przeszłość, akcja na miejsce niedługo po otrzymaniu dodatkowych obowiązków, przed śmiercią Leszczynowej Wiązki oraz przed narodzinami kociąt Jagodowego Marzenia
– Wełnista Łapo. Masz gościa – miauknął Skowroni Odłamek, gdy tylko dostrzegł w wejściu lecznicy Skrzypiącą Łapę.
Kotka przytaknęła łebkiem twierdząco, jednak nie przestała pakowania przygotowanych ziół przez głównego medyka, które miała zanieść królowym i ich kociętom. Była niemalże pewna, gdy tylko przekroczy próg żłobka, u jej boku pojawi się niebieski kocurek, narzekając, że ta go zostawiła samego w żłobku. Ilekroć przypominała mu, że przecież ma dwóch braci i mamę, ten nadymał poliki i na parę uderzeń serca obrażał się na kotkę.
– Dzień dobry Skrzypiąca Łapo – uprzedziła kocura, gdy ten zbliżył się do niej i brązowego medyka. Zrobiła zatroskaną minę, gdy przeniosła spojrzenie na ucznia. Doskonale zdawała sobie sprawę, co było powodem jego odwiedzin w lecznicy. – Znowu się potknąłeś?
– Dzień dobry Wełnista Łapo. Skowroni Odłamku. – Przywitał się i usiadł obok kotów. – Nie. Tym razem wbiłem sobie kolec, kiedy razem Cyklonową Łapą wybraliśmy się w okolicę Martwego Szlaku – Uniósł łapę i lekko nią poruszył, ukazując sporych rozmiarów kolec. – Postanowiłem nie zwlekać z przyjściem do was, wystarczająco nasłuchałem się opowieści o kotach, które cudem uniknęły amputacji kończyny.
– Przypominam, że ja nie jestem medyczką – szepnęła do burego ucznia wojownika. W ramach kary otrzymała dodatkowe obowiązki w obozie, do których w głównej mierze należała pomoc medykom. Nie rozpoczęła jednak szkolenia medycznego i nie widziała, czy medycy zdecydują się ją w nie wtajemniczyć. Miała dbać o porządek na parterze i między innymi zanosić starszym oraz królowym i kociętom przygotowane przez medyków zioła.
– Nie jesteś, ale myślę, że nie szkodzi, żebyś spróbowała przekonać się na własnej skórze, jak wygląda nasza praca. Może i nie widzę na jedno oko, ale doskonale widziałem, z jakim zainteresowaniem obserwowałaś nas podczas zajmowania się pacjentami. No i przynajmniej Skrzypiąca Łapa nie będzie musiał czekać na powrót mojej siostry. Poinstruuje cię, a ty wyciągniesz kolec, zgoda?
– Naprawdę mogę? – Zapytała, niedowierzając własnym uszom. Czyżby Skowronek się zgodził tylko dlatego, że pozostałych medyków nie było w lecznicy i obawiał się, że będąc pozbawiony wzroku w jednym z oczu, może mieć trudności z wyjęciem ciała obcego z łapy ucznia? – Dziękuję, Skowroni Odłamku.
Instrukcje kocura były jasne, jednak koteczka obawiała się, czy uda jej się za pierwszym razem wyciągnąć kolec z łapy przyjaciela. Gdy syn Przepiórczego Puchu przyniósł mech i zioła, mające uniemożliwić wdanie się zakażenia w ranę, koteczka przystąpiła do działania. Trwało to uderzenie serca, może nieco dłużej; kolec udało się wyciągnąć.
– No. Już po krzyku. Dobra robota. – Mówiąc to, kocur przetarł ranę mchem i nałożył na łapę Skrzypu papkę z ziół. – Póki Wdzięczna Firletka razem z Zawilcową Koroną nie wrócą do lecznicy, jesteś wolna. Pamiętaj tylko, aby zanieść zioła do żłobka. – przypomniał kocur, by chwilę później zaszyć się w składziku.
– Dobrze – miauknęła, decydując się zanieść je właśnie teraz, by mieć do powrotu medyków wolne.
– Pomogę ci – rzucił kocur, nachylając się po jeden z pakunków. – Nie będziesz musiała chodzić w tę i z powrotem.
– Nie musisz. Pewnie jesteś zmęczony po treningu. – Pochwyciła w pyszczek sporych rozmiarów liść, na którym znajdowały się małe pakunki. Powoli ciągnęła go w stronę wyjścia, lecz Skrzypiąca Łapa zastawił jej drogę.
– Nalegam – miauknął, zniżając łebek na wysokość głowy Wróżki, by odebrać od niej ogonek liścia.
– Skrzypie! Przecież to moje zadanie! Jeśli ktoś pomyśli, że cię wykorzystuję... – rzuciła, będąc pewna, że jakiś wojownik lub uczeń mógłby tak sobie pomyśleć, gdyby zobaczył, jak to właśnie Skrzyp, a nie ona zanosi zioła. W końcu to ona otrzymała karę, co prawda łagodną, ale zamierzała uczciwie wykonywać powierzone zadania.
– Możesz być spokojna, Oskrzydlona Łapa i jego siostry jeszcze nie wróciły z treningu. Nie będzie nikogo, kto będzie mógł się do ciebie przyczepić czy drwić. Zresztą, szkoda, że ich nie ma. Fajnie byłoby zobaczyć, jak zielenieją z zazdrości – zaśmiał się. – Jeszcze nigdy nie udało im się mnie przekonać do wykonania za nich zadania.
– Skrzypie... – miauknęła cicho, jednak bury kocur był głuchy na jej prośby, jak i próbę skarcenia. A ona nie miała zamiaru się z nim szarpać. Grzecznie udała się za nim przez cały obóz, prosto do kociarni. I faktycznie, gdy tylko zajrzała do jej wnętrza, u jej boku, nie wiadomo nawet skąd i jak znalazł się Księżyc. Niebieski poruszał noskiem i jedynie zmarszczył go, gdy zdał sobie sprawę, że Wróżka nie przyszła do niego (i jego braci) sama, tylko w towarzystwie starszego ucznia.
[Trening wojownika - 695 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz