BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 kwietnia 2017

Od Zabluszczonej Łapy C.D. Borsuczej Łapy

Uśmiechnęłam się ciepło do przyjaciela.
-Nieźle! A u ciebie? Dobre jest ze Spadającym Liściem?
-Sam nie wiem. Trochę jest ostry, ale... Dobrze uczy.
Przejechałam pocieszająco ogonem po jego grzbiecie, przez co poczułam dreszcz. Przez pachnące krzaki okalające legowisko uczniów weszła Kacza Łapa i Śnieżna Łapa.
-Cześć wam wszystkim!- zawołała moja siostra od razu kierując się do posłania z mchu. Jej kompanka kiwnęła głową i uniosła końce pyszczka. Westchnęłam po cichu, i wstałam by bardziej ugnieść mech. Zakręciłam się wokół swojej osi i nadal trochę się kręcąc ułożyłam się okręcając się swoim ogonem. Zamknęłam oczy i rozluźniłam się.
-}{-
Byłam na terenach Klanu Klifu. Ruszyłam dalej w świerkowy las. Nagle do mojego nosa naleciał ostry i śmierdzący zapach. Krzaki ze wszystkich stron się ruszały. Zaczęłam się trząść, całe moje ciało przeszywał strach. Ze wszystkich stron nadbiegły wielkie, umięśnione bestie. Miały takie puste, czarne oczy. Z ich pyska leciała piana i dużo, dużo, dużo krwi.
-Ra...Ratunku!!!- krzyknęłam kuląc się. Psy rzuciły się na mnie, największy złapał mnie w zęby i ugryzł mnie w ogon. Bolało jak nie wiem, wszędzie wokół niego była szkarłatna krew. Pewnie moja. Inny rzucił się na mnie. Jego pysk był już pół długości mysiego ogona od mojego gardła.
Obudziłam się szybko i cieżko dysząc.
-Wszytko dobrze, Zabluszczona Łapo?- usłyszałam zmartwiony głos przyjaciela.
-Po-Po-po prostu miałam ko-ko-koszmar i by-były tam ps-ps-psy i był-o-o i-ich du-u-żo i chciały mnie za-abić...
<Borsuczku?>

Od Zwęglonej Łapy C.D Milczącej Sadzawki

   Zwęglona Łapa był tak przerażony, że nie mógł z siebie wydusić ani słowa.
-Ja...Uciekłem.-tylko to przeszło mu przez gardło.
-Co, jak uciekłeś?-zapytała zaskoczona kotka, ale nie łagodniejąc. Wygląda na to, że będzie musiał się zmusić, by opowiedzieć o całym zajściu.
-B-bo...Nasz obóz znowu napadły lisy. I walczą tam. A-a ja...Uciekłem. Nie chciałem, by mi coś zrobiły. Jestem tchórzem.-dodał ze smutkiem i spuścił głowę.- Ja nie wiedziałem, że jestem na waszym terenie. Jeszcze nie poznałem granic.
Niebieska kotka przechyliła głowę. Po długiej chwili powiedziała:
-Nie jesteś tchórzem. Dopiero co zacząłeś trening, więc co byś mógł tam zdziałać? Każdemu klanowi są potrzebni wojownicy, więc myślę, że i twojemu. Gdybyś nie przeżył, jaki byłby z ciebie pożytek? A tak, masz szansę zostać wspaniałym wojownikiem! To nic złego, że uciekłeś. Tylko ten, no, aż tak daleko uciekałeś? Przecież chyba wyczułeś zapach Klanu Wilka, prawda?
-Taak, ale nie wiedziałem, jak wrócić. Myślałem, że idę w stronę Klanu Nocy.-wyjąkał, wpatrując się w jakiś punkt w oddali.
-No dobrze, teraz już wiesz, że tędy nie zajdziesz na swoje tereny. Może cię odprowadzę, co? Bo jeszcze trochę a zajdziesz na sam skraj lasu.- zaśmiała się. Młody kiwnął głową i drżąc, podniósł się. Milcząca Sadzawka dała znak swojemu patrolowi, by szedł bez niej. Po dłuższej chwili, która upłynęła raczej w milczeniu, dotarli do granicy.
-To tutaj. Dalej dasz sobie radę, nie?
-Zwę...CO TY ROBISZ Z MOIM DZIECKIEM!?
To był wrzask Ciepłej Pieśni, jego matki. Niebieska kotka zamarła, przenosząc wzrok to z ucznia na nieznajomą, żeńską kopię Węgla. Krzyk ten zwołał kilka kotów, które były na patrolu poszukiwawczym razem z nią.

<Milczka? Wymyśl coś, Ciepła raczej da się przekonać bo jest miła.>

Od Sowy CD Malinowa Gwiazda

Szczerze powiedziawszy, Sowa bała się Malinowej Gwiazdy. Ale liderka była taka miła!
- S-skoro jesteś liderką, to może wiesz coś na temat dawnych liderów...? - szepnęła najsłodszym głosem jakim potrafiła. - Nie mówię oczywiście o takich bardzo odległych ale przykładowo... Tym, który rządził po Czarnej Gwieździe! - wykrzyknęła.
Malinowa gwiazda zamknęła oczy i westchnęła, marszcząc brwi.
- Po Czarnej Gwieździe liderem Klanu Nocy był Wodna Gwiazda, syn jego i Porannej Rosy. Jego sierść była szara z pręgami jaśniejszymi elementami, a oczy barwy zielonej. Był bardzo dziwny, często zachowywał się tak jakby władał nim kompletnie inny kot, stracił wszystkie dziewięć żyć, gdy spadł do jakiejś dziury i dziewięciokrotnie zdechł z głodu. Był liderem bardzo krótko - mruknęła Malinowa.
- A kto był liderem po nim? - pisnęła Sowa.
Liderka zrobiła minę wyjątkowo niezadowolonego Janusza z zatwardzeniem. Pieszczoszka przestraszyła się, że skończyła się jej już cierpliwość.
- Po Wodnej Gwieździe ja zostałam mianowana na przywódcę - wysyczała głucho Malinowa Gwiazda.
- Uuu, i jak ci idzie?
Dzika kotka spiorunowała pieszczoszkę spojrzeniem.
- Ygh, przepraszam, o pani! Ja nie, ja nie powinnam zadawać tyle pytań! Ja za karę... Zrób ze mną co chcesz, o pani! Nadużyłam twojej cierpliwości i zasłużyłam na naganę. Czekam na twój wyrok! - jęknęła Sowa.
<Maliś?>

Od Sowy CD Kruczy Wąs

Słuchała z otwartą mordką i źrenicą rozszerzoną do granic możliwości. To było takie wspaniałe, czerpać informacje tak dla niej ważne z pyska tak cenionego kota. Słysząc agresywny ton kocura, usiadła i schyliła nieco głowę z szacunkiem.
- Prz-przepraszam, nie chciałam cię rozzłościć moją niewiedzą, panie... zastępco Klanu Klifu. Czy... czy mógłbyś mi opowiedzieć, od czego zależą rangi w klanie...? Wiem, że lider jest dowódcą klanu i ma dar dziewięciu żyć od Gwiezdnych, medyk uzdrowicielem, a wojownicy to główni członkowie klanu, którzy walczą, polują i chodzą na patrole. Znaczy, jeśli nie, to oczywiście, już sobie idę, dam ci spokój, nie będę ci już wchodzić w drogę i w ogóle... - pisnęłam ostatnie zdanie smutno. - A tak w ogóle, to Sowa jestem, miło poznać!
Kocur miał wybór. Mógł z łaski swojej wysilić swoje cenne, zastępcze gardziołko i powiedzieć coś wymijająco, lub przywalić Sowie w pysk, pokazać parę wulgarnych kocich gestów i wracać do obozu. Pieszczoszka miała nadzieję, że jednak zdecyduje się na to pierwsze, a nawet jeśli nie zechce nic jej powiedzieć, może obejść się bez atakowania. Jeszcze bardziej pochyliła głowę i spojrzała na czarnego kocura miną smutnego szczeniaczka. Dla efektu jeszcze owinęła się puszystym ogonem.
<Krucz?>

Od Malinowej Gwiazdy C.D Sowa

Nie do końca wiedziałam dlaczego tak wydarłam się na tę kotkę, skoro i tak dałam jej już nauczkę raną na pysku. Krew spływała po jej pyszczku, przez co wokół nas dało się wyczuć metaliczny zapach. Zbliżyłam się do kotki tak blisko, że prawie dotykałyśmy się nosami i zaczęłam świdrować ją wzrokiem. Po chwili jednak westchnęłam i obojętnym gestem machnęłam ogonem.
- Jak się zamkniesz - Zaczęłam zimno nadal wpatrując się w nieznajomą - i będziesz stała o T.U.T.A.J
Ostatnie słowo przeliterowałam, żeby ta pieszczoszka, której dwunodzy najwyraźniej wyjęli mózg (jak przy mumifikacji). Oh, dobrze, że urodziłam się w klanie.
- Oczy... oczywiście!
Jednooka klapnęła na trawie i spojrzała na mnie wyczekującym wzrokiem. Powoli zaczynam żałować, że to akurat ja o tej porze wybrałam się na spacer, a nie na przykład Przejrzysta Łapa. Chociaż wtedy by na złe wyszło kotce, bo nie wiadomo co by po niej zostało. Wzięłam głęboki wdech sortując sobie wszystko w głowie. Trzeba powiedzieć wszystko, a jednocześnie nie wszystko. Myhy.
- Nazywam się Malinowa Gwiazda i jestem liderką Klanu Nocy - ciekawe tylko czy wie, że takie coś istnieje. Ale jak pytała się o takie rzeczy to raczej... raczej tak. Jak nie zrozumie to już jej problem, nie jestem jej przewodniczką. - Mam nadzieję, że taka wiedza wystarczy, a teraz wybacz, ale ja pójdę i tobie radzę zrobić to samo, zanim przyjdzie patrol.
Mlasnęłam kilka razy i już miałam się odwrócić, gdy ta pieszczoszka dotknęła mnie łapą w grzbiet. Syknęłam i odwróciłam się, a kotka ponownie skuliła się. Prawdopodobnie miała mi coś do powiedzenia albo oczekiwała kolejnego wykładu. Jak tym się jej pozbędę to może to jakoś przetrwam. Ale jeżeli jeszcze trochę tu postoję cierpliwość może dojść do niższego stadium.

<Sowa? Gnioooot>

Od Kruczego Wąsa CD Sowy

Stałem lekko zdezorientowany po pytaniu kotki.Na moim pyszczku widniało zaskoczenie pomieszane z gniewem. Potrząsłem głową po czym powiedziałem doniosłym tonem.
- Tak, należę do Klanu Klifu. Przychodzę tu z zamiarem wypędzenia cię z tych terenów - wypiąłem pierś pokazując swoją umięśnioną posturę. Odsłoniłem bardziej białe i ostre kły, sycząc na kotkę. Ta jednak dalej nic sobie z tego nie robiła. Przyglądała się mi ciekawie, jeśli zaraz poprosi o szczegóły życia w klanie sam pójdę na drogę grzmotu i pozwolę się przejechać potworowi. Jednak pieszczoszka zareagowała gorzej niż myślałem.
- Ale super! Masz tak jakąś ważną role, czy tylko jesteś zwykłym członkiem? - rzuciła wesoło kotka. Rozmawia z wrogim kocurem, który jest od niej silniejszy, większy i w każdej chwili może wezwać pomoc jak z dawnym znajomym. Skrzywiłem się (bardziej niż morda Krzywusa :v). Postawiłem sierść na grzbiecie, jednak mój ton był spokojny i miękki.
- Jestem zastępcą, a w klanach nie istnieje coś takiego jak "zwykły członek" pieszczochu. Każdy ma swoją ważną role i stanowisko z którego jest dumny, bo pokazuje jakie ma umiejętności. Na przykład kocię jest dumne z tego, że nie jest już w brzuchu matki, uczeń jest dumny z tego, że szkoli się na wojownika, a wcześniej wspomniany wojownik, że skończył trening. Po co wypowiadasz się o rzeczach, jeśli nie masz o nich pojęcia? - zapytałem oburzony tym jak się zachowuję. Nie ukrywam, mam ochotę skoczyć i wydrapać jej drugie oko, jednak wole rozwiązywać sprawy podczas dyskusji.

<Sowa?>

Od Sowy CD Kruczy Wąs

Zjeżyła sierść. Wiedziała oczywiście, że większość kotów będzie do niej agresywnie nastawiona, ale trochę przykro jej było, że każdy wita się z nią słowami "nikt cię nie lubi pieszczochu, spierpapier". Mimo to uśmiechnęła się delikatnie, zamrugała oczami i miauknęła przyjacielsko:
- Cześć! Co robisz tutaj robisz tak późno w nocy? I to jeszcze sam!
Kocur warknął.
- Takie same pytanie mogę zadać tobie, pieszczochu - ostatnie słowo wypluł wręcz, z taką odrazą, jakby brzydził się samego siebie, że w ogóle przyszło mu do głowy je wypowiedzieć.
- Oho! Ja mam bardzo ważny powód, żeby tutaj być, zapewniam cię! Bo widzisz, moja matka, Misia, należała kiedyś do jednego z klanów, do Klanu Wilka, nazywała się tam Brudna Łapa i była córką Cętkowanego Cienia i Mglistego Ogo... Znaczy się, Cętkowanego Ogonu i Mglistego Cienia! Przepraszam, zapomniałam troszeczkę! - zaśmiała się cicho Sowa. - No i odkąd mama opowiedziała mi historię klanów, o Wilczej, Niespodziewanej, Czarnej i innych Gwiazdach, zaczęłam się bardzo interesować dzikimi kotami! Na razie już wiem, że Klanem Wilka rządzi Miodowa Gwiazda... Hej, hej, hejjj! - mruknęła nagle pieszczoszka. - Czy ty przypadkiem ty tutaj mój panie ty nie jesteś przypadkiem jakimś klanowym kotem?
Kruczy Wąs wydawał się być trochę zdezorientowany. No tak, bo jak pieszczoch, to już wiadomo, że nie wie czym są klany i tylko siedzi i pasie zad na kolanach właścicieli!
<Kruczy? :v>

Od Pszczelej Łapy C.D Świetlikowej Łapy/(?)

    Ej, Osa też musi wiedzieć! Powinni mu powiedzieć, w końcu i tak się dowie... - ta myśl krążyła po głowie Pszczelej, ale gdy usłyszała głos taty, zmieniła tok myślenia.
-Co? Co my złego robimy, to nasza siostra! A Osa powinien wiedzieć, bo tak czy siak ktoś mu powie lub sam zobaczy...Oh, biedny braciszek! To takie smutne!
Reszta to był niezrozumiały bełkot pomieszany ze szlochem. Dostrzegła kątem oka, że siostra spogląda na nią z podziwem. Po chwili przestała płakać i rzekła:
-To co, powiecie mu? Jak każdy już wie...
Rodzice kiwnęli głowami i odeszli. Szylkretka podeszła do Świetlikowej Łapy.
-Jak ci idzie trening, Świetliczku?- zapytała tak zdawkowym tonem, jakby scena płaczu w ogóle nie miała miejsca. Ta się speszyła, ale po chwili powiedziała:
-D-dobrze. Srebrny Pysk dobrze uczy.
-Serio? No skoro tak...-zawahała się- pewnie niedługo skończysz, co nie?-kotka, oparta o Pszczelą Łapę ożywiła się.
-Och, byłoby cudownie być wojowniczką! A...Ty? Jak myślisz, kiedy nią zostaniesz?-zapytała.
-Nie wiem. Czarne Piórko wprawdzie skończy niedługo wychowywać kocięta, ale jesteśmy bardzo w tyle. Miłe byłoby to, że ktoś z nas już nim zostanie. Pewnie to będziesz ty, bo ja mam dużo do nadrobienia, Osa wiesz, jak to on, potrzebuje czasu, a Biedronka...
Zapadła grobowa cisza ku uczczeniu pamięci zmarłej, po czym Pszczoła dokończyła:
-...a Biedronka nie żyje. -przytuliła się do siostry i spojrzała w jej żółte ślepka. Fajnie, że ma choć ją.
Spokojnie, nie oburzajcie się! Nadal kocha resztę swojej rodziny, ale Pszczela tylko ze Świetlikową czuła wyjątkową, siostrzaną więź. Oby nic złego nigdy jej się nie stało i dostąpiła zaszczytu bycia straszą, jak babcia Nakrapiany Kwiat!

<Świetliczku? Gratuluję zostania wojowniczką!>

 

Od Kruczego Wąsa

Dni stawały się coraz cieplejsze, wreszcie na dobre pożegnamy deszczowe dni oraz wietrzne zawieruchy. Słońce grzało coraz mocniej, a kwiaty barwiły leśne polany wszystkimi kolorami tęczy. Wszystko wydawało się być idealnie, uczniowie nie zaniedbują treningów, a Borsucza Łapa pewnie za niedługo stanie się wojownikiem. Zwierzyny jest aż za dużo, brakuje jedynie młodych. Ale to tylko poboczny problem. Lekki wiatr czochrał moją przydługą sierść, do moich nozdrzy docierał słodki zapach, moje uszy były przepełnione melodyjnym śpiewem ptaków. Otworzyłem jedno oko i wstając z pozycji siedzącej ruszyłam w stronę legowiska Agrestowej Gwiazdy, lider od księżyca zachowywał się jeszcze dziwniej. Prawie wcale się nie odzywał, przemawiał do klanu jedynie wtedy kiedy musiał, większość jego obowiązków spadło mi na głowę, przez co nie mogłem się skupić do końca na treningu Zabluszczonej Łapy. Wszedłem do starej nory gdzie swoje legowisko miał kocur. Leżał skulony na swoim mchu. Jego bok podnosił się i opadał systematycznie, podszedłem bliżej, łaciaty wydał z siebie ciche chrząknięcie po czym podniósł się wlepiając we mnie swoje złote ślepia. Na jego pysku było widać niezadowolenie. Samiec wyraźnie zdenerwowany tym, że go obudziłem, zmarszczył lekko pysk odsłaniając ostre kły. Przełknąłem ślinę i zaczęłam mówić.
- Agrestowa Gwiazdo, ostatnio razem z Spadającym Liściem, Borsuczą Łapą oraz Pręgowanym Grzbietem wyczuliśmy zapach jakiegoś wrogiego kota przy naszej północnej granicy. Najciekawsze było to, że nie pachniał ani jak kot z klanu, ani jak samotnik. Musiał być to jakiś pieszczoch lub pół dziki kot, który za bardzo oddalił się od siedliska owiec. W pobliżu nie było czuć dwunożnych ani psów. Jak myślisz, mamy się tym przejąć? - pełen powagi zdałem liderowi raport, przejmowanie się samotnym kotem nie jest czymś odpowiednim, no ale przecież z to może się przerodzić w coś gorszego. Jeśli teraz go przegonimy będzie względny spokój. Siedziałem wyprostowany, wyglądają o wiele dumniej niż przygarbiony przywódca. Szczerze martwiłem się o niego, miał już swoje lata tak jak ja, ale przecież daleko mu było do wieku jaki osiągnęła na przykład Srebrna Gwiazda. Mimo to, łatwo było dostrzec jak życie z niego powoli ucieka. Biało czarny kocur jeszcze chwilę się zastanawiał, potem powiedział.  
- Samotny pieszczoch nie jest zagrożeniem. Nie chcę narażać moich wojowników na spotkanie z psami i dwu nogami. Niech wszyscy zostaną tutaj, czuje dziwny niepokój, a jeśli moje przeczucia są słuszne może nadejść jakaś wojna. - rzekł lider. Jego słowa nie przekonały mnie zbytnio. Wzmianka o wojnie, napełniła mnie lękiem. Czy lider miał jakiś sen od gwiezdnych? Mimo, że jego słowa były rozkazem, nie musiałem się z nimi oczywiście zgadzać. Przemilczenie tego byłoby lepszym rozwiązaniem, jednak emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
-  Jeśli masz jakieś przeczucia co do wojny, to warto chronić granice, by być pewnym, ze nikt nie chce nas zaatakować z tej strony. Może to jeden nic nie wart pieszczoch, ale może być też to kolejny wymyślony klan, który chce nas zniszczyć. - mój ton nie był już spokojny i opanowany. Ostatnie słowa prawie wykrzyczałem, co wyraźnie nie spodobało się liderowi. Na pysku kocura zawitał jeszcze większy grymas, wstał i podniósł pysk ku górze.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać Kruczy Wąsie?! Jesteś tylko zastępcą, to ja ma tu władzę całkowitą. Już raz wziąłeś sobie wojowników na wyprawę by zabić samotnika. Był to pierwszy i ostatni raz. Jeśli chcesz mieć swoje zdanie i decydować, zawsze możesz odejść i wziąć ze sobą tych co chcą ciebie słuchać. Ja tu jestem liderem, zapamiętaj to. - powiedział doniośle kocur, jego głos rozniósł się po ciasnym legowisku. Miałem coś powiedzieć, jednak przerwał mi - A teraz wynoś się! I żeby nie wpadło ci do głowy jednak iść tam!
Zrezygnowany odwróciłem się, usłyszałem tylko jak samiec kładzie się znów na ziemię. Skierowałem się w stronę rozmawiających ze sobą kotów. Przekazałem Zakręconym Wąsowi, Błyszczącym Kamykowi oraz Wilczemu Futerku, że wybiorą się dziś w nocy na patrol nocny, kazałem im zaznaczyć jedynie granice z Klanem Nocy. Postanowiłem sam przepędzić tego pieszczocha, dziś w nocy. Udałem się teraz do legowiska wojowników, muszę odpocząć, wyruszę kiedy księżyc będzie szczytował.
~*~

Mój czarny pysk wyjrzał zza cienkiego pnia sosny. Nikogo nie było poza swoim legowiskiem, patrol wyszedł już dawno, mam pewność, że się nie spotkamy. Pobiegłem w stronę wyjścia. Kiedy byłem już w ciemnym lesie, ruszyłem w stronę północnej granicy. Spokojny trucht powoli zmieniał się w szybki bieg. Muszę się pośpieszyć jeśli chce wrócić przed grupą Zakręconego Wąsa. Dotarłem tam po dość długim czasie ciągłego biegu. Do nozdrzy uderzył mi smród tej trutki od dwunożnych. Wlepiłem żółte ślepia w ciemność, próbując dostrzec choć najmniejszy ruch. Wtedy zobaczyłem jak coś zwisa z gałęzi jednego z buków. Był to najpewniej koci ogon. Zasyczałem, odpowiedzią na to był jedynie dźwięk zeskakiwania. Po kilku uderzeniach serca zobaczyłem kota. Był rudy z brązowymi łatami i białymi znaczeniami, na pysku widniała blizna biegnąca przez oko. Przybysz nie wyglądał na przestraszonego, a co najwyżej lekko zaniepokojonego, co dawało mi więcej odwagi.
- Wynoś się - to były jedyne dwa słowa, które ślina przyniosła mi na język.

<Sowa?>

Od Droździej Łapy CD. Fioletowej Chmury

Tęskniła. Tęskniła. Tęskniła. Słowa kotki odbijały się echem w jego głowie i przez chwilę czuł, jak łapy uginają się pod jego ciężarem. Łzy spłynęły mu po policzkach, pozostawiając cienkie smugi. Spadły na ziemię, wsiąkając w nią. Schylił pysk, cały drżąc. Nie umiał zapanować nad płaczem. Kotka nie reagowała. Może miała nadzieję, że wróci? Albo czekała, aż spojrzy na nią ten ostatni raz? Potrząsnął głową i podniósł wzrok. Stała po przeciwnej stronie drogi. Wiatr targał jej krótkie futerko, a oczy błyszczały w świetle księżyca. Potwór przemknął między nimi, a gdy znów ukazał przeciwną stronę ścieżki... znikła.
On też będzie tęsknił.
Znów coś ukłuło go mocno w serce, a w umysł uderzył strach. Nie chciał jednak żałować swojej decyzji. Zmrużył oczy w ciasne szpadki i ruszył przed siebie. Przedzierał się przez wysokie trawy. Wiedział, że w pobliżu są bagna, które oddzielają tereny klanów od siedliska dwunogów. Był wręcz pewien, że coś go tam spotka. Srebrną Skórkę zasłoniły ciemne chmury, co zdecydowanie było złym omenem. Nie minęła dłuższa chwila i już poczuł, gdzie się znajduje. Ziemia w okolicy stała się miękka i grząska. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach wilgoci. Słyszał zwierzęta, które tu żyły. Świerszcze i żaby przygrywały, co wprawiało go w skołowanie. Nim się spostrzegł otoczyły go drzewa. Były stosunkowo niskie. Posiadały jednak długie gałęzie, schylając się ku ziemi. Przybierały dziwaczne kształty, przez co wyglądały nieco strasznie. Nie brakowało też zbiorników wodnych. Woda wydawał się brudna, choć kocur zobaczył w niej ryby. Nie polował na nie wcześniej, jednak uczucie głodu nakazywało mu złapać jedną z nich. Zamoczył łapy w chłodnej, nieprzyjemnej cieczy. Patrzył uważnie w taflę wody, aż wreszcie zauważył coś tuż przy nim. Wyciągnął pazury i uderzył łapą w zwierzę. Ku jego zdziwieniu zaraz znów się wynurzyło. Przyjrzał się bliżej, trącając mokre "coś" nosem. Miało dziwną powierzchnię i zapach. Nie było rybą. Nie było nawet zwierzęciem. Musiało być czymś, co wyrzucili dwunożni. Skrzywił się na samą myśl o tym, jednak rzeczy dwunogów wydawały mu się interesujące. Do głowy napłynęło mu wiele myśli, dotyczących nowego życia. Gdzie zamieszka, z kim, kogo pozna, co będzie jadł. Do tej pory nawet przez chwilę nie martwił się tym czy będzie miał gdzie spać! Im bardziej się zbliżał, tym więcej czuł obaw. Zostawił śmieci pływające w wodzie i poszedł dalej. Zapach bagien powoli zanikał, a zamiast niego pojawiał się inny - taki, którego wcześniej nie czuł. Był mieszanką woni potworów, jedzenia i czegoś jeszcze. Mimo wszystko, wydawało mu się to przyjemne. Położył uszy, wychodząc z wysokiej trawy. Zabłyszczały światła dookoła drogi. Zaparło mu dech w piersi. Nie widział wcześniej czegoś takiego. Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w wielokolorowe, migające punkty. Skupił na nich całą uwagę, co okazało się złą decyzją. Usłyszał po swojej prawej niski, gardłowy dźwięk. Odskoczył do tyłu, obracając łeb. Zaledwie kilka króliczych skoków dzieliło go od... psa. Widział takiego tylko raz, gdy akurat był na patrolu. Tamten był duży, krótkowłosy i czarny. Ten wyglądał zupełnie inaczej, ale Lamparci Krok powiedział, że te stworzenia mogą się od siebie znacznie różnić. Terminator zapamiętał jeszcze z opowieści, że można je poznać po zapachu. Droździa Łapa nie miał jednak czasu na takie bzdury! To ohydne zwierzę nie wyglądało na przyjaźnie nastawione. Z lekko otwartego pyska ciekła mu dziwna piana, a dzikie oczy patrzyły na niego z nienawiścią. Kocur zabrał się do ucieczki w trybie natychmiastowym. Popędził przed siebie, nawet się nie oglądając. Serce biło jak szalone. Pokonywał drogę długimi susami. W takich sytuacjach przydawała się umiejętność szybkiego biegania. Przebiegł przez czarny kamień. Wciąż słyszał za sobą psa, więc stwierdził, że taka ucieczka dużo mu nie da. Nawet jeśli będzie biegł, stworzenie znajdzie go po zapachu. Rozejrzał się dookoła, analizując sytuację. Przeskoczy przez srebrne ciernie, pies ich nie pokona. Wziął duży rozbieg, a gdy znajdował się w odpowiedniej odległości wybił się tylnymi łapami. Złapał się pazurami. Sieć był niestabilna, przez co szarpnęło nim trochę w przód. Szybko odzyskał równowagę i podciągnął się w górę. Zgrabnie przeszedł na drugą stronę. Wylądował na ziemi, po czym obejrzał się za siebie. Pies uderzył w ciernie, które zabrzęczał nieprzyjemnie. Kot cofnął się, choć wiedział już, że nic mu nie grozi. Zostawił zwierzę i postanowił obejrzeć okolicę. To musiało być gniazdo dwunogów. Po drugiej stronie, przy lewej ścianie gniazda kot zobaczył gęste krzewy, więc pomyślał, że to dobre miejsce na kryjówkę. W centrum stał wielki obóz, wewnątrz którego najprawdopodobniej siedzieli bezwłosi. Droździa Łapa stał na wąskiej ścieżce z kamyczków, która prowadziła właśnie tam. Widać było wejście do środka, szczelnie zamknięte. Kocur zaczął drapać w nie pazurami, jednak nie drgnęło. Zaciekawiło go, jak dwunogi tak wchodzą. Tuż obok znajdowało się coś na wzór dziury, za którą błyszczały światła. Dochodziły też stamtąd odgłosy. Terminator podskoczył do góry, lądując na czymś w rodzaju półki. Nie mógł wejść do środka, jak zamierzał, ale miał możliwość zajrzenia do wnętrza gniazda. I zobaczył ich - dwunożnych. Byli naprawdę dziwaczni. Rzeczywiście poruszali się na dwóch łapach i nie mieli sierści. Pewnie było im przez to zimno, bo nosili kolorowe okrycia. Było ich troje - dwoje większych i jedno mniejsze, które musiało być ich kocięciem. Biedna, słaba kotka! Urodziła tylko jedno młode!
Patrzył na nich jeszcze kilka bić serca, bo nieoczekiwanie bezwłosy kociak zaczął zmierzać w jego stronę. Kremowy zeskoczył z półki, znów lądując na twardej powierzchni. Postanowił schować się w krzewach, a po wschodzie słońca zacząć się martwić. Może go przygarną? Będzie musiał znaleźć też coś do jedzenia. Zawinął się w kłębek i zmrużył oczy. Nie mogąc zasnąć, zaczął zastanawiać się nad swoim imieniem. Gdyby został w klanie, skończyłby trening i otrzymał wdzięczne miano, jak na przykład Droździe Pióro albo Droździ Lot. Skoro odszedł, pozostanie już na zawsze Droździą Łapą? To byłoby poniżające, jakby nigdy nie zasłużył na wojownicze imię! Może zaakceptuje nazwę, jaką dadzą mu dwunożni? Albo po prostu znów stanie się Drozdem? Taki natłok myśli wyjątkowo go zmęczył, więc szybko usnął.
Zbudziły go promienie słońca, przedzierające się przez gałęzie krzewów i padające prosto na pyszczek kocura. Zamrugał błękitnymi ślepiami. Gdy usiadł od razu poczuł ścisk w żołądku. Nie myślał już o niczym innym, tylko o jedzeniu. Wyszedł z gęstwiny stawiając łapki na mokrej trawie. W powietrzu unosił się jej przyjemny zapach. Kot automatycznie przekręcił łeb, spoglądając na wejście do gniazda dwunogów. Coś zadrżało i trzasnęło, a z wnętrza wyszedł jeden z bezwłosych - tej największy. Wystraszony terminator wskoczył na srebrne ciernie, chcąc uciec przed wzrokiem nieznajomego. Podciągnął się w górę i wylądował po przeciwnej stronie. Skulił się, wlepiając spojrzenie w dwunożnego. Tamten nie zwrócił uwagi na intruza i spokojnie skierował się za gniazdo. Kocur może i poszedłby go śledzić, ale głód dawał się we znaki. Najpierw zapoluje. Przebiegł przez czarny kamień, po czym przecisnął się przez dziurę w srebrnych cierniach, prosto do następnego gniazda. Szedł tak przed siebie, starając się wychwycić woń myszy. Nie było to łatwe zadanie, na tych siedliskach mieszało się wiele zapachów. Po czasie udało mu się wreszcie coś znaleźć. Chuda, mała mysz kręcąca się dookoła wejścia do gniazda. Kocur był pewien, że nie napełni tym brzucha, ale zawsze coś. Szybko schwytał stworzenie. Choć nie jest już kotem klanowym, może wykorzystać umiejętności, które tam nabył. Wyrzucił bezbronnego gryzonia w górę, a potem cisnął przed siebie potężnym uderzeniem. Teraz nawet drobne zdobycze napawały go satysfakcją. Wcześniej czuł, że jest porównywany z innymi uczniami. Jeśli zrobił coś gorzej, rodzeństwo miało powód do kpin.
Pochwycił mysz w ostre kły i zgrabnym ruchem rozpruł jej brzuch. Nie minęła dłuższa chwila, aż po posiłku zostały tylko niepotrzebne resztki. Kot oblizał się ze smakiem. Więc może pora, by poszukać nowego domu? Długimi susami podskoczył do wejścia do gniazda. Ułożył zmierzwione futro na piersi, chcąc dobrze wypaść. Zaczął miauczeć i drapać w drzwi, by dwunożni w środku zwrócili na niego uwagę. Ku jego zaskoczeniu odpowiedział mu głos po drugiej stronie, również należący do kota. Kremowy cofnął się w zarośla, a wtedy z wnętrza gniazda wyszedł nieznajomy. Zdawał sobie sprawę z obecności intruza, czuł go i słyszał. Uczeń nie wiedział co ze sobą zrobić, odezwała się w nim nieśmiała, strachliwa strona, niepozwalająca na nawiązywanie nowych znajomości. Gdy okrągły pyszczek przecisnął się przez gałęzie, poczuł, jak jeży mu się sierść na karku. Otrząsnął się i wyszedł na zewnątrz, mierząc pieszczocha nieufnym spojrzeniem, chcąc też wyglądać na silniejszego, niż jest w rzeczywistości.
- Jestem byłym... - urwał na chwilę, zastanawiając się co powiedzieć. - Byłym wojownikiem Klanu Burzy!

<Jakiś pieszczoszek?>
Jak nikt nie odpisze to sama zrobię ciąg dalszy, noł problem.

Od Lodowego Serca

{dzieje się to przed wydarzeniami z opowiadania Malinowej Gwiazdy}
Moje łapy były coraz bardziej ociężałe. Gdy chodziłam na zioła, każdy krok odbierał mi naprawdę dużo siły i za każdym razem musiałam chodzić razem z jakimś wojownikiem. Nie potrafiłabym się obronić jak za dawnych czasów. Jak za czasów Lodowej Łapy, gdy razem z Wieczorną Łapą zwiedzaliśmy tereny. Oczywiście, posiadałam siły, a wiek taki jak Nakrapiany Kwiat był zasadniczo daleko, ale to wszystko o wiele się zmieniło i nawet mysia żółć wymieszana z rumiankiem nie pomagała. Dzisiaj miałam sen, dziwny sen przedstawiający pole bitwy i śmiech znikającego kota. Mógł to być zwykły wytwór fantazji, ale również zapowiedź dawana mi przez klan gwiazdy. Musiałam się tym podzielić. Z kimkolwiek, kto potwierdzi, że to może być prawdziwe. Ktoś komu zaufam. Szczawiowy Pąk zwyczajnie był o wiele młodszy, bym mogła spytać się go o takie coś. Wolałam nie iść z tym od razu do Malinowej Gwiazdy, bo przecież... przecież gdyby to nie była prawda, wprowadziłabym nasz klan w błąd.
Wyszłam z legowiska i wyszłam po coś do zjedzenia. Zamyślona usiadłam i zaczęłam jeść łososia. Dosiadła się do mnie Czarne Piórko, którą przywitałam krótkim skinięciem.
- Mam nadzieję, że Szczawiowy Pąk sprawdził czy kociaki są zdrowe. - Powiedziałam cicho, nie wiadomo czy do siebie czy do wojowniczki obok.
- Tak.
Nic na to nie odpowiedziałam, tylko w ciszy skończyłam jeść swoje śniadanie. Zauważyłam kątem oka, że Nakrapiany Kwiat siedzi obok dwójki kociaków, obserwując je uważnie. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Chciałam o coś spytać, o coś co kotka powinna wiedzieć. W końcu nie miała co innego robić i raczej często rozmawiała z innymi członkami, nie jak ja.
- Witaj, Nakrapiany Kwiecie. Czy... czy Malinowa Gwiazda coś planuje...?
- Wiesz - zamyśliła się szylkretowa - zależy w jakim sensie coś planuje, Lodowe Serce
- Wojna
Starsza zamilkła, a uśmiech, którym darowała wszystkich naokoło momentalnie zszedł z jej pyszczka. Spojrzała na mnie w ponurym zdziwieniu, a ja jedynie skierowałam swój wzrok w byleby inną stronę. Kociaki się bawiły. Takie młode, pełne energii, beztroskie. Dawały jakąś nadzieję w moim smutnym życiu, bez oparcia w postaci Tajemniczego Kwiatu.
- Walczycie jak kiedyś Czarna Gwiazda z Burzowiczami. - Powiedziałam coś, byleby odejść od tamtego tematu. Wpatrywałam się w synów Czarnego Piórka, którzy jedynie przelotnie spojrzeli w moją stronę. Byli czekoladowi, nikt w klanie taki nie był.
- Znamy tą historię na pamięć - parsknął jeden z kociaków.
- Zapewne tak, tylko ciekawe czy wiecie o dziwnym zachowaniu waszego dawnego lidera. Był w pewnym sensie bezlitosny, jak ojciec, ale zdawało się, że różnił się od innych. Zaatakował mnie za czasów terminatorki. To - wskazałam na swój bark - i to - tym razem dotknęłam się w małą bliznę na łapie - zostało stworzone przez niego.
Mój ton, był chłodny i bezpośredni, gdy wspominałam dawne wydarzenia. Starsza dotknęła mnie od tyłu, a ja zamknęłam oczy i westchnęłam. Wszystko było głupie i wiedziałam, że nikt mnie nie rozumie.
- Do zobaczenia - Powiedziałam i wyszłam z obozu, jednak zatrzymał mnie Wieczorny Blask niosący w pyszczku płotkę. Stwierdził, że nie mogę iść sama. Mogę. Jednakże nie odmówiłam, ani nawet się nie odezwałam tylko w milczeniu czekałam na czarno-białego wojownika, przez te kilka minut wsłuchując się w szum wiatru. Kiedy ten przyszedł spojrzałam się w jego oczy, a widząc troskę poczuła ukłucie. Przełknęłam gulę, która zebrała się w moim gardle. Ruszyliśmy wzdłuż granicy z terenami. Raz po raz spoglądałam na wojownika, który tylko szedł obok mnie i przypatrywał się gdy zrywałam zioła.
- Wieczorny Blasku, zerwij ten rumianek. To raczej nie będzie dla ciebie problem. - Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy syn Czarnej Gwiazdy spojrzał na mnie niepewnie. Przecież nie umrę na pierwszym kroku bez wojownika. Chyba.
Odwróciłam się i zaczęłam rozglądać się wokoło. W tych częściach terenów nie było tak dużo drzew i wyraźnie było widać górzyste tereny Klanu Klifu. Granica tej grupy kotów była znacząco daleko, dlatego zdziwiłam się, że wyczułam zapach jednego z nich. Świeży, górski... Nagle coś popchnęło mnie od boku, a ja upadłam boleśnie na ziemię. Z mojego boku zaczęła spływać ciepła krew. Spojrzałam w bok, gdyż poczułam z tamtej strony czyiś oddech. Chciałam się podnieść. Wstać. Walczyć. Bronić. Ale to wszystko na raz przewyższało moje umiejętności i siły. Czarny jak popiół kot ponownie zaatakował, a ja starając się jakkolwiek odeprzeć atak zaczepiłam pazurami o jego ucho, którego kawałek poleciał krwawiący na ziemię.
- Myślałem, że g*wniani medycy nie mogą walczyć. - Wykrzyknął gniewnie i z całej siły naparł na mój pysk, a ja poczułam ogromny ból, a zaraz potem zobaczyłam mroczki przed oczami... okiem. Nagle usłyszałam jakiś krzyk i bieg uciekającego kota. Nie wiedziałam co się dzieje, wszystko się rozmazywało. Nastała cisza, aż nagle zaczęły pojawiać się głosy. Nie rozpoznawalne.
- Lodowe Serce!
- Wieczo...?
- Przyprowa... Szcza...
Nie słyszałam go. Nie widziałam jego pyszczka, jak i mojego ucznia. Przed moimi oczami zaczęli pojawiać się niewyraźni Gwiezdni. Nie!
- Wizja, widziałam - czułam jak z pyska wypływają mi bąbelki krwi - wo... wo... wojna. I... i kot... uciekający... i się śm...
Nagle rozmazujący się obraz świata urwał się i zobaczyłam gwiazdy świecące wokoło. Podeszła do mnie Tajemniczy Kwiat z uśmiechem liżąc mnie po uchu.
- Lodowe Serce, witaj w Klanie Gwiazd.

29 kwietnia 2017

Od Lamparciego Kroku C.D. Droździej Łapy

- Spisałeś się jak nigdy! - zawołał Lamparci Krok z uśmiechem. - Jestem z ciebie dumny.
Droździa Łapa radośnie zamruczał, a mentor polizał go po głowie.
- Już niedługo - szepnął cicho czarny kocur. - Nawet się nie obejrzysz...

Biała Gwiazda leżała w swoim legowisku, kiedy przyszedł jej zastępca. Spojrzała na niego lekko zmieszana i zastrzygła uszami.
- Coś się stało? - spytała nieco nerwowym głosem.
- Nic poważnego - uspokoił ją kocur. Podszedł bliżej i położył się obok niej. - Musimy porozmawiać.
- O czym? - mruknęła kotka.
- O Droździej Łapie...
Biała Gwiazda jakby odżyła. Nastawiła uszu i przysunęła głowę bliżej swojego zastępcy.
- Coś mu się stało? Masz z nim problemy? Narozrabiał? - zalewała go pytaniami. Mimowolnie kocur się zaśmiał.
- Nie, nie... Nic z tych rzeczy - mruknął. - On... On jest naprawdę dobry. Widzę to, bo go trenuję. Świetnie poluje i szybko biega. Nie jest co prawda najlepszym wojownikiem, ale mieliśmy gorszych, nie nadszarpując ich pamięci... Ale on jest taki...
- Miękki? - zapytała ostrożnie Biała Gwiazda. Lamparci Krok ze wstydem odwrócił głowę.
- Próbowałem go tego oduczyć, naprawdę, ale nie umiem do niego dotrzeć... Choćbym nie wiem jak się starał i tak muszę uważać, aby nie powiedzieć mu czegoś przykrego, aby nie stracić tego, co już udało mi się zdobyć...
- Może właśnie źle robisz? - powiedziała liderka. - Może on tego potrzebuje? Nieco surowości?
- W ogóle go nie znasz...
- A ty go znasz?
Na te słowa Lamparci Krok niezwykle się zdziwił. Rzeczywiście! Co on wiedział o Droździej Łapie?
- Masz rację. Nie znam go - westchnął. - To straszne! Iskrzące Futro to moja przyjaciółka od samego początku treningu, a Droździa Łapa nadal jest mi obcy!
- Wiesz, coś mi to przypomina... - zachichotała biała kotka.
- Naprawdę?
- Tak. Nasze treningi nie należały do najsympatyczniejszych. Krzyczałam na ciebie i byłam momentami zbyt surowa. Traktowałam cię jak kogoś gorszego, bo byłeś złej krwi. A teraz? Teraz jesteś moim przyjacielem, najlepszym jakiego mogłam mieć. Czy może istnieć piękniejsza więź między uczniem a mentorem?
Lamparci Krok zaśmiał się.
- Chyba nie... Dziękuję ci za radę. Spróbuję zmienić swoje nastawienie do Droździej Łapy.
- Chciałeś raczej powiedzieć - Droździego Śpiewu - uśmiechnęła się Biała Gwiazda. - Jeżeli oczywiście zgadzasz się ze mną, że powinien zostać wojownikiem.
- Bo powinien - powiedział sucho kocur, na co liderka zareagowała śmiechem.
- Oczywiście nie zostanie nim od razu... Wiesz, stanowisko wojownika wymaga heroicznego czynu. U ciebie była to walka z tamtą wojowniczką Klanu Nocy, bardzo dawno temu.
- Masz rację. Zobaczysz, Droździa Łapa nas zaskoczy!
- Aha. I nie mów mu oczywiście o tym imieniu! Z resztą sama nie wiem, czy tak go nazwę...

<Biała Mgło? Droździa Łapo?>

Od Bladego Świtu CD Słonecznej łapy

Blady Świt postanowiła oczyścić futro, zaczynając od łap. Zgrabnie pociągnęła parę razy językiem po prawej, za chwilę przestając, bowiem pytanie młodej kotki totalnie ją zszokowało. Popatrzyła na nią nieco zdziwiona, przez chwilę zastanawiając się, czy może Słoneczna Łapa robi sobie jakieś żarty i naśmiewa się z mentorki. To nieco oburzyło czarno-białą wojowniczkę, skutkiem czego zmarszczyła czoło, wlepiając swe jasnozielone oczy w beżowy pysk terminatorki. Patrzyła bez przerwy tak na nią, dopóki błękitnooka nie powtórzyła pytania.
- To... Jak myślisz? - spytała, przekręcając lekko łebek.
- Ty nawet nie umiesz porządnie walczyć, a rwie cię już do tak dużej odpowiedzialności związanej z nową rangą? Czy aby na pewno dobrze się czujesz? - odparła, a jej ton był kpiący. - Rozumiem, że pewnie chcesz wyprzedzić rodzeństwo... Ale wszystko nastanie w odpowiednim czasie. - dodała szybko, powracając do czynności, którą wcześniej przerwała.
Blady Świt twierdziła, że Słoneczna Łapa nawet nie posiadła połowy umiejętności, które są konieczne do pełnienia funkcji wojownika. Młodej chyba się spieszyło, co nie było za bardzo wskazane, aczkolwiek zielonooka miała na to radę.
- Skoro tak ci się spieszy, to co powiesz na dwa treningi dziennie? - zaproponowała. - Jeden wczesnym rankiem, drugi wieczorem. Tak szybciej zdobędziesz kolejną rangę.
Łaciatej kotce nie przeszkadzało ani trochę to, iż będzie miała więcej obowiązków na karku. Wykonując zadania, które zostały jej powierzone, czuła się spełniona. Myśl o tym, że może przyspieszyć sukces dobrze wpływający na Klan Burzy napawała ją determinacją, bowiem każdy wojownik był cenny.

<Słoneczna Łapo?>

Od Kruczego Wąsa CD Zablusczonej Łapy

Razem z Zabluszczoną Łapą wybraliśmy się w stronę granicy z Klanem Nocy. Uczennica, dalej zdawała się być przepełniona emocjami. Była całkiem inna, inna niż Spadająca Łapa. Uśmiech wciąż widniał na jej pyszczku, napełniał mnie on energią, nie wiedziałem jak radość jednego kota może przejść na mnie. Zeskoczyłem z małego pagórka, kotka pognała za mną w dół zbocza. Dałem jej sygnał łbem i popędziłem przed siebie. Słyszałem za sobą oddech kotki oraz tupot jej łap. Młoda wyraźnie przyśpieszyła, dogoniła mnie. Powoli nie potrafiłem już złapać tchu, zwolniłem do marszu. Uczennica spojrzała na mnie pytająco, ja za to próbowałem uspokoić swój oddech. Po tym jak moje serce zaczęło bić systematycznie ruszyłem powoli przed siebie, kotka kroczyła obok mnie. W końcu dotarliśmy do granicy. Od razu do moich nozdrzy dotarł uderzający zapach Klany Nocy. Nagle coś za krzakami się poruszyło, po chwili zobaczyłem za nimi wysoko uniesiony rudy ogon. Potem całą resztę. Uczennica cofnęła się i widocznie nastroszyła sierść na grzbiecie. Ja jednak zachowałem spokój, rozpoznałem kocura, był to Płomienna Pręga. Patrol innego klanu poruszał się już na swoich terenach, oni nie mieli prawa zaatakować nas, a my ich. Pozdrowiłem zastępce skinięciem głowy, kot zrobił to samo. Jednak jego towarzysze, a zwłaszcza srebrna kotka wrogo postawili sierść na grzbiecie, a nawet cicho zasyczeli. Kiedy grupa kotów z Klanu Nocy oddaliła się ruszyłem wzdłuż granicy. Całą drogę kotka milczała, zdziwiło mnie to. Czyżby coś się stało?
- Zabluszczona Łapo, czemu tak zamilkłaś?

<Zabluszczona Łapo?>

Od Sowy CD Malinowa Gwiazda

Pogoda była taka przyjemna, że Sówka aż wyszła na spacer. No, na spacery wychodziła codziennie, ale ona wyszła na taki dłuższy. Planowała tylko przejść się po terenach Klanu Wilka, bo miała najbliżej, a gdyby kogoś spotkała, miałaby małą szansę że to Pustułek i uciekłaby bez żadnych ran. Ale ptaszki tak ślicznie ćwierkały, wiaterek szarpał jej sierścią i słoneczko delikatnie grzało. Było jej tak przyjemnie, że znalazła się przy granicy, przeszła obok wielkiego drzewa i zaczęło do niej docierać, że coś jej nie pykło, dopiero wtedy, kiedy do jej nozdrzy dotarł nowy, nieznany zapach. Początkowo się wystraszyła. Co jeśli to samotnik, taki jak ten, który wydrapał jej oko? Albo jakiś wrogi klan? Co prawda, od Sowy śmierdziało ludźmi na kilometr, ale troszeczkę przesiąkła zapachem Klanu Wilka. Jednak po chwili uspokoiła się. Przed kotką chyba łatwo ucieknie, a w wypadku samców wystarczy trochę przeciągania, słodziutkiego mrugania i głupiutkiego chichotu. Zaśmiała się z samej siebie cicho. Dobrze, że ograniczyła się tylko do tego tekstu podczas spotkania z Pustułkiem! I tak czuła się upokorzona, a gdyby zrozumiała, że kręciła zadem i stroiła fajne pozy przed swoim kuzynem. Właściwie, to w nudne dni flirtowała z miską. Uśmiechnęła się, rozbawiona samą sobą. Nic nie mogło zepsuć jej dobrego nastroju. Żartowanie z samej siebie w myślach, spokój dookoła. miękka, rosnąca po zimie trawa łaskocząca ją w łapy. Jedyne, co ją lekko niepokoiło to ten zapach, który ciągle się nasilał. Westchnęła cicho i zatrzymała się. Gdyby poszła dalej, mogłaby zostać zaatakowana. Jednakże, tam mogło być coś ciekawego! Ciekawość jednak zwyciężyła i kotka zrobiła jeszcze parę kroków.
- Jesteś o wiele za blisko - usłyszała nagle Sowa. Bez zastanowienia rzuciła się w stronę dźwięku. Poczuła nagły ból w policzku. I naprawdę, miałam napisać to opowiadanie bez wulgaryzmów. Ale nie da się napisać, że Sowę odrzuciło w bok, bo ją po prostu wyjeb*ło w bok. Upadła na ziemię, poczuła piekący ból. Dotknęła łapą lewego policzka - krwawiła. Syknęła z bólu, może jednak trzeba było wrócić do domu. Spojrzała na obcego kota. Była to duża kotka, szara z ciemniejszym pyskiem, nogami i ogonem, z delikatnymi pręgami w tych miejscach. Jej niebieskie oczy, sposób jaki nimi spojrzała na pieszczoszkę... Sowa po prostu skuliła się z szacunku. Ona po prostu bała się nieznajomej.
- Ja... ja przepraszam, o pani! - pisnęła Sowa. - J-ja to zrobiłam odruchowo, nie chciałam cię skrzywdzić, ja... - wciągnęła powietrze kotka i już miała kontynuować, gdy zorientowała się, że to od tej obcej tak śmierdziało.
W jednej chwili skoczyła na równe nogi, podekscytowana jak nigdy.
- O ja walę, jesteś kotem z klanu!
Point najwyraźniej nie był przygotowany na taką reakcję.
- Do jakiego klanu należysz?
- Do Klanu Noc-
- Jesteś wojowniczką, czy uczennicą?
- Jestem...
- Jak masz na imię?
- Czy mogłabyś-
- Mów mi co wiesz o dawnych liderach!
- USPOKÓJ SIĘ! - ryknęła kotka i podeszła niebezpiecznie blisko Sowy.
Jednooka czuła jak emanuje od niej moc. Mimowolnie skuliła się i schyliła głowę z szacunkiem.
<Mali?>

Od Milczącej Sadzawki C.D Pustułkowego Dziobu, Sowy

Milcząca Sadzawka ze smakiem chrupała tłustego królika. Ostatnio rzadko bywała długo w obozie, ponieważ polowała dla Klanu i dla samotniczki i jej kociąt. Dlatego uwielbiała takie leniwe dni, gdzie mogła się położyć i żuć pożywienie na spokojnie, bez pośpiechu. Do jej nosa dotarł dobrze jej znany, wręcz ubóstwiany przez nią zapach. Pustułkowy Dziób! Kotka, z wysoko uniesionym ogonem, podbiegła do tunelu i poczęła się ocierać o kocura. Jednakże jej wybraniec zdawał się być nieobecny duchem, tylko miauknął coś niewyraźnie, zapewne na powitanie i odszedł po zwierzynę.
Wojowniczka cierpliwie czekała, aż w końcu coś wybierze. Kocur wbił tępy wzrok w stosik, w końcu wziął pierwszą z brzegu mysz i podbiegł do niej. Oba koty rozmawiały do wieczora, raczej Milcząca Sadzawka mówiła, a Pustułkowy Dziób tylko kiwał łbem. Jednak wojowniczka była nim tak zafascynowana, że nawet tego nie zauważyła. Kiedy kierował się do legowiska wojowników, przytuliła się do niego i liznęła go czule po uchu. Kocur powoli poruszył uchem do tyłu, uśmiechnął się, potarł się o nią i poszedł spać. Niebieskawa kotka jeszcze trochę została na polanie obozu, rozmawiając ze Złotą Skórką. Dzisiaj miała odbyć się ceremonia mianowania, a ona dostała jedne z kociąt. Duma ją wprost rozpierała! W tym samym momencie, gdy kończyły rozmowę, liderka Klanu Wilka wskoczyła na Wielki Głaz i zwołała Klan. Zmęczone koty dosłownie wylewały się ze swoich legowisk, lecz zaciekawione usiadły i nadstawiły uszu.
-Klanie Wilka! Dzisiaj, zostanie przeprowadzona ceremonia mianowania tych o to dwóch kociąt, na uczniów. -liderka przemówiła cichym, drżącym głosem.
Milcząca Sadzawka jeszcze raz szybko liznęła się w pierś i z błyszczącymi ślepiami wpatrywała się w dwójkę kociąt, zastanawiając się, które z nich trafi się jej. Obie były równie uszczęśliwione, a ich przed chwilą czyste futerka się potargały. Nietoperze Skrzydło czasem na nie syczała, aby się uspokoiły, jednakże sama była dumna ze swoich kociąt i szczęśliwa, że się w końcu prześpi. Niebieskawa wojowniczka znowu spojrzała na Wielki Głaz, ponieważ Miodowa Gwiazda ponownie przemówiła.
-Podejdźcie. -miauknęła zachęcająco do kociąt, a następnie powiedziała do ciemniejszej kotki.- Od dzisiaj będziesz nazywana Księżycową Łapą. Twoją mentorką zostanie Milcząca Sadzawka.
Na chwilę zawiesiła głos, pamiętając wczorajsze wydarzenie. Podniosła wysoko brwi, po czym przemówiła:
-Milcząca Sadzawko, jesteś świetną wojowniczką, mam nadzieję, iż przekażesz swoją odwagę i pewność siebie tej młodej kotce.
Wojowniczka skinęła krótko łbem liderce.
-Księżycowa Łapo, mam nadzieję, iż będziesz chłonąć wiedzę od swojej mentorki oraz szybko zostaniesz lojalną wojowniczką.
Nowo mianowana uczennica spojrzała w stronę idącej do niej Milczącej Sadzawki. Obie kotki dotknęły się nosami, a wojowniczka miauknęła do niej zachęcająco. Czuła, iż to będzie świetna uczennica.
-Natomiast ty, będziesz zwana Lawendową Łapą. Twoją mentorką zostanie świeżo upieczona wojowniczka, Liliowa Łodyga. -Miodowa Gwiazda z czułością spojrzała na córkę.- Mam nadzieję, iż przekażę Ci swoją całą pewność siebie i inteligencję. Naśladuj ją, ponieważ to doskonały wzór.
Przyjaciółka Milczącej Sadzawki dotknęła nosem Lawendowej Łapy. Lawendowa Łapa zrobiła to ciut nieśmiało, ale gdy spojrzała w oczy swojej mentorki, natychmiast się uśmiechnęła. ''Będą tworzyć zgrany duet'' -mruknęła Milcząca Sadzawka w duszy.
-Pani mentorko... -jej rozmyślania przerwał cichy, chociaż pewny głosik.- Jutro pójdziemy na trening?
Milcząca Sadzawka uśmiechnęła się i odrzekła swojej nowej uczennicy:
-Bądź gotowa o świcie i poznaj kolegów z legowiska. Jutro poznasz nasze granice, przejdziemy się z Twoją siostrą.
Wtedy koty wybuchły zgodnym tonem:
-Lawendowa Łapa! Księżycowa Łapa! Lawendowa Łapa! Księżycowa Łapa!
Młode uczennice wyprostowały się dumnie, po czym każdy podchodził, aby im pogratulować. Pierwsza przez tłum przebiła się Nietoperze Skrzydło, ich matka. Milcząca Sadzawka obserwowała ich z boku, po pewnym czasie podszedł do niej Pustułkowy Dziób.
-Może przejdziemy się już do legowiska? -zapytał, ziewając.- Robi się zimno.
Wojowniczka odpowiedziała mu ziewnięciem. Przytuleni poszli do legowiska, a Milcząca Sadzawka zasnęła przytulona do swojej miłości...
-*-
Świt. Obudziło ją przenikliwe zimno, ponieważ nie było obok niej Pustułkowego Dziobu. Kotka poczuła rozczarowanie, ale nagle przypomniała sobie o wczorajszej ceremonii mianowania i bycia mentorką Księżycowej Łapy. Rozprostowała się, przeciągnęła szybko i truchtem pognała do legowiska uczniów. Księżycowa Łapa i Lawendowa Łapa spały w najlepsze, a pozostali uczniowie poczęli się rozciągać i niektórzy zaczęli wychodzić na polowanie. Milcząca Sadzawka uśmiechnęła się, widząc błogą minę swojej podopiecznej i jej siostry. Podeszła do nich i obudziła je delikatnym pacnięciem łapą.
-Co... Co się dzieje? -spytała nieprzytomnie ciemna kotka.- O, pani mentorko!
-Milcząca Sadzawka, moja droga. -odparła niebieskawa.- Chodźmy.
W tej samej chwili dołączyła do nich Liliowa Łodyga. Milcząca Sadzawka czuła się spokojnie, gdy obok niej była jej najlepsza przyjaciółka. Uspokajał ją jej oddech, wygląd i zapach. Odetchnęła głęboko, gdy w końcu wyszły z obozu. Ptaki wesoło śpiewały, a niebieskawa kotka czuła, iż to prawdziwa wiosna. Trawa porosła już całe terytorium, a kwiaty zaczęły nieśmiało wyglądać z ziemi. Na drzewach zaczęły się już pojawiać malutkie, zielone listki. Kotki śmiało biegły przed siebie, a uczennice co chwilę zatrzymywały się i węszyły. Tak minęło im całe przedpołudnie i popołudnie, a gdy wracały już do obozu (chociaż Lawendowa Łapa i Księżycowa Łapa wyraźnie chciały jeszcze coś porobić), Milcząca Sadzawka poczuła zapach swojej miłości, zmierzającej do Legowiska Dwunożnych.
-Liliowa Łodygo, zabierzesz je do obozu? Poczułam coś... niepokojącego. -niebieskawa kotka przełknęła, zdenerwowana, ślinę.
-Tak, tak, oczywiście. -przyjaciółka była równie zdenerwowana.- Co to?
-Nieważne. -Milcząca Sadzawka rzuciła niedbale.- Może samotnik?
Liliowa Łodyga spojrzała na nią uważnie, ale o nic nie zapytała. Po prostu ruszyła w stronę obozu, razem z dwiema uczennicami, które chciały iść z niebieskawą kotką. Milcząca Sadzawka poczekała, aż odejdą i ruszyła w zarośla.
-*-
Oddech miała przyśpieszony, gdy zbliżała się do Legowiska Dwunogów. Wiatr zaczął dmuchać mocniej, a niektóre młode listki spadły z drzew. Wojowniczka robiła wielkie susy, aż nagle mocno zatrzymała się, a pył wzniósł się w górę. Czuła kluchę w gardle, gdy usłyszała głos Pustułkowego Dziobu i tej pieszczoszki, ich wspólny śmiech. Ponownie przełknęła ślinę, i postawiła jedną łapę przed siebie. Za tymi zaroślami pozna prawdę. Prawda? I tutaj zdarzył się mały wypadek- Milcząca Sadzawka źle postawiła łapę i złamała gałązkę. Ta z kolei wydała niepokojący dźwięk i rozmowy ucichły.
(Sowa? Pustułkowy Dziób?)

Od Milczącej Sadzawki C.D Wilczej Duszy

Niebieskawa wojowniczka wiedziała, iż będzie trudno przekonać czarną kocicę. Dla niej liczyło się tylko dobro jej malutkich kociąt. Po chwili milczenia, matka bezsilnie skinęła łbem. Czyli jednak jest nadzieja! Milcząca Sadzawka uśmiechnęła się ciepło.
-Jestem honorową wojowniczką. Będę dla was polować. -powiedziała, a jej ton głosu nadal był ciepły.
-Nie widzę potrzeby...-syknęła nagle samotniczka.
-Ja widzę. Ty ich ucz polować, a ja Wam pomogę. -odrzekła szybko Milcząca Sadzawka, modląc się do Klanu Gwiazdy, żeby liderka się nie dowiedziała.
Potem, nie czekając na reakcję kotki pełniącej rolę matki, ruszyła szybko przed siebie. Truchtem, oddychając równo i układając swoje myśli. Najpierw pójdzie się w czymś wytarzać, żeby zmyć z siebie zapach Wilczej Duszy. Nie chcę układać niepotrzebnych wymówek, jeszcze brakuje, aby Klan Wilka zaczął wybijać samotników. Mięśnie jej rytmicznie zadrżały pod lekko niebieskawą sierścią, kiedy przeskoczyła przez kałużę, która utworzyła się, przez niedawny deszcz. W głowie wirowała jej tylko myśl, aby pogodzić życie klanowe i pomaganie samotniczce.
-*-
Zanim wojowniczka poszła na polowanie, postanowiła zamienić słówko z Miodową Gwiazdą. Zastała ją w przygarbionej postawie, w swoim legowisku. Milcząca Sadzawka poczuła ukłucie smutku i złości na widok takiej liderki.
-Miodowa Gwiazdo...? -szepnęła, wchodząc przez wejście do legowiska liderki.
Niegdyś wielka liderka, teraz przypominała nowonarodzone kocię. Popatrzyła się niewidzącym wzrokiem na Milczącą Sadzawkę, i skinęła jej chudym ogonem.
-Słucham? -jej głos był ochrypły, aż wojowniczka zadrżała.
Niebieskawa kotka chrząknęła, przysiadając obok liderki. Po krótkiej chwili przemówiła czystym głosem:
-Dzisiaj kocięta Nietoperzego Skrzydła zostają uczniami. Lawenda i Księżyc, więc pora wybrać ich mentorów. -podniosła wysoko jedną z brwi, gdy zobaczyła, że liderka Klanu Wilka tylko ziewnęła.
Przeciągnęła się, po czym jeszcze raz ziewnęła. Wyglądała, jakby niczym się nie przejmowała, a nowi uczniowie to przecież wspaniała wiadomość!
-Zleciłam to Złotej Skórce, nie przejmuj się. -powiedziała beznamiętnie.- Czemu się tym tak interesujesz? Nie należy to do zakresu twoich obowiązków, Milcząca Sadzawko.
Po tych słowach, niebieskawa kotka zwinęła się w duszy w kulkę. Dobrze, iż koty się nie rumienią, bo Milcząca Sadzawka zrobiłaby się cała czerwona. Ponownie chrząknęła, i odpowiedziała ciut łamiącym się głosem:
-Chciałam Ci tylko przypomnieć. Ostatnio inaczej się zachowujesz... -po tych słowach, wojowniczka ugryzła się w język, bo pożałowała tych słów.
Liderka Klanu Wilka natychmiast wstała i wyprostowała się jak struna. Jej milczenie stało się przerażające, a w jej oczach pojawił się płomyk nagłej nienawiści. Podeszła do niebieskawej kotki, a ta skuliła się, czując respekt przed liderką.
-Czuje się znakomicie, Milcząca Sadzawko. -przecedziła każde słowo powoli, jakby miało niezwykłą wagę.- Odejdź.
Wojowniczka skinęła łbem i chyłkiem wycofała się z legowiska. Czarna Róża, pilnująca wejścia do legowiska liderki, uniosła brew i miauknęła coś niewyraźnie. Lecz Milcząca Sadzawka z łzami w krystalicznie niebieskich oczach ruszyła w stronę wyjścia. Czyżby straciła zaufanie w oczach liderki?
-*-
Kotka z dumnie podniesioną głową szła do Dziupli. Była z siebie zadowolona, ponieważ podzieliła piszczki na dwie części, jedną zaniosła Klanu, a drugą właśnie niosła do zmniejszonej rodziny samotników. Z niebywałą gracją wskoczyła do środka, a powitana została nagłym syknięciem Wilczej Duszy.
-To tylko ja... -młoda wojowniczka wpuściła ze szczęk zwierzynę.
Samotniczka westchnęła głęboko, widząc tłustego królika. Z kącików jej pyska zaczęła kapać ślina, a oczy się rozszerzyły.
-Wszystko... dla nas? -zapytała, podchodząc i łapczywie łapiąc królika.
Wojowniczka pokiwała powolnie łbem, liżąc swoją długą łapę. Starannie wylizywała swoją sierść, ciut poplamioną od krwi piszczek. W tym samym czasie, czarna samotniczka zjadła już całą swoją porcję, cichym miauczeniem zawołała kocięta. Milcząca Sadzawka popatrzyła z czułością na te już wyrośnięte kocięta, wydawało jej się, iż w Klanie byłyby już uczniami. Obydwa wzięły mysz i zaczęły o nią walczyć. W końcu Motyl wygrał, trzepnął Malinkę w ucho i odbiegł zadowolony. Malinka, obrażona, wzięła sobie drozda i perfekcyjnie wygryzła pióra. Z niesmakiem je wypluła, cicho sycząc do Motyla, który chrupał zadowolony mysz.
-Są świetne. -miauknęła cicho Milcząca Sadzawka.
-Tak... -odparła, przerywając jedzenie, samotniczka.- Nie wiedziałam, iż lubisz kocięta...
Niebieskawa wojowniczka rzuciła jej spojrzenie spod byka. Owinęła sobie schludnie ogon wkoło przednich łap i spuściła łeb.
-Niestety, nigdy nie będę miała takich kociąt. -syknęła, zaciskając oczy w szparki.
(Wilcza Duszo?)

Od Malinowej Gwiazdy

Wszystko było normalnie. Tak jak zawsze o wieczornej porze terminatorzy wracali już ze swoich polowań, a kocięta przestawały figlować. Oczywiście, nadal było słychać ciche parskanie młodszego pokolenia, ale przecież nie da się ich wszystkich uspokoić. Powędrowałam wzrokiem ku wejściu do obozu, gdy dostrzegłam w nim Płomienną Pręgę idącego z patrolem. Zeskoczyłam z przewalonego pnia na którym siedziałam i podeszłam do niego. Otarłam się o jego bok i westchnęłam cicho.
- Wszystko jest jak należy - Powiedziałam z delikatną ironią w głosie, niepewnie podnosząc łeb ku Srebrnej Skórce. Co przede mną ukrywacie? W mroku lasu czaiło się coś strasznego, co zdawało się oczekiwać na odpowiedni moment. A może to tylko dziwne przeczucie, które nie posiada w sobie nawet jednego ziarnka prawdy?
Kocur spojrzał na mnie pytająco z niejakim wyrzutem. Ah, zapewne nie zrozumiał tego co tak naprawdę miałam mu do przekazania. W pewnym stopniu go rozumiałam. Spokojny klan, to klan szczęśliwy, ale nie było to aż takie pewne.
- Właśnie tak jest, więc dlaczego słyszę niepewność w twoim głosie?
Zamknęłam oczy i uderzyłam swoim puszystym ogonem w miękką ziemię, zmoczoną mżawką lecącą dzisiejszego dnia z nieba.
- Zawsze gdy nadciąga burza nastaje cisza. Kiedy jednak uderzy grzmot, wszystko jest głośne.
- Bzdura!
Spojrzałam z wyrzutem na Płomienną Pręgę i powoli zaczęłam kroczyć ku swojemu legowisku. Rozmówca chciał mnie dogonić, jednak odpuścił sobie. Musiałam pomyśleć.
~*~
Kolejny dzień. Niby taki sam jak inne, ale teraz będę musiała przydzielić odpowiednim wojownikom terminatorów. Wrzos i Fiołek. Ostatnio u nich byłam i zdawało się, że są jeszcze mali, chociaż co prawda z charakteru byli jak prawdziwi terminatorzy. Słońce jeszcze nie wychyliło się zza drzew, co oznaczało idealny moment na ceremonię. Uczniowie i wojownicy już się obudzili, ale nie zdążyli wyjść na trening.
- Niech wszyscy członkowie Klanu Nocy zbiorą się przed przewalonym drzewem!
Koty szybko zaczęły się schodzić. Jedne patrzyły na mnie niechętnym wzrokiem, w tym Przejrzysta Łapa, a inny zaciekawieni siadali, wpatrując się we mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie ku Wrzosowi i Fiołkowi, którzy wyszli z kociarni, jednak odpowiedziało mi tylko zerknięcie, pełne obojętności. A przynajmniej kociaki chciały by tak myślano, bo łatwo było dostrzec wesołą iskierkę w oczach młodzików. Po chwili powędrowałam oczami też na swoją córkę. Nie wiedziałam co szara kotka mogła jej mówić, gdyż wiadome było, że posiada dużo niechęci do mnie jak i do jej własnego ojca, ale nie przeczyłam wierności srebrzystej córce Błękitnej Burzy. A to, że wytrenowała Świetliczka tylko to utwierdzało.
-Świetlikowa Łapo, wystąp. Srebrny Pysk oświadczyła mi, że skończyłaś trening. Pytam więc, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i służyć Gwiezdnemu Klanowi nawet za cenę własnego życia?
- Przy-przysięgam.
- Z mocy Gwiezdnego Klanu nadaję ci imię wojowniczki! Świetlikowa Łapo, od dzisiaj nazywać się będziesz Świetlikowe (cośtam).
Zamilkłam biorąc głęboki wdech. Pierwsza część za mną. Wszyscy lub prawie wszyscy zaczęli wykrzykiwać jej imię, a ja przyłączyłam się do nich po dłuższej chwili. W końcu odchrząknęłam głośno, uciszając gwar.
- Pamiętajmy, że każde mianowanie uczniów, sprawi, że nasz klan pozostanie silny. - Wypięłam pierś i rozglądnęłam się po zebranych wyłapując wzrokiem dzieci Czarnego Piórka. - Dzisiaj w gronie terminatorów powitamy Wrzosa i Fiołka, wystąpcie.
Odczekałam kolejne kilka bić serca, nadal obserwując czekoladowe kocurki.
- Wrzosie, od dzisiaj, aż do momentu zostania terminatorem będziesz nazywał się Wrzosowa Łapa, a twoją mentorką zostanie Srebrny Pysk. Mam nadzieję, że wytrenuje cię tak dobrze, jak resztę swoich terminatorów, a również twoją matkę. Fiołku, za to ty nazywać się będziesz Fiołkowa Łapa, a twoim mentorem zostanie... Płomienna Pręga.\Ceremonie uważam za zakończoną.
Zeskoczyłam na ziemię i udałam się szybkim krokiem do Świetlikowej (...), która akurat rozmawiała ze Srebrnym Pyskiem. Kiwnęłam łbem ku szarej, następnie przenosząc wzrok na córkę. Ta również kiwnęła mi na powitanie, a jej pysk wykrzywił się w moim mniemaniu, w uśmiech.
- Gratulacje. Z pewnością już następnym razem zostaniesz czyjąś mentorką.
Otarłam się o szylkretowe futerko mojej córki i podeszłam do Przejrzystej Łapy dotykając go łbem. Kocur odwrócił się do mnie i parsknął. Nie wiedziałam czy z wyrzutem czy raczej zawodem, ale nie była to większa różnica.
- Zostało nam mało do przerobienia.
- Może
- Świetlikowa jest od ciebie starsza.
- Nie widzę różnicy wieku... - Odparł uczeń i ruszył do wyjścia z obozu, a ja zaczęłam dreptać obok niego. Mmm, ciężki przypadek.
~*~
Kolejny członek Klanu Nocy umarł z łapy Klifiaka. Pierw uczennica, a teraz ktoś o wiele więcej warty, a była nim medyczka, która miała już trochę księżyców. Zaraz po dowiedzeniu się o tym wyszłam na spacer po terenach, by wszystko sobie przemyśleć i przy okazji zapolować sobie na coś. Jak za dobrych czasów, gdy często chodziłam to robić i rozmyślać o moich ambicjach. Teraz jednak nie posiadałam już żadnych marzeń, wszystko pękło niczym bańka. Zdawało mi się, że wszystko już osiągnęłam albo zostałam zgnieciona obowiązkami, których nie wykonywałam za dobrze. Nie rozumiem dlaczego Wodna Gwiazda mnie wybrał. Mogłam być dobrą wojowniczką i dbałam o to, by klan się dobrze rozwijał, ale 9 żyć i rządzenie klanem to o wiele za dużo. Nagle przed moimi oczami pojawiła się postać idąca skrajem terenów. Parsknęłam i zaczęłam skradać się w jej stronę obserwując jak postawia łapę za łapą, coraz bardziej zbliżając się do granicy.
- Jesteś o wiele za blisko - Powiedziałam sucho, a kotka spojrzała się na mnie. Pachniała dwunożnymi. Pewnie typowy pieszczoch, który się zgubił.

<Sowa? B)>

27 kwietnia 2017

Od Srebrnego Pyska C.D. Świetlikowej Łapy

Uczennica nerwowo się podniosła, choć oczy jeszcze jej się kleiły. Byłam bardzo zdenerwowana. Pozwoliłam jej się chwilę polenić, to przecież pierwszy dzień jej nauki walki, musi być wypoczęta... Ale zbytnio się zagapiłam i powoli słońce zbliżało się do górowania. Czas nagli! Szybko oblizałam jej zaropiałe oczy i wyplułam świństwo.
- Idziemy! - prychnęłam.
Podreptałyśmy w kierunku wyjścia z obozu. Świetlikowa Łapa szła za mną, nadal nieco śpiąca. Udałyśmy się na polanę niedaleko obozu, w zacienionym i suchym miejscu. Młoda uczennica obwąchiwała rośliny rosnące wokół.
- Świetlikowa Łapo. Dziś stajesz do swojej pierwszej walki i rzecz jasna nie ostatniej - zaczęłam rzeczowym tonem. - Wczoraj mówiłam ci, że Klan Nocy obdarzony jest niezwykłą siłą. Sprawdzimy ile z tej siły jest w twoich łapach. Zaatakuj mnie.
Kotka zrobiła wielkie oczy i spojrzała na mnie wzrokiem, w którym mieszały się strach i zdziwienie. Co to ma znaczyć?
- No, dalej! Na co czekasz? - prychnęłam.
- A-ale mam cię zaatakować? - zająknęła się kotka.
- Śmiało, przecież i tak nie zrobisz mi nic strasznego. Pokaż czego nauczyłaś się podczas zabaw z rodzeństwem!
Świetlikowa Łapa ostrożnie przełamała lęk i zaczaiła się, szykując się do skoku. Kiedy skoczyła w moim kierunku wykonałam szybki unik, a kotka przeleciała nade mną i uderzyła w drzewo.
- Gdzie popełniłaś błąd? - spytałam. Świetlikowa Łapa mruknęła nie do końca zrozumiały komunikat, że nie wie, więc od razu jej wyjaśniłam. - Zdradziłaś mi, gdzie zaatakujesz, więc wiedziałam kiedy wykonać unik.

<Świetlikowa Łapo?>

Od Kaczej Łapy CD Lisiej Duszy

Zapach, który wyczuły obydwie kotki, był dosyć świeży, bardzo uderzający w nos. W pewnym momencie buro-biała kotka aż się skrzywiła, bowiem koty należące do Klanu Wilka gęsto oznaczyły terytorium. Stuliła uszy, nerwowo się rozglądając
- Czy... Czy jesteśmy tu bezpieczne? - zapytała niepewnie, zwalniając kroku.
Obawy młodej terminatorki były zrozumiane. Nie umiała jeszcze walczyć, a konfrontacja z agresywnie nastawionym kotem skończyłaby się zapewne śmiercią Kaczej Łapy. Lisia Dusza również przystanęła. Ona także odczuwała pewien lęk, choć nie był on tak silny jak ten u uczennicy.
- Wolałabym nie ryzykować. Odejdźmy wgłąb naszych terenów, innego dnia zwiedzimy granicę. - oznajmiła wojowniczka, a jej głos lekko drżał.
Kacza Łapa kiwnęła głową i podążyła za mentorką, która ostro skręciła w bok, jakby chcąc się jak najszybciej stąd oddalić. Młoda podzielała jej zdanie, dlatego równie szybko odeszła.
Obydwie kotki dotarły na małą polankę, na której znajdowała się grupka drozdów. Gwiezdni najwyraźniej mieli dzisiaj dobry dzień, skutkiem czego byli pobłażliwi. Lisia Dusza zatrzymała siebie jak i swą uczennicę.
- Popatrz, jak ja poluję. - rozkazała, zniżając się do ziemi.
Ruda wojowniczka stawiała ciche kroki, które były w miarę szybkie. Poruszała się sprawnie, lecz praktycznie bez żadnego szelestu. Znajdując się długość lisa od stadka, Lisia Dusza wystrzeliła jak torpeda, łapiąc w kły za skrzydło jednego z drozdów. Kocica dobiła ptaka, podczas gdy pozostałe odleciały.

<Lisia Dusza?>

Od Słonecznej Łapy CD Bladego Świtu

Trening walki powoli dobiegał końca, byłam zmęczona, bardzo zmęczona. Miałam ochotę położyć się na miękkim mchu i spać do końca dnia. Mentorka za to nie wydawała się nawet lekko zdyszana. No cóż, jest wojowniczką, doświadczoną kotką. Nie potrafiłam już dłużej unikać jej ataków, ostatni raz odskoczyłam w bok. Stanęłam na kamieniu i łapa zjechała z niego, niezgrabnie upadłam na ziemie. Otrzepałam się z brudu i pyłu. Popatrzyłam na mentorkę, ta mierzyła mnie wzrokiem, byłam już pewna, że nie obejdzie się bez jakiegoś komentarzu Bladego Świtu. Jednak nic takiego nie miało miejsca, wojowniczka jedynie machnęła ogonem nakazując mi iść za nią. Dogoniłam ją i razem ruszyliśmy w stronę obozu, Droga mijała w ciszy i spokoju, jednak to zmienił szelest w krzakach. Powąchałam powietrze, wyczułam mysz. Spojrzałam na towarzyszkę, ta machnęła głowo co było jednoznaczne z tym, że mogę ją upolować. Przylgnęłam do ziemi, zaczęłam zbliżać się do gryzonia. Zwierze siedziało w gęstych zaroślach, jednak widziałam jego łysy ogon. Przestałam na chwilę oddychać, potem wyskoczyłam do góry prosto na zaskoczoną ofiarę. Dobiłam ją i podziękowałam Gwiezdnym za udane polowanie. Przecisnęłam się przez gałązki, czekała tam na mnie Blady Świt. Widocznie tym znudzona. Wstała i zaczęła iść dalej, zaczęłam podążać za nią. Kiedy byłyśmy już na miejscu moją mentorkę zagadał Rozmyty Pył, obok niego stała Korowa Łapa. Siostra uśmiechnęła się do mnie, ja jednak nawet gdybym chciała, nie mogłam przez sporego gryzonia w moim pysku. Przewróciłam oczami i udałam się w kierunku stosu świeżej zwierzyny. Odłożyłam martwą mysz i udałam się do legowiska uczniów. Usiadłam na mchu i zaczęłam wylizywać swoje futro. Nagle poczułam jeszcze większe zmęczenie. Byłam już po treningu, drzemka nie zaszkodzi.
~*~

Otworzyłam leniwie oczy. Niebo miało kolor purpury, pomarańczy i przydymionego niebieskiego. Chyba spałam dłużej niż chciałam, no cóż, zdarza się. Wstałam i przeciągnęłam się. Wyjrzałam zza ściany legowiska, koty powoli budziły. Usiadłam przed legowiskiem i patrzyłam na przechodzących Klanowiczów. Po kilku chwilach ze legowiska wojowników, wyszła moja mentorka. Podbiegłam do niej, przywitałam się, kotka jedynie skinęła głową. Wojowniczka usiadła, przysiadłam się do niej. Światło wychodziło powoli zza chmur.
- Blady Świcie, czy uważasz, że jestem gotowa na bycie wojownikiem? - przerwałam cisze, teraz zostało jedynie czekać.

<Blady Świcie?>

25 kwietnia 2017

Od Fioletowej Chmury

Przez końcówkę Pory Nagich Drzew jadłam bardzo mało. Można powiedzieć że wręcz się głodziłam. Uważałam, że skoro zwierzyny jest tak mało to nie będę zmniejszać jej ilości. Ale teraz, gdy zaczęła się Pora Nowych Liści z początkowym zdziwieniem uświadomiłam sobie, że zwierzyna zaczyna wychodzić, więc wypadałoby coś zrobić. Jak to ja, zajęłam się pielęgnacją a potem wstałam na polowanie. Uznałam to za dobrą okazje do nawiązania większej znajomości.
-Mysi Nosie, chciałabyś pójść ze mną na polowanie?- spytałam szarą kotkę.
-Jasne, czemu nie.- uśmiechnęła się. Wyszłyśmy równym krokiem z obozu. Ustaliliśmy, że najpierw się rozdzielimy, a potem znów zejdziemy. Ruszyłam więc w wysokie trawy. Delikatnie i z gracją z czego to drugie wspomagało pierwsze stąpałam po ziemi. Po niedługim czasie znalazłam zająca zjadającego spokojnie mlecza. Najwidoczniej mnie nie zauważył. Opadłam do pozycji łowieckiej, kuper i ogon nisko ziemi, łapy zgięte, mięśnie napięte i gotowe do skoku. Wysunęłam pazury i skoczyłam mocno przykleszczając go do ziemi i dusząc. Zakopałam go w ziemi i poszłam dalej. Takim sposobem złapałam jeszcze dwie myszy. Je również zakopałam i poszłam do umówionego miejsca z Mysim Nosem. Kiedy zobaczyłam szarą kotkę od razu zapytałam:
-Idziemy dalej?
Kotka pokiwała głową z aprobatą. Puchaty ogon w puchaty ogon poszłyśmy wgłąb terenów. Szłyśmy w milczeniu, nie wiem dlaczego. Nagle usłyszałam jakiś głos i szelest wsród traw. Szybko się odwróciłam, jednak nic nie zobaczyłam. Próbowałam wytężyć wzrok, ale to nie dało skutków.
-Wszystko dobrze?- spytała kompanka.
-Tak, tylko... Miałam wrażenie że ktoś nas śledzi.- odwróciłam się z powrotem do kotki i się uśmiechnęłam.- Pewnie mam tylko halucynacje.
Na wszelki wypadek zajrzałam jeszcze raz za siebie.
<Mysi Nos?>

24 kwietnia 2017

Od Białej Gwiazdy do Mysiego Nosa

Siedziałam przy wyjściu z obozu, nadzorując wszystko co działo się w środku. Ostatnio czułam się znacznie lepiej, przestałam się aż tak bardzo martwić i po prostu cieszyłam życiem w klanie. Znając siebie, taki nastrój nie potrwa długo, więc chciałam go wykorzystać na ogarnięcie spraw w obozie i poprawienie relacji z klanowymi kotami. Mimowolnie pomyślałam, że wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Srebrna Gwiazda żyła, ale odrzuciłam od siebie te myśli. Przecież patrzy na nas ze Srebrnej Skórki i nie pozwoli by klanowi stała się krzywda.
Skinęłam głową Rozmytemu Pyłowi przechodzącego razem z Korową Łapą. Szli właśnie na polowanie. To przypomniało mi o tym, że niektórzy uczniowie prawie zakończyli już treningi. Niedługo trzeba będzie nadać im wojownicze imiona. Trzeba będzie o jakichś pomyśleć. Ceremonia za to przypomniała mi, że Klan Burzy nie ma aktualnie żadnych kociąt. A niedługo i terminatorów zabraknie. Potrzebujemy kociąt, bez nich klan po prostu wymrze. Ale z tym raczej nic nie jestem w stanie zrobić...
W zamyśleniu nie zauważyłam przysiadającej się do mnie kotki. Mysi Nos podeszła do mnie i usiadła obok, z przyjaznym uśmiechem na pyszczku.
- Cześć. Jak tam życie? - zagadnęłam ją, odwracając łeb w jej kierunku i spoglądając na nią. Była siostrą Lamparciego Kroku, ale w sumie za dużo z nią nie rozmawiałam. Właściwie jak z większością klanu. Cóż za introwertyczna liderka. Nieładnie, Biała Gwiazdo, nieładnie.

< Mysi Nos? >

23 kwietnia 2017

Od Zabluszczonej Łapy C.D. Kruczego Wąsa

-No niestety... Ale skoro już żyjemy, czemu tego nie wykorzystać?
Wyglądałam jakbym wcale się nie przejęła tym, co powiedział mentor i nie wyciągnęłam z tego żadnych wniosków.
I tak było.
-To...co teraz?- spytałam.
-Na dzisiaj to już wszystko.- odpowiedział.-Wróć do obozu, zobaczymy się jutro.
Tak jak kazał, wróciłam do obozu. Postanowiłam się przydać i zawitałam do żłobka chcąc wymienić mech.

-Cześć mamo!-przywitałam się z Kolorowym Liściem.
-Cześć córeczko! Jak tam trening?
-Całkiem dobrze... Wpadłam tylko by wymienić mech w legowiskach.
-----Sratata, wymienianie, itd.----(rano)---------
W pełni już obudzona wybiegłam czekać na mentora przy wejściu do obozu. Niedługo po tym zauważyłam siostrę z Błyszczącym Kamykiem. Uśmiechnęłam się do nich na powitanie, na co Śnieżna Łapa odpowiedziała tym samym, a jej mentorka skinieniem głowy. W oddali zauważyłam też Kruczego Wąsa, rozmawiając z kilkoma kotami. Pewnie wyznaczał poranny patrol, jako zastępca. Potem podszedł do mnie, a ja od razu zaatakowałam go pytaniem
-Co dzisiaj?
-Pokaże ci tereny.
<Kruczy Wąsie?>

Od Rozmytego Pyłu CD Bladego Świtu

Kiedy Blady Świt wyszła od razu poczułem się senny. W jej towarzystwie nigdy mi się nie nudziło. Kiedy była przy mnie byłem jakiś taki... bardziej... weselszy? Nie wiem czy to określenie tu pasuje.
Nim się obejrzałem zasnąłem.

*Rozmyty wyzdrowiał, uczniowie przydzieleni, ogólnie czas teraźniejszy ble, ble*

Słońce zbudziło mnie rano. Obejrzałem się. Większość wojowników jeszcze spało. Jednak nikt kto się już obudził nie wyszedł z legowiska. Przeciągnąłem się leniwie. Nie ma co zrywać się z samego rana, dzień nie zając, nie ucieknie.
 Niebo było szare. Kiedy pierwszy promień słońca wychylił się zza horyzontu, jakby chciał sprawdzić czy jest bezpiecznie wyszedłem. Blady Świt miała swoją uczennicę - Słoneczną Łapę, a ja swoją - Korową Łapę.  Moglibyśmy razem w czwórkę wybrać się kiedyś na trening.
Życie w obozie wciąż trwało tak samo, ale czułem, że coś się zmieniło. Odkąd pojawili się nowi uczniowie spędzam mniej czasu z Bladym Świtem. Szkoda, tylko jej towarzystwo dawało mi te dziwne poczucie spokoju.
Pierwszy patrol już wyszedł. No, dość już tego dobrego. Pora na trening z Korową Łapą. Podszedłem do legowiska terminatorów.
- Korowa Łapo, czas na trening. - powiedziałem. Po chwili z legowiska wyskoczyła pręgowana.
- Co dzisiaj robimy? - zapytała.
- Ćwiczymy walkę. - odparłem i ruszyłem do wyjścia. Zobaczyłem jeszcze, że jej oczy zabłysnęły. Lubiła ćwiczyć walkę. Częściej polowała, ponieważ zdobywanie jedzenia szło jej trochę oporniej niż obrona i atak.

*po treningu*

Wrócałem do obozu. Kazałem jeszcze Korowej Łapie zapolować. Trochę świeżej zwierzyny nie zaszkodzi. Może i ja z Bladym Świtem wyszlibyśmy na polowanie? Jeżeli będzie w obozie napewno ją o to zapytam.

<Blada?> Mioteu budzi się do życia

Od Bladego Switu CD Słonecznej łapy

Łaciata kotka mocno przycisnęła uczennicę do ziemi, aby następnie rozluźnić uścisk, schodząc z niej. Chciała ją głównie nastraszyć oraz pokazać to, jak znienacka ktoś może zaatakować. Wszystko, co robiła Blady Świt, miało swój sens - nawet, jeśli trudno go było odnaleźć, to jednak był i pozostanie, a jeśli ktoś by go nie odnalazł, to po prostu byłby jego problem.
- Gdyby to był wojownik z innego klanu, już dawno byś widziała swoją matkę - oznajmiła, a jej ton był chłodny i poważny. - Choć... Nie, pieszczochy nie idą do tak zaszczytnego miejsca jak Gwiezdny Klan, dlatego ty postaraj się nie ujawniać pochodzenia swojej matki. Czuj się dumna przynajmniej z własnego ojca.
Tak, zagrywki takie jak ta również miały swój cel. Wojowniczka nie chciała, aby uczennica traktowała ją jak towarzysza z legowiska. Owszem, mogłaby być dla niej milsza, lecz bardziej zależało jej na wyszkoleniu młodej, niżeli zawieraniu z nią pozytywnych relacji. Chciała po prostu, żeby ta traktowała ją na poważnie oraz wypełniała powierzone jej zadania z dozą niepewności i lęku, bojąc się, czy Blady Świt zaakceptuje wykonaną robotę. W ten sposób mentorka miała pewność, że terminatorka zrobi wszystko na miarę swych możliwości. Niestety, droga do dorosłości bywa ciężka, a Słoneczna Łapa musi się tego nauczyć.

<Słoneczna Łapo?>

Od Przejrzystej Łapy C.D Wrzosu

Zachowanie Wrzosu rozbawiło terminatora, na skutek czego jego kąciki pyska delikatnie uniosły się do góry, praktycznie niezauważalnie. Przejrzysta Łapa pozwalał się na wspinaczkę po ciele, dopóki czekoladowy kociak miał schowane pazury, a jego pyszczek był zamknięty. Nie chciał bowiem narażać się na małe ranki, do których mogłoby się wdać poważne skażenie. Uczeń przeniósł wzrok na brata młodego awanturnika, Fiołka, który najwyraźniej nie wydawał się być zainteresowany tą całą sytuację, ale również nie był zadowolony faktem, że przebywa tu ktoś obcy, nieznajomy. Cóż, Przejrzystej Łapie było to poniekąd obojętne, przynajmniej nie będzie miał dwóch brązowych kulek na grzbiecie. Gdy tylko syn Srebrnego Pyska poczuł, jak Wrzos ześlizguje się z jego boku z pomocą pazurów, wzdrygnął się, potrząsając ciałem. Nie minęła chwila, a kociak już dobrał się do jego ogona. Dwukolorowy kocur przygniótł go, a następnie zaczął obgryzać tak, jakby to była ryba.
- Ałała! - syknął z bólu, otwierając szeroko oczy. - To boli! - dodał, chwytając awanturnika za kark.
Wrzos nie wyrażał krzty zadowolenia dla tego, co zrobił Przejrzysta Łapa. Gdy tylko kwiatek przestał się szamotać, terminator odstawił go na ziemię, w duchu licząc na to, że ten zaprzestanie gryzienia go.

<Wrzos?>

22 kwietnia 2017

Od Lisiej Duszy CD Kaczej Łapy

Słońce zaczęło wychodzić. Bardzo przeżyłam śmierć Orzechowej Łapy, trudno było mi się z tym pogodzić. Gdy tylko dowiedziałam się, że będę uczyć Kaczą Łapę, rozchmurzyłam się. Być może będzie to szansa na zapomnienie złych chwil?
Wyszłam z legowiska. Lekki wiatr otulał moje futro. Pomyślałam, że będzie to dobry dzień. Domyśliłam się, że uczennica już czeka, więc postanowiłam przyśpieszyć tępo. Nie myliłam się. Podeszłam do kotki, a ona otarła się o moje futro i przywitała się. Biło od niej niewyobrażalnym ciepłem, a w jej oczach widać było podekscytowanie i entuzjazm. Po chwili spojrzała na mnie oczekująco.
- Czy dzisiaj rozpoczniemy trening? - zapytała entuzjastycznie. Nie mogąc się doczekać, chodziła zniecierpliwiona już obecną sytuacją. Jej reakcja przypomina trochę tą z Orzechową Łapą.. Jednak nie chcę o niej teraz wspominać. Liczy się tylko tu i teraz.
- Oczywiście. Widzę, że jesteś dość niecierpliwą kotką, ale spokojnie, nie przeszkadza mi to. Mamy wiele czasu na naukę.. Myślę, że dzisiaj oprowadzę Cię po terenach, co ty na to? - Odrzekłam z zaciekawieniem, co odpowie mi uczeń. Uśmiechnęła się.
- Cudownie! Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę tą.. yy.. Głęboką.. Ścieżkę? - Dopytała na końcu. Myślę, że szybko przyswoi sobie wszystkie przeróżne nazwy.
-Dokładnie. Głęboka Ścieżka jest między Klanem Klifu oraz Klanu Wilka. Tam pójdziemy najpierw. - Miauknęłam i zaczęłam iść przed siebie. Mała kotka poszła w moje ślady.
Szłyśmy już tak dobrą chwilę, aż poczułam zapach. Postanowiłam się zatrzymać i sprawdzić węch mojej uczennicy.
-Czujesz? - Spytałam i przysiadłam na trawie.
--Tak troszkę.. czuję obcy zapach.. ale nie mam pojęcia do czego może należeć.. - Podkuliła się i zaczęła węszyć.
-To zapach kotów z Klanu Wilka. Zaczynamy się zbliżać do Głębokiej Ścieżki.. właściwe, to zapach jest całkiem świeży. Myślę, że niedawno ktoś z nich tu był.. jednak to dalej tereny naszego Klanu.. - Zaczęłam pochłaniać się w myślach. Czy powinnyśmy wracać?
<< Kacza Łapo? >>

Od Świetlikowej Łapy C.D Pszczelej Łapy

Kotka położyła się na trawie wciąż płacząc. Ułożyłam się obok po czym położyłam głowę na jej karku. Słone łzy spływały po moim pyszczku zostawiając wilgotne plamy i znikały w futrze na karku Pszczelej Łapy. Moja siostra również łkała i zdawała się nie zwracać uwagi na to, że na niej leżę. W takim stanie wstyd było by ktokolwiek nas zastał. Chciałam powiedzieć o tym mojej, już jedynej siostrze, ale nie mogłam wydać z siebie słowa. Ktoś do nas podszedł.
-Świetlikowa Łapo, Pszczela Łapo, czemu płaczecie?-usłyszałam zatroskany głos.
Podniosłam załzawione oczy na stojącą przy nas mamę. Wstałam. Po chwili podbiegł również tata. Nie czekając aż Pszczółka coś wyjaśni, nie czekając aż nawet o cokolwiek zapytają wtuliłam łebek w futro rudego kocura. Pszczółka nie podniosła się, wciąż leżała załamana. Mama podeszła i trąciła ją nosem. Na chwilkę przestała płakać, aby po chwili zacząć nie tyle płakać, co krzyczeć.
-To niesprawiedliwe! Dlaczego?! Czemu Klan Gwiazd musiał ją zabrać, czemu?!
-One wiedzą-liderka Klanu Nocy spojrzała na swojego zastępcę. Płomienna Pręga kiwnął głową patrząc na nas ze współczuciem.
-Osa wie?-zdołałam zapytać przez łzy i płaczliwe jęki.
-Nie, nie wie. Może nie powinniśmy mu o tym na razie mówić?-zapytała swojego partnera Malinowa Gwiazda.
-Tak... Popatrz-tata wskazał na nas ruchem głowy-Osa może to znieść jak one...
Mówił o nas jakby nas przy nim nie było. Moim zdaniem im dłużej trzeba będzie to odwlekać tym bardziej Osę zdenerwuję, że dowiedział się ostatni, że to było przed nim ukrywane... Nie odezwałam się jednak.
< Ktoś z zebranych? Pszczółka, rodzice?>

Od Świetlikowej Łapy C.D Srebrnego Pyska

-Tatuś też walczył?-chciałam zapytać, ale ugryzłam się w język. Moja mentorka go nie lubiła. Początkowo mnie to dziwiło, ale potem odkryłam, że też jej nie lubię. Każdy chyba tak może - kogoś nie lubić, a lubić kogoś innego. I to może się zmieniać. Polubiłam Srebrny Pysk. Podniosłam się aby pójść do mamy i zapytać ją o tą wojnę, jednak coś mnie powstrzymało.
-Srebrny Pysku?-zapytałam jeszcze cichutko.
-Tak?-odparła sennie. Było już późno i za pewne również chciała iść spać.
-Czy jesteśmy bezpieczni?
-W jakim sensie?
-Klan Burzy jest szybki... Może nas szybko zaatakować.
-Klan Burzy ma zbyt mało wojowników, nie są potężni jak nasz klan.
-Nasz klan jest potężny?-zaświeciły mi się oczy-To dzięki moim rodzicom?
Mentorka zgromiła mnie wzrokiem.
-Potęgą naszego klanu bynajmniej nie są twoi rodzice, a wojownicy tacy jak ja. Gdybym była liderem wiedz, że byłby potężniejszy.
Wolałam nie pytać dlaczego Srebrny Pysk tak bardzo chce być liderem. I dlaczego nie lubi moich rodziców. Z drugiej strony sama chciałabym być liderem... I nazywać się Gwiazda...

***

Ziewnęłam po czym leniwie wyciągnęłam przed siebie przednie łapki. Dziś stanie się coś niesamowitego... Co? Nie byłam tego pewna. Zamknęłam oczy rozkoszując się słońcem które dopiero co wstało.
-Świetlikowa Łapo, nie mamy całego dnia na twój trening!-usłyszałam rozgniewany głos. Podniosłam się i przekrzywiłam głowę. Wciąż rozespana nie mogłam rozpoznać właściciela tego głosu.
-Srebrny Pysk?
Kotka rzuciła mi pogardliwe spojrzenie. Teraz rozpoznałam mentorkę.
< Srebrny Pysku?>

21 kwietnia 2017

Od Wilczej Duszy C.D Motyla, Milczącej Sadzawki

*Małe cofnięcie się w czasie*

 Samotniczka owinęła łapy ogonem, przysuwając Motyla do siebie. Łzy mimowolnie napływały jej do oczu, aby potem spaść na ziemię. Kocica westchnęła smętnie i polizała synka.
- Wszystko... wszystko będzie dobrze, Motylku.- Odpowiedziała.- Chodź, wróćmy do Dziupli.- Dodała po chwili. Przez całą drogę wlokła się, w głowie krążyła jej tylko jedna myśl: ''Dlaczego on?"
Do legowiska wskoczyła bez entuzjazmu, od razu położyła się na suchym mchu, aby odpocząć po tym smutnym przeżyciu.


*Opowiadanie Milczącej*

- Może mogę wam jakoś pomóc?- Spytała wojowniczka. Wilcza Dusza odwróciła głowę w jej stronę. Już miała syknąć coś niemiłego, zaadresowanego do Milczącej Sadzawki, kiedy nagle Motyl pisnął cichutko.
- M-mamo... może jakoś u-uda jej się nam pomóc-c?- Wyszeptał, spoglądając na matkę rozszerzonymi, zaszklonymi oczyma.
- A co jeśli to pułapka?- Samotniczka wyglądała na pewną swych słów.- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz nas zwabić w zasadzkę?
Trzepała gniewnie ogonem, wbijając groźne spojrzenie, mówiące ''Tylko tkniesz moje dzieci, a pożałujesz!'' w niebieskawą kocicę. Malinka spojrzała na rodzicielkę pytająco.

<Milcząca?>

Od Malinki

Minęło trochę czasu od śmierci taty. Bardzo za nim tęskniłam, tak samo jak Motyl i mama. Pewnego dnia mam zabrała nas na lekcje polowania. Uznała, że kiedyś nam się to przyda. Poszliśmy kawałek od naszej Dziupli. Tam wyczuwałam zapach kilku myszy.
- Czujecie coś? - spytała mama.
- Tak! Jest tu kilka myszy. - odpowiedziałam.
- Dobrze Malinko. Są tu myszy, ale coś jeszcze.
- Są tu też ptaki. - powiedział Motyl.
- Tak Motylu. Są tu dwie... może trzy sikorki. Dziś pokażę wam jak polować na myszy. - powiedziała mama.
Potem odeszła kawałek, a skinieniem ogona kazała nam zostać na miejscu. Po chwili przyglądania się w trawę, kucnęła i zaczęła węszyć. Po kilku uderzeniach serca zaczęła skradać się do małego zwierzaczka. Następnie skoczyła i jednym drapnięciem, uśmierciła ofiarę. Podeszła do nas ze zdobyczą, którą po chwili wypuściła.
- Teraz twoja kolej Motylu. Zlokalizuj swoją pierwszą ofiarę. - powiedziała mama.
- Co to znaczy ,,zlokalizuj"? - spytał brat.
- To znaczy znajdź. Użyj wzroku i węchu. - odpowiedziała czarna kotka.
Po chwili Motyl wpatrywał się już w trawę. Następnie przykucną tak jak mama i zaczął powoli się skradać.
- Ogon trochę niżej Motylu. I gdy będziesz gotowy do skoku przenieś cały ciężar ciała na tylne łapy. - poradziła mama.
Motyl wykonał jej polecenia, a już po kilku uderzeniach serca skoczył. Ja słyszałam tylko pisk ofiary, a potem zobaczyłam mojego brata idącego ze swoją pierwszą zdobyczą.
- Dobrze Motylu. Teraz ty Malinko. - powiedziała czarna kocica.
Zaczęłam wypatrywać myszy, którą znalazłam już po czterech uderzeniach serca. Kucnęłam i już miałam skoczyć, ale...
- Malinko, nie ruszaj ogonkiem. Ofiara może Cię zauważyć. I pupę trochę niżej. - odezwała się mama.
Wykonałam jej polecenia i zaczęłam się skradać. Byłam już bardzo blisko, gdy nagle mysz zaczęła uciekać. Zaczęłam ją gonić i w końcu złapałam ją i udusiłam. Potem wróciłam do mamy i Motyla.

< Motyl? Wilcza Dusza?>

Od Sowy C.D Pustułkowego Dzioba

Sówka była bardzo zakłopotana.
- Tooo dobrze, bo ja już muszę iść, och, jak już ciemno, do widzenia! - rzuciła i biegiem ruszyła do domu.
Była podekscytowana i zawstydzona. Podrywanie nieznajomych i rodziny było nieco kłopotliwe, a ona zrobiła te dwie rzeczy na raz, a to drugie jeszcze nieświadomie. Pędziła z taką szybkością, że nie zauważyła płotu swojego domu i uderzyła swoim pustym łbem w deski, które wydały przy tym śliczny, głuchy dźwięk.
- Jasna cholera, co jest?! - warknął ktoś po drugiej stronie.
- KUKUŚ! - wykrzyknęła Sowa, rozpoznając głos siostry - Kukuś ja tam biegłam, przez ten las no i ja spotkałam takiego kota i się pogadałam z nim i wtedy przyszedł drugi kot który mówił coś tam o jakimśklaniewilkaisięokazałożetenpierwszykot TO NASZ KREEEEEWNY!
- Sowa, wchodź do środka... - westchnęła Kukułka - Nawdychałaś się leśnego powietrza, głupia gąsko.
- A stul pysk! - jęknęła oburzona jednooka - Mówił, że pochodzi od Jeleniej Gwiazdy i Sowiego Skrzydła, a Sowie Skrzydło to nasza babcia, nieogarze! - W tym momencie brązowa kotka przestała już mówić, tylko wydawać dźwięki mocno wkurzonego kota.
Siostra Sowy spojrzała na nią ze współczuciem w oczach, po czym zeskoczyła z płotu i zniknęła za deskami.
***
- Heeej, Sowuś...
Od spotkania z Pustułkiem minęło parę tygodni. Oczywiście, rodzeństwo nie dało Sówce spokoju, w szczególności Kukułka.
- Czego chcesz? - mruknęła Sowa.
- Jak tam ten twój zaginiony kuzyn...?
< PUSTUŁ?>

Od Borsuczej Łapy

 Borsucza Łapa powąchał w powietrzu. Był na treningu, jako zadanie od mentora, otrzymał polowanie, więc nie zwlekał dłużej i ruszył. Niestety, żaden zapach jeszcze nie wzbudził jego zainteresowania, gdyż czuć było jedynie te cholerne mewy, wyżerające szkodliwe syfy z śmietniska Dwunożnych. Ale czego się dziwić po głupich ptakach?! Wszędzie ich pełno! Syknął w myślach uczeń, maszerując dalej. Dziś był w wyjątkowo złym nastroju. Nie dość, że dzień nie należy do tych ładnych, to wszędzie są kałuże, a wstąpienie w nie tworzy hałas. Po dłuższej chwili żmudnego skradania się, Borsucza Łapa wytropił mysz. Nareszcie! Pomyślał z wyrzutem, cicho podchodząc do ofiary. Wytężył zmysły. Teraz albo nigdy... Nie minęło pięć uderzeń serca, Klifiak wyskoczył do góry, spadając na bezbronne, małe stworzonko. Zdobycz zdążyła tylko pisnąć, zanim terminator zagryzł ją.


***

 Nastał wieczór, Borsucza Łapa właśnie oczyszczał swoją sierść z zabrudzeń, kiedy do legowiska uczniów weszła Zabluszczona Łapa. Kocurek uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Cześć, Zabluszczona Łapo.- Miauknął.
- Cześć.- Odparła, kładąc się na mchu.
- Czego się dziś uczyłaś?- Starszy uczeń podsunął temat.


<Zabluszczona Łapo?>



20 kwietnia 2017

Nowy członkowie Klanu Gwiazdy i Pustki


Bzowy Błysk
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Został zabity, gdy wypędzano samotników.
Był samotnikiem, więc odszedł do Pustki.
                                        


Srocza Łapa
Powód odejścia: Decyzja administracji.
Przyczyna śmierci: Została zabita przez lisa.
Odeszła do Klanu Gwiazdy.

19 kwietnia 2017

Od Wybladłego Wspomnienia

  Wojowniczka weszła powoli do zimnej wody. Nie był to jej ulubiony sposób polowania, ale tłuste ryby przydałyby się Klanowi Nocy. Po chwili czekania, pod wodą, można było dojrzeć lśniący, srebrny kształt, płynący przed siebie. Wybladłe Wspomnienie od razu zanurzyła głowę w chłodnym płynie, łapiąc niczego niespodziewającą się ofiarę w kły. Rzuciła ją na brzeg i wróciła do czekania na kolejną zdobycz. Po kilkudziesięciu uderzeniach serca czekania, kocica znów coś wypatrzyła. Nie było jednak płocią czy łososiem. Nie. To było zielone. Żaba. Pomyślała, skacząc tuż na gada. Po chwili swe życie zakończyło kolejne, małe żyjątko.

***

 Drobne, deszczowe krople spadały na ziemię, tworząc kałuże i mocząc wszystko dookoła. Wojowniczka właśnie opuściła Obóz wraz z resztą porannego patrolu, do którego należał Osia Łapa, Płomienna Pręga, Palący Piorun i Srebrny Pysk. Gdy zbliżyli się do granicy z Klanem Klifu, od razu można było wyczuć ostry fetor lisa. Świeży, na ich nieszczęście. Po chwili zza drzewa wychylił się lis.

<Płomienna Pręga? Osia Łapa? Srebrny Pysk?>

Od Milczącej Sadzawki C.D Wilczej Duszy

-Aagrh! -na Milcząca Sadzawkę skoczyła jakaś czarno-biała kulka, wczepiła się pazurkami w jej pierś.
Niebieskawa kotka miotała się, a zębami sięgnęła karku rywala. Już miała rzucić go na skałę, gdy zorientowała się, iż to jest Motyl. Kociak pisnął cicho, z zaskoczenia lub bólu. Kocica delikatnie go postawiła na ziemi. Usiadła i zaczęła lizać swoją łapę, kątem oka obserwując kocię i spytała się ciut zbyt chłodno:
-Co tu robisz, Motylu? Gdzie Wilcza Dusza?
Jakby na zawołanie, z zarośli wyszła ciemna kotka. Samica mierzyła wojowniczkę swoim spojrzeniem zielonych oczu. Gdyby mogła zabijać wzrokiem, zapewne Milcząca Sadzawka była martwa.
-Uczę go polować. Jego i Malinkę. -powiedziała cicho, a Motyl podszedł do niej i zaczął się ocierać o jej łapy.
Wojowniczka zjeżyła się, widząc jej nonszalancję. Mimo wszystko, to wciąż tereny Klanu Wilka, jej Klanu, którego przysięgła bronić nawet za cenę życia. Ta trójka samotników coraz głębiej zapuszczała się na tereny Klanu Wilka. Ponownie zaczęła miotać chudym ogonem, bijąc o rozmrożoną ziemię, a jej oczy stały się malutkimi szparkami.
-To terytorium Klanu Wilka. -rzekła zimno.- Wracaj do swojej Dziupli.
Wilcza Dusza otworzyła pysk ze zdumienia i wściekłości. Jej długa, czarna sierść zjeżyła się, lśniące kły obnażyły się, a mięśnie kotki zagrały jej rytmicznie pod futrem.
-Nie wiesz z kim zadzierasz. -syknęła, a potem dodała drwiąco.- Wojowniczko.
Obie kotki patrzyły na siebie wrogo, trzepiąc ogonami na boki. Ich kły zalśniły w słońcu, a kociaki spoglądały z przestrachem. Nagle, jednym susem, w ciągu jednego uderzenia serca, kocice skoczyły na siebie i stworzyły czarno-niebieskawą kulę futra. Wilcza Dusza, bardziej silna niż Milcząca Sadzawka, szybko ją przygwoździła do rozmrożonego gruntu. Niebieskawa wojowniczka zaczęła drapać ją tylnymi łapami, powodując u czarnej samotniczki wrzask bólu.
-Proszę, przestańcie! -samice usłyszały przerażony krzyk.
Motyl stał, trząsł się ze strachu. Jego rozszerzone ze strachu oczy spoglądały raz w stronę jednej kotki, raz w stronę drugiej.
-Nie chcę, żebyś umarła mamusiu...-zaczął cicho łkać.- Jak tatuś, mamusiu...
W zielonych oczach samotniczki zalśniły łzy. Puściła wojowniczkę i gestem przywołała potomstwo do siebie. Kocięta wtuliły się w nią. Owinęła je szczelnie puchatym ogonem, po czym pozwoliła łzom spłynąć jej po polikach. Wojowniczka stała wstrząśnięta. Strzepała z siebie kurz i piach, po czym usiadła obok kotki z młodymi. Rzuciła jej współczujące spojrzenie i powiedziała ciepło:
-Nie wiedziałam...
Wilcza Dusza obróciła ku niej łeb. Oczy zalśniły dziko i agresywnie. Pysk zmarszczył się, gdy wysyczała przygnębiające słowa:
-Wy nigdy nic nie wiecie.
Po czym spuściła głowę, zapewne, żeby niebieskawa kotka nie widziała jej płaczu. Nie wydawała z siebie żadnego odgłosu, ale Milcząca Sadzawka widziała łzy, które kapały na ziemię. Niebieskawej kotce zrobił się żal kociąt i czarnej kotki. Miauknęła głośno i pewnie:
-Może mogę Wam jakoś pomóc? -zapytała, przekrzywiając łebek.
[Wilcza Duszo? weny brak]

Od Kruczego Wąsa CD Zabluszczonej Łapy

Kiedy uczennica zapytał o swojego ojca nie mogłem jej odmówić. Ma prawo wiedzieć kim był i jak zmarł, jednak tak samo Kolorowy Liść miała prawo jej nie odpowiadać. Ogonem nakazałem jej usiąść. Kotka wykonała polecenie i czekała aż coś powiem.
- Nie znałem go dobrze, jednak wiem, że był wspaniałym wojownikiem. Bardzo mężnym, odważnym i lojalnym. Zmarł w walce z szczurami, poświęcił się. Gdyby nie on, pewnie zaatakowały by obóz, szczury są paskudne. Roznoszą choroby, śmierdzą, a ich mięso jest okropne w smaku, do tego łatwo jest po nim zachorować. - powiedziałem i popatrzyłem na zdołowaną kotkę. Było mi przykro, nigdy nie poznała swojego ojca. Czujesz w sercu pustkę, której nikt nie potrafi wypełnić. Dziura jest w kształcie tego właśnie kota, nikt inny tam nie pasuje. - Rozchmurz się. Musisz przyzwyczaić się do takich sytuacji, świat nie jest taki piękny jak ci się wydaje. Młodemu wydaje się, że może wszystko, że jest panem życia i świata. Jednak to nie jest prawda, życie to perfidny zdrajca. Kiedy ty najmniej się tego spodziewasz, on sypie ci piachem w oczy. Czasem jest monotonne, takie same, nudne, jednak to tylko pozory. Zawsze jest w nim jakiś dreszczyk emocji, jakiś większy sens. Nawet to co zjadłaś dziś wpłynie jakoś na to co stanie się za 10 księżyców. Musisz to zrozumieć młodziku, dla was to trudne, skomplikowane. Dla jeszcze innych bezsensowne, głupie i niepotrzebne. Mam nadzieję, że ty to zrozumiałaś.

<Zabluszczona?>

18 kwietnia 2017

Od Motyla C.D. Kruczego Wąsa

- Idę na polowanie. – powiedział Bzowy Błysk. Byłem zawiedziony. Tata wciąż wychodził na polowania i nie miał dla mnie czasu. Postanowiłem, że tym razem powiem mu, że chce iść z nim.
- Poczekaj tato! Chce iść z tobą! – krzyknąłem.
- Dobrze ale mama też musi się zgodzić. Wilcza Duszo, czy Motyl może iść ze mną?
- No nie wiem… Dzisiaj jest trochę chłodno… Eh no dobrze.
Mój smutek od razu zmienił się w radość. Może coś upoluje, a wtedy rodzice będą ze mnie dumni! Od razu poszedłem za tatą. Po dłuższej chwili poczułem jakiś zapach. Nie czułem go nigdy wcześniej a raczej nie była to zwierzyna. Pomyślałem, że spytam o to taty.
- Co to za zapach? – spytałem. 
- To zapach Klanu Klifu. Ich granica jest niedaleko. – odpowiedział cicho.
Ale czym był ten Klan Klifu? I o co chodziło z tą granicą? Spojrzałem na kocura pytającym wzrokiem, lecz on na mnie nie spojrzał. Moim zdaniem oczywiste było to, że nie będę wiedział o co z tym chodzi i należy mi wyjaśnić. Więc czemu kocur tego nie zrobił? 
- Ale czym jest ten Klan Klifu i granica? – zapytałem.
Tata poszedł ze mną w krzaki i zaczął opowiadać, że Klany to takie duże grupy kotów i że są cztery takie klany i czym jest granica. Ta historia mnie trochę znudziła. Na początku nawet fajnie się słuchało ale potem było już nudno. W końcu kocur skończył opowieść. Już otwierałem pyszczek, żeby zapytać, kiedy zapolujemy ale tata jakby czytając mi w myślach powiedział.
- Trzeba w końcu zapolować. Widzisz tamtą nornice? – spytał, odchylając gałązkę krzewu. Kiwnąłem głową na znak, że widzę. – Ty zostań tutaj i zobacz jak się poluje. 
Znów kiwnąłem głową na znak zgody. Kocur wyszedł z krzaków i zaczął skradać się do zwierzaka. Obserwowałem uważnie każdy jego ruch. Gdy był już całkiem blisko skoczył na ofiarę. Wrócił do mnie z piszczkiem w zębach. Spojrzałem na niego pełnym podziwu spojrzeniem.
- Poczekaj tu jeszcze chwile. Złapie coś jeszcze. – powiedział wychylając łeb z krzaków.
Tata wyszedł. Odgarnąłem gałązki w jednym miejscu, żeby dobrze widzieć co się dzieje na zewnątrz. To, co zobaczyłem przeraziło mnie. Naprzeciwko taty stały cztery, obce koty. Ciemny kocur stojący na czele grupy mówił coś do taty. W pewnej chwili rzucił się na tatę. Po chwili wszyscy zaatakowali tatę. On się nie poddawał, ale czwórka kotów miała nad nim przewagę. Nie wiedziałem o co chodzi. Może to tylko żarty? A może prawdziwa walka? Nagle nieznajome koty odeszły od szarego kocura. Leżał na ziemi i się nie ruszał. Nie wytrzymałem. Wybiegłem z ukrycia.
- Tato! – krzyknąłem, podbiegając do kocura.
Grupa kotów spojrzała po sobie, jednak ja nie zwracałem na nich zbytniej uwagi. Z tatą było cos nie tak. Nie odpowiadał. Nie wiedziałem co się stało. Może zasnął? Miałem taka nadzieje. Dowódca grupy nieznajomych prychnął na mnie, po czym zaczął się oddalać. Za nim poszła reszta kotów. Postanowiłem od razu pobiec do mamy, powiedzieć co się stało. Biegłem drogę którą zapamiętałem. Wskoczyłem do dziupli. W środku leżała mama i śpiąca Malinka. Czarna kocica spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Zapewne zdziwiła się że wracam bez taty.
- Mamo! Coś nie tak z tatą! – Jęknąłem.
Kotka szybko wstała, zostawiając śpiącą Malinkę. Wyskoczyłem z dziupli i popędziłem w kierunku miejsca, w którym leżał tata. Mama biegła za mną. W końcu byliśmy na miejscu. Mama od razu podbiegła do taty. Ja również do niego podszedłem. W związku z tym, że nie wiedziałem co się mu dzieje spytałem mamy.
- Mamo? Czy tata zasnął?
Kotka nie odpowiedziała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Mamo? – Powiedziałem zaniepokojony.
- Nie Motylku. Tata… Tata nie żyje. – Powiedziała płacząc.
Moje oczy również zapełniły się łzami. Przytuliłem się do mamy. Kotka dalej płakała.
- Mamo – powiedziałem na chwile wstrzymując płacz – Czy jeszcze kiedyś spotkam tatę?
- Tak. Kiedyś tak. – odpowiedziała.
<Wilcza? Pociesz :( >