Kocur zajęty był czyszczeniem swoich łap z krwi, która pozostała mu po usunięciu gałęzi wbitej w poduszkę jakiegoś idioty. Całe szczęście, że Jadowita Żmija zgodziła się dzisiaj wziąć tego niewdzięcznego bachora na trening. Nie miał siły na użeranie się ze smarkulą, zdecydowanie bardziej wolał pracować przy ziołach oraz uprzątnąć swoje legowisko. Chłoda nie było, więc nikt nie mógł mu przeszkadzać. No… prawie. Wymienił się pełnym pogardy spojrzeniem z Kuną, nim wrócił do pracy.
Trochę żałował, że jego partner zajęty jest swoją robotą, bardzo chętnie by gdzieś z nim wyszedł, spędził razem czas gdzieś daleko od tego całego zgiełku. Mimo wszystko sprawdzał każdy kopczyk ziół, nawet te zaczepione tuż przy suficie legowiska, które dopiero się suszyły. Póki miał możliwość - używał świeżych roślin leczniczych, jednakże zdecydowanie wolał się zabezpieczyć na wszelki wypadek. Nigdy nie miało się pewności, czy jakiś pożar nie zniszczy większości miejsc, gdzie zbierał rośliny.
— Czego? — nawet nie spojrzał w stronę swojego “gościa”, dobrze wiedział, że ktoś zawitał w jego skromne progi, szczególnie przez cień rzucany na przeciwległą skałę. — W czym mogę ci pomóc, Płonąca Duszo? — uśmiechnął się z wyraźną wyższością wymalowaną na ryju.
Kotka miała minę, jakby chciała rozszarpać mu gardło, aczkolwiek na razie, nie otworzyła pyska. Zapewne dotarło do niej, jak wyglądają treningi jej ukochanej córki, która pod okiem liliowego dostawała manto życia, żałując, że przyszła na ten świat.
— Chyba się odwodniłam — miauknęła sucho, nie zdradzając żadnej swojej emocji, wręcz przeciwnie, jej pysk przypominał wyrazem kamień bardziej, niż chwilę temu.
— Ależ proszę bardzo — parsknął śmiechem. — Jakieś objawy? To ja tu jestem medykiem, nie ty — przypomniał jej z dobroci serca, co mu szkodzi.
— Głowa mnie dosyć często boli… i mam zawroty, wiecznie mi gorąco i w pewnym sensie duszno.
— Więc przegrzanie, nie żadne odwodnienie. Schłódź ciało we wodzie, najlepiej połóż się na mieliźnie do czasu, aż nie poczujesz się lepiej. Weź kogoś ze sobą w razie, gdyby było gorzej.
Wyjaśnił kotce pokrótce, jak ma wyleczyć swoją przypadłość, nim wrócił dalej do obowiązków. No... prawie wrócił, znowu ktoś postanowił truć mu dupę i tym razem były to siostrzyczki, które łaziły obok siebie jak nierozłączki.
Jedną z nich już przyuczał ziół, była w miarę kumata, przynajmniej ogarniała więcej, aniżeli kuna, jednakże uczenie dwóch bachorów Szakal… przez grzbiet przebiegł mu dreszcz.
— Czego chcecie? — uniósł brew, marszcząc przy tym nos. — Mam robotę do wykonania, więc jak macie o coś problem, to szybko. Nie mam czasu, żeby leżeć z dupą, jak niektórzy — jego obelga była skierowana wprost do jego asystentki, która zdaniem Gęsi, do niczego się nie nadawała. Ino takiej łeb urwać, żeby tlenu nie zabierała.
— Żebyś uczył Poranek jeszcze — Świtająca Łapa wystąpiła pierwsza, wbijając wyzywające zielone ślepia w medyka.
— Nie no, taaaak, pewnie, przywlecz mi kurwa najlepiej cały klan do nauki, bo ja nie mam co robić! — wrzasnął wściekły, zrywając się na równe łapy. Kotka stała jednak twardo, unosząc łapę, by się na niego zamachnąć.
Chybiła, samemu obrywając przez pysk.
— Za mało ci po ostatnim, niewdzięczny bachorze? — splunął, jeżąc sierść na karku.
— Może, stary worku kości! — wysyczała Świt, otrzepując się. Tym razem nie oberwała mocno, więc nawet nie było śladu krwi na jej futrze. — Sam niedawno szczekałeś, że każdy w klanie powinien znać, chociaż podstawy medycyny, a teraz masz wielce ból dupy! — mówiąc to, splunęła mu pod łapy z pogardą wymalowaną na mordce.
Wypisz wymaluj matka normalnie.
Zastanowił się. No poniekąd miała rację, on nie będzie żył wiecznie a jego wiedza, szczególnie o trujących roślinach, musiała przejść dalej. No i średnio chciał też, żeby jakiś bachor Szakal zdechł, nie licząc tego niedorobionego mazgaja, którego pewno wyślą na odczulanie Irgi.
— Zgoda, ale jak któraś mi ciśnienie wyrobi, to skończycie jako dywaniki — westchnął ciężko, przecierając pysk. — A ta co, niemowa? — burknął, przyglądając się z zaciekawieniem Porannej Łapie.
< Poranek? >
wyleczeni: Płonąca Dusza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz