Powoli oddaliła się od medyczki i jej pacjentki, kierując się w stronę pacjentów, którzy od dłuższego czasu przebywali w lecznicy. Podała jednemu z nich mech nasączony świeżą wodą, a kolejnemu zaśpiewała piosenkę, chcąc umilić czas kuracji. W końcu jednak zatrzymała się obok mamy, która bez zbędnych czułości, obdarowała córkę całkowicie zwyczajnym spojrzeniem, niewyrażających żadnym emocji.
– Dlaczego nie jesteś na mnie zła, mamo? – spytała. – Tata jest zły, Lotosowa Łapa chyba też, ale ty nie... – miauknęła.
– Nie mam powodu, by być na ciebie zła. Raczej jestem pod wrażeniem, że nie bałaś się wyjść nocą sama poza obóz – odparła Leszczynowa Wiązka, nachylając się do córki. – Zamiast dodatkowych obowiązków powinnaś otrzymać pochwałę. Starsi od ciebie uczniowie, nie mówiąc o wojownikach, baliby się opuścić samemu nocą obóz. Natomiast ty...
– Też się bałam – wyznała. – Na początku... Jednak z każdym kolejnym krokiem strach znikał. Byłam... szczęśliwa, kiedy mogłam tak sama chodzić nocą po polanie. Nie musiałam się niczym martwić. W szczególności słońcem.
Leszczynowa Wiązka odsunęła się od córki i zasłoniła pysk łapką, starając się nie nakasłać na nią. Wróżka zastrzygła uszkami zmartwiona stanem mamy; kocica rzadko opuszczała obóz, właściwie kotka nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam mamę poza kociarnią, legowiskiem wojowników, czy przesiadującą przy pieńku w sercu obozu. Na domiar złego teraz jeszcze kocica złapała kolejne choróbsko, które sprawiło, że na dobre zadomowiła się w legowisku medyków.
Wełnista Łapa oparła mordkę o krawędź posłania, na którym leżała mama. Wlepiła w szylkretkę smutne spojrzenie. Delikatnie poruszyła noskiem, chcąc zapamiętać aktualny zapach rodzicielki; ten zmienił się od czasu, gdy przebywała w kociarni. Wyciągnęła łapkę w jej stronę i ostrożnie dotknęła opuszką boku kocicy. Zamknęła oczy i wyszeptała krótką modlitwę do wojowników przebywających na Srebrzystej Skórze, aby pomogli mamie wyzdrowieć. Tak, aby męczący kaszel oraz katar znikł na dobre i aby kocica z uśmiechem na pysku mogła opuszczać obóz. Bo sama nie była w stanie jej pomóc, nie ważne, jak bardzo chciała.
– Cieszę się, że pokazałaś wszystkim, że jesteś zwyczajnym ciekawskim uczniem, którym może pozwolić sobie na psoty i wybryki – wymruczała, ponownie przysuwając swój pysk w stronę Wróżki. – Może wasz ojciec i reszta klanu w końcu to pojmie i przestaną w was się doszukiwać... Sama nie wiem czego – westchnęła. Zmrużyła oczy i dotknęła nosem policzka Wróżki w geście pocieszenia.
Wiedziała, że mama miała całkowicie inne podejście wobec niej i jej braci niż tata oraz koty gorliwie wierzące w Klan Gwiazdy. Nie wymagała od niej na dobrą sprawę niczego oprócz samodzielności i bycia "sobą".
– A jeśli tata ma rację... – Uniosła łebek. – Tylko może wciąż jesteśmy za mali... – Spojrzała na swoją łapkę, zastanawiając się, czy "błogosławieństwo", którym obdarowała parę kotów jako kocię, faktycznie zadziałało, czy może jednak był to czysty przypadek, jak jej narodziny tuż po śmierci Białego Pawia. No i jej nietypowy kolor oczu... musiało coś za tym stać! Jakaś wyższa siła, może niekoniecznie sam Gwiezdny Klan. Bo nieważne jak bardzo tego chciała, Klan Gwiazdy nie odzywał się do niej. Nie odpowiadał na jej pytania. Milczał, nieważne jak gorliwie się do nich modliła.
~~~
Wgramoliła się do legowiska, na którym leżała mama; kocica spała, dlatego też nie próbowała odgonić od siebie córki. Wełnista Łapa ostrożnie położyła się u boku matki, zastanawiając się, jak może jej pomóc. Lekarstwa medyków nie działały, a Klan Gwiazdy milczał. Wielcy przodkowie nadal milczeli, nie decydowali się na rozmowę z jedną ze swoich gorliwych wyznawczyń. Polizała szylkretowe futro, by już chwilę później westchnąć smutno i położyć głowę na swych małych łapkach.
– Co mamie dolega? – spytała, przenosząc spojrzenie na Zawilcową Koronę. – Nie chodzi mi o katar i kaszel... – dodała
– Nie wiesz? – podjął kocur lekceważącym tonem, nie racząc odwrócić głowy w stronę Wróżki. Koteczka czuła bijącą niechęć od kocura, co gryzło się z funkcją, jaką pełnił. W końcu, jako medyk wierzył w Klan Gwiazdy, prawda? Dlaczego więc jej obecność mu przeszkadzała. – To wasza trójka, ty i twoi bracia, odpowiadacie za jej stan. – Po tym jak to powiedział, jak gdyby nic zniknął w głębi wieży.
Uniosła łebek, nie odrywając spojrzenia od kocura. Poruszyła nerwowo noskiem, nie bardzo rozumiejąc, w jaki sposób miała sprawić, że mama zachowywała się nieco inaczej niż inne mamy, ciągle odwiedzając medyków, jeszcze przed aktualną chorobą.
– Proszę was Gwiezdni Przodkowie. – miauknęła – Pomóżcie mamie wyzdrowieć. A jeśli wy nie możecie, to chociaż pozwólcie mi ją uzdrowić. – spojrzała na swoje łapki, które w żaden sposób nie były w stanie pomóc kocicy. Ani teraz, ani w przyszłości.
~~~
Leszczynowa Wiązka umarła. Przyczyna jej śmierci nie była dokładnie znana koteczce, inni medycy otwarcie nie mówili o tym, co jej dolegało, jednak mama odeszła podczas snu, a jej wyraz pyska wskazywał na to, że w chwili śmierci nie czuła bólu. Wełnista Łapa była pierwszą, która dostrzegła, że coś jest nie tak; mama od dłuższego czasu nie ruszała się i nie reagowała na obecność córki. W trakcie, gdy medycy potwierdzali zgon wojowniczki, koteczka pomalutku wycofała się i zderzyła się plecami ze ścianą Skruszonego Drzewa. Wstrzymała na dłużej oddech, by chwilę później skulić się i zacząć cicho płakać. Jakiś kot, może wojownik, może medyk, wprowadził ją na schody prowadzące do legowiska lidera, prosząc, aby poczekała tutaj. Być może kot chciał oszczędzić uczennicy widoku nieboszczki, a może uznał, że ktoś taki jak Wróżka najzwyczajniej w świecie przeszkadza, plątając się pod nogami. Jednak w tamtej chwili Wróżka została sama, do czasu, aż w legowisku medyków nie pojawił się tata, a zaraz po nim jej bracia. Ojciec całkowicie zignorował Wróżkę, znikając w głębi wieży, natomiast dwoje kocurków znalazło się u boku zapłakanej koteczki. Wełnista Łapa wtuliła zapłakaną mordkę w futro jednego z braci, a w jej umyśle coraz bardziej żywa była myśl, sugerująca, że w całej ich trójce, a już na pewno w niej, nie ma żadnej wyjątkowości. Prośby, czy wręcz błagania kotki, aby mama nie odchodziła na Srebrzystą Skórę pozostały bez echa przodków.
[Trening wojownika - 1014 słów]
Wyleczeni: Skrzydlata Łapa
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz