorze futra mam ćwiczyć kamuflaż! Ciągle wybrania się tym, że nic mu nie zrobisz, bo jest nierudym. Że jak przyjdę na skargę to sobie zaszkodzę, bo mi nie uwierzysz! Mówił, że jak ci powiem o wszystkim to on powie, że wmawiam ci kłamstwa, bo kieruje się kolorem jego futra, a to nieprawda! Ja nikogo nie dyskryminuje, on za to najwyraźniej tak! I mówił, że wygnasz całą moją rodzinę — załkał, wycierając swój nos o łapę. — Chciałbym kogoś normalnego za mentora... Nie musi mnie lubić, ale... ale by się nade mną nie znęcał za to kim jestem. Proszę. — Padł kotce do łap, co na pewno nie spodobałoby się jego mamie. Na szczęście jej tu nie było. Byli sami, mając zapewnioną prywatność.
A co jeśli kotka mimo wszystko co powiedział mu odmówi? Czy wtedy naprawdę skaże go na bycie kotem od brudnej roboty? Całe życie spędzi w piasku nie umiejąc polować ani walczyć? Miał być tylko żywym celem, który miał odwrócić uwagę wroga? To go przerosło. Starał się zgrywać twardziela, ale nie wyszło. Rozbeczał się niczym kocię, kuląc się na ziemi. Był taki żałosny...
<Róża?>
[830 słów]
[Przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz