*jeszcze podczas Pory Opadających Liści*
Zachodzące słońce pozostawiło las w przyjemnym dla oczu Truchła półmroku. I chociaż wciąż nie było zupełnie ciemno, teraz jej futro nie wybijało się tak na tle roślinności, jak zwykło w czasie dnia. Pierwsza zaleta nocy.
– Nocą kryje nas cień. Dlatego to, jakie masz futro, nie ma już aż tak wielkiego znaczenia jak bezszelestne poruszanie się. Tyle że w klanie prowadzimy dzienny tryb życia, a ty musisz się do niego dostosować – mawiała Świt, kotka, której samo imię wskazywało na to, że nie ma nic wspólnego z nocnym markiem.
Truchło natomiast nie była zwolenniczką wczesnych pobudek, którymi ochoczo raczyła ją mentorka. Ich plan dnia przedstawiał się więc następująco: pobudka jeszcze przed zachodem słońca w akompaniamencie złowrogich burknięć uczennicy, trening poranny, który kończyły niewiele przed szczytowaniem słońca, tak aby Truchło nie nabawiła się oparzeń słonecznych, jak to miało już nieraz miejsce w czasie Pory Zielonych Liści, odpoczynek aż do wieczoru, druga część treningu zakończona zazwyczaj ziewaniem Świtu.
Gdyby Truchło została dopuszczona do głosu, a na to się nie zanosiło biorąc pod uwagę wszystkowiedzącą naturę Świtu, zasugerowałaby ograniczenie się do jednego, ale długiego treningu nocą. “Dlaczego?”, można by spytać. Na takie pytanie uczennica najprawdopodobniej udzieliłaby niekonkretnej odpowiedzi pokroju “A dlaczego nie?”, jednak po chwili siłowania się z jej niechęcią do tworzenia długich, przemyślanych zdań, stwierdziłaby, że słońce pali jej skórę i pozbawia wzroku. Światło księżyca jedynie gładziło ją po karku i ukazywało tajemniczy świat mroku, nie sprawiając, że w jej oczach gromadziły się łzy. Druga zaleta nocy.
Albinoska zniżyła się do pozycji łowieckiej, którą Świt miała nadzieję u niej doprowadzić do perfekcji poprzez nieprzerwane, kąśliwe uwagi. Ogon nisko, ale nie za nisko. Ciało nisko, ale tak, żeby nie szurać brzuchem po ziemi. Ciężar ciała przeniesiony na tylne łapy. Podchodzić pod wiatr, bezszelestnie i powoli, na odległość odpowiednią do skoku. A potem pozostaje już tylko skoczyć. I…
Mysz wydała cichy pisk, zaraz po tym jak zniknęła między liśćmi. Pod łapami Truchła nic nie była. Który to już raz?
– Pozostaje mi tylko pogratulować – stwierdziła sucho Świt zza pleców Truchła. Uczennica zwróciła w jej kierunku głowę i spotkała się ze skwaszoną miną mentorki. – Od dzisiaj przestaję liczyć sztuki, które udało ci się przepłoszyć. Mam na to za mało palców i nerwów. Wracamy.
Truchło chciała zaoponować, ale zdusiła w sobie sprzeciw. Skoro trzy razy z rzędu zawaliła – raz nadepnęła na gałązkę, potem dostrzegł ją ptak, a teraz to, to dlaczego szczęście miałoby jej dopisać w trakcie czwartego. Z drugiej strony nie potrafiła zrozumieć, co wciąż robiła źle. Przecież stosowała się do każdej pojedynczej instrukcji Świtu. Nie chciała być przecież dla niej obciążeniem tylko uczniem, z którego byłaby dumna.
– No już, raz dwa lewa. Nie mam czasu na twoje rozmyślania – popędziła ją Świt, swoją wypowiedź kończąc długim ziewnięciem. Typowe.
– A może, może mogłabym tutaj jeszcze zostać i potrenować?
– Po moim trupie. Ostatnim razem, jak ci na to pozwoliłam, na porannym treningu zasnęłaś w pozycji łowieckiej.
No to tyle by było z nocnych przechadzek. Chociaż może jest jakieś inne wyjście?
Truchło minęła razem z mentorką gwardzistę, który zmierzył ich ponurym spojrzeniem. W zalanym księżycowym światłem obozie panowała niezmącona cisza.
– Dobranoc – powiedziała cicho Truchło, gdy miały już pójść każda w swoją stronę.
Świt nie zareagowała, umyślnie lub z racji swojego półprzytomnego stanu. Uczennica odprowadziła ją wzrokiem, gdy ta poczłapując i z opuszczoną głową szła do swojego legowiska. Truchło również skierowała się do legowiska, z tą różnicą, że zamiast wdrapać się na drzewo, ona ominęła jego pień i zanurkowała w zarośla otaczające obóz. Nie obędzie się bez kilku zadrapań.
Czerń wędrowała pomiędzy drzewami, okrywając kotkę swoim ciemnym płaszczem. Każde poruszenie liści pod jej łapami nienaturalnie odcinało się od głębokiego milczenia lasu. Czas zdawał się zatrzymać, a przyjemne poczucie odosobnienia rosnąć. W tym ospałym, powolnym świecie podobnym do marzenia sennego Truchło była sama, ale nie samotna. Trzecia i ostatnia zaleta nocy.
Jej nogi poniosły ją do miejsca, które już bardzo dobrze znała. Miejsca nad szumem rzeki, gdzie na ziemi leżał niewielki kamień, a na nim czasami pęk kwiatów lub gałązka. Tej nocy Truchło chciała zerwać niewielkie, białe kwiatuszki, które zauważyła podczas treningu rosnące na błotnistym brzegu rzeki.
Tak też zrobiła. Zazwyczaj siadała przy okazji nad wodą by pooddychać rześkim powietrzem, który zapewniała rzeka, jednak teraz do jej nosa wkradał się jedynie jakiś dziwny oraz zatęchły zapach. Dlatego właśnie od razu oddaliła się od brzegu i odstawiła kwiatki na kamieniu, zrzucając wcześniej z niego to, co pozostało po poprzedniej zieleninie. Teraz dopiero miała czas na to swoje rozmyślanie, za którym tak bardzo nie przepadała Świt. Chciała zapytać kocicy, która powinna być jej bliska, a przedwcześnie odeszła na skutek nieszczęśliwego wypadku, o radę.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz