*Zgromadzenie*
Kolejne zgromadzenie było równie stresujące. Tylko teraz dodatkowo musiała unikać tego kocura z Owocowego Lasu, który przyczepił się ostatnim razem. Więc na początku chowała się w grupie medyków; było czuć w towarzystwie dystans, ale czasami ktoś do kogoś mruknął. Sama siedziała jednak obok gaduły; długołapej, wielkouchej uczennicy, która już na wcześniejszymi zgromadzeniu wysyłała jej ciekawskie spojrzenia. Patrzyła na nią grzecznie, dając znać, że słucha, nie wiedząc co odpowiadać na jej paplaninę. Była z Klanu Klifu, a ostatnio Sroczy Lot wydawała się zła, że rozmawiała z innymi grupami. Mama też skrzywiła się, słysząc o tym. Ale też szczerze nie potrafiła wymyślić odpowiednich reakcji, a nim zdążyła się namyślić, kotka znowu zmieniała temat i hasała wokół. Czereśniowa Łapa w końcu zamilkła na chwilę, by trącić ją łapą. "Chodź pobiegać!" zaproponowała i już pchała ją czołem w bark, by młodsza się ruszyła. Obejrzała się na pozostałych, którzy niespecjalnie zwracali uwagę, podrygiwali ogonami z irytacją, albo posyłali wspierające uśmiechy w ich stronę. Ah. Jako najmłodsza w towarzystwie pewnie była najbardziej odpowiednią towarzyszką do zabawy.
Ale nie mogła zdecydować się, co powiedziałaby na to mama; kazała jej się wprawdzie więcej ruszać, by nie była tak gruba (podobno liliowa przybrała na wadze, ciągle jej to wypominano), ale tak przy tylu kotach? Będą się śmiać. Patrzeć.
Ale arlekinka napierała i w końcu Lot straciła siły w łapach, a aby je odnaleźć razem z równowagą, musiała zrobić te kilka szybkich kroków; co czarna uznała za początek zabawy, pacnęła ją i pobiegła. Może był to instynkt łowiecki, który młodsza wciąż miała jako kot i którego nie miała szansy wykorzystać, ale zaczęła ją ścigać. Na początku zabawa działa się na obrzeżach, ale gdy jasna zaczęła jakimś cudem doganiać drugą kotkę, ta skręciła między koty i szybko zniknęła jej z oczu. Zziajana i zmęczona, czując jak bolą ją płuca, usiadła i rozglądnęła się. Czereśnia przepadła w tłumie i chyba nie miała siły jej szukać, bo aż łapy jej się trzęsły od tego ruchu. Czuła się z tym źle, nawet bardzo, ale wiedziała, że jutro będzie musiała być zdolna do funkcjonowania i już po tym wszystko będzie ją boleć. Może niebieskooka sama się wróci, gdy zorientuje się, że zabawa jest już niemożliwa.
Ale zamiast medyczki, pojawiła się inna osobniczka.
— Pani Lisek…?— zaczepiła obca i zaskoczona się odwróciła, wzdrygnęła tak silnie, jakby wręcz podskoczyła w miejscu. To była zła reakcja, za którą dostałaby burę. Nie mogła rozejrzeć się, czy Śnieżna Toń pilnowała, ale na wszelki wypadek musiała wykonać instrukcję. Miła odpowiedź. Zawsze miła odpowiedź, bo nie może się chować za srebrną całe życie, nawet jeśli potem będzie boleć ja brzuch z nerwów i chlaśnie się po łapie na gwałtowne, żenujące wspomnienie.
— Przepraszam, ale nie jestem lisem? — wyjąkała
— Faktycznie. Wyglądasz i… — śmiesznie ubarwiona obca wyciągnęła szyję i otwarcie sprawdziła zapach koteczki — Pachniesz inaczej też. Zaraz... jesteś z Klanu Nocy?! — cofnęła się.
Położyła uszy na ton wojowniczki i odchyliła się do tyłu, unosząc jedną łapę, gotowa do ucieczki. To była… niespodziewana reakcja.
— T-tak? — przełknęła ślinę; miała wrażenie, że będzie ja z Krogulcem.
Biało-czarna zrobiła niezadowoloną minę, przeszywając ją spojrzeniem.
— Wszyscy mówili mi, że jesteście strasznymi potworami. Ale ty nie wyglądasz groźnie. Bardziej... uroczo? Jak taki mały króliczek!
Być może zakrztusiła się na to powietrzem, zdusiła jednak dźwięk potwierdzający to. Porównanie do ofiary i pożywienia, jakkolwiek uroczego…
I czemu ich klan miał być potworami? Niektórzy nie byli zbyt mili, ale generalnie dobrze im się żyło i nie było żadnej śmierci od księżyców. Może jedno zaginięcie…
— Nie jesteśmy potworami... — obroniła bez jakiejś specjalnej mocy za słowami.
— No to super! Czyli możemy się zaprzyjaźnić! Jaki… — kotka coś mówiła, ale zbyt szybko na jej zestresowany mózg i nagłą zmianę nastawienia.
— Jeszcze raz? — poprosiła o powtórzenie drepczącą w miejscu pointkę.
— Jaki... jest... twój kwiatek ulubiony?
— O. Nie wiem. Nie zastanawiałam się nigdy. — zaczęła się tłumaczyć. Głupia, medyk i nigdy takich rzeczy nie wybrała Um… m-może mieczyki?
— Oh, tak są przeurocze! Takie kolorowe... Oznaczają gotowość do walki, wiesz? Ja lubię rutę.
— Oh, nie wiedziałam... — nieświadomie skopiowała dźwięk wydany wcześniej przez kotkę i spojrzała na bok — A co oznacza ruta?
Obca na pytanie zdawała się trochę sposępnieć, co zestresowało młodszą; myślała, że jak dopyta o zainteresowanie, o którym wspomniała, będzie zadowolona.
— Tylko nie mów nikomu, dobra? — uciekła wzrokiem gdzieś indziej. — Samotność.
— Oczywiście, że nikomu nie powiem, jeśli tego nie chcesz. — zapewniła, dając sobie czas na przemyślenie, czy na pewno dobrze rozumie, że pod tym słowem znajduje się sugestia — Jest ci źle w... — pociągnęła noskiem, sprawdzając zapach — Owocowym lesie?
Zaprzeczyła ruchem głowy i podbiła to słowami
— Niee. — jęknęła ciężko. — Po prostu jest ktoś, kogo lubię. Tak wiesz, bardzo bardzo. A ona mieszka daleko ode mnie. Widujemy się tylko tu. I teraz nie mogę jej znaleźć. — brzmiała, jakby miała płakać.
— Oh. To zrozumiałe, że tak się czujesz. — poruszyła się niespokojnie, niepewna, co ma mówić — Możemy jej poszukać. Z jakiego klanu jest?
Owocniak odskoczył radośnie.
— Naprawdę? Dziękuję! Tak ślicznie ci dziękuję! — wypiszczała — Z Klanu Klifu!
Skinęła głową, zdziwiona entuzjazmem kotki… Zazdrościła jej go.
— To... Jak wygląda? — rozejrzała się, jeszcze na nikogo specjalnie nie patrząc.
— Jest śliczna. Czujesz się jakby gwiazda spadła z nieba, by rozświetlić swym blaskiem cały świat.... oczy jej niczym niekończące się morze sprawiają, że kot w nich tonie…
Lecąca Łapa poczekała cierpliwie, aż kotka skończy
— Musisz naprawdę ją lubić. Ale, żeby ci pomóc, potrzebuję raczej... Mniej poetyckiego opisu.
— Hahahaha, pewnie masz rację. Sorki. Nie wiem, co mnie opętało. N-nie mów jej nic, dobra? - zaśmiała się nerwowo, a Lot skinęła, jakby próbując powiedzieć, że nic nie szkodzi. — Jest wyższa od nas. Biała w liliowe i kremowe plamy, na pysku ma taki pasek jak ja. Oczy ma niczym morze. Naprawdę! Mało kiedy się takie widuje.
— Mm, oczywiście, nic jej nie wspomnę. Jej oczy brzmią naprawdę intrygująco.
— Dzięki! Jesteś lepsza niż moja siostra. Super z ciebie przyjaciółka. — zamruczała, ocierając się o bok Lot, która, zaskoczona, zadrżała, gdy tylko się od niej odkleiła. Nawet nie znały swoich imion i już się mianowały jakimiś relacjami? To było dziwne… Powinna czuć się chyba szczęśliwa i dziwnie załaskotał ją mózg, ale raczej przeważał niepokój.
— Nie jestem... super przyjaciółką. — mruknęła, chowając przynajmniej część dyskomfortu w rozglądaniu się na boki.
— Co? Czemu? Dla mnie jesteś super! — oznajmiła z zaskakującą pewnością, gdy szły przez tłum — O jejku! To ona! — zaalarmowała, kryjąc zawstydzony pysk łapą. — Chowaj się!
—... Czemu? — spojrzała na jej zakryty pysk. Wstydziła się? O co chodzi? — I wciąż cię przecież widać…
— Co? — wydarła się zdecydowanie za głośno jak na kogoś chcącego się ukryć — To schowam się za tobą. — niezgrabnie wpakowała się za nią. — Patrzy tu? Proszę, powiedz, że nie!
Nie powiedziała nic, bo szukana (unikana?) kotka zwróciła na nie uwagę i szła w ich stronę. Zgodnie z życzeniem, Lot zrobiła lekki ruch, by odrobinę bardziej zakryć towarzyszkę, ale chyba został niezauważony.
Kotki zajęły się sobą, a młoda, czując się obco i nieproszenie, wycofała się bez słowa. Krótko potem wpadła znowu w sidła energicznej medyczki innego klanu.
Postaci NPC: Czereśniowa Łapa
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz