Mrówka odetchnęła chłodnym powietrzem. Właśnie skończyła swoje nowe posłanie. Będzie jej brakowało obecności Perkoza. Zasypiała, wtulona w ciepłe futro Perkoza i budziła się rano u jego boku. Kochała swojego partnera i zawsze posyłała mu czułe spojrzenie oraz delikatny uśmiech. Czuła się szczęśliwa u boku Perkoza i chciała, żeby tak pozostało do końca. Wiedziała, że rozłąka nie będzie na długo i wciąż będą się widywać podczas śniadania, obiadu, oraz długo rozmawiać. Mrówka zerknęła na posłanie. Specjalnie postarała się o miękkie pióra. Wolała mieć pewność, że będzie idealne dla niej i kociąt, skoro miało im towarzyszyć przez całe sześć księżyców. Już na tym etapie wiedziała, że będzie opiekuńcza. Chciała mieć kociaki zdrowe, które wyrosną na silnych wojowników. Była pewna, że będzie je czujnie obserwować i nauczy ich niezależności. Będzie im opowiadać historie i bawić się z nimi, uczyć życia w Owocowym Lesie. Kociaki i Perkoz byli dla niej rodziną i tylko oni jej zostali, więc musiała o nich dbać na swój własny sposób. Kotka uznała, że o zabawki zatroszczy się później, miała jeszcze sporo czasu do porodu. Przeniosła wzrok na swój brzuch i uśmiechnęła lekko na jego zaokrąglenie. Jeszcze trochę minie zanim przeniesie się do żłobka. Wolała mieć już przygotowane posłanie, tak na wszelki wypadek. Chciała jeszcze trochę nacieszyć się życiem wojowniczki. Przez kilka księżyców będzie w kociarni, opiekując się dziećmi, dbając o nie i je wychowując. Kostka nie mogła jej przygotować do roli matki, więc Mrówka musiała wszystkiego dowiedzieć się sama. Miała nadzieję, że kociaki ją polubią i razem z Perkozem wychowają ich na dobre koty. Ile będzie miała kociąt? Jaka będzie ich płeć? Najbardziej jednak była ciekawa ich charakterów. Będą podobne do niej, Perkoza, dziadków, a może do żadnego z nich? Pozostało jej czekać na dzień porodu. Przejechała ogonem po swoim brzuchu, zanim przecisnęła się przez gałęzie krzewów kaliny. Żłobek mieścił się blisko legowiska starszyzny i legowiska asystentów wojownika, w pewnej odległości od topoli. Mrówka przeszła przez obóz, poruszając lekko ogonem i szukając czegoś ciekawego jako zajęcia. Apetyt jej dopisywał od kilku dni, ale wyjątkowo żadna zwierzyny ze stosu jej nie pasowała. Mruknęła niezadowolona, bo w Porze Nagich Drzew trudno było o zwierzynę i wolała nie być wybredna. Musiała też bardziej panować nad swoimi emocjami, bo o ile wcześniej była chłodna jak kamień i uważna, tak teraz częściej marudziła, była bardziej wrażliwa, pragnęła raz uwagi innym razem samotności. Najbardziej martwił ją fakt, że kociaki urodzą się w Porze Nagich Drzew. Pod koniec, ale to wciąż oznacza, że będą wymagały więcej opieki, żeby nie złapały jakiegoś kaszlu. Oczekiwała ich narodzin.
Szła zamyślona, analizując sytuację panującą w Owocowym Lesie, szukając najlepszego rozwiązania i trochę już myśląc o imionach dla kociąt. Chciałaby parkę, córkę i syna, tak jak w miocie Kostki i Orła była ona i jej brat. Ale wiedziała, że najważniejsze to zdrowie i bezpieczeństwo kociąt. Idąc tak przez obozowisko, nagle się z kimś zderzyła. Mrówka szybko wbiła pazury w lodową powierzchnię, utrzymując równowagę jak zawodowiec. Wojowniczka zlustrowała wzrokiem kota, na którego wpadła lub który wpadł na nią, mogli oboje być zamyśleni. Wcześniej nigdy taka sytuacja jej się nie zdarzyła, poczuła przez to zawstydzenie. Kotka przyjrzała się Lukrecji. Rozpoznała kocura, był jej pobratymcem już długi czas i liczyła, że obejdzie się bez zwracania uwagi wszystkich wokół.
- Wybacz, Lukrecjo, zamyśliłam się. Czy w ramach przeprosin jesteś chętny na krótki spacer? - wymyśliła na szybko, wpatrując się w niego z uwagą, czekając na reakcję i oby pozytywną.
<Lukrecjo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz