Bocian zamknął ślepia, rozkoszując się wiatrem, muskającym jego pysk oraz rozwiewając futro. Wsłuchiwał się w rytmiczne odgłosy kroków. Zanim się zorientuje, będzie musiał wyjść na wieczorny patrol. Żeby tylko nie trafił mu się żaden mysi móżdżek do kompletu.
Syn Pszczółki otworzył ślepia. Zajął się wylizywaniem swojego białego, długiego futra, ostrożnymi ruchami języka, żeby przypadkiem nie pozostawić żadnych nieczystości. Do jego nosa prędko dotarł owocowy zapach. Rozpoznał woń brata Czermienia i miał ochotę od razu ruszyć się z miejsca, byle nie słuchać jego bełkoty o tęczach, kolorkach i kwiatkach.
- Witaj... - przywitał się rudy, przerywając zielonookiemu mycie się.
- Masz jakąś ważną sprawę? - zapytał się Bocian oschłym tonem.
- Mój brat zrobił sporo złego... - rzucił od razu. - Potrzebuję czegoś, co możesz mi zapewnić. Podziel się ze mną wiedzą na temat ziół. Tą najbardziej podstawową - miauknął bez zbędnego przymilania się. Chciał szybko zakończyć przebywanie blisko białego jak najszybciej.
Bocian parsknął z drwiną, czym zapewne zdziwił Szkarłatny Mróz. Widział to w ślepiach kocura. On naprawdę sądził, że udzieli mu tak ważnej wiedzy? Kim Szkarłat był dla Bociana, że ten miałby mu pomagać? Biały podniósł się na równe łapy, rzucając krytyczne spojrzenie na rudego. Obiegł go wzrokiem, nie kryjąc wrednego uśmieszku na swoim wiecznie ponurym pysku.
- Tobie naprawdę na mózg padło, lisi bobku. Naprawdę sądzisz, że ktoś tak dobry w medycynie jak ja, zniży się do takiego poziomu, żeby uczyć nic nie wartą wronią strawę?
Szkarłatny Mróz stał chwilę sparaliżowany, zapewne trawiąc zdobyte przekleństwa od brata medyka. Bocian znał dobrze wartość swojej wiedzy. Jego rodzina słynęła od pełnienia ścieżki medycznej. Stokrotka zamiast trenować na wojownika, od razu powinna była skierować się tamtą ścieżką, gdyby nie obecność dwóch córek tej głupiej Leszczyny, na miejscu uczniaczek. Bocian wywrócił ślepiami, widząc jak syn Muszelki wzdycha, następnie robiąc proszące oczy.
- Czermienia nauczyłeś. Też chce umieć, żeby móc mu w przyszłości pomóc. To mój brat...
- Czermień to nie ty, bobrzy zadku. - mruknął krótko Bocian. Odwrócił się, gotowy żeby odejść. Już nawet nie miał zamiaru wracać do odpoczynku, skoro i tak ten został mu zachwiany. Wojownik jednak nie odpuszczał i skierował się za nim, idąc bardziej powolnym krokiem, niż zirytowany Bociek.
- Zawsze może mi pomóc twój brat...
- Taki jesteś pewien? - zatrzymał się i odwrócił w stronę rudego. - W takim razie biegnij do niego, wronia strawo.
Korzystając z kolejnego zawahania u rudzielca, Bocian wdrapał się na najbliższe drzewo. Z niego o wiele lepiej widział piękno Owocowego Lasu. Gałąź za gałęzią, ruszył przed siebie, w tylko sobie znanym kierunku.
***
Bocian do miłych kotów nie należał, zatem nic dziwnego, że nieźle zalazł za skórę Szkarłatowi. Udał się do Wschodu i zmanipulował brata tak, że Wschód nie chciał nauczyć niczego medycznego syna Bursztynu. Tym samym Szkarłatny Mróz pozostał bez tej wiedzy, ku satysfakcji Bociana, czym od razu pochwalił się równie zadowolonemu Czermieniowi.
Zbliżyła się pora nocnego patrolu. Biały kocur nie wiedział jeszcze, kto mu się na takowy trafił. Ruszył w stronę wyjścia do obozu pewnym krokiem wierząc, że szybko ponownie wróci do obozu i pójdzie w kimę. Na jego nieszczęście przy wyjściu czekał już Szkarłatny Mróz, jego uczeń Żuk oraz Golec. Bocian wypuścił ze świstem powietrze. Widocznie patrol do Ogrodzenia, nie będzie zbyt przyjemnym przeżyciem.
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz