Dalej nucąc, wesoło kołysała się z boku na bok, zerkając spod zmrużonych powiek na partnera.
— Aj tam, przejmujesz się bzdetami — zbyła wspominany problem machnięciem łapy. — Nikt mi nic nie zrobi. Wszystkim się tak naprawdę podoba, tylko niektórzy nie potrafią tego pokazać.
Nie do końca pojmowała całą tę sytuację. Jej ukochany braciszek Wilczek okazał się mordercą Kwiatuszek, a na dodatek w tym całym zamieszaniu zginął Grzybowa Ścieżka. Pomimo jego gburowatości, lubiła go i widok jego śmierci był bolesny. Zresztą, zbyt wielu ostatnio traciło życie i to jak na złość z jej najbliższego otoczenia. Czy los testował jej optymizm?
Nie była przyzwyczajona do tylu nieszczęść w tak krótkim czasie. Nie tak to powinno wyglądać! Starała się wprowadzić uśmiech na pyski innych, a nic z tego jej nie wychodziło. Nie przepadała za porażkami.
— Nie byłbym tego taki pewien — odezwał się. — Wiesz, Kwiatuszek nikomu nie zawiniła, a zosta...
— No peszek — wypaliła, przerywając mu wywód. Jej ciało na dźwięk imienia córki zesztywniało. To z tych wszystkich katastrof było najgorsze. Przez to, jakie słowa padły z pyszczka szylkretki tuż przed tym, jak odeszła i przepadła raz na zawsze, nie potrafiła pozbierać myśli w tym temacie. — Nie mów o tym. Dobrze? — zapytała, muskając ogonem jego grzbiet. — Nie cofniemy czasu. Nie myślmy o tym. Idź na spacer, jeśli chcesz to roztrząsać.
Ona nie mogła się tym przejmować. Była chodzącą definicją radości, a więc płacz i jakiekolwiek oznaki smutku w jej przypadku były wykluczone.
— Dobrze — odparł posłusznie, odwracając pysk. — A nie chcesz iść się przejść ze mną? — spytał.
Chwilę poszurała łapą w miejscu, rozważając wszelkie za i przeciw.
— Kiedy indziej. W sumie ty też nie powinieneś, póki co wychodzić. Musisz pilnować Daglezjusi, bo łobuziara jeszcze nam ucieknie — westchnęła ze zmartwieniem. — Zobaczysz. Dzień albo dwa i przejdzie jej.
Bury nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową i odszedł wedle jej życzenia. Obserwowała go uważnie. Ogromnie go kochała, a on ją na pewno też. Dlaczego więc w ich życiach nie mogło być więcej szczęścia?
— Aj tam, przejmujesz się bzdetami — zbyła wspominany problem machnięciem łapy. — Nikt mi nic nie zrobi. Wszystkim się tak naprawdę podoba, tylko niektórzy nie potrafią tego pokazać.
Nie do końca pojmowała całą tę sytuację. Jej ukochany braciszek Wilczek okazał się mordercą Kwiatuszek, a na dodatek w tym całym zamieszaniu zginął Grzybowa Ścieżka. Pomimo jego gburowatości, lubiła go i widok jego śmierci był bolesny. Zresztą, zbyt wielu ostatnio traciło życie i to jak na złość z jej najbliższego otoczenia. Czy los testował jej optymizm?
Nie była przyzwyczajona do tylu nieszczęść w tak krótkim czasie. Nie tak to powinno wyglądać! Starała się wprowadzić uśmiech na pyski innych, a nic z tego jej nie wychodziło. Nie przepadała za porażkami.
— Nie byłbym tego taki pewien — odezwał się. — Wiesz, Kwiatuszek nikomu nie zawiniła, a zosta...
— No peszek — wypaliła, przerywając mu wywód. Jej ciało na dźwięk imienia córki zesztywniało. To z tych wszystkich katastrof było najgorsze. Przez to, jakie słowa padły z pyszczka szylkretki tuż przed tym, jak odeszła i przepadła raz na zawsze, nie potrafiła pozbierać myśli w tym temacie. — Nie mów o tym. Dobrze? — zapytała, muskając ogonem jego grzbiet. — Nie cofniemy czasu. Nie myślmy o tym. Idź na spacer, jeśli chcesz to roztrząsać.
Ona nie mogła się tym przejmować. Była chodzącą definicją radości, a więc płacz i jakiekolwiek oznaki smutku w jej przypadku były wykluczone.
— Dobrze — odparł posłusznie, odwracając pysk. — A nie chcesz iść się przejść ze mną? — spytał.
Chwilę poszurała łapą w miejscu, rozważając wszelkie za i przeciw.
— Kiedy indziej. W sumie ty też nie powinieneś, póki co wychodzić. Musisz pilnować Daglezjusi, bo łobuziara jeszcze nam ucieknie — westchnęła ze zmartwieniem. — Zobaczysz. Dzień albo dwa i przejdzie jej.
Bury nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową i odszedł wedle jej życzenia. Obserwowała go uważnie. Ogromnie go kochała, a on ją na pewno też. Dlaczego więc w ich życiach nie mogło być więcej szczęścia?
***
przed obaleniem Aksamitki
przed obaleniem Aksamitki
Lisek była okropna! Rzuciła się z pazurami na pysk Misia i teraz ten miał brzydką ranę, a na dodatek prowadziła jakieś dziwne bunty. Dlaczego jej własna, rodzona siostra, musiała sprawiać jej tyle przykrości?
— No i co ja mam z nimi zrobić? — jęknęła, kryjąc pysk między łapami.
Siedzieli w jej legowisku. Zaprosiła go tu, bo czuła, że Srokosz nie zrozumie jej rodzinnych problemów, a bury akurat zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia.
— Daglezjusia dalej jest jakaś smutniutka, a Lis zachowuje się jak zbuntowane kocię! Myślisz, że nazwanie jej Rudziaczek Buntowniaczek pomoże? — spytała. To było takie upokarzające imię na tle tych pięknych, które Aksamitka wymyśliła, że jej siostra z pewnością w końcu by się ogarnęła.
<Misiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz