- Nie, poza tym, zobacz ile tu ja mam miejsca. Na pewno nie będzie mi przeszkadzać. Mam też dla ciebie propozycję, Trójeczko. Nie wiem kiedy Strzyżyk skończy trening, jednakże co powiesz na to, żebym cię oficjalnie mianował? Nie chcę, żebyś mi się marnował. Jednakże będziesz miał dwie mentorki, Świetlikowe Skrzydło i Sosnowy Zagajnik. Co prawda Świetlik ma doprawdy ogromną wiedzę, jednakże przez swoje zdrowie nie będzie w stanie zapewnić ci wiedzy praktycznej tak, jak Sosna. No, co ty na to?
Spojrzał na kocura zaskoczony. Czyżby to były jego urodziny? Czekał na ten dzień tak długo! Nagle ciemne chmury, które otaczały go od jakiegoś czasu, rozstąpiły się uwalniając światło. Nadzieja powróciła! Nie dość, że uwolni się od dzieciarni i nie będzie uznawany za opiekunkę, to jeszcze zostanie mianowany i będzie dzielił legowisko z dziadkiem! Chyba nigdy nie słyszał o czymś takim, więc oczywiście, że przyjmie propozycję. Gdyby nie to, że nieco się brzydził, ucałowałby mu łapy i zachwalał pod niebiosa.
- Tak! - powiedział próbując opanować drżenie, spowodowane tymi wspaniałymi wiadomościami. - Rany dziadku! Jesteś super! Jak będziesz już w stanie Świetlikowego Skrzydła, to będę ci pomagał jak umiał, dzięki mojej wiedzy!
- Dobrze, dobrze. Chodźmy więc...
I tak oto, przy świadkach, został mianowany pełnoprawnym uczniem medyka. Wręcz szalał ze szczęścia, przez co parę razy się wywrócił, kiedy biegł ogłosić to Świetlikowemu Skrzydłu. Kotka oczywiście wszystko widziała i słyszała, ale nie zniechęcało go to do doinformowania starszej. Umówili się wstępnie na zajęcia, po czym pognał do Sosnowego Zagajnika, aby z nią zrobić to samo. Dzięki temu, będzie mógł czerpać więcej wiedzy w odpowiednich porach. Kiedy wszystko już ze sobą ustalili, szybkim krokiem wtargnął do żłobka, obrzucając kocięta, nieprzychylnym spojrzeniem. Najbardziej jednak kierowane ono było do córki wyliniałego kocura, Borsuk. Jego kuzyni byli już uczniami, więc zdziwił się, kiedy dostrzegł Świt, który najwyraźniej postanowił popilnować dla niego Tkacza. Nie wiedział co by bez niego zrobił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Borsuk by go zjadła, gdyby nie strażnik Świt, a raczej Świtająca Łapa. Szybko wyjaśnił mu, co się stało i gdzie odtąd mieszka, po czym zabrał się za wyprowadzkę. Najpierw zagarnął Tkacza na mech, który następnie wrzucił do gniazda. Pająk nie był zbytnio ucieszony z takiej sytuacji i próbował zbiec, ale Potrójna Łapa, sprawnie zawrócił go z powrotem na miejsce. Kiedy już opanował sytuację z pasażerem, zaczął ciągnąć swój wynalazek w stronę wyjścia. Było to nieco trudne, ponieważ musiał co chwile przystawać, bo inaczej wywróciłby się z tym wszystkim, ale podołał. Prawie. Dotarł do połowy obozowiska, gdzie westchnął, próbując nieco odsapnąć.
- Pomóc? - Spojrzał na dziadka, który z zainteresowaniem przyglądał się jego ekwipunkowi.
- Tak. Tylko uważaj, bo Tkacz jest w środku.
Iglasta Gwiazda powoli chwycił konstrukcję i zaniósł do legowiska. Potrójna Łapa ruszył za nim lekko kuśtykając. Kiedy dotarli na miejsce, poinstruował kocura, gdzie położyć jego bagaż, a następnie liliowy, przepchał go w kąt legowiska, gdzie odtąd miał żyć jego pracowity przyjaciel.
- Uff... Dzięki za pomoc. - Usiadł na ziemi i zaczął wylizywać swoje futerko z brudu. - Gadałem już z mentorkami i ustaliliśmy co i jak. - powiedział pomiędzy liźnięciami. - A własnie! - przerwał, przypominając sobie o czymś. - Muszę iść po mech! - I nie czekając na odpowiedź dziadka, ruszył pędem po świeżą partie, miękkiej rośliny.
Sosnowy Zagajnik na szczęście miała całkiem sporą połać, jednak postanowił sam zaciągnąć ją do legowiska dziadka. Da radę. Oczywiście, nie obyło się od przekleństw pod adresem posłania, które strasznie ciążyło mu w pysku. Czując, że to na nic, wszedł pod roślinę i uniósł ją na swój grzbiet. Musiał wyglądać jak jakiś potwór, ponieważ usłyszał jakiś krzyk, a następnie, coś go powaliło. No rozumiał, że zazwyczaj mech nie chodzi, ale ten ktoś mógłby być bardziej inteligentny i skojarzyć fakty, że pod tym mchem jest kot, który go tacha na odpowiednie miejsce!
- Co się dzieję?! - Usłyszał głos dziadka.
- Potwór! Ten mech chodził! Chyba go zabiłam!
Poruszył się pod mchem, próbując się z niego wyswobodzić. Usłyszał kolejny paniczny krzyk i znów coś go powaliło.
- Ała! - Gdy tylko to powiedział, nastała cisza.
Wynurzył w końcu głowę spod mchu i dostrzegł Trzcinowy Brzeg, która przylegała całą sobą do Iglastej Gwiazdy.
<Dziadku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz