Leżeli wtuleni w siebie w ciszy, podziwiając bezchmurne niebo i powoli zachodzące słońce. Zabarwiające się coraz bardziej na czerwono przestworza sprawiały, że cała polana skąpana była w czerwieni. Delikatny wicher poruszał źdźbłami trawy, wprawiając je w taniec. Cisza nie była niezręczna, wręcz przeciwnie. Ich ciała unosiły się wraz z równomierny oddechem, a ślipia podziwiały piękny krajobraz. Pomimo tak pięknych widoków Aroniowy Podmuch nie potrafił myśleć o niczym innym niż wtulonym w niego Klifiaku. Czuł jak ich futra nachodzą na siebie, a zapachy wrogich klanów mieszają się w jeden. Jak boki pointa unoszą się z każdym oddechem, a z jego nosa ulatuje cichy świst powietrza. Jak jego śnieżnobiała sierść z czarnymi odznaczeniami coraz bardziej mieni się czerwienią zachodzącego słońca. Wpatrywał się w to wszystko, nie dowierzając, że to tak naprawdę się dzieję. Że tak silnie duszone przez niego uczucie zostało odwzajemnione. Że leżą koło siebie na trawie jak gdyby nigdy nic, rozkoszując się pięknem natury zamiast pałać do siebie nienawiścią i próbować zabić się nawzajem. Nawet przez chwilę Aronii przeszła myśl, że wszystkie klany mogły żyć w harmonii i cieszyć się swoim życiem, lecz szybko ją odrzucił, przypominając sobie o pewniej rudej mendzie. Futro mimowolnie stanęło mu na karku.
— C-coś się s-stało? — zapytał Łabędzi Plusk, który najwidoczniej poczuł zjeżoną sierść kocura. Aroniowy Podmuch speszony, że zamiast cieszyć się ich wspólnym czasem myśli o tym lisim łajnie, pokręcił łbem.
— Nic — odparł i nieco niepewnie liznął pointa w polik.
Zawstydzony uśmiech, który zakwitł na pysku Łabądka, sprawił, że serce zabiło mu mocniej. Niebieskie ślipia pełne zakłopotania, ale i też szczęścia, działały na niego niczym kocimiętka. Pragnął zobaczyć wszystkie odcienie emocji Łabędziego Plusku. Zmniejszył dystans pomiędzy ich ciałami, wtulając się mocniej w pointa. Ich ogony ponownie się splątały, a nosy styknęły nieśmiało. Wtuleni w siebie zasnęli, nie zważając na cały świat.
* * *
Od tamtej nocy minęło parę księżyców i gdyby nie zgromadzenie nie spotkaliby się pewnie przez kolejne. Wojna, która wybuchła dość nieoczekiwanie, sprawiła, że Aroniowy Podmuch wpadł w wir w pracy nad zniszczonym obozem oraz treningiem swojego ucznia Malinowej Łapy. Patrolował granice sam, gdyż jego uczeń był zbyt miękką mysią strawą, by spojrzeć chociażby Klifiakowi prosto w pysk. Po dość traumatycznych przeżyciach kociak wolał trzymać się z dala od ich wspólnej granicy. Lecz Aronia wręcz przeciwnie. Wręcz sam potrafił chodzić paręnaście razy na granice, szukając zaczepki.
Chciał się zemścić.
Za nowo-narodzonego kociaka Szopiego Ogona, za jego córkę, której nigdy za wiele czasu nie poświęcił, za jego zimną mentorkę, Lśniącą Róże, która tak się cieszyła, że w końcu została wojowniczką i powoli wracać do swoich obowiązków, a nie gnić w kociarni. Jak tylko pomyślał o którymś z nich mimowolne ciarki przechodziły mu po grzbiecie. Musiał ich pomścić, żeby kociaki Oblodzonej Sadzawki, czy jego i Blasku nie musiały splamić sobie łap krwią. Nagła woń sosen i reszki morskiej soli uniosła się w powietrzu, powodując, że futro stanęło na grzbiecie czarno-białego wojownika. Ruszył przed siebie pędem, chcąc dorwać drania, który śmiał przekroczyć dawne granice. Jednak na widok dobrze mu znanego pointa w towarzyskie biało-rudego przykurcza, któremu jak Szałwiowa Chmura odgryzła kawałek ogona, stanął nie wiedząc co robić.
Chciał się zemścić.
Za nowo-narodzonego kociaka Szopiego Ogona, za jego córkę, której nigdy za wiele czasu nie poświęcił, za jego zimną mentorkę, Lśniącą Róże, która tak się cieszyła, że w końcu została wojowniczką i powoli wracać do swoich obowiązków, a nie gnić w kociarni. Jak tylko pomyślał o którymś z nich mimowolne ciarki przechodziły mu po grzbiecie. Musiał ich pomścić, żeby kociaki Oblodzonej Sadzawki, czy jego i Blasku nie musiały splamić sobie łap krwią. Nagła woń sosen i reszki morskiej soli uniosła się w powietrzu, powodując, że futro stanęło na grzbiecie czarno-białego wojownika. Ruszył przed siebie pędem, chcąc dorwać drania, który śmiał przekroczyć dawne granice. Jednak na widok dobrze mu znanego pointa w towarzyskie biało-rudego przykurcza, któremu jak Szałwiowa Chmura odgryzła kawałek ogona, stanął nie wiedząc co robić.
<Łabędzi Plusku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz